sie 082014
 

Tak się składa, że stoi tu obok telewizor, a ja jak zwykle oglądam tak zwane programy edukacyjne. Jest dużo gorzej niż ostatnim razem. Naprawdę. Nie spodziewałem się, że to postępuje tak szybko. Na naszych oczach zdemaskowana zostaje idea oświecenia publicznego i to się w dodatku odbywa w sposób nieodwołalny i ostateczny. Mamy czarno na białym pokazane, że edukacja, każda poza religijną to po prostu propaganda i handel. Nic więcej. Jak się zapewne domyślacie oglądam Discovery Channel. Tam od dawna już nic nie ma, ale to co jest upadla nas w sposób krańcowy. W kanale tym pozostały już tylko w zasadzie programy o handlarzach starzyzną, a jak się reklamuje coś nowego to jest to albo program o striptizerkach, albo przeniesiony z Animal Planet magazyn wędkarski, prowadzony przez jakiegoś siwego oszusta.
No i jest jeszcze cała seria programów o tym, jak ludzie poszukują złota na Alasce. Tego złota może już w zasadzie poszukiwać każdy, nawet sprzedawczynie z supermarketów. Chodzi więc o to, by po raz kolejny pokazać wielkość Ameryki i możliwości jakie mają tam ludzie. I to jest moim zdaniem najbardziej upokarzające. Mamy oto program o ekipie, która jeździ po prywatnych posesjach i szuka tam różnych skarbów. Rozkupuje działki, penetruje piwnice wykrywaczami metali i coś tam znajduje. Ludzie nie chcą się na to godzić, ale kiedy usłyszą, że dostaną pieniądze zwykle przystają na układ. Cały program jest dęty od początku do końca, a jego główny bohater Ric Savage z trudem maskuje komizm tej hucpy. Myślę, że ci wszyscy ludzie są wynajętymi z agencji aktorami, no ale mają jednak coś czego my nie mamy. Mogą prowadzić wykopaliska na prywatnym gruncie, a to co wykopią mogą sprzedać legalnie na rynku, który ma różne segmenty i zatrudnia fachowców od wyceny. To też jest trochę oszukane, no, ale chodzi mi o tę możliwość korzystania z wolności i własności. W Polsce nie ma mowy o prowadzeniu wykopalisk na swoim gruncie, a jeśli już do tego dojdzie, to właściciel działki traci wszystko. Państwowa archeologia zajmuje jego teren i użytkuje go przez kilka sezonów. On zaś może tylko patrzeć bezradnie, jak ci faceci czekają na kolejne granty z Unii, które umożliwią im dalszą pracę. Potem zaś napiszą kilka nic nie znaczących dysertacji, które utoną w powodzi innych. Tam jest inaczej, bez względu na to czy Ric Savage jest postacią autentyczną czy wynajętym aktorem, tam właściciel ciągle jest właścicielem. No i tam jest rynek. U nas za sprzedaż rzeczy wykopanych z ziemi można co najwyżej zaliczyć wizytę w sądzie, poprzedzoną wizytą w prokuraturze. Nazywa się to ochroną dziedzictwa. Nie wiem przed kim, bo nikt się tym dziedzictwem nie zajmuje, ponieważ nie ma na to pieniędzy leży więc ono w ziemi i czeka aż ktoś przejmie ten cały interes i uczyni te zakopane przedmioty częścią swojego dziedzictwa. Nauka bowiem, szczególnie taka jak archeologia to propaganda. Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt tego nie mówi.
Ric Savage rozkopuje ludziom działki zainspirowany zwykle jakąś ideą. To jest niesłychanie komiczne, bo od tego co to za idea zależy potem wycena przedmiotów znalezionych podczas tych prac. Zwykle wykopuje jakieś rzeczy, które w sumie wyceniane są na około 1000 dolarów. To nie może być prawda, bo stary rewolwer, bańka po bimbrze i lufa od Springfielda nie dadzą w sumie 1000 dolców, chyba, że będą to dolary liberyjskie. Najśmieszniej było jednak kiedy Ric przyjechał na plantację bawełny, starą plantację, dawno nie uprawianą. Poszukiwał tam śladów po czasach niewolnictwa, znalazł tam zardzewiałą siekierę, zardzewiałą motykę i blaszkę, którą uznał za taki niewolniczy nieśmiertelnik. Wziął to wszystko poszedł do eksperta, a tamten go pyta – ile chcesz? Na co Ric – siedem kawałków. – Zwariowałeś – mówi sprzedawca – najwyżej pięć.
Nie mogłem uwierzyć, że widzę to na własne oczy, ten program edukacyjny, w którym za dwa kawałki zardzewiałego żelaza i blaszkę płacą pięć tysięcy dolców. No, ale tak było, możecie mi wierzyć. Potem Ric szukał pamiątek po prohibicji, znalazł różne gadżety w piwnicy u pewnej pani, ale nie wyceniono ich tak wysoko. Za rozmieniarkę do drobnych, rewolwer i słoik starych banknotów dolarowych dostał ledwie 4 tysiące. Pamiątki po niewolnictwie to nie to samo co pamiątki po prohibicji.
Kiedy skończą się występy Rica, pokazują taką bandę, która kupuje w ciemno pozostawione na lotniskach bagaże. No i jeden gość kupił tam kuferek, w tym kuferku zaś znalazł cały zestaw soczewek do badania wzroku wraz z instrukcją i okularami, był to warsztat pracy okulisty z początku XX wieku. Do tego w kuferku była jeszcze maszyna do leczenia elektrowstrząsami, także z początku XX wieku. Jedno i drugie wycenili na 300 dolców. Najlepsze było jednak dopiero potem, para świrów, on siwy hippis, ona gruba okularnica, kupili sobie torbę, a w niej znaleźli dziwny, drewniany przedmiot, takie zagadkowe pudełeczko. Nie wiadomo co właściwie, było to mniej więcej tak szerokie jak pudełko zapałek i ze trzy razy dłuższe. Poszli od razu do właściwego eksperta, czyli do sklepu myśliwskiego i tam pan sprzedawca orzekł, że jest to wabik na indyki wart 1000 dolarów. Tysiąc baksów za wabik na indyki?!
Można oczywiście ze mnie szydzić, że ja się tym tak ekscytuje, bo przecież każdy widzi, że to są inscenizacje. No, ale mnie to jednak dziwi, że na jednym kanale, który ma w dodatku programową misję, mamy takie auto-demaskacje. Normalnie jak za towarzysza Gomułki w teleferiach, albo nawet gorzej. 300 dolarów za kompletny zestaw szkieł do badania wzroku, zapakowany w elegancki kuferek i 7 tysięcy za dwa kawałki stali i blaszkę, która nie wiadomo czym jest. Ten cały Ric Savage nie potrafił zachować powagi kiedy mówił – siedem tysięcy. Naprawdę. O mało nie wybuchnął śmiechem.
Tak wyglądają dziś amerykańskie programy edukacyjne, plus dziwki i wędkarstwo oczywiście. Nie ma już nawet tych audycji demaskujących podłość Kościoła Katolickiego, nie ma bo to nikogo nie interesuje. Wszyscy ci spasieni lenie na zasiłkach, wszyscy ci złodzieje z przedmieść siedzący przed telewizorami i obżerający się pizzą chcą bowiem tylko jednego, chcą dowiedzieć się ile im podobni mogą dostać za znalezione gdzieś w polu śmieci, albo za fanty z lotniska. I nie chodzi tu o sam moment zarabiania, ale o wskazanie możliwości. To wystarczy, żeby stymulować emocje i skłaniać tych ludzi do klikania pilotem. Wiem to na pewno, bo sam te programy oglądam. Tak wygląda upadek, tak wyglądają konsekwencje masowej edukacji dla wszystkich. Kończy się to okrawaniem oferty i kokietowaniem największych durniów w klasie. Takich co tylko żrą i liczą drobne w kieszeni. I my także zmierzamy w tym kierunku. Moja żona czyta akurat książkę Teresy Hołówki pod tytułem „Delicje ciotki Dee”. To jest opowieść o amerykańskiej edukacji. Ja tę książkę czytałem może ze 20 lat temu i byłem pod wielkim wrażeniem, myślałem, że u nas tak nigdy nie będzie, że u nas mimo tej komuny, jest jeszcze normalnie. Otóż nie jest i już nie będzie, śluzy zostały otwarte, teraz ten cały, opisany w tej książce obłęd wlewa się na nasze podwórko. Tyle, że jest jeszcze bardziej żrący, to bowiem co dawno temu opisywała pani Hołówka jest niczym w porównaniu z Rikiem Savage i jego wykopaliskami. Najgorsze jednak jest to, że mimo tego całego głupstwa oni są jednak ciągle właścicielami swojej ziemi, Ric za każdym razem pyta czy może kopać. Kiedy ktoś wpadnie na pomysł, by u nas nakręcić taki program nie będzie nikogo o nic pytał. Wejdą, rozkopią działkę i wyjdą zadowoleni. Tak to będzie wyglądało. Pozostaję wstrząśnięty….zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie trwa wielka sierpniowa promocja Baśni, dwa tomy w cenie jednego.

  13 komentarzy do “O fantastycznych programach edukacyjnych”

  1. W Ameryce się jeszcze coś wykopuje a w Polsce tylko kopiuje 😉

  2. kierownikiem koparki jest biały, kopią czarni a wycenia starozakonny… jakby było mało to wykopują pamiątki po niewolnictwie… w takim stanie faktycznym mogą wykopać pamiątki z ważna gwarancją 🙂

  3. … , ale nie zmieszany -). Na szczęście.

  4. Oczywiście, że wszystkie te programy są od początku do końca reżyserowane. Inaczej byłyby równie żenująco nieporadne, jak polskie teleturnieje. Nie można im odmówić profesjonalizmu, choć i tu widać rzeczy pierwszej jakości i wtórne. Na przykład te licytacje magazynów — pierwotny pomysł serii, realizowany przez tych dwóch leszczy w kwadratowej ciężarówce — grubego z tunelem w uchu i szczupłego pożeracza serc w stylu młodego Redforda — jest całkiem interesujący i widać, że ekipa się przyłożyła do pracy. Jego kopie, z tymi dziwacznymi hipisami i ohydnymi babsztylami, są sformatowane na inny już target — taki, do którego trzeba wrzeszczeć i rechotać. Masówa. Moim zdaniem nie sposób określać tego jako programy edukacyjne, nie wiem skąd ten pomysł. Programy edukacyjne to kilkanaście kanałów RAI, w których ubodzy, lecz ambitni Włosi z południa mogą uzupełnić wiedzę z dziedziny fizyki, chemii czy ogrodnictwa. Discovery nadaje wyłącznie programy rozrywkowe i twardą propagandę.

    Co do prawa własności w Stanach, to w porządnych stanach wygląda ono tak, że jesteś właścicielem stożka od powierzchni Ziemi do jej jądra i masz prawo wpakować uncję śrutu w brzuch każdemu intruzowi, który bez uprzedzenia wkroczy na twoją ziemię. W związku z tym jesteś właścicielem wszystkiego, co w ziemi tej lub na jej powierzchni znajdziesz (chyba, że spadło z nieba i jest własnością rządu). Kupujesz działkę, rejestrujesz ten fakt na poczcie, po czym za parę dni przychodzą do ciebie propozycje od Shella czy Texaco, że oni mogą przeprowadzić u ciebie próbne odwierty i jakby znaleźli ropę, to ustawią bezobsługowe urządzenia wydobywcze i będą odbierać urobek cysternami, a kasę odprowadzać na twoje konto po uzgodnionej cenie. Prawo własności i wolności jest traktowane na tyle poważnie, że wielu sklepikarzy wiesza na drzwiach tabliczkę „We don’t call 911” z rysunkiem rewolweru. Chyba jasne, co mają na myśli? To prości i szczerzy ludzie, nie jak te kalifornijskie pedały, i mówią to, co myślą, a potem robią to, o czym grzecznie uprzedzali. Szeryf jest potrzebny, by autorytatywnie stwierdzić, czy denat nie wystaje poza granicę twojej działki — jeśli nie, to wszystko OK. Oczywiście, tak to może działać tylko na prerii czy rolniczych równinach Środkowego Zachodu, w miastach jest ciaśniej, więc ograniczeń prawa więcej. Ale clou rzeczy jest to, że ograniczenia te wprowadzają obywatele sami dla siebie, choć oczywiście żydowska biurokracja w Waszyngtonie toczy. nie bez sukcesów niestety, wieloletnią walkę o wprowadzenie stosunków bardziej, excuse le mot, europejskich.

  5. Coryllusie bądź sprawiedliwy! Są jeszcze programy o facetach, którzy kupują złom, coś z nim robią i sprzedają jako ekstra fury za bajońskie sumy. No i magicy i władcy umysłów, którzy pokazują jak wkręcają ludzi tylko, niestety, nie pokazują w jaki sposób. Więc to też muszą być ludzie z agencji aktorskiej.
    Te programy to nie tylko w Discovery ale już w ok. 5 – 6 programach córkach TVN i Polsatu.

  6. A dziś w RMF24 i TVP.INFO był program o moim KROŚNIE. I się zastanawiam jak to wyglądało na ekranie czy w głośniku. Dla mnie wyglądało słabo. Pani ArGut-owa wysłała mnie po balonik, żółty. Miła pani powiedziała, że mają już tylko 3 (kwadrans przed 11) a jeszcze tu trochę będą i stoisko musi ładnie wyglądać. Ale biały to jak najbardziej.
    Krosno w różnych zestawieniach miast / „miejsc do życia” wypada dobrze to się zastanawiam, czy ta wizyta mediów nie pociągnie za sobą dla przykładu skasowania 200, 300 a może 1000 miejsc pracy. Przecież pokazali, że tam jest dobrze to sobie poradą.

  7. Tak, w ramach Discovery Channel pokazuja tu w USA jeszcze inny idiotyczny program pt. „MythBusters” czyli cos takiego jak zwalczajacy mity czy pogromcy mitow. Polega to na tym ze dwoch panow, majacych specjalne wyposazenie, laboratorium I wspolpracownikow I kupe pieniedzy do dyspozycji (bo takie numery kosztuja) biora na warsztat jakas scene z filmu w ktorym stosowano jakies efekty specjalne I udowadniaja czy naprawde mozna taki numer wykonac czy tez nie.

    Wiec po zmudnych probach ustalaja ze nie jest mozliwe zeby butla z tlenem wybuchla od strzalu karabinowego albo ze dwoch facetow ktorzy wyskoczyli z samolotu nie moze ze soba rozmawiac bo ped powietrza jest zbyt duzy I nie moga sie uslyszec.

    I dowiedzialem sie ze jest to traktowane jako program edukacyjny I nawet prezydent Obama spotkal sie z tworcami program. To jest straszne ze takie program nazywane sa edukacja.

  8. No, do pewnego stopnia MB są programem edukacyjnym, choć oczywiście w głównej mierze rozrywkowym. Co by nie mówić, w większości przypadków omawiane są zasady fizyczne, chemiczne czy biologiczne umożliwiające lub wykluczające dany trick, a że przy tym wszyscy mają kupę zabawy? Czasami te numery są „very american”, że kolacja w gardle staje, ale to taki urok lokalny — jankesi muszą o pierdzeniu, brytole o katolikach, a ruskie o Leninie.
    Obama, jak to polityk, chciał ogrzać się w blasku popularności prezenterów programu, czy kogoś jeszcze dziwią takie numery?

  9. ,,dobra organizacja pracy to lepsze samopoczucie załogi i zwiększone efekty produkcyjne…,,,)))(Tytus Romek i Atomek księga VIII)

  10. po dwumiesięcznym remoncie balkoniku / jeden metr kwadratowy / , przychodzi kolejny ,,chłop” coś poprawić…. mówię : panie … tu jest źle …..

    a on mi na to : pani , a co w Polsce jest dobrze?

    a ja na to : jak Pan zrobi tę poprawkę dobrze , to już coś będzie dobrze ….

    To historia sprzed 3 dni …… Człowieka zatkało …. tzn , myśl że ON może coś zrobic dobrze 🙂 …… -:(

  11. Pani Mario, jak stary dowcip glosi:
    „Kiedy w Polsce bedzie dobrze?”
    odpowiedz: „Juz bylo”
    prosze pozdrowic stworzenie

  12. Napis na murze w Warszawie, lata 90-te: „Lepsze jutro było wczoraj”

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.