lip 152014
 

Były przewodniczący najbardziej kuriozalnej organizacji politycznej jaka istnieje w Polsce od wojny, człowiek, który uzależnił nas jednym podpisem od Gazpromu, Waldemar Pawlak, zwany drewnianym Waldkiem, raczył był powiedzieć, że minister Sienkiewicz ma rację, Polska nie istnieje. Zapomniał dodać, że jeśli ona nie istnieje, to dzięki temu, że istnieje on – drewniany Waldek i jemu podobni. Tu już naprawdę szkoda słów na opisywanie bezczelności i chamstwa tych ludzi, oraz ich nędznych aspiracji politycznych. Dlatego właśnie zajmiemy się dziś czymś troszkę innym, o wiele bardziej ciekawym, o wiele bardziej inspirującym. Zajmiemy się dziś naprawdę głęboką analizą rynku książki, która to analiza da nam odpowiedź, czy Polska kiedykolwiek istniała, a jeśli tak, to w jakich wymiarach. W naszym przedsięwzięciu pomoże nam sam Karol Estreicher młodszy, syn Stanisława Estreichera, zasłużony badacz historii sztuki autor licznych prac, których nikt nie czyta, a więcej – czytać nie powinien, i jednej pracy, również nieczytanej, ale tak istotnej, że powinna być ona lekturą obowiązkową. To jest dzieło tej samej wagi i jakości co wspomnienia Wojciecha Kossaka. Nosi ono tytuł „Nie od razu Kraków zbudowano” i traktowane jest przez tak zwanych poważnych czytelników jak bredzenie zdziwaczałego staruszka w najgorszym razie, a w najlepszym, jak pogodne bajanie pochodzące z czasów, które nigdy nie wrócą. Książeczka na jest rzecz oczywista dostępna na allegro w cenie 2,50 za sztukę, ale musicie się spieszyć, bo po tym, co tu przeczytacie mogą nagle zniknąć wszystkie egzemplarze. Ja znam jedynie fragmenty tej publikacji, bo całość jeszcze do mnie nie dotarła. Najciekawszy z naszego punktu widzenia jest fragment zatytułowany „Miedziana miednica”. Karol Estreicher opowiada tam, jak to – będąc małym chłopcem – odwiedził wraz z ojcem miejsce prawdziwie magiczne. Był to malutki antykwariat przy ulicy św. Tomasza w Krakowie. Prowadził go – według Estreichera Jakub Himmelblau, stary, ortodoksyjny, zdziwaczały Żyd, który książki ukochał ponad wszystko, tak bardzo je kochał, że rezygnował z zarobku i wolał co cenniejsze egzemplarze trzymać w swoim antykwariacie pod podłogą, niż oddawać je ludziom, nawet za ciężki pieniądz. Opis tej wizyty jest po prostu wstrząsający i ja, przyznam się Wam, nie mogę od kilku dni dojść do siebie, po przeczytaniu tego fragmentu wspomnień Estreichera. Zaczyna się to tak: mały chłopiec bębni w miedzianą miednicę, pora jest przedświąteczna i w domu zaczynają się porządki. Papa, rektor najważniejszej, polskiej placówki naukowej, żeby nie pogłębiać bałaganu, zabiera syna do starego Himmelblaua i obiecuje mu, że po powrocie nauczy go zupełnie nowej, fascynującej zabawy z miednicą, o wiele ciekawszej niż bębnienie. Mały godzi się no i obaj idą poprzez ten magiczny, ośnieżony Kraków, profesor prawa, mąż w sile wieku i jego wesoły synek, przyszły profesor historii sztuki i dyrektor Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przed nimi zaś tajemnica, czyli stary Himmelblau i jego antykwariat. Stary Himmleblau nie miał w rzeczywistości na imię Jakub tylko Fabian Bernard i był synem Izaaka Himmelblaua, również księgarza, który miał swój antykwariat przy ul. św. Jana w Krakowie. W ogóle cała rodzina Himmelnlau to byli antykwariusze, choć parali się także innymi zajęciami, za chwilę opowiem jakimi. Dlaczego Karol Estreicher nazywa Fabiana Himmelblaua Jakubem, trudno dociec, ale nie jest to istotne. Ważny jest opis antykwariatu i samego właściciela oraz jego metod handlowych, które spowodowały, że w literaturze funkcjonuje on jako dziwak i oryginał, tak charakterystyczny dla starego Krakowa. Otóż Fabian Himmelblau zorganizował swój składzik na następujących zasadach: na wystawie same śmieci, w przedsionku same śmieci, przy ladzie same śmieci, dalej on sam. Mimo widoków tych śmieci, starych roczników gazet, literackiej makulatury i innych niepotrzebnych rzeczy, panowie profesorowie z UJ, studenci z tejże uczelni, a także muzealnicy z Muzeum Czartoryskich walili do Himmelblaua tłumnie z nadzieją, że on im coś sprzeda. On jednak, jak to oryginał, nie chciał sprzedawać, bo kochał książki. Dla niektórych klientów nie miał litości i po prostu przepędzał ich ze sklepu lub stawiał cenę zaporową, byle tylko zniechęcić do kupna. Dla innych był o wiele łaskawszy, a pana rektora Estreichera to wpuszczał nawet na zaplecze. Nawet kiedy tamten przybywał wraz ze swoim niesfornym synkiem. Na tym zapleczu właśnie pokazywał stary antykwariusz panu rektorowi prawdziwe cuda. Karol Estreicher w czasie swojej wizyty widział na przykład pochodzący z Kalisza XII wieczny rękopis. Dwunastowieczny rękopis!!!!! Stanisław Estreicher chciał go kupić dla UJ, ale Himmleblau nie zgodził się na sprzedaż bo – jak powiedział – jeszcze nie przeczytał. Po czym schował ten rękopis pod deskę w podłodze, a uczynił to na oczach obydwu Estreicherów. Wcisnął za to Fabian panu rektorowi dzieło jakiegoś XVII wiecznego paszkwilanta, który w najczarniejszych barwach opisywał postępki i upodobania Żydów, no i pan rektor wziął tę książeczkę, bo to takie cymelium.
Później Karol Estreicher młodszy, z pozycji człowieka doświadczonego, którym był pisząc swoje wspomnienia, ale nie zapominając przy tym, że prawdziwa literatura karmi się konwencją, zaczyna po dziecinnemu opisywać jak działała w czasach jego ojca mafia antykwaryczna zajmująca się dostarczaniem bogatym klientom książek naprawdę wartościowych i jak poprzez swoją działalność mafia ta kontrolowała podaż informacji istotnych, dostępnych tak zwanym luminarzom nauki, czyli profesorom uniwersytetów oraz dyrektorom wielkich placówek muzealnych. Cieszy się przy tym Estreicher jak dziecko, uważa, że to fantastycznie, bo przecież ludzie kochający książki dla nich samych, są warci tego, by ich podziwiać i naśladować. Było tak: centrum handlu antykwarycznego ówczesnej Europy był Mediolan, a konkretnie składy niejakiego Simona D’Azurro, w tym Mediolanie mieszkał także brat Fabiana Himmelblaua, o czym dowiadujemy się mimochodem, na końcu tekstu, kiedy Estreicher opisuje okoliczności śmierci starego antykwariusza. Pan D’Azurro na polecenie bogatych klientów, z których dwóch jedynie Estreicher wymienia z nazwiska, wyszukuje poprzez swoich ludzi, różne rzadkie i cenne książki. Naprawdę rzadkie i naprawdę cenne. Takie jak ten XII wieczny rękopis. Prócz funkcji handlowej ma sieć owa także inną funkcję, o której już wspomniałem, kontroluje mianowicie prawdę, a poprzez tę kontrolę kształtuje obraz rzeczywistości tysięcy ludzi, bo tak zwana popularyzacja wiedzy i ten kaganek oświaty nie istnieją rzecz jasna bez źródeł. Te zaś są, jak powiadam, pod kontrolą, nie profesorów UJ bynajmniej, bo ci dostają do rąk rzeczy wyselekcjonowane, ale pana D’Azurro i jego kumpli. Nie tylko ich, bo ważni są w tym jeszcze klienci antykwariuszy rozsianych po całej Europie – od Odessy po Londyn. No więc Estreicher wymienia dwóch klientów, którym stary Fabian dostarczał różnego towaru, jeden z nich to król Wielkiej Brytanii Edward VII, a drugi to JP Morgan. Ten ostatni kupił kodeks biskupa Maciejowskiego. Ja nie wiem co to jest ten kodeks, ale może jacyś specjaliści wiedzą i nas w tym temacie objaśnią. Tak jak już napisałem relacja Estreichera z wizyty w starym antykwariacie przy ul. św. Tomasza w Krakowie jest po prostu wstrząsająca, jeśli oczywiście przeczytamy ją tak jak należy, a nie tak jak to się czyniło do tej pory.
Pora na wyjaśnienie, o co chodziło z tą miedzianą miednicą. Oto tuż przed wyjściem, stary Fabian wręczył panu rektorowi Estreicherowi plik starych, posklejanych byle jak okładek, szpargałów i bibuły. Po powrocie do domu pan rektor napełnił wodą miedzianą miednicę i pokazał synkowi co się dzieje, kiedy te posklejane okładki wrzucić do wody. Oto, w dawnych czasach, introligatorzy, nie mając do dyspozycji tektury, oprawiali nowe książki w posklejane kawałki starych. Nie licząc się zupełnie z tym, że mogą mieć one jakąś wartość w czasach późniejszych. No i kiedy te okładki się rozklejały w miednicy oczom małego Karola Estreichera ukazywały się prawdziwe cymelia, stare ryciny, teksty ksiąg dawno zniszczonych i różne inne rzeczy, które stanowią dziś najcenniejsze zbiory Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego. To wtedy, przy tej miednicy wypełnionej wodą i starymi szpargałami młody Estreicher przeżywał swoje pierwsze fascynacje sztuką. Co z XII wiecznym rękopisem spytacie? Nie wiadomo, raczej na pewno nie znalazł się w zbiorach UJ, najpewniejsze jest, że trafił do Londynu, albo do Oxfordu.
Czy już rozumiecie jaka jest funkcja profesorów uniwersyteckich? Jeszcze nie? To Wam ją objaśnię, otóż chodzi o to, by biorąc pieniądze z budżetu nieistniejącego w żadnym poza podatkowym wymiarem państwa, utrzymywać w głowach ludzi fikcję o przeszłej wielkości tego państwa. Celowi temu służą śmieci wymiecione z antykwariatu starego Fabiana, które dziś uchodzą za cymelia. Dlaczego – spytacie – uniwersytet sam nie zajmie się poszukiwaniem i gromadzeniem rzeczy naprawdę wartościowych? Dlaczego – jeśli już nie może tego robić – nie zajmie się edycją źródeł, a niechby i tak nędznych, jak te które otrzymał z łaski starego Fabiana, tak żeby chociaż zaburzyć te dziwne układy panujące na rynku treści ważnych, a naszym umysłom dać jakąś prawdziwą pożywkę, a nie makulaturę? Otóż uniwersytet nie może tego zrobić, bo wtedy do drzwi pana rektora zapukają koledzy Fabiana Himmelblaua uzbrojeni w szpadryny i noże. I skończą się żarty. Rynek antykwaryczny bowiem to sprawa poważna, o wiele poważniejsza niż narkotyki i ropa. Możecie się o tym sami przekonać kupując zapomnianą książkę Karola Estreichera, pod tytułem „Nie od razu Kraków zbudowano”.
Pora wyjaśnić czym zajmował się tata Fabiana, prócz handlu starymi książkami rzecz jasna. Otóż Izaak Himmleblau w czasie Powstania Styczniowego woził ze Śląska do Warszawy broń, głównie krótkie pistolety, woził je w ilościach hurtowych rzecz jasna, a fasował w pruskich, królewskich magazynach broni. Prócz tych rewolwerów Izaak woził jeszcze biżuterię patriotyczną, te wszystkie klamry, sprzączki, orły połączone z Pogonią i Michałem Archaniołem, które również były produkowane na Śląsku. Prócz tego przed samym Powstaniem Styczniowym cesarski urząd do spraw cenzury wydał Izaakowi pozwolenie na działalność wydawniczą. I wiecie co ten spryciarz wydawał? Nigdy nie zgadniecie. Bibułę patriotyczną, którą później woził do Warszawy, gdzie miał stałych odbiorców. O tym wszystkim informuje nas Karol Estreicher młodszy, jeden z najzasłużeńszych luminarzy polskiej nauki, a wszystko w cenie 2, 50 za egzemplarz. Spieszcie się, bo zabraknie. Nie martwcie się jednak, bo część tych wspomnień jest w sieci. Oto rozdział o miedzianej miednicy, proszę bardzo: http://www.zwoje-scrolls.com/zwoje34/text22.htm
Ja zaś zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie od wczoraj można kupić książkę księdza Grzegorza Śniadocha pod tytułem „Msza Święta Trydencka. Mity i prawda” oraz najnowszy numer „Szkoły nawigatorów”. Zapraszam także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie. I powiem Wam jeszcze, że już nie mogę się doczekać na to jesienne spotkanie z profesorem Andrzejem Nowakiem z Krakowa, które ma się odbyć w Klubie Ronina. Na koniec zaś chciałbym serdecznie pozdrowić redaktora Tomasza Terlikowskiego alias dziczkę w winnicy, który nawoływał nas tu ostatnio do akcji bezpośredniej.

  13 komentarzy do “Cymelia czyli o Żydach i ich aspiracjach”

  1. Obecnie alibi funkcjonowania uniwersytetów jest cyfryzuja cymeliów 😉

  2. … a gdy sprzedana powstańcom broń została użyta, powstanie rozgromione, chłopcy wywiezieni w kibitkach na sybir, majątki zarekwirowane, to po owe dwory, kamienice stanęli w kolejce ci, co na sprzedaży broni zarobili, a ich dzieci zaczęły obsadzać etaty na uniwersytetach. I kółko się zamyka.
    Wiem to od ś.p. Babci Józi; literatura na ten temat nie istnieje.

  3. Obecnie alibi funkcjonowania uniwersytetów jest cyfryzacja cymeliów 😉 😉

  4. Taaaa … oba te antykwariaty funkcjonowały jeszcze w latach siedemdziesiatych …. ten na św Tomasza nawet dłużej … nie mam teraz czasu tego sprawdzic,,,ale z jakąś awanturą go w ostatnich latach likwidowano …

    Oba wyglądały … no niesamowicie ….. to trzeba wejść naiwnym dziecięciem , albo młoda panienką……

    dziś my tu , starzy i jeszcze starsi wyjadacze juz tak nie odczujemy jak młody Karol ….

    Jego książkę mi dawno temu pożyczono …. Pamiętam tę miednicę… ale tez opowiadanie jak zapamiętał wyzwolenie Krakowa od Austriaków … w doopę dostał od ojca . A czemu to sobie przeczytacie :))))))

    Ten Karol to jakoś przez siostrę był skoligacony z Cyrankiewiczem i mógł sie podpiąć pod pieniądze na odbudowę stplicy dzięki temu …. i remontować Collegium Maius :))))

    ten remont to polegał na wymyśleniu i sprowadzeniu zewsząd wszystkiego od nowa :)))

    Zwiedzajac zapytajcie powaznie panią przewodniczke : czu tu jest coś orginalnego … czy wszystko pan profesor sprowadził .

    w sali profesorskiej są ,,stare ” drewniane schody na pietro … Karol szukał takiego stolarza co zrobi nowe … ale skrzypiące …jak stare , zeby ludzioe myśleli , ze ….. itd itd ..

    Tak się produkuje historię :)))))))))))))))))))))))))))))))0

  5. Warto sie zastanowic, kto dzis dostarcza te krotkie pistolety z bibula i bizuteria patriotyczna?

  6. półżartem – redisbad.pl? Półżartem, bo sam coś od nich kupiłem.
    A bardziej na serio – Terlikowski na przykład, Duda, wszyscy co namawiają dobrych ludzi do wyjścia na ulicę, wszyscy co kłamią o Powstaniach i namawiają do kultu ich fałszywej pamięci.

  7. Mario, zajrzyj tam gdzie było o wywrotce na portierni.

  8. W „Kollokacji” Korzeniowskiego jest taki Szloma co ma pełną wiedzę na temat powiatu w którym mieszka. Wie ile majątków, jaka dochodowość, ile morgów, ile kop siana z danej łąki można zebrać, ile kubików drewna ma las danego ziemianina itd Szloma wie wszystko o aktywach powiatu. Z tego co Coryllus napisał to widać, że taki „Szloma” od starodruków też ma pełną wiedzę o tymże rynku na którym go posadzono, wie że XII wieczny rękopis nie jest na sprzedaż, już mu lepiej w archiwum pod podłogą niż na przykład w rękach jakiegoś profana. itp.
    Mamy dobrze zorganizowany rynek ziemi rolniczej żaden polski rolnik hektara w ojczyźnie nie kupi.

  9. ja to czytałam już wcześniej …………………

    boli

  10. ja tam zaglądam z powodu tej pięknej galerii obrazów … ulubionej mojej

  11. właśnie jestem w pięknej okolicy, którą kupowano 20 lat temu za 100 PLN od hektara na dopłaty od unii…

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.