sty 052015
 

Największy obraz Jana Matejki to wcale nie „Bitwa pod Grunwaldem” ale coś zupełnie innego. Płótno przedstawia Joannę D’Arc wjeżdżającą do Reims. Matejko skończył je w roku 1886 i było ono pomyślane jako kolejny obraz budzący ducha narodu. Oto plebejska bohaterka wjeżdża do miasta wyzwolonego od wrogów. Nikt jednak w roku 1886 nie skojarzył Joanny z potrzebą odwojowania Polski i udziałem ludu w tym odwojowaniu. Tak zwani życzliwi odradzali Matejce malowanie kolejnych płócien, gdzie temat byłby daleki od lokalnych, polskich spraw, Stanisław Witkiewicz mądrzył się jak zwykle wytykając autorowi błędy perspektywiczne, zbyt płytki plan i inne rzeczy, które według niego stanowiły o istocie malarstwa. Można rzec, że Joanna została przyjęta z zawstydzeniem. Patrioci jej nie chcieli, bo im się marzył Kościuszko pod Racławicami, którego Matejko namalował w następnym roku, a moderniści w ogóle nie rozumieli o co chodzi, bo chcieli robić kariery teoretyzując lub malując fioletowe jabłka na pomarańczowym talerzu.
Obraz pojechał rzecz jasna na wystawę do Francji, tam został niezauważony, co było raczej oczywiste, ale Matejko się tym nie przejął. Przejęli się za to inni, głównie ci, którym zależało na wprowadzeniu sztuki polskiej na salony. Tak się wtedy mówiło. W rzeczywistości chodziło o wypromowanie jej na jedynym wówczas dynamicznym i głębokim rynku, czyli rynku francuskim. Matejko w tym przeszkadzał, a wielu twierdziło, że wręcz kompromitował polską sztukę. A więcej nawet, on chciał te swoje ramoty darowywać politykom, bo mu się zdawało, że w ten sposób walczy o sprawę polską. Można się dziś z tego śmiać, ale co niby miał robić w XIX wieku malarz historyczny? W dodatku tej klasy i tej pasji co Matejko?
Joannę miała stać się własnością narodu polskiego, a naród ten miał podarować obraz ówczesnemu premierowi Francji. To nie był najszczęśliwszy pomysł, bo właśnie trwał nad Sekwaną spór o to komu należy się Joanna, czy jest ona własnością Kościoła i tak zwanych nacjonalistów, czy może własnością wszystkich Francuzów, w tym socjalistów i masonów. Na domiar złego premierem był wówczas ten pan, który zaczął inwestować w Kanał Panamski. Jego kwestia Joanny obchodziła niewiele lub wcale. No, ale tego Matejko nie mógł wiedzieć. Spór o Joannę był poważny, bo chodziło o to jak będzie ustawiona zwrotnica państwowej i narodowej propagandy, czyli w którą stronę skierowane zostaną budżety. Socjaliści wymyślili, że Joanna jest bohaterką ludową, Francuzką, która została – za swoją patriotyczną postawę – spalona na stosie nie przez Anglików bynajmniej, ale przez przedstawicieli Kościoła Katolickiego. Na taki rozwój narracji nie mogli, rzecz jasna, pozwolić kardynałowie i biskupi francuscy, nie chciał tego również papież. W trwającym od roku 1869 procesie beatyfikacyjnym górę wziął Kościół i pewnego dnia papież powiedział: Joanna należy do nas. I tak zostało. Na szczęście dla nas wszystkich, bo strach pomyśleć co propaganda III republiki zrobiłaby z Joanny.
Jan Matejko nie był raczej świadom tych zawiłości promocyjno-budżetowych, on raczej w swojej prostoduszności chciał zrobić coś dobrego. O szczerości jego intencji świadczyć może fakt, że jakiś czas po wystawieniu Joanny miał zamiar podarować „Wernyhorę” Gladstone’owi, premierowi Wielkiej Brytanii. Zdawało mu się bowiem, że ten w jakimś przemówieniu nawiązuje do sytuacji Polski i wieszczy jej wielką przyszłość, jak Wernyhora zupełnie. Podobnie jak w przypadku Joanny powstrzymano mistrza od tego gestu. Gdyby doszło do takiego eventu, byłoby to niezłe qui pro quo. Stary oszust Gladstone i „Wernyhora” w jego rękach. No i ten uśmiech na twarzy pana premiera….
No, a co z III republiką? W roku 1886 wystawa paryska pełna była dzieł akademików, choć było już dawno po wystąpieniu impresjonistów, a Manet namalował już portret najważniejszego polityka epoki – Georgesa Clemenceau. Ludzie ci (akademicy i politycy) robili znacznie gorsze rzeczy niż Matejko, ale promowano ich. Za to wszystko, mniej więcej, co Witkiewicz zarzucał Matejce. To byli artyści poprawni warsztatowo, ale nie wolni od błędów perspektywicznych, zbyt płytkich planów i takich tam dyrdymałów. Wyżywali się jednak w nie takich jak trzeba tematach. Nikt we Francji nie myślał serio o jakichś rewolucjach w sztuce, poza może wspomnianym tu Clemenceau, który umawiał się na niezobowiązujące pogawędki z Monetem. Tylko głupiemu Witkiewiczowi zdawało się, że odkrył co jest w sztuce najważniejsze i bazując na swoim odkryciu czynił Matejce wymówki.
We Francji promowano w tym czasie rzeźbiarza nazwiskiem Fremiet, autora licznych pomników, w tym paryskiego pomnika Joanny. Miał on opinię realisty, a do jego najbardziej spektakularnych dzieł należy rzeźba wyobrażająca goryla porywającego kobietę. Goryl porywający kobietę?!!!!! To właśnie było w owym czasie nazywane realizmem. Chodzi rzec jasna o poprawne przestawienie postaci, o ile goryla można nazwać postacią, a nie o fakt czy małpa może czy nie może porwać kobietę, w dodatku białą, wypielęgnowaną i czystą. Wygląda to tak, jakby goryl wtargnął do spa, wyciągnął stamtąd Dodę i nie zważając na protestującego Radka Majdana pognał z nią ulicą gdzieś w nieznane. Prawdziwy realizm.
O co mi właściwie chodzi? Mamy oto szereg intencji i szereg znaczeń. Mamy czystą jak łza intencję Matejki i jego potężną osobowość, która nic sobie nie robi z krytyki. Mamy oszalałego Witkiewicza, który miast pilnować swojego zwariowanego syńcia Stasia, wyżywa się w aspiracyjnych, nie mających pokrycia w faktach recenzjach wielkich obrazów. No i mamy Francję, która rzekomo idzie w awangardzie postępu. W tejże Francji lewicowi politycy stają na uszach, żeby zawłaszczyć dla siebie najważniejszy, bynajmniej nie awangardowy, ale historyczny i religijny symbol, malarze i rzeźbiarze realizują poprawne akademickie dzieła, a deputowany Clemenceau koleguje się z umazanym farbą Monetem i myśli o tym, jaki by tu kształt nadać propagandzie państwowej w nadchodzących dekadach, skoro się już z tą Joanną nie udało. Zanim rynek dzieł sztuki, w formach do których wzdychał Witkiewicz rozkręcił się na dobre, zanim postęp zwyciężył, doszło do czegoś jeszcze, czegoś niesłychanie ważnego. Wybuchła mianowicie sprawa Dreyfusa, dzięki niej do polityki powrócili ci wszyscy, których wypchnęła z niej afera panamska. Między innymi wymieniony tu Clemenceau. Afera Dreyfusa, która raz na zawsze położyła kres marzeniom o tym, by republika pogodziła się z Kościołem. Oto bowiem zwolennicy posadzenie Dreyfusa do więzienia spotykali się pod pomnikiem Joanny autorstwa pana, co wyrzeźbił goryla z Dodą pod pachą. Stamtąd wyruszali na miasto wołając, że zdrajca powinien zostać ukarany. I nic już nie mogło być takie jak dawniej.
Jak pamiętacie Dreyfusowi nic się w końcu nie stało, a jego oskarżyciele poumierali wszyscy jak jeden w zagadkowych okolicznościach. Trudno więc nie zapytać, kto w państwie tak pełnym agentów i prowokatorów jak III republika organizował te wiece pod Joanną? I czy czasem nie powinny się one odbywać pod gorylem? Ja na te pytania dziś nie odpowiem. Mogę jedynie zdradzić, co się stało z obrazem Jana Matejki zatytułowanym „Joanna D’Arc wjeżdża do Reims”. Otóż kupił go Edward hrabia Raczyński. Dlaczego to zrobił? Bo uważał, że dzieło jest warte dużych pieniędzy. I nic go nie obchodziły, wyobraźcie sobie, opinie Stanisława Witkiewicza. Obraz ten można dziś oglądać w galerii w Rogalinie, do czego zachęcam.

Teraz kilka uwag dotyczących naszego kramarstwa. Przez cały przedwczorajszy dzień porządkowaliśmy zdewastowany magazyn. Straty są rzecz jasna, dziwne gdyby ich nie było po takim kataklizmie. Stalowy regał zgiął się jak miedziany drucik. Paczki z książkami na jednej kupie, na tym wszystkim ta pogięta stal. Nie zaglądałem do paczek i nie mam zamiaru tego czynić. Niektóre książki są pogniecione inne nie, otwieranie każdej paczki i zliczanie tego nie wchodzi w grę, bo powierzchnia magazynowa jest za mała na takie ekstrawagancje. Najbardziej ucierpiały paczki z trzecim numerem „Szkoły nawigatorów” i „Najlepsze kawałki Coryllusa”, nie za wesoło wygląda też numer drugi SN. Oczywiście nie wszystkie egzemplarze w paczce są pogniecione, ale jak mówię, nie ma możliwości by to rozkładać na kupki i segregować. Ogłaszam więc dodatkową promocję wymuszoną okolicznościami katastroficznymi. Od dziś SN 2 i SN3 sprzedawane będą po 15 złotych za egzemplarz plus koszta wysyłki. To samo z „Najlepszymi kawałkami Coryllusa”. Komu trafi się kwartalnik albo książka ze zgiętą okładką, ten nie będzie za bardzo płakał – sądzę – po 15 złotych, a jak ktoś dostanie nienaruszony egzemplarz będzie miał satysfakcję, że szczęście się doń uśmiechnęło. Egzemplarze całkiem zniszczone, porwane, zdewastowane i brudne nie będę wysyłane do nikogo. Będziemy je sukcesywnie utylizować w miarę rozpakowywania. Nie mogę postąpić inaczej, bo nie chcę wyrzucać książek trochę pogiętych, a sprzedawanie ich po 30 i 25 złotych to gruba nieuczciwość.
Promocja Baśni już się skończyła, ale okazało się, że mamy jeszcze całe pudło audiobooków, ściągnęliśmy je z rynku. Będziemy je sprzedawać w promocyjnej cenie 15 złotych. Ponieważ musimy wyczyścić magazyn zanim wprowadzimy tam nowe produkty zdecydowałem się obniżyć cenę książek „Dzieci peerelu”, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” i „Dom z mchu i paproci” do 10 złotych za egzemplarz, plus oczywiście koszta wysyłki. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

  17 komentarzy do “Patriotyzm Jana Matejki”

  1. coś uciekło?

  2. pytanie co do Francji, czy Coryllus uważa, że wyrzucenie, bo tak chyba było w rzeczywistości, 1mln Francuzów z wybrzeża Algerii było sprawiedliwe czy nie.??

  3. Czytałeś 4 numer Szkoły Nawigatorów?

  4. Było niezbędne dla interesów Izraela.

  5. Jestem w trakcie. Czytałem Corrylusa, Żaka, Gancarz i Osiejuka. Rozumiem że trzeba koniecznie Stelmach. Jak skończę zadanie domowe wezmę się za to.

  6. Premier Kopacz siedzi w szafie odziedziczonej po Tusku.
    Ziemianka @Iza
    http://niniwa22.cba.pl/donos_na_komandosow.htm
    dała ciekawszy link 😉

  7. Złotkowskiego też masz przeczytać.

  8. Chociaż to nr 5 SN Ale masz kupić i przeczytać. 🙂

  9. To sprawa francusko-algierska, bez udziału państwa izrael raczej. Francuzi którzy od 1830r mieszkali na wybrzeżu w miastach takich jak Oran, Casablanca na przykład po 1954 wszyscy musieli uciekać do Francji. Prawie albo ponad 1mln ludzi. Dosyć zasadnicze wydarzenie, czy to sprawiedliwe czy nie, jak tych ludzi przyjęto nagle, gdzie mieszkali.

  10. Coryllus, a jak oceniasz powiązania Sikorskiego i Anglików teraz. Przecież to już nawet nie ukryte wpływy Anglii w RP, ale samodzielne podkładanie się jako giermek UK w EU i naśladowanie, słuchanie Londynu. Konsultacje z eks-ambasadorem przemówień, ciepłe stosunki i oglądanie się na zdanie z Londynu bardziej niż na zdanie jakiekolwiek innego kraju.

  11. Nie, Bartka Biesiackiego trzeba przeczytać.

  12. Nie oceniam, myślę o czymś innym i jestem na tym całkowicie skupiony. Do maja muszę mieć dwie nowe książki i dwa nowe kwartalniki. A Tomek musi narysować nowy album….ja zaś mam do niego napisać teksty. Nie mogę się w tym czasie zajmować Sikorskim.

  13. Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska robi duże wrazenie.
    Podziw budzi to, że z powodu słabego wzroku Mistrz nie widział nigdy całego obrazu; był on jedynie w jego głowie.
    Wracając do Stańczyka to zrabowali go Sowieci w 1944, a do Polski wrócił w 1956 roku. Teraz można mu przypisać nowsze znaczenie. 🙁

  14. No nie tylko Sikorskim, zdaje się, że zachowanie całego menegmantu PL wskazuje na nadzwyczajną sympatię dla Wielkiej Brytanii – co za buta, żeby swój kraj nazwać Wielkim. Po prostu w świadomości ludzi Wlk. Brytania staje się takim wzorem, resztę krajów się lekceważy.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.