kw. 142014
 

Można się oczywiście śmiać z tego porównania, ale powiem Wam, że mało które miasto potrafi człowieka zaskoczyć tak pozytywnie jak Białystok. Ja tam byłem dawno temu, jak przenosiłem dom, a potem kiedy pełniłem przez chwilę funkcję przedstawiciela handlowego pewnej firmy. Oczywiście nie zajechałem do centrum, byłem gdzieś na peryferiach i na dworcu, raz na autobusowym, drugi raz na kolejowym. O ile ten drugi robił dobre wrażenie, o tyle pierwszy wyglądał dokładnie tak jak dworzec PKS Warszawa Zachód. Teraz zaś spędziłem trzy dni w samym centrum miasta. No i co? Przede wszystkim nie ma tam korków. W porównaniu z taką Łodzią czy Poznaniem Białystok jest miastem swobody komunikacyjnej, wszystko jeździ w dodatku bez tłoku. Wielkie place, wielkie ronda, wielkie kościoły. Budynek filharmonii także wielki. Oczywiście można mieć wiele zastrzeżeń do tej architektury, ale jest to jednak jakaś klasa. Szczególnie wnętrze robi wrażenie, tym większe jeśli mamy porównanie ze starą halą targową w Krakowie czy w Poznaniu, albo z tym co się działo w katowickim Spodku. Kłopot był jednak w tym, że targi miały bardzo słabą promocję. Chodziły słuchy, że zarząd opery odmówił w ostatniej chwili udostępnienia organizatorom powierzchni reklamowych, które ma do dyspozycji w różnych punktach miasta. Tak więc za całą reklamę wystarczyć musiały dwie brezentowe płachty ze smutnym napisem. Jedna przy rynku, druga przed samą operą. Jeśli to prawda, uważam takie zachowanie za skandaliczne. Targi książki, żeby zaczęły naprawdę żyć i funkcjonować, muszą być uczciwie prowadzone przynajmniej przez 5 sezonów. Przynajmniej 5 sezonów trzeba wabić wystawców ofertą lepszą niż mają inni, żeby impreza zaczęła przynosić zyski i promować miasto. Jeśli komuś zdaje się, że zarobi na targach książki od razu i ucieknie z tym do Biedronki, żeby kupić sobie tani jogurt i piwo, to znaczy, że zwariował.
Na wschodzie Polski nie ma innej niż białostocka imprezy targowej, a moim zdaniem powinny być trzy. Jedna właśnie w Białymstoku, druga w Lublinie, a trzecia w Przemyślu. Oczywiście do organizacji tych imprez należałoby zatrudnić sztab ludzi. Białystok zaś nie dość, że jest osamotniony to jeszcze liczba organizatorów jest tak mała, że szkoda w ogóle gadać. Wszystko trzyma się na jednym panu Kalinowskim. To są niemożliwe rzeczy. Ogłaszam tu wszem i wobec wielką potrzebę organizowania targów książki na ścianie wschodniej. Jeśli ktoś jest przeciwny to znaczy, że to zdrajca i nie ma się co bawić tutaj w jakieś subtelności. Przemysłu tam nie ma, buduje się drogi, które są całkiem niezłe i czymś tam się handluje, to wszystko. Rzeczywistość ściany wschodniej to świat urzędników i drobnych handlowców. Oferta kulturalna to z jednej strony wielka opera, a z drugiej telewizor i taniec z małpami. Targi książki, o czym ludzie współpracujący z organizatorami zdaje się zapomnieli to impreza dla dorosłych, dzieci są oczywiście mile widziane, ale przede wszystkim trzeba zadbać o czytelnika dorosłego. Wokół Białegostoku są jakieś miasta tam także trzeba promować targi, no ale do tego potrzebni są ludzie i dobra wola władz, dobra wola kooperantów. Nie zaś uporczywe parcie na zysk od razu. Targi to impreza przynosząca zysk, ale także impreza promująca miasta, muszą być więc one cykliczne, coraz lepsze, muszą przyciągać coraz więcej wystawców. Targi to szansa, to kurczak, który może wyrosnąć na kurę znoszącą złote jajka, nie można go zadusić i zjeść w potrawce, nie teraz.
Dzięki Bogu poza spotkaniami autorskimi organizatorzy nie zaplanowali żadnych imprez towarzyszących, bo można by było zwariować. To jest klęska te imprezy towarzyszące. Książka i handel książką nie mogą być łączone z występami zespołów dziecięcych i ludowych. No i w Białymstoku nie były na szczęście.
Mówią, że Łódź jest miastem studentów. To nie prawda, Białystok jest miastem studentów. Na rynku, który jest czymś po prostu fantastycznym każdego wieczora, bez względu na to czy było zimno czy nie gromadzili się ludzie. Jakiś facet żonglował pochodniami, jacyś młodzieńcy grali na trąbach i gitarach, była tam jednym słowem atmosfera. No i przestrzeń. Tam jest mnóstwo przestrzeni, powietrza i światła.
I mnóstwo sów. W nocy zwiedzaliśmy muzeum miejskie, wcześniej zaś staliśmy wraz z przewodnikiem przed pałacem Branickich, a jak gapiłem się na wylatujące wprost w nocne niebo sowy, które spędziły dzień na poddaszach i w wieżach.
Miejsce na targach miałem fatalne, pomiędzy dwoma traktami komunikacyjnymi, na piętrze. Tylko wiernym fanom zawdzięczam umiarkowany sukces tej imprezy, no i spotkaniu, które zorganizowali dla mnie panowie z Instytutu księdza Piotra Skargi. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas, żeby zajrzeć na targi książki w filharmonii podlaskiej, organizatorom targów i organizatorom mojego wieczoru autorskiego. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się zorganizować to wszystko lepiej, no i że promocja będzie mocniejsza i bardziej dynamiczna.

Na stronie www.corylus.pl rozpoczynamy sprzedaż nowych książek o matematyce. Mamy już drugą część Krótkiego kursy analizy matematycznej – funkcje wielu zmiennych. Mamy rzecz zatytułowaną „Poradnik samouka. Matematyka wyższa. Zrozumiesz rozwiążesz”. Mamy też książkę pod tytułem „Matematyka wyższa w technice i naukach stosowanych. Do samodzielnych studiów”. Zapraszam.

  12 komentarzy do “Białystok jak Paryż?”

  1. W Przemyślu nie ma szans. On przecież jest już prawie Ukraiński.

  2. W Białymstoku to książki w esperanto podobno czytają 😉

  3. Ci oczekujący na szybkie zyski, powinni zakupić książki Coryllusa i poczytać o tym ile to misternego „trudu” niektóre postaci historyczne musiały z siebie dać , zanim osiągnęły profity. Ile w tym misternym „trudzie” buntów chłopskich musiało mieć miejsce – inicjatywa na pozór wyglada zawsze na oddolną – ile pensji wypłaconych, do ilu rąk, do ilu dworów, ile śmierci w okolicznościach niejasnych, aby w końcu kogoś przekonać do ustępstw, żeby wreszcie ci od misternej roboty też mogli być dopuszczeni do dochodów. A jak się ktoś zachowa za nerwowo, to (jak Georg Hohenzollern ) to jeszcze stworzy sobie kolejne kłopoty… Nie ma zysków od razu. Tyle historia .
    No tak każdy biznes, targowo – książkowy także, musi mieć czas i kasę na zaistnienie w percepcji czytelników, jeden baner i jeden p. Kalinowski nie poradzi. Ale kiedy wiadomo gdzie były błędy, to już kolejne działania muszą być lepsze.

  4. Zupełnie z innej beczki. Ja tam jestem z chłopów z poznańskiego i nie kończyłem kierunku humanistycznego na uniwersytecie więc nie wydawało mi się to takie oczywiste ale faktycznie istnieje klasa ludzi uważających pracę zarobkową za coś niegodnego. Aż dziś znalazłem bloga najbardziej inteligenckiego polskiego inteligenta:
    minakowski.pl/chcesz-dobrej-placy-po-studiach-sloma-z-butow-ci-wychodzi/
    co to w ogóle za „jesteś inteligentem masz być biedny i nie narzekać bo jesteś inteligentem elitą narodu lepszym niż te wszystkie kmiotki”? To jest jak zabawa z tygrysem z ruskiego dowcipu: trochę śmieszne trochę straszne. Na postawę „praca zarobkowa jest poniżej mojej godności” mógł sobie pozwolić ziemianin mający ładny i dobrze zarządzany majątek, jak zaczyna według takiej maksymy żyć gołodupiec to (w zależności od stanu konta szybciej lub wolniej) będzie ewoluował w kierunku żulka spod budki z piwem (przy odrobinie szczęścia przechodząc przez fazę NEET/pakistańskiej rodziny z dziesiątką dzieci, jeśli kraj w którym mieszka zapewnia opiekę socjalną)
    Jeśli taki etos panuje w kaście urzędniczej to przestaję się dziwić tej pani tłumaczącej że urzędy nie pasożytują na przedsiębiorcach a przeciwnie, umożliwiają im pracę, wydając zezwolenia.

    A tekst tego pana o Wołyniu to jakiś syndrom sztokholmski.

  5. http://minakowski.pl/mlodzi-maja-przeane-z-powodu-demokracji/
    http://minakowski.pl/profesor-jako-obiekt-muzealny/
    no proszę, choćbym się skichał to tak bardzo nie jestem inteligentem i nigdy nie będę 😀 Jak na to patrzę to nawet dobrze.
    Może kogoś zdziwi moje burzenie się ale naprawdę mimo studiów na dwóch uczelniach, rodziny z nauczycielskimi tradycjami i różnych dziwnych znajomości nigdy nie spotkałem się z takim prawdziwym inteligentem żywcem ze stereotypu, no i byłem przekonany że ktoś taki będzie raczej w porządku. A tu nagle taki typ, pan doktor filozofii UW a każda jego notka ocieka jadem na kmiotków wychodzących przed szereg.

  6. Władzie miasta B-stoku nie reklamują tego co im się nie opłaca. A opłaca się informować podatników, że śmieci będą zbierać Władzie po cenie wyższej dwukrotnie niż do tej pory. Na papierze kredowym o tym każdego osobiście dwa razy zawiadamiali. A o Targach Książki w Białymstoku dowiedzieć się można od pana Coryllusa.

  7. Może Rzeszów zamiast Przemyśla, choć ten drugi ma swoje racje propagandowe.

  8. Jadem ? Pan Marek jest filozofem działającym na własny rachunek. Pan sobie popatrzy w przeszłość i zestawi zachowania filozofów.

    Filozofów warto czytać, warto z nimi dyskutować, implementowanie ich pomysłów to jednak dość niebezpieczna sprawa – Manifest rzeczpospolitański.

  9. Witam serdecznie. Co skłania Pana do takiego stwierdzenia?

  10. Słyszałem od człowieka z Podlasia opinię, że tamten region, za patriotyczną i niezłomną postawę, był celowo pomijany w inwestycjach za PRL-u. I pewnie tak było. W każdym razie temat wart Baśni.

  11. POmijany był też Kraków, Elbląg i Poznań i Radom i inne rejony. Taka była polityka mściwych gnomów, o mózgu wielkości ziarnka fasoli.
    Ich dzieci i wnuki noszą drogie ubrania i nie mieszkają na klepisku – cały sukces mściwych gnomów.

  12. Napisal Pan – „Na postawę „praca zarobkowa jest poniżej mojej godności” mógł sobie pozwolić ziemianin mający ładny i dobrze zarządzany majątek, …”

    Ziemianie pracowali i to ciezko (vide np. rtm. Pilecki na resztowce, czy „Nad Niemnem” – XIXw literacka opowiesc o pracy w majatku). Jezeli odechcialo im sie pracowac, to majatki przepadaly. Utrzymanie majatku i czerpanie z niego dochodow to – jak wynika z opowiesci rodzinnych – ciezka praca.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.