sty 152015
 

Redaktor Maja Narbutt napisała wczoraj, że sprawa morderstwa w Rakowiskach ma „niejedno drugie dno”. Można by to uznać za lapsusu językowy, ale wcześniej ta sama osoba pisząc o wymienionej zbrodni zamieniła w pewnym momencie imię mordercy, zamiast Kamil napisała Karol. Zwykle, gdy dzieje się coś takiego redaktor prowadzący woła dziennikarza i mówi mów: „ku…a, co to jest, do ch…ja, popraw to, bo ci nogi z du..y powyrywam”, albo zwraca się doń jakimiś bardziej parlamentarnymi słowami, jeśli akurat znajdują się obaj w redakcji prawicowego pisma patriotycznego, demaskującego zło.
Mamy więc tę nieznaną liczbę drugich den oraz Kamila alias Karola, który zamordował swoich rodziców wraz z koleżanką Zuzią. A do tego jeszcze mamy fragment tekstu, gdzie autorka powołuje się na Toyaha, nie występującego już pod tym nickiem w salonie24 i szydzi z jego sugestii dotyczących satanistycznego podłoża tej zbrodni. Twierdzi także redaktor Narbutt, że ona i jej kolega Zaremba nie czytają tekstów Toyaha, a swoje teksty piszą w oparciu o własne spostrzeżenia i informacje, które zdobywają w tak zwanym terenie. To nie jest niestety prawda i należy powiedzieć to wprost. Jeśli ktoś uważa, że za drugim dnem znajduje się kolejne drugie dno, a nie dno trzecie, a następnie czwarte, jeśli ktoś nie czyta swojego tekstu przed opublikowaniem, że o oddaniu go redaktorowi prowadzącemu nie wspomnę, jeśli ktoś nie zna tekstów Toyaha, a zna jego nick, którego nie ma w salonie od dwóch lat, a prócz nicka zna jeszcze szczegóły jednego z tych tekstów, to taki ktoś po prostu kłamie. Przykro mi to stwierdzić, ale tak jest. Jeśli zaś chodzi o szyderczy ton, którym posługuje się redaktor Narbutt pisząc o dzieciach Toyaha, uważam, że jest on nie na miejscu, albowiem dzieci te to dorośli ludzie, o niezwykłym darze obserwacji, czego o pani Narbutt nijak powiedzieć nie można.
To co ona zrobiła na łamach „W polityce” nie jest żadnym dziennikarskim śledztwem tylko fuszerką. Spróbujmy się teraz zastanowić jak powinno wyglądać dziennikarskie śledztwo w tak trudnej sprawie. Zacznijmy od zakreślenia obszaru tego śledztwa, nie chodzi mi o obszar geograficzny, ale o obszar, z którego można pozyskać w miarę pewne informacje. Policja nie powie wszystkiego to jasne, ale udzieli nam tej wiedzy, której udzielić może. Dziennikarze zwykle idą wprost do policji i piszą tekst o tym, jakie jest samopoczucie osadzonych. Dawniej w czasie śledztw dziennikarskich jeździło się na miejsce zbrodni. Tego Maja Narbutt nie zrobiła na pewno, bo Karnowscy nie dali jej delegacji, a ona za własne pieniądze za nic nie pojedzie na jakieś zadupie, gdzieś na Bugiem. Mowy nie ma. Pozostaje więc zbieranie informacji przez telefon oraz szukanie ich w sieci. To jest tanie i niekłopotliwe, no i nie trzeba się stykać z tubylcami. Tak się jednak nie prowadzi śledztwa w sprawie poważnej. Tak się robi rozrywkę na poziomie szóstego dna, za którym zaraz mamy dno siódme. Dziennikarz śledczy powinien pojechać do Białej Podlaskiej i tam zaznajomić się w kilkoma osobami. Powinien też, skoro już dowiedział się, że w Białej działały kiedyś jakieś satanistyczne organizacje, poznać oficera śledczego, który prowadził te sprawy. To szalenie ważne, bo wiele spraw ujawnia swoją prawdziwą naturę kiedy porówna się je z innymi podobnymi sprawami. I nie jest to jakaś wiedza tajemna, ale prosta praktyka dnia codziennego. No więc dobrze byłoby sporządzić listę spraw podobnych. Nie chodzi mi o kwestie zamordowania rodziców przez dzieci, ale o rzecz inną, na którą słusznie zwróciła w swoim tekście uwagę Maja Narbutt. Chodzi mi o samobójstwa młodocianych dokonywane w okolicznościach zwanych potocznie niejasnymi. O samobójstwa seryjne. Nigdy o nich nie słyszeliście? Nie kłamcie. Na pewno słyszeliście i na pewno wielokrotnie o tym myśleliście. Ja myślę o serii takich samobójstw bardzo często, mam nawet w pamięci nazwiska tych dzieciaków i ich ksywki podwórkowe. Mam w pamięci ich twarze i ciągle zastanawiam się dlaczego to zrobili. Ile takich serii było w kraju, jakie były motywy, kto prowadził te sprawy oraz czy zostały one w jakiś sposób ze sobą połączone, a jeśli tak to w jaki? To są pytania, które powinien sobie postawić dziennikarz śledczy, w chwili gdy dotrze w czasie swojego śledztwa dotyczącego zbrodni w Rakowiskach do momentu, kiedy ktoś przypomina sobie, że dawno, dawno temu, byli tu jacyś sataniści, pili wino zmieszane z krwią kota, a potem się dwóch powiesiło. Maja Narbutt jednak zręcznie omija ten wątek, woli szydzić z dzieci Toyaha. Być może czyni tak ponieważ jest za młoda, nie pamięta ani lat dziewięćdziesiątych, ani tym bardziej osiemdziesiątych, kiedy na polskich blokowiskach, w miastach takich jak Biała Podlaska, ale także mniejszych, dochodziło do serii samobójstw młodocianych, takich samobójstw, których nie dało się powiązać z niczym. No, ale przecież ta cała Narbutt ma jakichś starszych kolegów w redakcji? Czy oni są aż tak ciemni, że nie kojarzą faktów istotnych? Może są tak zawaleni robotą, że nie mają czasu? Może gdzieś, w publicystyce politycznej kolejnego drugiego dna? Sam nie wiem. Wiem, że po tym co się stało w Rakowiskach, trzeba koniecznie sięgnąć głębiej, bo powoływanie się na diaboliczny charakter Zuzi nie wyjaśni wszystkiego. Tam jest rzeczywiście jakieś kolejne dno, ale ono nie znajduje się w tym kanale, którym podąża redaktor Narbutt. Ono zostało gdzieś z boku, niezauważone. Narbutt zaś wraz z innymi dziennikarzami śledczymi podąża nie ku kolejnemu dnu, ale ku kolejnym kręgom. I świetnie się przy tym wszyscy państwo bawią. Lepiej wracajcie ludzie, nie tędy droga. Wracajcie do tych powieszonych i gnajcie czym prędzej do oficerów zajmujących się archiwizacją dziwnych wypadków dotyczących samobójstw nieletnich w późnym PRL i wczesnej III RP. Tam jest klucz do tej sprawy. To jest oczywiście jedynie moja intuicja, która bierze się z faktu, że tak jak inni mieszkańcy mojego miasta doświadczyłem kiedyś tej grozy. Pamiętamy to prawda? Pamiętacie to chłopaki? Ile było takich miejsc w kraju? Może ktoś policzy? Może to jest w archiwach. Nie mam pojęcia, ale są przecież dziennikarze śledczy, którzy potrafią się zająć taką sprawą, czyż nie….
Filmowy charakter zbrodni w Rakowiskach jest być może przypadkowy i być może jest po prostu błędem, jakąś skuchą, ale czy tak jest w istocie przekonamy się wkrótce, a wyniknie to bezpośrednio z losów głównych bohaterów czyli Zuzanny i Kamila. Obserwujmy co się z nimi stanie.
Gdyby pojawili się tu jacyś policjanci i chcieli dowiedzieć się więcej na temat tego co ja tu sugeruję, chętnie udzielę im informacji, choć zapewne oni sami wiedzą więcej ode mnie. Mieszkałem kiedyś w mieście, gdzie doszło do fali takich samobójstw i jestem jednym z wielu ludzi, którzy do dziś zastanawiają się nad ich istotą. Skojarzyłem tę sprawę z tym co napisała redaktor Narbutt i pomyślałem, że coś może być na rzeczy. Od tego właśnie zacząłby śledztwo w tej sprawie.

31 stycznia mam spotkanie z czytelnikami w moim rodzinnym mieście, w Dęblinie, w domu kultury, który teraz jest w budynku dawnej przystani nad Wisłą, tuż przy moście drogowym. Początek o godzinie 16.00. 19 lutego zaś o 17.30 (chyba) odbędzie się spotkanie w Gdańsku, w bibliotece, tak jak w zeszłym roku, w tym całym centrum handlowym, jakże się ono nazywa….Manhattan chyba…Zapraszam wszystkich serdecznie.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Mamy tam cały festiwal promocji. „Dzieci peerelu”, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” oraz „Dom z mchu i paproci” sprzedajemy po 10 złotych plus koszta przesyłki. „Najlepsze kawałki” oraz 2 i 3 numer Szkoły nawigatorów sprzedajemy po 15 złotych plus koszta przesyłki. Zapraszam także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.

  11 komentarzy do “Szóste dno”

  1. Dęblin miasto wysokich lotów 😉

  2. Fakt. W moich rodzinnych Puławach (przecież niedaleko Pana, Panie Gabrielu) w latach 90tych były całe serie samobójstw. Nie było miesiąca, żeby nie było jakiejś informacji. Teraz cisza.

  3. No to mamy: Biała Podlaska, Puławy, Dęblin….

  4. Zamiast stosować się do zasady „Tylko prawda jest ciekawa” stosują się „dziennikarze Majo-podobni” do wszystkich innych zasad

  5. w sieci pisze: Gabriel Maciejewski ur. w Dolistowie na Podlasiu, jak więc rodzinnym miastem jest Dęblin?

  6. Titanic tonie , orkiestra przygrywa , barany tańczą

  7. historie filmowe zastapia 10 przykazan / etyke…
    zostana: tarantino, tato chszesny, pendolino w kraju grzyba…
    oraz slowianie kaszubscy spiewjacy koledy po np niemiecku…
    w esperanto lub jidisz..

  8. Nieładnie tak szydzić z tych „kolejnych drugich den”. Dziewczyna jest młoda, podlegała „nowej maturze”, w podstawówce miała „nauczanie dywanowe”. Nic zatem dziwnego, że teraz liczy: jeden, dwa, mnóstwo.

  9. w sieci pisze Maja Narbutt, a Gabriel Maciejewski tak: ” Urodziłem się 10 km, od Woli Okrzejskiej, nie w domu co prawda, ale w szpitalu, jak to było przyjęte za naszych czasów. „

  10. Biała Podlaska – Puławy – Dęblin – Czarny biskup i … wszystko jasne…. dla dochodzeniówki . Czyż nie?

  11. Lista zamachów samobójczych zakończonych zgonem:
    http://statystyka.policja.pl/st/wybrane-statystyki/samobojstwa

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.