mar 282015
 

Muszę dziś wyjechać z rana na pół dnia, w związku z tym nie mogę napisać notki. Podrzucam Wam więc tekst Edwarda Kniażyckiego, z najnowszego numeru Szkoły Nawigatorów, który opowiada o jego przygodach z Dżonem Di

Jeżeli chodzi o Johna Dee od początku przypuszczałem, że jest on postacią znacznie ważniejszą niż wynikałoby to z ustalonego dlań wizerunku maga i okultysty. Swego czasu nadarzyła się sposobność by owe przypuszczenie zweryfikować w oparciu o biografię Dee. Biografię tę jednak musiałem najpierw wybrać i zakupić. Poszukiwania takowej na amazon.com prowadziły głównie w obszary duchowości okultystycznej, magii, duchów i kombinacji powyższych, co tylko uświadamiało mi jak pozycjonowana jest osoba tego doradcy Elżbiety I ale też nie ułatwiało wyboru. Po dłuższych poszukiwaniach zdecydowałem się na książkę autorstwa Benjamina Woolley’a – miała kilka pozytywnych i zarazem sensownych recenzji, a krytyczna zarzucała jej traktowanie po macoszemu okultyzmu.
Przyznaję, że poza życiorysem interesowała mnie szczególnie myśl polityczna Johna Dee. W tej materii biografia służył tylko tytułami manuskryptów Dee, co gorsza rzekomo zaginionych. Mnie zaintrygował przede wszystkim jeden: „Britanici Imperii Limites”. Poszukiwania w Internecie zdawały się jednak potwierdzać zaginięcie – raptem kilka wyników wyszukiwania, żadnych wzmianek o zasobie bibliotecznym o takim tytule. Dostrzegłem co prawda książkę o podobnym tytule – „The Limits of the British Empire”, lecz wśród autorów (Abeles i MacMillan) nie było Johna Dee, ponadto nakład był już wyczerpany. Byłbym może odpuścił sobie poszukiwania, przypadek zrządził jednak inaczej.
Kupiłem wtedy godną polecenia książkę Williama H. Shermana. Sherman, profesor języka angielskiego na University of Maryland, zajmuje się naukowo analizą przypisów i komentarzy pojawiających się na marginesach dawnych manuskryptów i foliałów. Dee zwrócił jego uwagę jako wyjątkowo aktywny czytelnik. W efekcie tego poza książką poświęconą ogólnie komentarzom na kartach starych ksiąg, wydał osobną, dedykowaną tylko Dee. Co mnie zaskoczyło Sherman odnosi się tam również do owych rzekomo zaginionych manuskryptów. Nadmienię tutaj, że nawet oficjalny katalog dzieł Johna Dee wydany przez Uniwersytet w Cambridge nie zawiera części omawianych przez Shermana pozycji. Postanowiłem wtedy sprawdzić o czym traktuje „The Limits of the British Empire”, w nadziei, że książka ma jakiś związek z zaginionym manuskryptem. Odnalazłem ją w witrynie internetowej jakiegoś antykwariatu. Cena była zaporowa, nic jednak nie szkodziło zapytać o jej zawartość. Odpowiedzi niestety nie otrzymałem ponieważ książka zniknęła z oferty równolegle z wysłanym przeze mnie zapytaniem. Uznałem wówczas, że zbiegiem okoliczności ubiegł mnie kto inny, lepiej zorientowany w przedmiocie oferty. Mi pozostało szukać dalej.
Po kilku tygodniach dostrzegłem książkę na eBay’u, do tego nie jeden a kilka egzemplarzy. Cena znowu była dyskusyjna, nie szkodziło jednak zapytać o zawartość książki. W końcu kilka egzemplarzy gwarantowało możliwość spokojnego podjęcia decyzji. O ile poprzednim razem nie brałem pod uwagę magii, tym razem jednoczesne zniknięcie wszystkich egzemplarzy niszowej książki bardzo mnie zaabsorbowało. Nie muszę chyba przy tym wyjaśniać, że nie otrzymałem również żadnej odpowiedzi od sprzedawcy? Napisałem więc ponownie, zwracając uwagę, że czuję się dotknięty brakiem reakcji na moje pytanie o pewne szczegóły dotyczące tej rzadkiej i drogiej jak by nie było książki. Tym razem nadeszła lakoniczna odpowiedź: „Przykro nam ale nie mamy już żadnego egzemplarza”. Nie zrażony dopytałem kiedy mogę spodziewać się nowej dostawy. Odpowiedź była jeszcze bardziej zwięzła: „Przykro nam. Nigdy.”
Po dobrych kilku miesiącach, gdy wypatrzyłem książkę ponownie, zdecydowałem się już zaryzykować w ciemno. Opłaciło się – paczka, która nadeszła po pewnym czasie, zawierała troskliwie opakowaną książkę. Na twardej okładce widniało oczekiwane nazwisko, poniżej zaś informacja „Edited by Ken MacMillan with Jennifer Abeles”. Z przedmowy doczytałem, że wymienieni tam MacMillan i Abeles opracowali odnaleziony w 1976 roku manuskrypt Johna Dee. Reprint został wydany w roku 2004, po prawie trzydziestu latach od momentu gdy (nie wiadomo gdzie) odnaleziono tekst Dee.
W praktyce okazało się, że całość składa się z czterech dokumentów – dwóch krótkich, o mniejszym znaczeniu oraz dokumentów III i IV. Dokument IV i najobszerniejszy to poszukiwane „Britanici Imperii Limites”. Dokument III dotyczy praw Korony do wybranych obszarów i wysp całego świata. Stanowi on rodzaj memorandum wskazującego królowej obszary, które do Anglii prawnie należą, a nie wchodzą jeszcze w skład królestwa. Zawiera on też rodzaj apelu do królowej, o podjęcie kroków prawnych w celu odzyskania opisanych tam ziem i wysp. Ponieważ szczęśliwie objętość Dokumentu III czyni go zdatnym do zamieszczenia w Kwartalniku umieściłem tłumaczenie na końcu niniejszego artykułu.
Znaczenie obszerniejszy (69 stron) jest Dokument IV – „Britanici Imperii Limites”. Wymaga on dokładnego tłumaczenia, jednak dostrzegam i tu głęboką troskę Dee o los Korony. Przypadkiem jest to związane z podporządkowaniem sobie bądź przejęciem (czy też odzyskaniem) wybranych terytoriów – np. Kastylii i Leonu, jak czytam na jednej ze stron. Póki co jednak oswójmy się z Dokumentem III.

Zapraszam na stronęwww.coryllus.ploraz do sklepu Foto Mag przy stacji metra Stokłosy w Warszawie. Przypominam też, że 9 kwietnia w Gdańsku odbędzie się mój wieczór autorski, początek o 18.00, miejsce – biblioteka w budynku Manhattan. 24 kwietnia mam wieczór autorski w Białymstoku, a 25 kwietnia w Sokółce. 30 kwietnia, w Opolu, w sali braci Kowalczyków, ale nie wiem jeszcze o której godzinie, Toyah i ja będziemy uczestniczyć w debacie prezydenckiej. Wszystko będzie nagrywane i zapowiada się niezła zabawa.

23 maja planowane jest spotkanie w Częstochowie, wystąpimy ja i Tomek i będziemy gadać o komiksach, ale także trochę o polityce, bo organizatorzy obawiają się, że jak będzie o samych komiksach to ludzie nie przyjdą. No, nie wiem. Mnie się wydaje, że może by przyszli. A wy? Jak myślicie? Na 6 i 7 czerwca zaplanowaliśmy spotkania w Szwajcarii, w zamku w Rapperswilu i w Genewie. Okropnie się boję tej podróży, bo ja wiecie nie podróżuję, a muszę tam jechać samochodem, żeby zawieźć książki.

Na koniec jeszcze raz dołączam nagranie z wieczoru autorskiego w Dęblinie

No i nasze trailery.

  15 komentarzy do “Przygody z Johnem Dee”

  1. Szkoda, że Sienkiewicz nie opisał „przygód” Johna Dee w Polsce…

  2. Rosyjski Putin korzysta z brytyjskich wytycznych Johna Dee 😉

  3. Mnie się najbardziej podobała sytuacja, kiedy ten mag, wierny Królowej jak pies, prawdziwe pieniądze zobaczył w Polsce. Kiedy za zdiagnozowanie stanu zdrowia króla Stefana Batorego otrzymał od niego kwotę (we florenach) porażającą jego czarnoksięską wyobraźnię.
    Entuzjasta Kingdomu, tyrający za darmo dla realizacji misji, z której pożytki ciągnęło kupiectwo nie dzieląc się z Dee. Być może po stwierdzeniu stanu zasobności Europy śr. zażądał od Kingdomu wyższych apanaży? Na pewno jednak postanowił środkową Europę rozwalić. .

  4. Londyn od zawsze działa, w sensie gospodarczym, na zasadach socjalistycznych. Zyski są prywatyzowane, natomiast koszty i straty uspołeczniane.

  5. bo to był taki ambitny alchemik, którego złoto jako takie nie interesowało…

  6. Może jeszcze wojna o Piękną Helenę, czyli Wojna Trojańska, miała rzeczywiście taki powód jak opisują to mity. Cała reszta to bajki z mchu i paproci.

  7. Czyli co romans z piękną Heleną zasłoną dymną dla procederu przechwytywania zysków – fajne. Gdyby tak było, to ciekawe kto w tamtych czasach mógł być taki wyczulony na znaczenie zysków, pieniądza, i zrozumienie że pieniądz to „nerw wojny”, że to instrument zasadniczej wagi.

  8. Ta pewnie dlatego u nich taka bieda, normalnie jak u nas za PRL.

  9. Starożytności to trochę nie moja bajka ale z tego co pamiętam z wykładów z pierwszego roku to Troja albo była częścią państwa Hetytów albo zależna albo sprzymierzona, w każdym razie jakoś związana. Hetyci jak wiadomo oprócz tego, że byli jednym z mocarstw bliskiego wschodu wtedy to wykminili metodę obróbki żelaza i jakie pierwsi mieli żelazną broń, co ich tak wysoko wyniosło.
    Idąc dalej tereny pod panowaniem Hetytów to była Azja Mniejsza a przede wszystkim południowe wybrzeże morza czarnego, wraz ze strategicznymi cieśninami czarnomorskimi(skoro aż Troja była „ich”)-czyli styk najważniejszych od zawsze szlaków handlowych-czyli kasiora. A jakiś czas później Hetyci wyparowali i nawet żadnych potomków nie zostawili ani nic a Cieśniny przejęli Grecy.
    Czy zajęci Troi było krokiem w tym kierunku?

    Jak już wspomniałem, mogą w tym być błędy bo ja się w starożytności nie specjalizuje a to co pamiętam to z pierwszego roku z wykładów.

  10. Niesamowite. Ciekawe dlaczego Angole wyciągnęli ten dokument dopiero w 1976 roku a upublicznili w 2004?Jakieś zakusy neoimperialne?

  11. wyciągnęli ten dokument na światło dzienne po 400 latach a upublicznili po 28 latach, tak?

  12. ” O tytule Jej Królewskiej Mości do…” kończy się pięknie.Omawiane w dokumencie ziemie są własnością Królowej z Iure Gentium, Iure Civilis, Iure Divino. To jest właściwie definicja Imperium – ono istnieje na mocy wszelkich znanych typów prawa.

  13. Ściśle biorąc-tylko tych zapisów prawa które da się zinterpretować na korzyść imperium…tak powstała British Columbia.

  14. Angielczykowie zyski z rabunku świata lokowali na wyspie a wszelkie koszty pozostawiali i pozostawiają w koloniach. Taka zasada działania ma w ekonomii swoją teorię i nazwę. Zyski lokuje się w metropolii a koszty osiągnięcia zysków przerzucane są na kraj skolonizowany. Gdyby tą zasadę strywializować, to polega ona na tym: na mojej działce studnia, a na działce sąsiada szambo.

  15. Wczoraj Pink panther opublikował na salonie tekst: obligacje -Ukraina- Franklin-Templeton- polska pomoc …… itd. Świetna ilustracja tych wszystkich działań co się przeciętnemu obywatelowi w głowie nie mieszczą.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.