mar 112015
 

Przyznam, że się nie spodziewałem, no ale człowiek doświadcza różnych zaskoczeń przez całe życie i musi być przygotowany na wiele niespodzianek. Oto w zeszłotygodniowym numerze „W sieci” ukazał się felieton Piotra Skwiecińskiego zatytułowany „Buldog, który nie zaznał klęski”. W nim zaś, z wrodzoną, a może nabytą dyskrecją, promuje autor najnowszy, brytyjski numer „Szkoły nawigatorów”. Czyni to ostrożnie, wszak nie można ludziom wywalić prawdy w oczy od razu bo pomdleją, stosuje różne chwyty łagodzące przekaz, ale rzecz w istocie sprowadza się do tego właśnie – do promocji naszego kwartalnika. Pisze na przykład Piotr Skwieciński tak:

…w Moskwie stwierdziłem ze zdumieniem, że część Rosjan, nie tych zwykłych, ale należących do elity, ma jeszcze jeden obiekt emocji, Anglię. Uważają tam za jedyny naród europejski, który zachował dawną wielkość….

Sami widzicie jak redaktor manewruje, był rzekomo w Moskwie, w dodatku parę lat temu, co zaznacza na początku i tam spotykał się z rosyjskimi elitami. Bo niby z kim miał się spotykać? No i oni powiedzieli mu o swojej fascynacji Anglią. On zaś przypomniał to sobie po kilku latach i postanowił opublikować akurat wtedy kiedy ja wpuściłem na rynek Szkołę Nawigatorów z memoriałem Johna Dee do królowej Elżbiety w środku. Dziękuję miły redaktorze, naprawdę nie spodziewałem się….

Pisze nam dalej Piotr Skwieciński, że Anglicy zajmują poczesne miejsce wśród zagrożeń jakimi straszy się dzieci rosyjskich inteligentów. Chodzi o to, że komunizm został zainstalowany w Rosji przez Intelligence Service i wszyscy gensekowie byli po prostu agentami MI6. Nie wiem czy redaktor Skwieciński nie posunął się tutaj trochę za daleko, ale Beria był ponoć naprawdę tym agentem i miejscowe, wsiowe chłopaki z Chruszczowem na czele musieli go skasować, żeby trochę odsapnąć. Stąd właśnie wziął się potem ten cały wyścig zbrojeń. Asekuruje się trochę nasz redaktor pisząc, że są to tematy z literatury fantastycznej. Nie dziwimy mu się, bo jak się okaże, że ktoś wyłoży nagle budżet na promocję czegoś innego niż Wielka Brytania, to zostanie on z tymi swoimi teoriami jak nie powiem kto i gdzie.

My się jednak tymi wszystkimi okolicznościami przejmować nie musimy, nas one nic nie obchodzą, bo my się interesujemy prawdą, a nie karierą w mediach. Skwieciński zaś bardzo ostrożnie podchodzi do tematu i sugeruje, że ów lęk przed Brytyjczykami to efekt XIX wiecznej rywalizacji Rosji z Koroną o wpływy na wschodzie. Otóż nie miły redaktorze, to lęk przed tym, że oni znowu wysadzą na północy swój desant tak jak to zrobili za czasów Iwana IV i będą tam rządzić swoimi metodami, przez co populacja Rosjan zmaleje w ciągu kilku lat o połowę. Wiem, że to trudne do uwierzenia, ale taka jest niestety prawda, Skwieciński zaś, bojąc się czegoś najwyraźniej, popada w stan euforyczny w trakcie pisania o Wielkiej Brytanii. Pisze, że Londyn wolny był od rusofilii, w przeciwieństwie do Berlina i Paryża. Oczywiście, że był wolny, tak samo jak był wolny od indianofilii, aborygenofilii, małpofilii i karaluchofilii, bo w takich kategoriach w Londynie od czasów Iwana IV postrzega się Rosjan.

Najlepsze jak zwykle zostawił nasz redaktor na koniec. Pisze bowiem na zakończenie tak:

Zawsze to wiedziałem. Uważałem jednak, że rosyjskie postrzeganie współczesnej Brytanii jako czegoś jakościowo odmiennego od innych krajów europejskich to ogromna przesada. Że to anachroniczna wizja Anglii. Że ten kraj zdegenerował się, tak jak jego odwieczni rywale zza kanału czy też wrogowie z wojen światowych. Ale decyzja Camerona przekonuje mnie, że się myliłem. Wielkiej Brytanii udało się – sam nie wiem, w jaki sposób – zachować sporo z tego, co sami Anglicy nazywają bulldog spirit (duch buldoga). Psa, z którym utożsamiają się Anglicy. Niedoznanie upokorzenia wojenną klęską to naprawdę niesłychanie cenny kapitał. To szczepionka przeciwko wielu chorobom. Rosyjskie elity mają rację.

Ja szczerze mówiąc nie potrafię sobie wyobrazić jak mogła wyglądać ta rozmowa Skwiecińskiego z rosyjskimi elitami parę lat temu. Musieli mu niezłych historii naopowiadać, bo jak widzimy największym marzeniem naszego redaktora jest przystać do bandy bulldoga i razem z nim gryźć łydki jakichś Bogu ducha winnych osób. I jeszcze to zdanie: zawsze to wiedziałem….Co za niespodzianka, szkoda, że się swoją wiedzą redaktor nie podzielił z nami wcześniej. Ja musiałem przekopać się przez setkę książek, żeby wyciągnąć wnioski, które tu obrabiamy od dwóch lat. On zaś zawsze wiedział….
Przestanę już szydzić, bo sprawa jest poważna. Fakt, że Skwieciński ocenia wyjazd brytyjskich wojsk na Ukrainę w kategoriach historycznych, że myśli o państwach i narodach w kategoriach degeneracja, prosperity, wyższość cywilizacyjna i niższość, czyni zeń niestety osiołka. To, że Cameron wysyła tam wojska świadczy o tym, Korona jest zainteresowana eksploatacją Ukrainy, a może także czeka na ofertę Putina. Ta oferta zawsze, podkreślam, zawsze wymierzona będzie w najżywotniejsze interesy Polski. Obecność zaś Brytyjczyków na terenie Rusi czy to Moskiewskiej czy to Kijowskiej zawsze oznacza wyłącznie cholerne kłopoty. Jeśli Skwieciński nie dojrzał do takich perspektyw, to jest mi niezmiernie przykro, ale stwierdzić muszę, że jedynym co go interesuje jest ta nędzna kariera publicysty w niszowych mediach.

Prawda jednak powoli się przebija, na ostatnim spotkaniu w Niespodziance jeden z czytelników powiedział, że w jakimś podręczniku akademickim napisane jest wprost, że w czasach Iwana IV północna Rosja była brytyjskim protektoratem. Oczywiście nikt jeszcze nie użyje do określenia tego protektoratu nazwy Oprycznina, świat by się przecież zawalił, ale widzimy, że postęp jest. Teraz Skwieciński dorzucił swoje trzy grosze, a jak Brytyjczycy wylądują w Kijowie Michta napisze tu artykuł o tym jaki wpływ wywierał Londyn na Moskwę i zacznie go zdaniem: zawsze wiedziałem. Oni wszyscy zawsze wszystko wiedzą, tylko boją się powiedzieć.

Dlaczego prawda o Kompanii Moskiewskiej musi być ukrywana pod jakimiś teoriami spiskowymi i popularną literaturą, dlaczego Skwieciński drży przed pogłębieniem tematu i zasłania się jakimi rosyjskimi elitami, z którymi spotykał się w Moskwie. Otóż dlatego, że napisanie prawdy zmienia całkowicie ocenę polskiej polityki wobec Moskwy za czasów Wazów. Wszystko ulega odwróceniu, smuta nie jest smutą, car Iwan nie jest wielkim rosyjskim władcą, ekspansja na tereny Syberii i chanatu Kazańskiego nie jest ekspansją Moskwy. Na to nikt nie jest jeszcze gotowy. No, ale poczekajcie aż chłopcy Camerona trochę się tam zadomowią. Możemy zobaczyć ciekawe rzeczy.

Na razie redaktory drżą jak liście osiki i próbują nieśmiało przemycać różne – w ich mniemaniu – niepoprawne i ciekawe treści, które mogą być dla polskiego czytelnika zaskakujące.

Napiszę więc jeszcze raz jak było. John Dee w swoim, opublikowanym we fragmentach w ostatnim numerze kwartalnika „Szkoła nawigatorów” memoriale, uzasadnił od strony prawnej brytyjskie roszczenia do ziem amerykańskich i rosyjskich. Potem ściągnięto z Morza Śródziemnego Ryszarda Chancellora i wysłano go do Moskwy. Nie przypadkiem tam trafił, jak pisze Hakluyt, ale specjalnie. Iwan zdobył Narwę i to oznaczało, że pozycja Moskwy zmieniła się całkowicie. Następnie założono Kompanię Moskiewską, a jej faktorzy pojawili się w Archangielsku. No i się zaczęło. Co? To co Rosjanie w swojej wywołanej strachem tępocie nazywają sukcesem gospodarczym. Mordowanie elity, grabież na wielką skalę, likwidacja Nowogrodu Wielkiego i zniszczenie Tweru. Pięćdziesiąt lat ucisku, horroru i dzikich morderstw. Do tego czasu nawiązywał później każdy rosyjski despota od cara Piotra począwszy na Stalinie kończąc. Trudno więc nie zapytać, czy nie stały za nimi czasem brytyjskie pieniądze. Pozycja Brytyjczyków w Moskwie słabnie kiedy w Inflantach umacniają się Szwedzi, a oni się tam umacniają za francuskie pieniądze. Zdobycie Narwy przez Szwedów zmienia politykę kompanii wobec rosyjskich aborygenów. Polacy nazywają ten moment zwycięstwem nad Moskwą i piszą, że pokój w Jamie Zapolskim był wielkim sukcesem dyplomacji polskiej. To jest, przepraszam, za wyrażenie gówno prawda. Cel strategiczny nie został osiągnięty, nie zdobyto Narwy, przejęli ją Szwedzi, dopuszczając od gry kapitał francuski. Polakom zaś nie pozostało nic innego jak w następnym rozdaniu spróbować przejąć Moskwę. Do której byli zapraszani przez miejscowe elity, przodków tych, którzy tak pięknie gawędzili ze Skwiecińskim parę lat temu. Władzę w Moskwie próbowano przejąć metodą angielską, to znaczy podmieniając dwa razy cara. No, ale się okazało, że Minin z Pożarskim wynajęli najemników w Szkocji i skończyło się wypędzeniem Polaków z Kremla. Rosjanie do dziś nazywają tę karną ekspedycję, która przybyła pewnego dnia do Archangielska i pomaszerowała do Moskwy – powstaniem ludowym przeciwko Polakom. Bo to Polacy są głównym wrogiem Rosjan. Dlaczego? Bo ich nie wymordowali tak jak Brytyjczycy, nie odebrali im wszystkiego i nie zrujnowali ich kraju ze szczętem. My zaś, ustami różnych kretynów, do dziś musimy się tłumaczyć z Dymitriad. Miły redaktorze Skwieciński, dziękuję za promocję, ale doradzam więcej śmiałości w drążeniu tych tematów, zbliża się bowiem moment kiedy będzie można już mówić i pisać o tym swobodnie. Ktoś może pana uprzedzić i nie będzie już mógł pan zaczynać swoich demaskatorskich tekstów zdaniem: zawsze wiedziałem.

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić reklamowany przez Skwiecińskiego numer „Szkoły Nawigatorów”. W sklepie FOTO MAG będzie on dopiero w piątek albo w sobotę, bo zapomniałem go wysłać wczoraj, wyjdzie dopiero jutro.

  38 komentarzy do “Redaktor Skwieciński promuje „Szkołę nawigatorów””

  1. Brytole kojarzą się z brytanem 😉
    Pod Narwą wylądował już amerykański desant w sile brygady pancernej 😉

  2. Tekst cudny. Kto teraz będzie nosił przydomek KRZYWONOS?

  3. jak to kto? Cameron…!

  4. Po tym tekscie stwierdzilem, ze niepotrzebnie wypilem kawe.
    Moze na deser jeszcze pare slow o tych Szkotach Pozarskiego ?

  5. Niech Pani poczeka do jesieni, jak się ukaże IV chronologiczny tom Baśni jak niedźwiedź.

  6. Na wiosnę miał być tom Kredyt i wojna, czy ty masz kłopot jakiś z czytaniem? Denerwuj mnie dalej, nie wiem czy zauważyłeś, ale pepesza już tu nie komentuje.

  7. Ten tekst naprawdę zmienia bardzo wiele w postrzeganiu polityki wschodniej Rzeczypospolitej i nasuwające się wnioski są niesamowite. Trzeba koniecznie kupić nr 6 SN i wczytywać się z zapartym tchem.

  8. Witam,

    czy można zamówić prenumeratę kwartalnika od tego włącznie numeru z Wielką Brytanią? Przegapiłem moment przed wydaniem.

  9. Trudno nie lubić śmierci, która gra na skrzypcach, dlatego cieszę się, że nie mam jeszcze I części „Baśni jak niedźwiedź”” w formie książki, bo nowa okładka jest świetna i na pewno ilustracje w środku też, nie mówić już o dodatkowych opowiadaniach.

    Niesamowita ta historia z „Buldogiem, który nie zaznał klęski”.
    G.K. Chesterton w „Obronie kościotrupów” napisał coś takiego o buldogu i szkielecie:
    „Ludzki szkielet to ważne urządzenie, a lęk jaki budzi, wydaje się niepojęty. Nie twierdzę, że posiada konwencjonalną urodę, lecz z pewnością nie jest brzydszy niż buldog, rasa przecież stale popularna, i w dodatku ma wyraz twarzy znacznie od buldoga pogodniejszy i życzliwszy. Lecz tak jak człowiek z zagadkowych przyczyn wstydzi się drzewnych szkieletów podczas zimy, tak też z zagadkowych przyczyn wstydzi się własnego szkieletu po śmierci. Ten lęk przed architekturą żywych stworzeń jest nader osobliwy. Można by zauważyć, że obawa przed szkieletem jest w najwyższym stopniu bezsensowna, skoro przyroda skutecznie uniemożliwiła, by przed nim uciekł.”

    Nawet kościotrup jest życzliwszy w wyrazie niż ten buldog Skwiecińskiego. Chyba Chesterton nie przypadkiem o tym piesku wspomniał.

  10. jak się ma tyle trupów (= szkieletów) w szafie, to w końcu nawet buldog jest sympatyczny, taki swojski…

  11. „Bulldog spirit” to coś o czym na pewno wiedział Chesterton i z czym się nie utożsamiał.

  12. Sa jacys Rosjanie, z wierchuszki intelektualnej albo przynajmniej z tzw. inteligencji, ktorzy wiedza o istnieniu pisarza G. Maciejewskiego? Orientuje sie ktos? Wszak „Ruskie” duzo czytaja. Skoro pan Gabriel „odwraca wektory” Polakom to i moze wsrod Rosjan wywolalby podobny efekt?

  13. pisałem o angolach – NIE o Chestertonie, ofkors

  14. No jasne, że o nie Chestertonie – to nie jego szafa:-)

  15. No właśnie, Kredyt i wojna bardzo by się też przydał, ale pewnie nie wszystko w jednym czasie?

  16. Można, oczywiście. Jeśli wysyłka będzie do Polski.

  17. Na razie jest 10 rozdziałów Kredytu i wojny i wszystko idzie jak po grudzie.

  18. Na grudę wskazane gąsienice.

    Wynalezione przez Polaka Hoene-Wrońskiego.

  19. Acha. Na defence24 podają, że Holandia modernizuje swoje gąsiennice a Rosja wyposaży wojsko w gąsiennice arktyczne. Ciekawe czy na kredyt?

  20. Zupełnie nie znam się na wojsku, ale tak myślę, czy z naszych dzieciaków pracujących na zmywaku, angielczykowie nie spróbują zbudować oddziałów żołnierzy, którzy znają słowiańskie języki i których dziadkowie bitni byli, honorowi i niezłomni, choć sami angielczykowie przyłożyli ręki żeby dziadków tych polskich chłopaków ze zmywaka, traktować przez kilkadziesiąt lat jako zapomnianych a ostatnio jako „wyklętych”.?

  21. Niestety mogą to zrobić.
    Nie ma według mnie takiej opcji, żeby służby specjalne nie miały charakterystyk tych ludzi, może nie wszystkich, ale większości, tych znaczniejszych, udzielających się, działających w tych kółkach polonijnych – tych mają rozpracowanych na 100%.
    Potem podejdzie ktoś do takiego chłopaka i łamaną polszczyzną powie: „ceść, ceba zebyś psesedł skolenie” itd., itp.
    Nacisną odpowiednie guziki w duszy takiego młodego człowieka i pozamiatane.

  22. To ten od wrońskianu?

  23. Angielczykowie sa przekleci. Na wieki.

  24. Ma Pani coś przeciwko pracy na zmywaku? Dla większości tak zwanych młodych zdolnych jest to etap przejściowy. Uczą się języka, poznają ludzi ( tych, co na zmywaku) i żyją, i poznają mechanizmy rządzące zgniłym zachodem, o których Coryllus pisze, lecz których na własnej skórze nie poczuł.
    W czerwcu 2013 siedziałem na tarasie kawiarni na Oxford Street i liczyłem ludzi: co drugi przechodzień był albo skośnooki, albo czarny / ciemny. Ta statystyka przemawia za Angielczykami.
    Sprawa następna: Sporą część tekstów Coryllusa można zamknąć w jednym zdaniu: Na każdą wojenkę potrzebna jest kasa i ktoś kasę zawszy wykłada. Osobiście interesowałem się tym tematem wcześniej, niezależnie od Coryllusa, lecz Pan Maciejewski okazał się być „odkryciem” w tej materii, w podejściu do historii od strony kont bankowych. Teraz kolejna asocjacja?: zmywak, a najemnicy III wojny światowej.

  25. Nie obraź się, ale bredzisz BazyliMD. To nie jest takie proste jak w twoim komentarzu. To jest proste dla ciebie, bo czytasz o tym na tym blogu. Denerwujesz się, bo ważne odkrycie nie jest twoje. Nie jest.

  26. Bazyli:
    Nie mam nic do ludzi prac. na zmywaku. Problem emigracji Polaków na obczyznę, tam chwilowa degradacja i następnie skuteczne dźwiganie się z tej degradacji – tak wygląda jak by był sportem narodowym, ćwiczonym od pokoleń. Zaczęło się 200 lat temu i tak trwa. Nawet specjalną opiekę duszpasterską powołano (chyba 100 lat temu) Chrystusowców.
    Nie pan pierwszy i nie ostatni bierze w projekcie emigracyjnym udział. Ważne dla każdego, aby się tam nie dać zdegradować.
    A ten niefortunny zmywak dlatego wspomniałam, że ja nawiązywałam do moich podejrzeń co do młodych chłopaków z Polski (młody chłopak nie jest prezesem banku) i do ich ewent. zaangażowania do wykonywania jakichś misji …. za angileczyków i dla angielczyków. Tyle.

  27. Sorry, ale interesy i finanse w polityce są oczywistością, wystarczy posłuchać propagandystów komunistycznych czy różne interpretacje przyczyn wojen.

    Problem, że oficjalne badania, uczelnie, ludzie niby odpowiadający za naszą świadomość historyczną są głupi, skundleni i konformistyczni, uzależnieni od układzików, układów i koryt, układają bajeczki dla frajerów, a nie próbują dojść do prawdy.

  28. Przyzwoitość wymaga, aby nie obrażać ( tu: Brytyjczyków) bezpodstawnie. Wyspiarze – jacy by oni nie byli – stwarzają warunki do pracy i do rozwoju każdemu, kto rzeczywiście pracować chce i za to należą się im ( Angielczykom) słowa podzięki raczej, niż jakiejś nieuzasadnionej krytyki. Mówię o dniu dzisiejszym. Bywam w tym kraju często ( podróże służbowe) i czasem żałuję, że tam nie mieszkam. Nie wchodzę w dyskusje na temat historycznych takich, czy innych uwarunkowań, bo w tym nie siedzę.
    Wciąż nie rozumiem, co ma Pani na myśli, mówiąc o „chwilowej degradacji”.

  29. Jak w ojczyźnie masz rodzinę bliskich, jakieś mienie, krewnych, kumpli, swoje środowisko, to emigrując pozbawiasz się tego, emigracja jest jak ucieczka z domu. Jakiś czas błąkasz się, byle gdzie mieszkasz, byle jak zarabiasz, sam musisz sobie poradzić i wybrnąć z początkowych emigracyjnych kłopotów i zakotwiczyć w nowym otoczeniu. – to jest ta chwilowa degradacja.
    Jeśli jedziesz do Londynu do krewnych, to nie przeżywasz kłopotów rozstania z rodzinę, traktujesz emigrację jako wizytę u wujostwa czy stryjecznych dziadków.
    Niektóre z dzieciaków emigrujących do Londynu, wyjeżdżali z Polski zaopatrzeni przez rodziców w kapitał 20 – 30 tys zł, żeby im na stracie nie było ciężko, no wtedy jest łatwiej. Ale to tracenie dotychczasowego środowiska, budowa nowego, no trochę to marginalizuje człowieka, jest się tam chwilowo nieważnym.

  30. Jak przyjąć że USA jest sukcesorem Imperium Brytyjskiego, to teoria Coryllusa działa. Konflikt na Ukrainie się skończy jak USA podstawi zamiast Putina 'swojego skurwysyna’. Chcą mieć tyły zabezpieczone na konflikt z Chinami.

  31. Szanowna Pani Aniu!
    Dziękuję za odpowiedź. Tak więc sądzę, że wiem, co Pani ma na myśli mówiąc „degradacja”, rozumiem Panią i uważam, że jest to absolutna bzdura. Emigracja jest wprawdzie wyzwaniem, sytuacją, w której radzą sobie wystarczająco mocni i wystarczająco zdolni ludzie, lecz o żadnej chwilowej degradacji nie ma mowy. Bywają upadki, bywają klęski życiowe, lecz nie jest to żadna chwilowa degradacja w Pani rozumieniu. Ludzie, emigranci, których poznałem dali by sobie radę równie dobrze na Sacharze, co i na Syberii. Tworzą rodziny, budują domy, dobierają sobie kumpli. Widzę, że jest Pani bywalcem tego portalu, to miałem nadzieję, że pewne sprawy rozumie Pani inaczej niż przeciętny polski niewolnik. Gabriel Maciejewski użera z debilami na rynku książki. Tysiące Polaków użera się w Polsce na innych „obszarach”. Przykład sztandarowy: pewna pani profesor blokuje młodym zdolnych chłopakom robienie specjalizacji z hematologi, bo mogliby zagrozić jej synusiowi czekającemu w kolejce do kariery. Takie kurestwo jest możliwe tylko w Polsce.Chce Pani imię,nazwisko i adres pani profesor? Wysyłam poleconym. Drugi facet wyjeżdża za granicę i robi specjalizację ” z biegu” i nikt mu w tym nie przeszkadza. Polska jest rządzona przez pomioty żydokomuny zdemoralizowane do szpiku kości. Od sprzątaczki do profesora, a im wyżej, tym gorzej.
    Kumple ? Bzet. Środowisko? Bzdet. Przeniesienie z Pcimia do Bzdowa, to już zmiana środowiska.
    Rodzina? Matkę i ojca można wziąć do siebie. Dopiero „tam” mogą się czuć potrzebni.
    Polski chleb i polska kiełbasa. O! Tego brakuje.
    I jeszcz jeden drobiazg: polska szlachta, polska elita została zmuszona do emigracji przez sowieckich żydów lub przez te kanalie wymordowana. Mam na myśli emigrację przed 68.
    Dla wielu „genetycznie” polskich rodów dzisiejsza ojczyzna to USA, Canada, Francja,…
    Emigracja nie jest dzisiaj niczym szczególnym. Ten proces trwa i nie ustanie.

  32. Bazyli – ma Pan ze wszystkim rację. A tak w nawiązaniu do lekarzy, sąsiadka do mnie mówi „umarł mój lekarz specjalista będzie więcej lekarzy …. Osłupiała pytam dlaczego? bo ten co umarł to blokował ilość specjalizujących się w …….
    No tak, to jest. Od średnio zarabiającego urzędnika w górę to nie ma Polaków. Polacy są od poziomu dozorcy budynku we wspólnocie mieszkaniowej do urzędniczki co wydaje jakieś drobne papierki. Stanowiska powyżej są zarezerwowane dla polskojęzycznych.
    Co do tego zmarginalizowania na emigracji to jednak proszę pamiętać że fal emigracyjnych było wiele i każda miała inne warunki. Bardzo trudne warunki były dla emigracji z powojnia. Nieco lżejsze miała warunki emigracja z lat 80-tych (duża pomoc Kościoła) i tych z ostatniego dziesięciolecia, to jak mówi moja siostrzenica „Ciociu ja tylko wydaje pieniądze”, jedyne czego brakowało to polskiego, rówieśniczego środowiska. Czuła się bardzo samotna. Z zeznań siostrzenicy i z Pańskich słów wynika że teraz to łatwo się wyjeżdża i łatwo asymiluje i niech tak będzie, chociaż ja w kraju czuję i widzę że Zachód ukradł nam jedno pokolenie – jak na razie .

  33. Wie Pan, w mojej rodzinie funkcjonuje opowiadanie jednego z moich wujków, który z Powstania Warszawskiego został wywieziony do obozu w Falling Bostel, stamtąd po 2 latach jako DiPis dostał od rządu kanadyjskiego prawo wjazdu na teren Kanady – jak nazwać ten czas 2 lat siedzenia w obozie dla DP (bezpaństwowców). Jest to czas rozwoju dla silnych osobowości czy czas degradacji (utrata dwóch lat w życiu a jeśli dodać lata wojny to 7 lat „w plecy”). Bez planów, wiedzy co jutro zdecydują Zwycięzcy w jego imieniu, wie tylko że jako DiPis nie ma wpływu na własne życie.
    No jest tak że każda fala emigracji z Polski ma swoje uwarunkowania, na szczęście teraz jest inaczej. Moja siostrzenica miała na emigracji jeden kłopot – brak koleżanek no i zanim znalazła stosowne mieszkanie to trochę to trwało.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.