sty 142015
 

Na rynku ukazały się właśnie dwie biografie pisarzy dawno i tragicznie zmarłych. Ja nie mam zamiaru ich czytać, chciałem jedynie wspomnieć o tym, oraz zasugerować pewien trend, który mam wrażenie będzie się utrzymywał. Oto z braku w naszych czasach i naszych wymiarach odpowiednich kandydatów na świeckich świętych, powracamy do przeszłości, niczym bohaterowie zapomnianego już filmu, pod takim tytułem, i stamtąd przewozimy jakieś trumny ze zdewastowanymi ciałami nieboszczyków. Kogóż to przywieźli na rampę tym razem? Nie byle kogo, samego Ernesta Hemingwaya i Edwarda Stachurę. O pojawieniu się książek na ich temat informował nas portal WP, wstawiając na swoje łamy odpowiednio entuzjastyczne recenzje.
Dla ludzi takich jak ja, ludzi, którzy zaczęli interesować się książkami mniej więcej około roku 1984, obydwaj bohaterowie dzisiejszego tekstu byli postaciami z mitu. Stachura umarł co prawda niewiele lat wcześniej, ale promocja jaką mu robiły komunistyczne gazety oraz cały ten obłęd, który spłynął na kraj w związku z wydaniami jego książek czyniły zeń kogoś w rodzaju faraona XIV dynastii (nie wiem czy była taka). Co do Hemingwaya nie było zaś żadnych wątpliwości, że jest to człowiek bogom równy, ktoś w rodzaju Achillesa, który poległ pod Troją i teraz pozostaje już tylko palić mu świeczki i kadzidła, wciągając przez nos jego prozę. Jako młody bardzo człowiek zabrałem się do tego i niestety nie mogłem podzielać zachwytu starszych kolegów-entuzjastów. Mnie się to po prostu nie podobało. Było nawet gorzej, ja tego zwyczajnie nie rozumiałem. Nie mogłem skapować po co ci faceci strzelają do nosorożców, po co latają po polu w Hiszpanii, w tych kretyńskich, amerykańskich kapeluszach, zwracając na siebie uwagę snajperów. „Starego człowieka i morza” nie przeczytałem nigdy. Leżało to u mnie na półce, ale nie wziąłem się za lekturę, a powód był prosty – jako dziecko obejrzałem film nakręcony na motywach tej książeczki. Był to film całkowicie dewastujący dziecięce emocje, które jak wiadomo domagają się jedynie zapewnień o bezpieczeństwie i spokoju. Tam zaś było coś zgoła odwrotnego, coś czym ja się nie narkotyzowałem nigdy, bo zawsze węszyłem w tym oszustwo i jakąś ustawkę. Nie było więc mowy, bym zaczytywał się w tej książce. Z opowiadaniami było jeszcze gorzej. Nie rozumiałem zwykle pointy. No, ale wszyscy się tym zachwycali. Ja milczałem. Opinie Ernesta Hemingwaya na temat literatury zapamiętałem za to bardzo dobrze. On uważał, że „Pani Bovary” to świetna książka podobnie jak „Pożegnanie z Afryką”. Ja obydwie te książki przeczytałem po kilka razy, być może byłem po prostu zbyt niedojrzały, ale nie powtórzyłbym chyba tego eksperymentu po raz kolejny. Wszystkie nasze fascynacie literaturą brały się z tego nagłego otwarcia rynku, który mieliśmy w późnych latach osiemdziesiątych. Nagle w księgarniach pojawiły się różne zakazane książki, a my zastanawialiśmy dlaczego one są zakazane. Dlaczego taki na przykład Bułhakow był zakazany, choć przecież wydawano go już wcześniej? Czasy za bardzo się zmieniły, żeby dziś to roztrząsać. No, ale ktoś postanowił powrócić do przeszłości i zarobić kilka groszy na Hemingwayu i Stachurze. W opisie biografii tego pierwszego uderzyło mnie stwierdzenie, dość bezpośrednie, że był po prostu nasz pan Ernest rezydentem CIA w różnych miejscach na Ziemi. To niby było oczywiste dla ludzi życiowo doświadczonych, ale przecież nie dla takich gamoni jak ja w roku 1984. Co do Stachury to sprawa jest i była od dawna czytelna, ale nowa biografia jest jedynie powielaniem dawnych ekscytacji na jego temat. Widocznie ktoś jeszcze raz chce wykorzystać pana Edwarda do wychowywania liderów wrażliwej i biednej młodzieży. Ja nie nazwę tego jeszcze podłością, poczekam jak się sytuacja rozwinie. Mamy bowiem oto nową książkę, w której autor zastanawia się jak to możliwe, że taki fenomen pojawił się w tamtych czasach i zrobił taką furorę. Z kogo ten facet robi durnia? Żeby zrobić furorę w tamtych czasach trzeba było znać Przybosia, Iwaszkiewicza ze wszystkimi konsekwencjami tej znajomości, trzeba było znać paru oficerów i różne panie z licznych sekretariatów. Nic to jednak nie pomagało jeśli decyzja o promocji nie zapadła na wysokich szczeblach. Nie pamiętam ile było wydań jego dzieł, oprawnych w papier imitujący dżins, ale sporo. W każdej księgarni były te grube, nie dające się czytać tomy pełne pretensjonalnej prozy i słabej poezji. Co z tego zostało? Przypuszczam, że nic. Im mniej zostało tym bardziej będzie to lansowane. A nuż się przyda.
Mnie w tym wszystkim interesuje jedno. Oto w każdej z tych biografii mamy miejsce na opisy relacji naszych bohaterów z płcią przeciwną, na te liczne żony i jeszcze liczniejsze kochanki. I wiecie co, ja się zastanawiam kiedy oni mieli czas pisać, przeżywając tak intensywnie swoją młodość i wiek męski. To jest dla mnie, biednego straganiarza nie do pojęcia. Jedyna odpowiedź jaka mi przychodzi do głowy brzmi: ci ludzie w ogóle nie przejmowali się tym co pisali. Dla nich całe to pisanie, te nosorożce, siekierezady i inne kwestie to był jedynie dodatek do ich codziennej aktywności. Ważny dodatek, bo bez niego nikt nie dałby im złamanego grosza i paszportu, ale jednak dodatek. Nie wierzę, że Stachura choć przez minutę wierzył w to co pisał. Myślę, że był do facet zdeprawowany do dna, który doskonale zdawał sobie sprawę gdzie jest i w czym uczestniczy. Produkcja zaś tych głupot była ceną jaką musiał zapłacić za swoje ekstrawaganckie życie. Na koniec okazało się jednak, że to co wydawało się ceną, nie jest nią w istocie, że tabliczka z ceną jest gdzie indziej i tam nie ma cyfr, nie ma przecinków. Tam jest narysowany pociąg pospieszny. W przypadku zaś Hemingwaya na tabliczce była dubeltówka. O tym jednak obaj panowie dowiedzieli się już na sam koniec, kiedy się wybawili, wytańczyli, wybiegali i mieli głębokie poczucie już to dobrze przeżytego życia, już to czegoś nieokreślonego, jakiegoś niepokoju, wątpliwości, niejasności, że może coś z tym wszystkim jest nie tak.
Ale my wierzymy przecież w literaturę i jej moc, prawda? Nie uważamy, że wszystkie dobre i wartościowe książki napisane są przez rezydentów CIA, agentów komunistycznych służb delegowanych do Meksyku i innych takich ancymonów, którzy muszą sobie zrobić tło, żeby jakoś działać. Wierzymy, że treścią książek powinno być coś więcej niż tylko strzelanie do słoni, opis zawiedzionych miłości i różne fikcyjne tęsknoty mężczyzn samotnych samotnością oszukaną i wystylizowaną do granic.
Od miesiąca zbieram się do tego by zacząć pisać książkę o kredycie i wojnie. Czasu jest coraz mnie, pochłaniam te kilogramy tekstów i mam coraz większa pustkę w głowie. Wstaję rano, robię rodzinie kanapki do szkoły i przygotowuję śniadanie. Potem pisanie, potem rehabilitacja, potem trzeba im coś ugotować, potem wracają ze szkół i z pracy. Nie ma już mowy o pisaniu, bo trzeba jeszcze coś doczytać. Od czterech dni wyłączają światło ze złośliwą regularnością. Tak mniej więcej na trzy godziny dziennie. Plan książki zmienia się co tydzień właściwie, przerobiłem już w głowie chyba ze cztery wersje pierwszego tomu 'Kredytu i wojny”. Dziś muszę zacząć, bo inaczej nie skończę przed kwietniem. A to oznacza, że książka nie pojawi się na majowych targach. Do tego jeszcze kwartalnik, muszę znaleźć tłumacza języka rosyjskiego, bo pani, którą mamy tu na miejscu odmówiła mi dzisiaj. Kłopot, a czasu coraz mniej. Robimy z Tomkiem nowy komiks, a właściwie nie komiks, ale polityczną publicystykę w obrazkach, potrzebne są do tego teksty, no i jakaś kontynuacja serii z białą sową by się przydała. Nie ma czasu na przeczytanie tekstów konkursowych, a nikomu tego nie można zlecić. Całe szczęście, że nie jestem sławnym pisarzem, ani rezydentem jakiegoś wywiadu, bo bym oszalał z tej pustki wokoło, z tej ilości nosorożców krążących wokół werandy i innych atrakcji. Dobrze, że sam jestem wydawcą i nie muszę się męczyć z poprawkami jakichś aspirujących do znawstwa durniów. Mam jednak szczęście, co nie….
Sławy nie będzie, biografii też nie, serduszko, które podpisałem w Krakowie w październiku, to wiecie serduszko Owsiaka, sprzedawano na allegro za 2,25, ale nikt nie kupił. Co za ulga.

31 stycznia mam spotkanie z czytelnikami w moim rodzinnym mieście, w Dęblinie, w domu kultury, który teraz jest w budynku dawnej przystani nad Wisłą, tuż przy moście drogowym. Początek o godzinie 16.00. 19 lutego zaś o 17.30 (chyba) odbędzie się spotkanie w Gdańsku, w bibliotece, tak jak w zeszłym roku, w tym całym centrum handlowym, jakże się ono nazywa….Manhattan chyba…Zapraszam wszystkich serdecznie.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Mamy tam cały festiwal promocji. „Dzieci peerelu”, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” oraz „Dom z mchu i paproci” sprzedajemy po 10 złotych plus koszta przesyłki. „Najlepsze kawałki” oraz 2 i 3 numer Szkoły nawigatorów sprzedajemy po 15 złotych plus koszta przesyłki. Zapraszam także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.

  29 komentarzy do “Posiadacze czterech żon i licznych kochanek”

  1. Nie ma Przybosia i Iwaszkiewicza to i pisarza Biedronia nie ma 😉

  2. Za to jest polityk Biedroń, czy to nie znamienne?

  3. jest politykiem, bo ktoś o wiele wyżej postawiony od niego tak zadecydował. Herezje, tzw. style życia, mody, itp wciskane są zawsze ludziom „od góry” – nigdy od dołu – nieprawdaż?

  4. Ernest to klasyk gatunku gdzie poezja, proza, dziennikarstwo jest tylko przykrywka tajnej misji. To dwie funkcje spelnia naraz – zaslania rzeczywista zlecona robote, a to co napisla pozniej miesza ludziom w glowach. Stachura to degenerat. Patologiczny alkoholik. Protoplasta Pilcha, z tzw. ulanska fantazja. Mysle, ze dzisiaj lao kto sie na ta tandete nabiera.
    Pojde Coryllusie zapalic swieczke w katedrze i pomodle sie w intencji, zeby energii i wiary nie braklo. Wszystko sie uda do kwietnia i w maju beda owoce i zniwa.

  5. Czasami są wciskane (jak w tym przypadku) ,,od tyłu,,

  6. Mam nadzieję….

  7. Ogłoszenie

    Potrzebna od zaraz : sekretarko – gosposia i tłumacz.

    podpisano

    Autor bloga

    🙂

  8. „muszę znaleźć tłumacza języka rosyjskiego, bo pani, którą mamy tu na miejscu odmówiła mi dzisiaj”

    A dlaczego? Nie skusiło ją honorarium za tłumaczenie?

  9. Czy relacje filmowe na YouTube ze spotkan pana Coryllusa z czytelnikami to „czas zaprzeszly dokonany” bez nadziei na „aspekt 'kontinjus'”? Latwiej sie Pana slucha niz czyta (zastrzegam, ze wszystkie Basnie kupilem – wszak nalezy sie zaplata za prace). Poza tym praktycznosc – wykonuje prace wlasna i slucham eksytujacego wykladu. Jak dotad nie omawial Pan Basni Czeskiej.
    Zycze wytrwalosci w pisaniu!

  10. Numerowanych dynastii egipskich było 30. Czternasta też była, w ramach tzw. Średniego Państwa. Ale faraonowie byli mało znaczący i ich imiona nawet jeśli gdzieś się zachowały to nie są podawane. A w sumie dynastii było 32, zakończyło się Ptolemeuszami.

  11. Siejba byla w plakaniu a zniwo w weselu, panie Gabrielu. Pijmy zdrowie Sienkiewicza, on nam slodkich chwil uzycza.

  12. Ja nie przeczytalem ani jednej ksiazki Hemingwaya choc w swoim czasie ekscytowala sie nim troszeczke moja siostra gdy studiowala polonistyke w latach 70-ych. Ale jej przeszlo. Probowalem przeczytac „Komu bije dzwon” ale nie dalem rady. Przysypialem juz po kilkunastu stronach wiec dalem sobie spokoj.
    Obejrzalem ekranizacje noweli „Stary czlowiek i morze” z 1958 r. ale nawet ten stary genialny pijak Spencer Tracy niewiele mogl zrobic z ta rola faceta w kapeluszu ktory wali wioslem te rekiny przez kilkadziesiat minut.

    Jacek Zakowski w swoim dodatku „Niezbednik intelligenta” zaleca Hemingwaya jako kanon literatury swiatowej. Ale dla mnie nie jest to opinia miarodajna. Zakowskiego ciagle widze oczyma wyobrazni siedzacego w stolarni przy stole z niezbednikiem i menazka w reku.
    Coz, czlowiek sie starzeje, moze dlatego takie jaselka mi przed oczami staja.

  13. Jesli Zakowski zacheca to znaczy, zeby tego nie czytac. Proste.

  14. Poza słowami otuchy nic nie mogę pomóc w Pańskich kłopotach. Ślę słowa otuchy.

  15. Na stronie p.G.Brauna, bohater filmu „Ucieczka cenzora” – wypowiada się w materii cenzurowania w PRL-u i mówi że zawsze pisze się tak, jak chce „pracodawca” – zatem obaj opisani powyżej tj Stachura i Ernest H. – bo z czegoś żyć musieli – byli jakiemuś „pracodawcy” do czegoś byli potrzebni, no i pisali pod pracodawcy zlecenie. Może z tego powodu obaj panowie żyli w tzw dysonansie stąd to morze alkoholu jakie podobno wypijali, no taki sposób na wytłumienie tego dysonansu.
    Podobno nie ważne co się pije, ważne żeby sponiewierało. No to i poniewierali się.
    A co do ich twórczości to jak widać leży na strychu i czeka na odkurzenie, …, no i pracodawca zaczął odkurzać.

  16. W biografii V.Hugo też piszą o jego licznych kochankach. Widać podobieństwo z Ernestem H. i jego twórczością.
    Wpadły mi w ręce „Dzieje duszy” św.Teresy z Lisieux. Jej rodzice, błogosławieni- zajmowali się produkcją koronek. Ciekawe postaci, ale nieznane, niestety. Działo się to w XIX wieku. To obraz Francji małej Tereski jest prawdziwy.

  17. jak w piaskownicy , wiadereczka ,łopatki i piasek

  18. Nie rozpraszaj się, laserze.

  19. realność spiskowych teorii w doświadcze(/a)niu;
    http://www.biblioteka-niepokonani.pl

  20. Filmik o Stachurze. Próba niezależnej oceny?
    https://www.youtube.com/watch?v=nYh6QvqCaHE

    Stachura napisał parę naprawdę pięknych piosenek. Smutnych i rzewnych. I to nie jest najlepsze. W życiu trzeba walczyć ze smutkiem, a nie celowo mu się poddawać i nim upajać. Ale Stachura napisał parę naprawdę pięknych piosenek. I zrobił sporo pięknych przekładów. Ale czy ten smutek nie był wtedy na miejscu? I czy wegetatywny współczesny rynek medialny bez smutku, z prymitywną i na dodatek dość skromną konsumpcją jest ciekawszy? W każdym razie każdemu życzę napisania kilku naprawdę pięknych piosenek … A, że go podpompowali? Było co pompować i tyle. Pamiętam do dzisiaj pierwszy krótki fragment jego tekstu. Kompletnie nieznanego faceta. I takiego wrażenia się nie zapomina, bo jest bardzo rzadkie. A, że większość to być może wodolejstwo i nuda? I, że tego nie dało się czytać? No nie dało. Ale powtarzam – każdemu życzę napisania w życiu paru pięknych piosenek. Wystarczy.

    Czy ktoś czytał „Wyspy na Golfsztromie” Hemingwaya? O ile „Stary człowiek” czy „Komu bije” zalatywały naciąganiem i agitką, o tyle „Wyspy” poruszały umysł i wydawały się kiedyś naprawdę piękną książką. Mam nadzieję, że po powrocie do niej nie rozczarowałbym się.

  21. Najpotezniejsza dynastia to byla 18, z Totmesem III. 19 Ramzesow tez niczego sobie.

  22. Stachura, notoryczny pijak, zepchnal Komede ze skarpy, w zartach niby (ale to sa te zarty po pijaku), tak, ze ten w wyniku tych zartow zmarl. W wyniku tego psychiatryk i kilka samobojczych prob. Facet sam sie uniewaznil. Cokolwiek napisal, to jest juz bez wartosci, a on sam ta wartosc zdeprecjonowal. Karmienie sie tekstami degeneratow, alkoholikow i samobojcow jest chore.

  23. Stachura w USA? Hłasko, chyba Marek!

  24. A nie pił gorzały z Ernestem po polowaniu na różowe jednorożce?

    https://www.youtube.com/watch?v=H27m-dNumN0

  25. no tak. podupcylo mi sie niezle.

  26. jak w piaskownicy , wiadereczka ,łopatki i piasek

    Nie musi pan tu zaglądać. Niech pan wraca do prawdziwego życia, niech się pan z nami nie zadaje.

  27. Raymond Chandler w przygodach Filipa Marlowa „popełnił” taki tekst (oczywiście mniej więcej taki ;-)):
    – Ty, Hemingway…
    – Dlaczego mówisz do mnie Hemingway?
    – Bo Hemingway to taki facet, który w kółko powtarza ten sam tekst aż wszyscy zaczynają uważać, że jest to dobry tekst…

  28. do tego zestawu dodam śliniaczek

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.