wrz 122014
 

Mamy tu blisko dwie szkoły, jedną wiejską, do której chodzi moje starsze dziecko i drugą osiedlową, nowoczesną, położoną przy ogromnym osiedlu domków jednorodzinnych, o których krążą różne legendy, takie na przykład, że mieszka tam Małgorzata Foremniak. Ja nie wiem czy to prawda, ale ludzie tak gadają.
W tej wiejskiej szkole było bardzo sympatycznie dopóki ludzie nie dowiedzieli się, że to jest właśnie mała wiejska szkoła i dzieci, wszystkie klasy, zaczynają tam zajęcia na rano. Z roku na rok dzieci przybywało i w tym roku w szkole tej rozpoczęło naukę 483 uczniów. Miało tam rozpocząć swoją szkolną przygodę również moje młodsze dziecko, ale nie rozpoczęło. Okazało się bowiem, że trzy razy w tygodniu miałoby mieć zajęcia na 12.40, a dwa razy na 7.30 rano. Ja musiałbym więc odwozić oboje na różne godziny i z mojego harmonogramu prac zostałby wióry. Przenieśliśmy więc nasze dziecko do innej szkoły. Nie myślcie jednak, że do tej osiedlowej, jeszcze nie zwariowaliśmy. Mała chodzi do szkoły po drugiej stronie miasta, bo tam pracuje moja żona i po prostu jeżdżą sobie tam razem każdego ranka we dwie. Prawie każdego, bo kilka razy jej zajęcia zaczynają się później. A to z tego względu, że jedna ze szkół w mieście, które dziś liczy już ponad 40 tysięcy mieszkańców, a za dwa lata pewnie przerośnie Pruszków i Skierniewice, jest w remoncie. No i dzieci z tej szkoły też chodzą tam gdzie moja córka. Zrobił się tłok, ale i tak jest tam mniej uczniów niż w naszej wiejskiej szkole. O ile pamiętam o jakąś setkę mniej.
No, ale dlaczego ja nie zdecydowałem się posłać dziecka do tej osiedlowej szkoły, co jest tu za krzakami z drugiej strony ulicy? Z powodu anegdotki, którą usłyszałem. Do szkoły tej chodzą dzieci z osiedla, czyli dzieci ludzi bliskich duchowo i mentalnie Foremniakowej i dzieci ze wsi, które dawniej chodziły do małej szkółki, teraz pustej i wystawionej na sprzedaż. Niby wszystko jest dobrze i normalnie, ale co jakiś czas do naszych uszu dochodzą odgłosy awantury pomiędzy kadrą, dyrekcją tej szkoły, a tymi rodzicami. Chodzi oczywiście o rodziców z osiedla. Mają oni idiotyczny zwyczaj ingerowania w kompetencje nauczycieli, bo ci jak wiemy z mediów nie dość, że są głupi to jeszcze mają szereg całkowicie niezasłużonych przywilejów, których inni, ciężko pracujący ludzie zostali pozbawieni. No więc rodzice z osiedla wiedzą lepiej. Ponoć teraz wymyślili, że dobrze byłoby utworzyć z tych wiejskich dzieci specjalny oddział, żeby ich nie mieszać z tymi dziećmi z osiedla, bo właściwie po co. Ja rozumiem te tendencję, bo sam kiedyś chodziłem do takiej klasy utworzonej z dzieci wiejskich, dzieci słabszych, takich, które miały daleko do szkoły i musiały iść przez bagna. A do tego większość z nich przeszła wszawicę. Wiem więc doskonale jak to jest i motywacja rodziców z osiedla, którzy przecież chcieli dla swoich dzieci jak najlepiej jest dla mnie całkowicie zrozumiała.
Najciekawsze jest jednak to co wydarzyło się kiedy oni przyszli z tą propozycją do nauczycieli. Jedna z pań zaproponowała, z ironią rzecz jasna, żeby tym wiejskim dzieciom, co mają chodzić do oddzielnej klasy, naszyć na ubrania takie specjalne znaczki, żeby one się jeszcze bardziej odróżniały od reszty. I wyobraźcie sobie, że większość tych rodziców aż podskoczyła z radości, że ktoś prócz nich jeszcze wpadł na ten sam pomysł, a w dodatku wyartykułował go głośno i dzięki temu oni już nie muszą się wstydzić sami przed sobą, że coś takiego przychodzi im na myśl, kiedy rozmawiają wieczorem po powrocie z pracy.
Nie wiem jak ta sytuacja się rozwinie, bo nie jestem wcale pewien, że pomysł upadnie, ale na wszelki wypadek zdecydowałem, że moje dziecko nie będzie tam chodzić. Nie wiadomo co mu do ubrania przyczepią, jest przecież ze wsi, a nie z osiedla. To co z tego, że z innej, ze wsi za krzakami, wieś to wieś, nie ma różnicy.
Historia ta łączy się w mojej głowie z przeczytaną ostatnio historią znanego kabareciarza Michała Wójcika. Ten Michał jest jednym z trzech członków kabaretu Ani Mru Mru z Lublina. To jest wiecie, ten najśmieszniejszy, chudy, wysoki, z talentem mimicznym. On nie ma wcale lekko w życiu, bo sława i popularność to jest w istocie kamień młyński, którzy trzeba za sobą ciągnąć. Ten Wójcik przekonał się o tym na własnej skórze i to aż trzy razy. Ma on bowiem kłopot, z którym często borykają się byli już uczniowie klas złożonych z wiejskich dzieci ze specjalnym znaczkiem przyszytym do fartuszka. Kiedy mimo wszystko, mimo tego sklasyfikowania do odpowiedniej grupy, mimo znaczka na plecach, osiągają oni jakiś sukces, oszałamia on ich na tyle, że tracą kontakt z rzeczywistością. No i Michał Wójcik taki kontakt stracił. Najpierw się ożenił, potem znalazł sobie jakąś fankę tak nieco mimo tej żony i miał z ta fanką kolejne dziecko, a kiedy w przerwach pomiędzy tymi występami zorientował się, że coś tu nie sztymuje i ta żona nie jest jednak podobna do fanki, a dziecko od tej ostatniej chodzi nie do tej szkoły co on myślał, że chodzi, postanowił ratować się w typowy dla osób pogubionych i słabych sposób. Poszukał sobie kolejnej narzeczonej. Takiej, która obiecała, że wszystko ustawi na właściwych poziomach, dołączy do tego korbkę i jak się tą korbką zakręci to wszystko zagra jak trzeba. To było takie gadanie jedynie, bo coś tam zagrało, ale te dwie wcześniejsze poleciały do sądu i wydębiły od Wójcika alimenty do końca życia. Na jedno dziecko przynajmniej ma tak zasądzone. No, a teraz sami pomyślcie ile on jeszcze lat może się tak wygłupiać, zanim zrobi się zwyczajnie stary. I co potem? Będzie śpiewał piosenki przy wtórze gitary? Zatrudni się w telewizji Trwam jak Rosiewicz albo Gang Marcela? Nie sądzę. No więc przyszłość rysuje się przed nim raczej ponura. Tym czarniejsza jest ta przyszłość im więcej nowa partnerka Wójcika wnosi w jego życie tego co tabloidy nazywają światłem. Oto mają teraz razem nowe dziecko, a może będą dopiero mieli, już nie pamiętam. W każdym razie dziecko to z woli owej niosącej światło pani ma mieć czy też już ma na imię Charlie. Czyli po polsku Czarli. A jak ktoś jest ze wsi a nie z osiedla to może sobie pod nosem mruknąć – Karolek. Mamy więc proszę Państwa człowieka, który zarabia na życie swoim ciałem i mimiką, a istotą owego zarobku jest permanentna ironia i szyderstwo ze świata całego. To właśnie ta postawa powoduje, że Wójcik samym swoim pojawieniem się wywołuje śmiech, ów śmiech daje mu także niebezpieczne złudzenie, że jest już bezpieczny i że tak będzie zawsze. No, ale jest ten Charlie. To nic, powie ktoś, to drobiazg. Otóż nie, już o tym kiedyś pisaliśmy. To jest cios w splot słoneczny, albowiem Wójcik i jego kolega drugi Wójcik, a także ten trzeci gruby, nie dają występów dla publiczności z osiedla. Ta publiczność nimi gardzi i większość z nich nawet nie myśli o tym, że mogłaby iść na występ kabaretu Ani Mru Mru, takie złudzenia mógł kiedyś roztaczać przed Wójcikami Bałtroczyk, ale gdzie on dzisiaj jest? Pewnie w jakiejś komisji wojewódzkiej dzielącej granty na działalność kulturalną, albo w gorszym jeszcze piekle. Wójciki występują dla publiczności ze wsi. Tam zaś nie ma mowy o tym, żeby jakieś dziecko nosiło imię Czarli. I co będzie pomyślcie jak Wójcik wyjdzie z tym dzieckiem na spacer do parku, a ono się zgubi…Wójcik zacznie wołać: Czarli, Czarli, a za chwilę jakaś pani przyniesie mu na rękach psa przybłędę pełnego pcheł i powie: to z pewnością pański piesek proszę pana. A za chwilę doda: a ja pana skądś kojarzę, czy pan nie grał czasem w filmie „Planeta małp”? Wójcik może się nie zdziwi, no bo przecież takie numery to jego zawód, ale jego publiczność zdziwi się z pewnością. Tym bardziej im silniej jego popularność zależeć będzie od portali typu „Pudelek”, a będzie zależeć coraz bardziej, bo jego nowa partnerka nie występuje na scenie, a też chce być sławna i właśnie to zapewniają jej różne „Pudelki”. Innego miejsca, gdzie pani owa mogłaby zaistnieć nie ma.
Ktoś może powiedzieć, że ja się czepiam życia rodzinnego niewinnego człowieka. Nie czepiam się wcale, człowiek ten bowiem uczynił z tego życia towar, a ja udzielam mu tu, mimochodem zupełnie dobrych rad. On ich nie posłucha to pewne. On może co najwyżej wzruszyć ramionami i pomyśleć, żebym się zajął swoimi dziećmi, które muszę wozić do szkoły na drugi koniec miasta, żeby im czegoś ci z osiedla na plecach nie naszyli. No, a on nie musi i nie będzie musiał. On bowiem pośle swoje dziecko do szkoły, w której będzie przynajmniej trzech chłopców o imieniu Czarli, dwie Samanty i ośmiu Denisów. Ciekaw jestem tylko kogo tam oddzielą od reszty i czym go naznaczą, nie ma bowiem czegoś takiego jak wybraństwo bez punktu odniesienia. O tym Pan Wójcik przekona się wkrótce.
A teraz o tym grubym na koniec. To są niezłe jaja, powiem Wam. Kiedy o nim myślę, zawsze chce mi się śmiać. Pamiętacie opowiadanie pod tytułem „Wilkołak” z tomu „Dzieci peerelu”? Niektórzy na pewno pamiętają. Występuje w nim chłopiec, który ma ojca tak strasznego, że ten zlewa mu się w jedno z bohaterami filmów o wilkołakach. Ja tam napisałem, że ten ojciec miał na imię Bernard. A to wcale nie było tak, on miał na imię Waldemar, ale z różnych względów postanowiłem to ukryć. No i ten jego syn mówił o tacie Waldemar Wilkołak. No i teraz wyobraźcie sobie, że ten mały, gruby z kabaretu Ani Mru Mru nazywa się Waldemar Wilkołek. Nieźle, co? No, ale on tam jest chyba jedynym człowiekiem, który zachował jakieś ludzkie odruchy, myślę że on na pewno nie nazwałby dziecka Czarli.
Wszystkich zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie trwa wielka, wrześniowa promocja Baśni jak niedźwiedź. Tom pierwszy i tom amerykański kosztują w tym miesiącu jedyne 40 złotych plus koszta wysyłki.

  20 komentarzy do “Charlie syn Wójcika”

  1. Ta Twoja gmina z powodu tego, że jest gminą wiejsko – miejską, kosi co roku brukselkę na ponad 10 milionów dotacji. Jak się w Brukseli dowiedzą o tej segregacji to wióry POlecą 😉

  2. W stołecznych szkołach od kilku lat panuje wszawica. Zawszawienie idzie w parze z zamożnością rodziców. Dosłownie: z im bogatszego domu dziecko, tym gorzej. Wszy maja dzieciaki w jednej z prywatnych podstawowych szkół katolickich (niech nikogo nie zwodzi ta nazwa, tam posyła się dzieci nie żeby służyły Bogu, ale żeby niczego nie wąchały, nie oglądały i ogólnie były dopilnowane; większość rodziców ma Boga w nosie), ale jest też w Wielkiej Wiosze szkoła Laudera. Żydowska, a jakże, ale żydzi – jak wszędzie na świecie – stanowią w niej mniejszość. Większość to potomstwo beneficjentów panującego układu. I co? Nie ma wszawicy?

    Przy okazji: w połowie lat 80. ukuliśmy z kolegą słówko blokowisko. Mamy świadków, bo niektórzy się obrażali, jak nazywaliśmy ich blokersami. Nie zatroszczyliśmy się wówczas o prawa autorskie i teraz bez nie mamy tantiemów. Zanim więc Mości Gospodarz wybiegnie wprzód i zapisze się w słowniku j. polskiego oświadczam, że jestem autorem pojęcia DOMKOWISKO, oznaczającego zabudowę jednorodzinną, której powierzchnia i liczba domów przekracza dalece granice ekonomii, czyli zdrowego rozsądku.

  3. Czyli co? … u tych celebrytów zawsze jakieś … fiksum dyrdum ? Jakaś próba bycia „ubermenschem”, potrzeba wyróżniania się – no ale te naszywki to mnie zaskoczyło.
    Pamiętacie, nosiliśmy tarcze szkolne na rękawie płaszczyka, no to nas odróżniało od uczniów innych szkół ale żeby naszywki typu: wiejskie dzieci contra dzieci z prominentnego osiedla? No, no, mam nadzieję, że nauczyciele jakoś sprawę uratują.
    Rosłam w nauczycielskiej rodzinie i wiem że bywały sprawy różne, jednak jakoś zwyciężał rozsądek i zasady pedagogiki nawet wbrew P.O.P ( czy ktoś pamięta co to było?) .

  4. Podstawowa Organizacja Partyjna. Wcześniej był też Odział Pierwszy, zlikwidowany w większości instytucji i zakładów peerelowskich po ’56 roku lub zakamuflowany najczęściej w Dziale Kadr.

  5. Wszawica była też parę lat temu w szkołach małopolskich .Prawdopodobnie przywieżli te wszy Anglicy bawiący się w pubach .Piszę prawdopodobnie bo akurat oni wtedy masowo przyjeżdżali i wtedy mój kolega farmaceuta dostał pracę w Wielkiej Brytanii .Mówił mi że tyle ile on tam sprzedaje szamponów przeciwszawiczych w tydzień, to w Polsce przez całe życie tego nie sprzedał .Podobno wszawica w Anglii rozwinęła się u sekt ekologicznych.Ekstremiści tego ruchu doszli do wniosku że mycie głowy zużywa za dużo wody i zaczęli oszczędzać .Potem te wszy przeskoczyły na innych i tak to poszło.

  6. normalni ludzie będą mieć coraz trudniej, po prostu ich otoczenie i rówieśnicy będą coraz bardziej bełkotać genderowo. Na szczęście rodzic może wypisywać swojemu dziecku zwolnienia i pozwalać mu zdawać na ocenach miernych (za łapówki ;-), nauczyciele w Polsce są programowo nędznie opłacani). Jak jeszcze nie wziął sobie kredytu na łeb i ma gdzieś wyścig z rodzicami „Denisów, Samant i Vanessy”, tylko sobie spokojnie dogląda ogródka z niechemiczną żywnością, to powinien mieć czasu wyjaśnić własnemu dziecko pojęcia: Kłamstwo, Wyzysk, Przemoc, Manipulacja, Inflacja, Piramida Finansowa, żydzi, Komunizm, Pieniądz, i wyjaśnić jak doglądać warzyw.

  7. juz jedni tacy byli co naszywali na ubrania gwiazdy i rozowe trojkaty, litery. Wszystko jasne. To jest dla dobra, zeby sie odrozniac. Nie do wiary, ze ludzie maja taki kociol we lbach na dodatek wytynkowany szajsem.

  8. zamiast naszywek mozna zastosowac nowoczesne aureole o przeroznych ksztaltach i w wielu kolorach… np taka teczowa oznaczac bedzie, ze dziecko ma tate i mame tej samej plci, srubowaty ksztalt to znak, ze jedno z rodzicow jest zdrowo walniete…
    mozna wlaczyc w akcje komitety rodzicielskie, telewizje i gazete wyborcza… gdyby i to bylo malo, wtedy ue (mamy tam swoich ludzi) pokieruje sprawa…

    ???… co zrobic z mamusiami majacymi kilkoro pociech ale kazde z innym tatusiem?… znaczki im przyszyc czy wpiac / przypiac mini choragiewki?

    bye

  9. Kilka lat temu, kiedy nasz najstarszy chodził do szkoły podstawowej w stolicy, a o żadnym genderze jeszcze nie było mowy, pani wychowawczyni kazała chłopcom przebrać się za baletnice i tańczyć ĺ”Jezioro łabędzie” z okazji Dnia Matki. Nasz syn, na szczęście odmówił udziału, bo ma swój dobry smak od urodzenia. Pani zdjęć zrobiła co niemiara, a biedni chłopcy, którzy wystąpili, zapewne wypełnilii obowiązek dyrektora, aby wdrożyć Eurokołchozowe standardy. Dziś ta szkoła jest doinwestowana, jak mało która w Warszawie, ale na szczęście nas już tam nie ma.

  10. Odnosnie tych sekt ekologicznych. Wczoraj zaczepil mnie facet, stal przy stoliku pokrytym zielonym obrusem przy supermarkecie I namawial na przejscie do innej firmy dostarczajacej energie elektryczna, jakis ruch ekologiczny. Okazalo sie ze kosztuje to dwa razy wiecej niz ja teraz place.

  11. To jest zatrwazajace, to nadawanie imion cudacznych polskim dzieciom. Zbitki imienia I nazwiska sa czesto humorystyczne, np. Denis Kierdziolek, Samanta Koziol itp.
    Zenujace ze w kraju z tysiacletnia historia I tradycja takie rzeczy sie dzieja.

  12. Ojciec odwiedził na porodówce żonę z córką. Zona kazała mu zarejestrować córkę w USC i nadać imię Laura. Ojciec po wyjściu ze szpitala zaliczył coś po drodze i w USC zjawił się lekko wstawiony. Kazał wpisać córce imię Lora, Urzędniczka próbowała mu to imię wyperswadować, tłumacząc, że nie jest polskie, że nie ma go w spisie i może być utrapieniem. Ojciec się uparł i w metryce wpisano Lora.

  13. Mówi się ,że tylko zdementowane informacje są prawdziwe .
    No i dziś sie przekonałam , że to prawda . Dwa dni temu pisałam że może mamy ,,wspólnego ” kandydata na prezydenta miasta ….
    Kandydat PO PiSowy …. … słychać było już ze 3 dni na mieście … na saloonie pojawił się tekst o nim ….

    No i dzis rano przed wyjściem z domu słyszę w radio że przewodniczący miejscowej PO dementuje i się naśmiewa ….. noooo dość obszernie naśmiewa …

    No i jest kandydat … jest jego zgoda….. zobaczyłam po południu , jak wróciłam…..

    No i jak tu nie wierzyć dementi :)))

    a kandydatka własna PO słaba … więc może ten PiSowski ma jakieś szanse ???

    a czy się nada , to jeszcze inna kwestia ..

    No ale to dementi … cudne było , dobrze , ze przed wyjściem włączyłam radio ….. szkoda że nie mam nagrania :))))

  14. Do Marii – Może ta informacja o braku wspólnego kandydata z PO i to że kandydatka PO jest „słaba” a dziś jest 331 rocznica Odsieczy Wiedeńskiej. To może ta data + słaba kandydatka PO pomoże Lasocie.Dopiero od maja nie mam TV więc pana Lasotę kojarzę i myślę że to może być dobra kandydatura. Życzę mu żeby mógł po wyborach powiedzieć: przyszedłem, zobaczyłem i Bóg zwyciężył (zło ).

  15. Nie wiem , jest szefem IPN … to obciążenie dla niektórych ewyborców …. Ludzie się przyzwyczili do dotychczasowego włodarza….. same pytania … Lasota jest radnym sejmiku z …. PO … stad konsternacja ….Zaczynał w PC ….

    itak to jest ….

  16. pedagogika wstydu połączona z miliardem reklam wspaniałych niemieckich autostrad, amerykańskich zwycięstw, rosyjskiej siły etc, że nie wspomne o tym, co w przerwie między tymi godzinnymi reklamami leci, i dla niepoznaki nazywane jest właśnie reklamą.

  17. Nie mam pojęcia dlaczego Autor tekstu jest wielce oburzony na szkolnictwo?.

    No może nie na szkolnictwo ale na „pedagogów” i „rodziców”.
    Społeczeństwo wychowane na TV, konkretnie : M jak Miłość, Barwy Szczęścia i jeszcze inne szmatławce piorące mózgi i wyciskające łzy zagłuszają własne JA i wyjaławiają wyższe cele, aspiracje, pragnienia czy marzenia do których człowiek powinien dążyć.
    Tatuś i Mamusia na początku nowego życia już naznaczają swoją pociechę własnym skażeniem ( ciąg naturalny) oczywiście skrzywiony. Imię dla pociechy ? Denis – jutro pędzie Penis, Regina – Wagina , a może zwykły proszek do prania Alex niezwykły Ariel itd itp.
    dzień Nauczyciela, imieniny no jakże trzeba się pokazać synusiu , córeczko masz tu na kwiatuszka dla swojej Pańci ( może będą lepsze ocenki) – normalne dzieciaki to wyśmieją , powstaną specjalne nalepki no bo jak ich potem rozróżnić ?

    I tak jeszcze nie tak dawno słowo RENCISTA miało jaszcze jakiś sens , teraz to już w podstawówkach a może już w przedszkolu mamy pociechy z aspiracjami rencisty „Prace Ręczne” już chyba nie ma czegoś takiego?, WF jest jeszcze? – nie można przemęczać pociech , przecież stworzone są do wyższych celów- przesiadywanie podczas lekcji w spelunach, wąchanie już nie modne są budapreny teraz mamy białe proszki, spanie pod mostami , na trawnikach – wszawica!!!!!!!!!!!

  18. Zdaje mi się, że to nie jest tylko problem Polski. Na Łotwie od parunastu lat też odbywa się taka „migracja pod Londyn” i sporo rodziców obdarza swoje dzieci takimi imionami, jak: Samanta, Megija, Betija, Keita, Laila (niedawno próbowano mnie przekonać, że to typowo polskie imię) Ralfs, Dżeisons ale też… Rodrigo. I to się dzieje w typowo wiejskich środowiskach. Na Łotwie obce słowa zapisuje się tak, jak się je słyszy. Dotyczy to także imion.

    Pozdrawiam

  19. Przepraszam bardzo, ale nie mogę zrozumieć dlaczego ingerencja rodziców w sprawy edukacji ich dzieci jest nazwana idiotyczną. Proszę Państwa, to właśnie jest systemowe myślenie. Jest państwowy program wychowania i nauczania i rodzice nie mogą się w nic wtrącać. A kto ma mieć wpływ na wychowanie dzieci, jeśli nie rodzice? Trzeba być konsekwentnym w swoim zachowaniu. Gdyby temat dotyczył buntu we Wrześni, to zachwytom nie byłoby końca. Szkoły powinny być prywatne,różnorodne, a rodzice powinni mieć prawo wysyłać swoje pociechy do takiej szkoły, jaka im odpowiada.
    Cały temat przypomina mi styl i problematykę poruszaną w różnego rodzaju zinach lewackich. Przecież tam nie ma nic innego, jak tylko powtarzanie w kółko, najprawdopodobniej w celu wywołania poczucia winy, że największą tragedią było noszenie opasek przez Żydów, holokaust, etc., a za wszystko odpowiedzialna jest prawica.

  20. A wystarczyłoby kupić i przeczytać właśnie w księgarni coryllus’a super pozycję pana prof. Ryszarda Nowakowskiego ,,…o psuciu edukacji..”. Myślę, że po przeczytaniu zaczęlibyście w końcu ludzkim głosem mówić. Więc,… na co czekacie…??

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.