kw. 122015
 

W czwartek byłem na wieczorze autorskim w Gdańsku. Pierwszy raz się zdarzyło, że ktoś próbował rozwalić moje spotkanie. Jakichś dwóch panów przyszło w miarę wcześnie, jeden całkiem spokojny, w sandałach bez skarpet, a drugi gwałtownie rzucający się wśród regałów z książkami. Ten drugi co chwila próbował mi przerwać, a kiedy nie pozwalałem na to, wychodził na papierosa. Kiedy wracał historia zaczynała się od początku, on coś wykrzykiwał, a ja udawałem, że go nie słyszę, albo wręcz odpowiadałem na wygłaszane przezeń wprost ku sufitowi kwestie. W pewnym momencie spytałem pana w sandałach bez skarpet, kim jest jego kolega. On się uśmiechnął, położył palec na ustach i powiedział, że będzie spokój, mam się nie martwić. Spokoju jednak nie było, ludzie się denerwowali, a Kossobor siedziała przez cały czas z twarzą ukrytą w dłoniach, taka była siara na widowni. Jakoś to jednak wytrzymaliśmy, a kiedy powiedziałem, że proszę o pytania, pan gadatliwy i głośny rzekł tak, by wszyscy go słyszeli – nareszcie! To zdaje się miał być żart, ale nie wiem do kogo skierowany, bo nikt poza nim nie wychodził. Była pełna swoboda, drzwi szeroko otwarte, każdy mógł opuścić zgromadzenie, gdyby się znudził. Nikt nie wyszedł. Rozmawialiśmy przez trzy godziny. Potem obaj panowie sobie poszli, nie pytali o nic i nie chcieli autografów. Myślę więc, że byli to tak zwani zwyczajni blogerzy, których tu wczoraj opisaliśmy, którzy chcieli na własne oczy zobaczyć tego dziwaka, co to sobie te książki wymyślił, zamiast grzecznie na zmywak wyjechać, albo do jakiegoś resortu wstąpić.
O co mi chodzi? O to, że po trzech godzinach zachowałem się o wiele bardziej profesjonalnie niż inni prelegenci, po półtorej zaledwie godzinie gadania. I o tym właśnie rozmawialiśmy ostatnio z Toyahem, o naszym profesjonalizmie oraz o kolorze blogów. Zastanawialiśmy się dlaczego nie mamy czerwonych blogów, a ludzie warsztatowo od nas słabsi o dziesięć poziomów mają takie blogi. Żeby zatrzeć to przykre wrażenie, tę różnicę pomiędzy nędznym, rzekomym zawodowstwem, a wyjątkową amatorszczyzną administracja zdjęła nawet te upiorne głowy, które wisiały na samej górze. Nie było się bowiem czym chwalić. Większość z tych ludzi widocznych na zdjęciach nic nie pisała, a jeśli już, to nie nadawało się to do czytania.
Z nami jest inaczej, piszemy często, generujemy ruch na salonie, dlaczego więc nie mamy czerwonych blogów? Toyah jest autorem publikującym w Gazecie Warszawskiej, w Gazecie Finansowej, podobnie jak wielu tak zwanych profesjonalistów. Ja jestem redaktorem naczelnym kwartalnika i wieloletnim współpracownikiem różnych mediów. To prawda, że nie takich jak nasz gospodarz Igor Janke, ale nie każdy miał takie jak on możliwości. Mnie najbardziej irytuje, że czerwonego bloga ma Dawid Wildstein, który jest wręcz modelowym przykładem na to, jak pisać nie należy. Pojawił się w salonie parę dni temu i od razu został mianowany na profesjonalistę, a jakiż z niego, przepraszam profesjonalista? Nawet sobie sushi z brody nie wyciągnął na pamiętnym spotkaniu z Braunem. Irytuje mnie to nie tylko z powodu urażonej ambicji, ale także dlatego, że napisała do mnie pewna czytelniczka, nieco już zmęczona tym naszym pisaniem. Napisała, że jesteśmy strasznie depresyjni, bo ciągle piszemy o tym samym, a rzeczywistość wokół nie ulega żadnej zmianie. Wszystko jest takie samo i pozostanie bez zmian do końca. Ja nie wiem, przyznam, dlaczego pani ta nas obarcza winą za taki stan rzeczy, a ponieważ jest ona mieszkanką Krakowa, mogę tu jedynie zacytować słowa pieśni Grzegorza Turnaua I pamiętaj, naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca….Mimo to jednak chciałbym, żeby coś się zmieniło i ruszyło do przodu, miałem nawet wrażenie, do momentu kiedy dostałem ten list, że istotnie coś się zmienia i posuwamy sprawy we właściwym kierunku. Jak widać jednak jest inaczej, czytelnicy uważają, że nie, że stoimy w miejscu. Nie wiem co miałbym zrobić więcej wobec jawnie wrogiej i o wiele ode mnie silniejszej rzeczywistości. Może w czwartek, w Gdańsku, powinienem wstać, podejść z uśmiechem do tego pana i kopnąć go w jaja, tak żeby kamera wszystko nagrała? Myślę, że bardzo dobrze by ów event zrobił słupkom sprzedaży. No, ale na sali były osoby kulturalne i wrażliwe, nie chciałem więc im psuć wieczoru. Po czymś takim większość z pewnością wyszłaby zniesmaczona.
Wracajmy jednak do profesjonalizmu. Ponieważ jest on dziś niemierzalny z zasady, profesjonalistów namaszcza się arbitralnie. Przez co właśnie pisarstwo jako takie jest położone w obszarach bardzo dalekich od piłki nożnej i wszelkich sportów, gdzie decyduje wynik. Tu wynik nie ma znaczenia, znaczenie ma kto jest promotorem autora. I to właściwie tyle. Nie można jednak tego faktu ukazać w całej jego upiornej nagości, bo ludzie przestaliby by pisać, a więc urządza się zawody dla tak zwanych zdolnych amatorów, którzy – co okazuje się na samym końcu – także są w większości profesjonalistami. I tak jest wszędzie. W dziennikarstwie, w książkach, na estradzie, w malarstwie, wszędzie gdzie są jakieś budżety do podziału. Jedyną ostoją prawdziwej sztuki pozostaje dziś cyrk i ten właśnie jest niszczony z największym zapałem przez wszystkich wrażliwych artystów, albowiem męczy się tam zwierzęta, a wozy cyrkowe są siedliskiem moralnego brudu. Przeciwnicy sztuki cyrkowej czerpią tę wiedzę z filmów profesjonalnych reżyserów, sami do cyrku nie chodzą. Bo i po co, żeby zobaczyć jak facet w ich wieku tańczy z tacą kieliszków ustawionych na ostrzu szpady trzymanej w zębach, a wszystko to na linie zawieszonej pod kopułą namiotu? Umarliby z przerażenia i wstydu.
W warunkach salonowych profesjonaliści to ci, którzy pokazują się w telewizji. Oni z założenia niejako muszą pisać świetnie, bo inaczej przecież telewizja by ich nie pokazywała. No i politycy, oni też są profesjonalistami jeśli chodzi o pisanie. Reszta to zawsze będą amatorzy, nawet jak ten numer z kieliszkami pod kopułą wykonają dwa razy z rzędu po uprzednim wypiciu zawartości kieliszków.
Nie ma żadnej możliwości, żeby zdolny amator się przebił przez tę stygnącą pianę, wszystkie drogi zostały już dziś zamknięte. Prawdziwe talenty, o ile są skazane są na zagładę po prostu, nie tylko tu w salonie, ale właściwie wszędzie. Gwarancją zaś tego są poukrywani wśród amatorów zawodowcy, którzy nie chcą niczego poza dociągnięciem do emerytury i wszystko co wyrasta ponad ich nędzne obsesje uważają za śmiechu wartą fanaberię. Są jednak momenty w ich życiu kiedy przychodzi refleksja. Jednym z nich jest śmierć, a drugim kopniak w jaja, są jeszcze inne, ale ja pozostanę przy wymienieniu tych dwóch jedynie, żeby przy następnej okazji nie stracić dającego bezwzględną przewagę momentu zaskoczenia przeciwnika. I nie myślcie sobie, że żartuję, tylko w jednym miejscu dziś żartowałem. Wtedy kiedy napisałem, że chcę mieć czerwonego bloga. To był właśnie żart, Toyah też nie chce. Wystarczą nam niebieskie. I tak nie ma tu przecież żadnych amatorów. Z wyjątkiem Dawida Wildsteina rzecz jasna.

Przypominam, że w przyszły czwartek zaczynają się w Warszawie targi Wydawców Katolickich, będziemy tam z Toyahem. Ja przez cztery dni, a Toyah przez dwa. W kolejny piątek zaś zaczynają się targi w Białymstoku. Będę tam miał dwa wieczory autorskie, jeden w samym mieście, a drugi w Sokółce, pierwszy 24 kwietnia, a drugi 25. 30 zaś kwietnia będziemy z Toyahem i Dr. Wallem w Opolu dyskutować o szansach Andrzeja Dudy na fotel prezydencki. Początek o ile pamiętam o 18.00. Zmianie ulegają plany mojego wyjazdu do Szwajcarii. Nie mogę tam pojechać w czerwcu, będziemy więc w Rapperswilu na początku września. Raczej nie dojedziemy do Genewy. Zbyt optymistycznie to zaplanowaliśmy. Nie damy rady po prostu. No, ale co się odwlecze to nie uciecze.
Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl i do sklepu FOTO MAG gdzie są już nowe Baśnie. Zapraszam także na targi książki, kwietniowe i majowe, które odbędą się na Stadionie Narodowym w połowie miesiąca.

Aha, byłbym zapomniał, zgłosiłem nasz komiks do nagrody Feniksa, w dwóch kategoriach – wydawnictwo młodzieżowe i edytorstwo. Nie liczę na nic, ale ciekaw jestem, czy taki produkt jak komiks ma w ogóle szansę. Zwycięży pewnie jak zwykle Górny ze swoją książką o graalu, albo Ziemiec, który napisze coś o swoim profesjonalizmie. Zawodowcy górą.

Mam tu jeszcze link do nowej pogadanki i tradycyjnie nasze trailery




 

  29 komentarzy do “Dlaczego nie mamy czerwonych blogów?”

  1. Koszty prowadzenia biznesu rosną! Będziesz musiał wynająć ochronę! Wtedy będziesz profesjonalny czerwony 😉

  2. Ciekawe, czy zadał jakieś pytanie po tym „nareszcie”?
    Może ich ktoś obfotografował i warto by ich pokazać światu. Może ktoś rozpozna i będzie wiadomo skąd się wzięli?

  3. Właśnie nie, nie było aparatu.

  4. Ach! jednak był, ale nie wiem czy ten pan zrobił im zdjęcia.

  5. To mógł być dr Kronberger z Wiednia i dlatego nic nie mówił, aby nie zdradzić się, że nie zna polskiego. Przyjechał kiedyś taki do mojego zakładu i w kwietniu chodził w sandałach na gołe nogi. Nie wiedział, ten co przeszkadzał, że wystarczyłoby założyć skarpety do sandałów i byłby 100% Polakiem (wg. Gazówy).

    To zdarzenie jest symptomem, że nie tylko my czytamy bloga i książki autora. Inni też. Gdyby jednak uważniej czytali, to by wiedzieli, że forma spotkań na tym etapie zaczyna pełnić rolę drugorzędną, bo ci co załapali pilnują ukazywania się kolejnych książek i robią za friko reklamę wśród swoich znajomych, czy rodziny.

  6. Czy masz nagranie video w Gdańska? Nie koniecznie z widokiem na salę. Po prostu nagranie.

  7. Poza tematem dzisiejszym. Interesowałeś się Lisowczykami. Na stronie http://hussar.com.pl jest w prawym górnym rogu wyszukiwarka. Wpisz sobie hasło Lisowczycy. Koniecznie.
    Wyjdzie Ci artykuł o świętym prawosławnym znad Morza Białego – Lisowczyku. Zdjęcia.Tekst. Nie mam pod ręką linka dokładnego a muszę już lecieć.

  8. Niezłe, weszli do Wołogdy, tego gniazda brytyjskiej agentury i kapitału, bo warta nic nie słyszała. Akurat, warta ich tam wpuściła w nadziei, że zrobią ostatecznie porządek z tymi zbrodniarzami.

  9. Trochę nie moja epoka. Do lisowczyków warto jeszcze dodać, że oprócz wycieczki krajoznawczej na północ, do Morza Białego, zrobili sobie wycieczkę na południe, mianowicie do Morza Kaspijskiego. Planowali przepłynąć przez to Morze i przekonać władcę Persji do sojuszu antyrosyjskiego. Niestety przestraszyli się dużych fal, przynajmniej w wersji którą ja kiedyś czytałem.
    Ten sojusz z Persją jest o tyle ciekawy, że był taki człowiek, Ormianin, kupiec, Sefer Muratowicz, który co prawda ładne parę lat wcześniej ale też, był na dworze władcy Persji Abbasa I z poselstwem od króla Polskiego Zygmunta Wazy. Oficjalnie był tylko kupcem sukna załatwiającym interesy i przy okazji chcącym kupić jakiś podarek dla króla. A nieoficjalnie omawiał z Abbasem plany koalicji antytureckiej i wspólnej wojny przeciwko tymże. Co jest też bardzo ciekawe Sefer podaje, że w czasie jednej z rozmów z Abbasem sam na sam, władca Persów przedstawił mu się jako ukryty chrześcijanin, pod szatą noszący krzyż, chowający się z tym wyznaniem nawet przed rodziną i dworem.
    Znalazłem taką wersje tej relacji wrzuconą w dostęp online:
    http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=40784&s=1
    po lewej stronie jest okienko nawigacja, żeby zmienić stronę trzeba wcisnąć strzałkę. Nowszego wydania niestety w dostępie online nie znalazłem

  10. Nie ma czegoś takiego jak kupiec sukienny nie obarczony misją polityczną. To jest niemożliwe.

  11. A to ja nie mówię, że jest inaczej, ja się z tym w pełni zgadzam.

  12. Jest tam też Rulon Polski lub inaczej Rolka Sztokholmska i za sprawą tego ostatniego z wyszukiwarki ma być w niedalekiej przyszłości równie przyjazna do oglądania jak ten tasiemiec Chińczyków.

  13. te skarpetki (biale?) do sandalow – moze jest to typowe dla czerwonych blogow?…

    wlasna obserwacja – skarpetki do sandalow sa popularne na calym swiecie (europa, stany, kanada itd – widzialem)… podobnie ma sie rzecz z popularyzacja sztuki, ksiazek, filmow itp…
    dla mas, nie ma sandalow bez skarpetek… ktos im je ciagle zaklada na bose stopy

  14. Szesc godzin blog juz wisi, dyskusja trwa a nikt watku oczywistego nie podejmuje.
    Stawiam domysl:
    Ci dwaj to wyslannicy PrzemysluTextylnego. Ich burdy to proba wykreowania popytu. Coryllusowi potrzebne beda OddzialyObronne, a jak one to i mundurki. Wkrotce pewnie zglosi sie jakis „kupiec sukienny” z oferta… . To zart. Ciekawe, ile wejsc na blog Coryllusa jest czysto sluzbowych? Jeszcze ciekawsze: ilu „przelozonych sluzb” wchodzi tu dla poszerzenia horyzontow?

  15. No to widze, ze popularnosc zaczela sie na dobre, jesli jakies popierdulki przychodza rozwalac spotkanie. No i ten element z kopem w jaja mnie tez ucieszyl. To jest dobra droga, ale lepiej tego nie robic wlasnym obuwiem. Optymalnie byloby miec jakies lokalne komando na sms, chociaz to moze byc logistyczno-organizacyjna mrzonka. Ale to tez jest pole do dzialania dla entuzjastow, ktorzy nie maja czerwonych blogow i nie mienia sie profesjonalistami, tylko robia to z zamilowania do tematu, szybko i z duzym entuzjazmem. Gdybym byl blizej to chetnie bym wzial udzial w akcji likwidacyjnej takich gagatkow. Prostowanie roznych popaprancow i robienie porzadku na wlasna reke to byla moja misja i hobby, ktore bedac w Polsce lubilem robic, bo sprawialo mi to przyjemnosc i widzialem natychmiastowe efekty. No i bylem w tym dlugoletnio cwiczony, co czynilo robote szybka, latwa i przyjemna.
    Historyjka á propos robienia zdjec takim typom, z ktorymi trzeba sie policzyc. Moja „sciezka kariery” obejmowala rowniez rozliczanie typow co zalegali z kasa. Wiadomo, ze to sliska sciezka i zagrozona sankcjami i nieanonimowy kop w jaja moze drastycznie ta kariere przerwac. Powstal wiec taki patent w temacie zdjeciowym. Do firmy delikwenta wysylalismy 11 letniego chlopaka (niby kuriera) z przesylka „do rak wlasnych”, to byl mlody cygan, wygadany, obrotny i nie do zatrzymania z czarem mlodziaka, ktory ma misje dostarczenia i idzie jak przecinak, przez wszystkie sekretariaty, itp. bo musi dostarczyc przesylke „do rak wlasnych”. Jak juz stawal przed delikwentem zadawal pytanie o nazwisko zeby sie upewnic czy delikwent to wlasciwa osoba? No i wtedy z paczki wyciagal aparat i cykal kilka szybkich fotek po czym bez zbednych wyjasnien uciekal z miejsca fotografowania. Kilka dni pozniej wykonywalismy telefon w sprawie kasy i zwykle bez dalszych problemow sie kasa znajdowala.
    Robienie komus fotek z upewnieniem sie o dane osoby jest bardzo intrygujace dla fotografowanego i zmusza do intesywnego myslenia, komu i po co takie fotki sa potrzebne? Przeciez nie na pierwsza strone CKM, zwlaszcza jesli robi mu je nieletni, sniady gosciu z jakims obcym akcentem? Tak nam sie krecilo przez blisko dwa sezony. Niestety Romowie to plemie nomadow i ciezko bylo znalezc zastepce w miejsce rozgarnietego i odwaznego mlokosa, ktory opusci szkole i za stowke chce sie pobawic w szybkiego fotografa.

  16. Przelozeni przychodza tutaj dowiedziec sie czegos o sobie.

  17. Braunowi i Kowalskiemu anifa rozwalila spotkania w Irlandii.#

  18. O sobie wiedza z autopsji i z dzialan operacyjnych. Na „coryllusa” wchodza by dowiedziec sie o „panach/bozkach ktorym sluza”. Nie o miesniowe postrzeganie swiata mi chodzilo. Tezy Coryllusa sa rewolucyjne i rewelacyjne i te cechy stanowia o ich atrakcji intelektualnej. Pojawil sie czysty diament swiecacy jasnym blaskiem i nie mialby przykuwac uwagi tych, ktorzy zawodowo lubia wiedziec jak najwiecej? Osoby prywatne przyciagnal (z zamilowania do wiedzy/prawdy) to i pewnie zawodowcow tez przyciaga.

  19. Prawda. Ale to wszystko musi tez prowadzic do indywidualnych, prywatnych i praktycznych konkluzji i dzialania.

  20. spotkanie sie odbylo w sklepie komputerowym. Wlasny biznes, nawet najmniejszy, to jedyne zaplecze wolnosci. Reszta co jest uzalezniona od comiesiecznych wyplat, zwlaszcza takich z publicznego budzetu fundowanych, jest oderwana od realnych efektow pracy i sprzedazy i jest uzalezniona w sensie fizjologicznym jak narkoman. Na slowo wolnosc musi panicznie negatywnie reagowac.

  21. Sam spostrzegłeś, że do bycia na czerwonym blogu trzeba mieć chociażby brodę uwalaną byłym suszi. A tak w ogóle czerwień, to wywołuje wyłącznie pejoratywne bolszewickie skojarzenie.

  22. Masz tę ksiazkę : Narodziny Weneckiego Imperium Kolonialnego. Nikołaj Sokołow PIW 1985 ?

  23. Smutna dla mnie wiadomosc jest taka, ze do Szwajcarii dopiero we wrzesniu. DO tego czasu pewnie SN i nowa pierwsza basn zejda. Z tego co pamietam to wysylka za granice nie funkcjonuje?

  24. Co do brytyjskiego imperium, to film „Lew w zimie” informuje nas, że małżeństwo Eleonory Akwitańskiej z Henrykiem to była miłość od pierwszego wejrzenia, no a potem ich dzieci chyba miały źle dobranych tutorów bo każde wyrosło na dziwoląga. No i na koniec filmu jest taki wniosek że miłość jest najważniejsza. Choć co prawda obiekt miłości Henryka ma mniej o 30 lat od jego żony Eleonory (on był stały tylko one się zmieniały).No ale ta miłość jest tak ważna, że i papież się ugnie itd

  25. Regine Pernoud ,,Alienor z Akwitanii „. PIW

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.