lip 202015
 

Jak to ogłosiłem na spotkaniu w Bielsku Białej jestem przeciwnikiem upraszczania komunikatów. Jeśli mam coś opowiadać publicznie, będę to maksymalnie komplikował, dokładał masę szczegółów i przedstawiał na koniec wnioski złożone i nieoczywiste. Po to, by jak najdalej znaleźć się od różnych pośredników tłumaczących „z polskiego na nasze”. Ktoś może stwierdzić, że to przewrotne i że się mylę całkowicie, bo właśnie w ten sposób wszyscy pośrednicy-tłumacze, co to każdą skomplikowaną rzecz wyłożą nawet najbardziej opornemu słuchaczowi, ściągną do mnie tłumem. Otóż nie. Oni wszyscy popędzą do Brauna, żeby jak najdokładniej wyjaśniać zebranym wokół niego ludziom, co on chce powiedzieć poprzez hasło Kościół, szkoła, strzelnica. My zaś będziemy mieli wtedy święty spokój i może uda nam się w jakimś kameralnym gronie zamienić kilka sensownych wyrazów. Ktoś może powiedzieć, że to jest słaby sposób na zdobycie popularności, na której przecież autorowi powinno zależeć. Ja na to: pożyjemy, zobaczymy.
Pamiętam jak kiedyś, w czasach nie świętej pamięci „Życia”, którym kierował Wołek Tomasz, wielka nadzieja prawicy i konserwatystów polskich, przeprowadzono wywiad z pisarzem pomnikiem Gustawem Herlingiem Grudzińskim. Operacja ta była prawie tak samo śmieszna jak wożenie ryngrafu Pinochetowi. Oto Wildstein i jeszcze dwóch panów pojechali do Włoch na wycieczkę, żeby usłyszeć z własnych ust Herlinga, co też on myśli o konserwatywnym nurcie polskiej polityki i jakimi słowy go poprze. On zaś – więzień łagrów, człowiek doświadczony, stary i mądry – po długiej wymianie zdań o niczym powiedział, że będzie głosował na mumię wolności czy co tam ją wtedy zastępowało. Ja to pamiętam dość wyraźnie, a jak kto nie wierzy niech sobie ten wywiad z 1996 roku odnajdzie. Śmieszyło mnie to wtedy, bo atmosfera w tej gazecie była taka, jakby za chwilę miał się odbyć pogrzeb Michnika i triumfalny pochód dziennikarzy tego Życia ulicami Warszawy, przy czym każdy z nich dosiadać miałby słonia.
No i wczoraj jakaś pani, wrzuciła na mój blog coryllus.pl link do wywiadu z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, przeprowadzony dla Teologii politycznej przez…uwaga, uwaga….trzech panów. To jest niesamowite, jak pełni deficytów są ci ludzie i jak bardzo się demaskują poprzez te pomysły. Nie dość, że wierzą w Rymkiewicza, co jest obłożone potężnym ryzykiem, to jeszcze idą do niego we trzech, żeby się nie skompromitować, a przy okazji, żeby ten splendor co go Rymkiewicz rozsiewa spłynął na większą liczbę osób i żeby każdy z nich mógł potem mówić, że robił wywiad z Rymkiewiczem. Moim zdaniem takie zachowanie należy leczyć farmakologicznie. Po stronie lemingów i ich kultury funkcjonuje niejaki Grzela, Remigiusz Grzela, który postępuje podobnie, to znaczy stara się zrobić maksymalnie dużo wywiadów ze starymi aktorami i reżyserami, po to, by ich popularność spłynęła nań niczym światło. To jest obłąkanie w czystej postaci, nie tak bowiem działa nasz stworzony przez Pana Boga świat, o czym łatwo się przekonamy czytając przypowieść o talentach.
No, ale wróćmy do tego Rymkiewicza. Moim zdaniem to co mówi Jarosław Marek Rymkiewicz jest z istoty nieważne. On się myli całkowicie w sprawach rudymentarnych, których w większości nawet nie dostrzega, a przez to i wnioski, które wyciąga nie mają istotnego znaczenia. Można więc z nim gadać do upadłego, a nic z tego sensownego nie wyniknie. Ci co teraz tam poszli, gadali rzecz jasna o elitach. Kto jest, a kto nie jest elitą. Ja tego nie czytałem do końca z dwóch powodów. Po pierwsze, na czele tej ekipy stał pan Gawin, który szefuje Instytutowi Wolności, po drugie oni tam poszli również po to, by tak trochę mimochodem uzyskać namaszczenie „ostatniego z wielkich”. Dorośli ludzie, zamiast brać się do roboty idą po jakieś namaszczenia. W dodatku do człowieka, którego sami wykreowali w dużej mierze. Takie namaszczenie sztukowane….
Jarosław Marek Rymkiewicz jest poetą akademickim, a ma to takie konsekwencje, że od pewnej granicy wiekowej jest traktowany jak przedmiot, zwany dawniej katarynką. Nakręca się go i wyłącza przy różnych okazjach. Fakt, że Rymkiewicz udziela tych wywiadów oszczędnie niczego nie zmienia. On nadal jest włączany i wyłączany. Myśli zaś przezeń generowane należą do tych co to przyciągają tłumaczy klarujących prostemu ludowi, co poeta chciał powiedzieć. To jest wielki dramat poetów akademickich, bo oni służą temu samemu celowi, do którego powołano profesorów ekspertów od starodruków i sztuki – są gwarantem stałości cen i trendów na rynku. Jak się chce nakręcić koniunkturę na jakieś śmieci, to najpierw się je po cichu skupuje, potem zaś kiedy mamy już większą ilość tego badziewia skitraną w stodole, trzeba wynająć profesora z uniwersytetu, który w telewizji powie, że nasze fanty to ósmy, dziewiąty i dalsze cuda świata, na dowód zaś przedstawi jakieś zagraniczne publikacje, których i tak nikt czytał nie będzie. Po czymś takim możemy już tylko liczyć zyski. Rymkiewicz zaś ma palcem wskazać kto jest a kto nie jest elitą w Polsce i on to czyni. A że przypadkiem w bezpośredniej bliskości jest wtedy Gawin z kolegami sprawą oczywistą staje się ich przynależność do tych właściwych elit. Ja nie umiem Wam powiedzieć jak długo będzie trwał ten szwindel, ale oczywiste jest, że obliczono go na umysł i kondycję tak zwanego prostego człowieka, o którym Rymkiewicz też mówi w tym wywiadzie i którego rzekomo broni. A niech ich szlag z taką obroną.
Przejdźmy teraz do spraw poważnych czyli do tego jak funkcjonują poeci ludowi oraz do namaszczeń o wiele bardziej autentycznych, które nie służą bynajmniej dobrej sprawie, bo tam, jak wiemy każdy musi wystąpić we własnym imieniu i ryzykować własną osobą. Wszystkie zaś namaszczenia i wskazania od razu demaskują złą i fałszywą intencję. Dokonuje się ich jednak stale z mniejszym lub większym sprytem. To co opisałem wyżej to przykład sprytu mniejszego. Nikt normalny nie chodzi po błogosławieństwo do poetów i pisarzy akademickich, to idiotyzm. To tego nadają się wyłącznie poeci ludowi i nikt inny.
Znany nam już Pablo Neruda, którego życie obserwować będziemy jeszcze przez jakiś czas był również poetą akademickim. Nie na tyle głupim jednak, by po naradzie z towarzyszami radzieckimi, którzy mieli wobec niego plany poważne, powoływać się na innych akademickich poetów. Owszem, była w jego życiu ta cała Gabriela Mistral, ale to nie jest przecież komunikat dla mas. Co chilijskich górników może obchodzić jakaś stara lesba. Nic, a nic…Co innego taki Abraham Jesus Brito, poeta ludowy, biedny, obdarty, który chodził po miastach i miasteczkach wyśpiewując nędzę i niedolę ludu chilijskiego. Nad strukturą tego ludu przyjdzie nam się jeszcze zastanowić. Na razie umownie przyjmijmy, że lud w rozumieniu Nerudy, radzieckich towarzyszy, a także samego Abrahama Jesusa Brito to po prostu górnicy i hutnicy. Do nich Brito skierował swój prosty i jakże uwodzicielski przekaz. Byli to w większości analfabeci, którzy jednak byli potrzebni towarzyszom radzieckim szykującym się na wojnę w Korei. Do tej wojny potrzebny był każdy kawałek przemysłu gdzie by się on nie znajdował. Chile nie było tu wyjątkiem, mały stworzony na przekór Argentynie kraj nad morzem, kierowany przez długie lata przez angielskie korporacje miał do spełnienia ważne zadania. Lud chilijski obsługujący tamtejszy przemysł był dla towarzysza Stalina bardzo ważny i komunikaty doń kierowane także były ważne. Stąd poeci chilijscy występujący z pozycji nazywanych wówczas postępowymi musieli zachowywać się stosownie do oczekiwań towarzysza Stalina. Pomiędzy ludem Chile, a elitami Chile ziała jednak przepaść. Towarzyszowi Stalinowi zaś zależało na tym, by spiąć ją mostem. Tym mostem miała być propaganda narodowa-ludowa, w którą uwierzyć powinni zarówno niektórzy elitariusze, jak i cały lud. Żeby taki most przerzucić nad przepaścią nie wystarczy jeden akademicki poeta, taki jak Neruda. Potrzebny jest układ dynamiczny, złożony z dwóch przynajmniej poetów, z których jeden będzie reprezentował lud, a drugi elity. Teraz mała dygresja – zwróćcie uwagę jak blisko jesteśmy dzisiejszych naszych realiów i poczynań różnych macherów od propagandy, którzy kreują literatów. No, ale teraz wracajmy do Brito. Ja nie wiem czy Abraham Jesus Brito w ogóle istniał w rzeczywistości. Ślady po nim w sieci są nader nikłe. Nawet jeśli nie istniał, a został jedynie wymyślony na potrzeby propagandy nie ma to znaczenia. Chodzi o to, że poeta akademicki musi odebrać namaszczenie od ludowego barda, żeby nie powiedzieć trubadura, inaczej jest nieważny. Ten trubadur może być fikcją całkowitą, cóż bo bowiem jest za problem dla akademików wymyślić kilka ludowych piosenek. Prosta sprawa. Ich istnienie jednak i sugestia, że autor był jednak człowiekiem z krwi i kości jest szalenie ważne.
Pora teraz na przedstawienie tego czym zajmował się Abraham Jesus Brito kiedy wędrował po ulicach chilijskich wiosek. Ja może zacytuję cały fragment tekstu z książki Kutejszczikowej i Sztajna. Oto on:

Przyjaciel Pablo Nerudy, ostatni wędrowny pieśniarz i bajarz, Abraham Jesus Brito (1874-1945) całe życie spędził w nędzy, na tułaczce po kraju. Współczuł gorąco z narodami radzieckimi w ich walce przeciwko hordom hitlerowskim, przekładał wierszem komunikaty Radzieckiego Biura Informacyjnego i odczytywał je swoim licznym słuchaczom.
Pieśni Abrahama Brito zostały spisane i po jego śmierci wyszły w osobnym zbiorze. Na początku umieszczono wiersze Pablo Nerudy poświęcone autorowi:

i do swojego worka uszytego z łachmanów
zbierał wzbierające łzy ludu
Tłum. J. Iwaszkiewicz

Mamy tu niesamowity wprost zestaw, który z saletrzanych pustyń Chile prowadzi nas wprost do cichego domu w Stawisku, tak bardzo polskiego. W tym samym Stawisku, nieopodal którego położony jest Milanówek, gdzie mieszka dziś Jarosław Marek Rymkiewicz. Najpierw Brito, potem Neruda, a na końcu Iwaszkiewicz. Zwracam jednak uwagę, że Brito jest tu jedyną koniecznością. Bez niego reszta jest nieważna. A w ogóle to tego Nerudę tłumaczyli sami ułani-wybierani: Gałczyński, Iwaszkiewicz, Pijanowski.
Przetłumaczmy jednak teraz to, co napisała Kutejszczcikowa i Sztajn „z ruskiego na nasze”. Oto w czasie II wojny światowej, towarzysz Stalin zaniepokoił się, że jest prawie całkowicie uzależniony od amerykańskich dostaw. Nie rokowało to dobrze i zaczął gospodarskim okiem rozglądać się po świecie. Padł jego bystry wzrok na Chile, gdzie już wcześniej towarzysz Neruda zainstalował całą armię dobrze posługujących się bronią komunistów z Hiszpanii. Oni to właśnie stworzyć mieli nową elitę tego kraju. Nie mogli jednak nic zdziałać bez ludu, który był ciemny, katolicki i niepiśmienny. Coś trzeba było z tym zrobić, bo jak skończy się wojna towarzysze Amerykanie gotowi narzucić towarzyszowi Stalinowi jakieś niekorzystne warunki. Przypomniał więc sobie towarzysz Stalin to, co kiedyś przeczytał w książce reakcyjnego pisarza polskiego nazwiskiem Sienkiewicz. Opisywał ów Sienkiewicz wojnę z kozakami, którą poprzedziła dobrze zorganizowana akcja propagandowa realizowana na całej Ukrainie przez dziadów lirników. Uśmiechnął się towarzysz Stalin pod wąsem, a żeby mieć większa pewność co do słuszności swoich myśli, przywołał jeszcze tuzin profesorów i kazał im w całych dziejach ludzkości podobnych przykładów szukać. Większość milczała gapiąc się w podłogę, ale jeden, mediewista, specjalista od historii Francji, od razu opowiedział towarzyszowi Stalinowi o trubadurach prowansalskich i ich rzeczywistej misji. Towarzysz Stalin kazał go odznaczyć, a resztę tych durniów do republiki Komi na szkolenie w zakresie wyrębu i zrywki drewna okrągłego wysłał. Potem zaś zadzwonił bezpośrednio do małej chatki rybaka, gdzieś na wybrzeżu Oceanu Spokojnego, gdzie przed siepaczami prezydenta Videli ukrywał się jego ulubieniec, były konsul Chile w Paryżu, poeta Pablo Neruda. Jak raz się tak złożyło, że mieli tam bezpośrednie połączenie z Kremlem. Wyłuszczył towarzysz Stalin towarzyszowi Nerudzie o co idzie, a ten od razu zaczął działać. Kłopot był jednak w tym, że wśród licznie wytypowanych dziadów lirników co mieli odwiedzać osiedla górnicze do roboty nadawał się jedynie ten Brito. No, ale to wystarczyło. Co to w końcu jest za sztuka ubrać w rymy komunikaty biura politycznego, a niechby nawet i hiszpańskie. I tak radziecka propaganda trafiła pod strzechy i blaszane dachy lepianek. Ho, ho, tak, tak jak powiedział klask….
Jeśli Wam się zdaje, że czasy poetów ludowych minęły to niestety jesteście w błędzie. Nie będę się tu powoływał na przykład Edwarda Stachury, człowieka tak autentycznego, że bardziej prawdziwy odeń był chyba tylko sam Abraham Jesus Brito, ale na kogoś innego. Pamiętacie szefa wileńskiego klubu włóczęgów? Tego co to byli w nim i Jędrychowski i Miłosz? Na pewno pamiętacie. Nazywał się ów pan Wacław Korabiewicz, był lekarzem i podróżnikiem. Pozostawił po sobie tyle pism, że można dostać oczopląsu od samego patrzenia na okładki. Większość to książki podróżnicze, ale są także inne. Na przykład książka o młodości Jezusa. Ona jeszcze do mnie nie dotarła, ale spodziewam się znaleźć tam rzeczy niezwykłe. Doszło do mnie za to coś innego. Okazało się, że jest pan Korabiewicz autorem utworu wierszowanego, składającego się z trzydziestu pięciu pieśni, a zatytułowanego „Rapsod o głowie hetmana”. Jest to opowieść o dziwnych losach głowy Stanisława Żółkiewskiego, odrąbanej na polu pod Cecorą. Zaczyna się ona tak:

Wichurom bujnym, Naszym Dzikim Polom,
Kurhanom smętnym na Tatarskim Szlaku
Sława! Sława! S ława!
I pokłon niski ludziom dobrej woli
Rycerzom jasnym, siczowym Kozakom,
A wy ludzie nowi,
Słuchajcież nieuczonej pieśni
Na lirze dereniowej,
Na strunach gęślich,
Hej społem stepowi lirnicy!
Siwe brody pod wiatr!

Jak na lekarza okrętowego z Daru Pomorza całkiem zgrabny kawałek poezji. I taki ludowy. Ja mam akurat wydanie drugie z roku 1987, firmowane przez wydawnictwo MON, ale pewnie są wcześniejsze. Nie znalazł ów utwór zbyt wielu odbiorców, ale też i nakład nie był zbyt duży. Czasy były inne i innych lirników w roku 1987 potrzebowali towarzysze radzieccy. No, ale może teraz kiedy wraca moda na patriotyzm, kiedy wszędzie sprzedają koszulki z husarią, kiedy poeci akademiccy namaszczają nowych liderów, ktoś przypomni sobie i tym zapomnianym utworze, jakże monumentalnym i włączy go do swojego programu. Bo w zasadzie, czemu nie….

Przypominam, że w dniach 31 lipca – 2 sierpnia w Gdyni odbywa się nadmorski plener czytelniczy, jedziemy tam we dwójkę z moją żoną. Impreza zlokalizowana jest na bulwarze nadmorskim, gdzieś w okolicach skweru Arki Gdynia.
6 sierpnia zaś odbędzie się wieczór autorski w Zielonej Górze – sala „Nad kotwicą” przy al. Zjednoczenia 92, początek o godzinie 18.00.

  29 komentarzy do “O poetach ludowych i akademickich”

  1. O Matko ! jednak „złapałeś” tego Rymkiewicza …..zaraz przeczytam Twój tekst …. ale przecież ten facet to czysta zgroza …!

    prawie jak gazownia tylko z tym specyficznym sznytem …brrrr

    …….autorytet !

  2. … nie … zanim przeczytam dalej … jeszcze coś mi się przypomniało ..

    …jeden z moich przypadkowych rozmówców spacerowych coś tam bredził …i mi się zaschciało powiedzieć słowo prawdy … co raczej nie miało sensu …otóz mówię mu , ze nam wymordowano elity w 70 / 80 %% …

    a on na to , tak po prostu … NIE PRAWDA >>>

    ja mu zeby sobie porównał roczniki statystyczne za 38′ bo jeszcze się ukazał …i powojenne … i sklęsł ….

    ale dalej jak był głupi tak został ..

    czytelnik fanatyczny giewu … zeby było jasne … sam się reklamuje ….

    idę do góry … czytac…
    zaraz mnie diabli wezmą

  3. Najbardziej kosztowne jest epatowanie biedą. Czyli jak mamy tego Brito, który żyje w łachmanach, ale i podróżuje po Chile to może warto się zapytać ilu towarzyszy z KGB/GRU obsługiwało na co dzień ten event.

  4. ………….. tiaaa…

    tak na marginesie , też czytałam tego mediewistę od dziadów co sobie w swych wędrówkach znaki na domach stawiali ….ale on wredny był , ten miediewista …on napisał , ze oni sobie te znaki robili zeby kolesie wiedzieli gdzi co można ukrasc…

    no i gadaj z mediewistą !! :)))

    a tow Stalin … to bystrzacha był .. nooo :)))

  5. I jak tu się dziwić, że pisarka Wasilewska i poetka Szymborska czciły największego językoznawcę, co usta słodsze miał od malin 😉

  6. Skoro już przywołał mnie pan , tytułując ” jakąś panią ” , zadam panu jedno pytanie , które będzie komentarzem do tego co pan dzisiaj napisał . ZA CO TAK BARDZO NIENAWIDZI PAN POLSKOŚCI?

  7. Zygu, zygu marcheweczka, nie odpowiadam na takie pytania….;-)

  8. Brak odpowiedzi też jest odpowiedzią .

  9. Juz drugi raz to bede tu wklejal i jakos nikt sie nie interesuje…. https://www.youtube.com/watch?v=eOnP3JvJhAk – „Betar”- Żydzi wyklęci.
    Mamy zolniezy wykletych to musza i zydzi tez byc?? poza tym jak pieknie ta elita izraelska mowi po polsku….

    Pozdrawiam

  10. Miedzy nami forumowiczami – proste szkolne pytanie. Kto wiekszym „poeta” (tu: pisarzem, publicysta) jest? Rymkiewicz czy Maciejewski? No wlasnie!, kto i dlaczego?

  11. Między nami forumowiczami jest podobnie jak między pisarzami . Pan Rymkiewicz i pan Maciejewski to dwa różne światy , dwie różne osobowości . Pan Rymkiewicz to człowiek urodzony w 1935 roku a Pan Maciejewski w 1969 . I jak tu porównywac dwa tak odmienne światy ? Dzieciństwo przypadające na wojnę , okupację i okres instalowania komunizmu a z drugiej strony dzieciństwo przypadające na okres złotych czasów socjalizmu w PRL-u . Pan Rymkiewicz jest już człowiekiem starym , stojącym nad grobem i moze sobie pozwolić na luksus mówienia tego co naprawdę myśli , może pozwolić sobie na bezkompromisowość . Pan Maciejewski stosunkowo niedawno rozpoczął swoją karierę , często zachowuje się tak jakby się bał , ża za moment stanie na jednej z min , które mu podkładają ( coś w rodzaju mani prześladowczej ) . Jeśli chodzi o twórczość Pana Rymkiewicza to moja jej znajomość równa się zeru . Wczoraj przeczytałam wywiad z nim , wydał mi się interesujący , to co pan Rymkiewicz mówi w nim , na temat Polskości , w dużym stopniu pokrywa się z mimi własnymi przkonaniami . Skłoniło to mnie to zamieszczenia linku do niego na tym blogu , co nie spodobało się panu Maciejewskiemu (takie bardzo dziecinne zachowanie)

  12. Pan Rymkiewicz jest już człowiekiem starym , stojącym nad grobem i moze sobie pozwolić na luksus mówienia tego co naprawdę myśli – See more at: http://coryllus.pl/?p=2534#sthash.xZIDq6ek.dpuf

    Może, ale sobie nie pozwala. Dziękuję za słowo 'kariera”. Rozbawiło ono z pewnością wiele osób.

  13. Podobną organizację i zasady miało Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” dużo starsze zresztą od Bejtaru. Wydaje mi się, że Bejtarowcy wiele zaczerpnęli z dokonań „Sokoła”. Chociażby drużyny zwane „gniazdami”. Pierwszy mecz piłki nożnej w Polsce? Mecz drużyn lwowskiego i krakowskiego TG „Sokół” we Lwowie w 1894 roku. Zawłaszczany oczywiście przez Ukraińców.

  14. Jeśli chodzi o pan Maciejewskiego to przeczytałam jego baśnie i muszę powiedzieć ,że pozwoliły mi na nowo spojrzeć na historię i otaczający mnie świat . Kto za to płaci i próba odpowiedzi na to , pogłębiła moje zrozumienie świata . Od pana Rymkiewicza dostałam coś i od pana Maciejewskiego dostałam coś . Fajnie ,że obaj piszą .

  15. Jeśli chodzi o pana wpis z 19.18 i tej mojej „kariery” , to powiem tak, tonący brzytwy się chwyta .

  16. Wyznanie poety
    Wielkich poetów jest wielu i zawsze było ich tylu
    A ja ciągle to samo…
    Tylko o sobie, długo-nudnie i… w bardzo kiepskim stylu

  17. dopchnęłam ostatnie „zapominajki” do bagażu …. za kilka godzin jadę na wakacje …. i tam sobie rzuciłam okiem co u Gabriela …:))

    i dobrze ze na starość juz nie mam dziecięcego odruchu otwierania buzi ze zdumienia ….

    kompletnie nie rozumiem CO może dac Rymkiewicz ….poza tym że Gabriel , jak zwykle zręczxnie i zgrabnie „wmontował ” go w swoją opowiesć….?????

    Wszyscy tu chyba czytamy baśnie i SN i bloga ofkors …..

    większość z nas ma ambicję … nie powtarzać jak za panią matką…. sedna tego co w tekscie bloga … bo by było nudno … kołko adoracji pisarza :))))

    i tak nam to zarzucają….niesłusznie ….. tyle ze ten tu Coryllus trafia w sedno ..i jeszcze siebie i nas przy tym bawi :))

    no i gdzie tu Rymkiewicz ….. Gabriel dzxiś „łaskaw” :))) … i nie banuje :))))

    odezwę się jak wrócę…. chyba , ze gdzieś będzie internet

    by, by :))))

  18. Pani Marylko , skoro pani Rymkiewicz nic nie daje , to nie znaczy że komuś innemu nie może dać . Różnymi ścieżkami można dojść do prawdy . A banowanie uważam za oznakę słabości .

  19. Ciekawy jest zwłaszcza sam Żabotyński, który w 1938 po powrocie z kongresu syjonistycznego zrobił objazd wszystkich skupisk ludności żydowskiej i zasadniczo mówił jedno: „ludzie uciekajcie stąd”. Co wiedział, kto mu powiedział i w jaki sposób go przekonał – nie wiadomo.

  20. Zdaje sie, ze temat Rymkiewicza byl analizowany u Coryllusa jak nie na jednym to na drugim blogu, jak nie przez C. to przez komentatorow. Jesli ma Pani czas i chec czytania wszystkich „coryllusow” to znajdzie Pani powod prezentowanej tu niecheci.
    Trzy lata temu moja corka (wtedy 15 lat) przywiozla do Kanady 2 ksiazki Rymkiewicza (prezent dla mnie od znajomej, wielbicielki Rymkiewicza)- jedna o Powstaniu Warszawskim a druga jeszcze bardziej psychodeliczna. Dziecko ambitnie zabralo sie za lukture zabierajac obie ksiazki do kanadyjskiej szkoly by wykorzystac 45 min duzej przerwy. Nauczyciela zaintrygowal fakt namietnego zaczytywania sie ucznia w ksiazce z psychodeliczna grafika na okladce i w egzotycznym jezyku. Rezultat: rodzice wezwani do szkoly na okolicznosc tresci ksiazek. Musialem uswiadamiac ciala pedagogiczne kanadyjskie co do zagmatwanej historii Polski.
    Ciekawe bedzie jak „bachor” zacznie czytac „Basnie…” i trzeba bedzie tlumaczyc imperialna polityke GB wobec Europy Wschodniej na przestrzeni wiekow.

  21. Albo zniecierpliwienia co czytając niektóre posty da się zrozumieć.

  22. Ale mi się podoba to co pisze bez „budżetu&Doktryny” o przygotowywaniu się do wykładów z historii Europy, które na podstawie książek Gabriela Maciejewskiego, trzeba będzie wygłosić przed nauczycielami kanadyjskimi.
    Mam na ten temat rodzinną anegdotę, kiedy wykłady z historii Europy Środkowo – wschodniej realizowane były po 1949 roku, przez polskich „DP – isów”, którzy z Powstania, z obozu w Niemczech zostali przyjęci przez rząd kanadyjski na osiedlenie. Kanadyjczycy mieli wtedy od nich wiadomości ” z pierwszej ręki”. Reakcja Kanadyjczyków na przebieg i brutalność II WŚ to było zachowanie na pograniczu: niedowierzanie i osłupienie .

  23. Dobry wieczor! Spac nie mozemy, nie chcemy czy tez jestesmy w strefie czasowej, gdzie jeszcze wczesna godzina? Ja tylko podkreslilem to, co istotne w ksiazkach p. Maciejewskiego – stwierdzenie istnienia skutecznych centrow zarzadzania Europa. Co do nauczycieli kanadyjskich szczebla szkoly sredniej, to musze stwierdzic, ze sa przesyceni poprawnoscia polityczna. A na codzien sa zaaferowani swoimi przyziemnymi, osobistymi sprawami. Gdzie im tam zaimowac sie subtelnosciami historii Europy. Podejrzewam, ze kanadyjscy Chinczycy (z poziomu uniwersyteckiego) byliby zainteresowani coryllusowska wykladnia historii. Odplace sie anegdota za anegdote. Zilustruje to istote chinskiej postawy. Otoz wspomniany „bachor” pobieral lekcje gry na skrzypcach w torontonskim konserwatorium. Nauczycielem byl mlody chinski Kanadyjczyk z osiagnieciami w swojej dziedzinie. Corka wybrala na konkurs utwor Grazyny Bacewicz. Chinczyk, ze zna, ze doglebnie przerabial na studiach. Bylo duzo ochow i achow a w koncu zapytal „a ta grazyna batzevitz to ON czy ONA?”. Tak ogolnie to pan nauczyciel duzo wypytywal o historie Polski. A poza tym uwazam, ze p. Maciejewskiego nalezy propagowac.

  24. Jest „Święte Królestwo” w wersji anglojęzycznej. Na początek.

  25. Tak na marginesie o rodzinie Bacewicz i nieco o mojej. Z rodziną Bacewiczów (bo żyli w kręgu części mojej rodziny po kądzieli), to Tato Bacewicz poczuwał się do narodowości litewskiej, jedna moja ciotka z tego kręgu muzycznego też, i działali w Kownie w czasie II RP (na niwie muzycznej). A Grażyna Bacewicz zamieszkała w Łodzi i czuła się Polką i w tym łódzkim kręgu muzycznym, była znajomą drugiej mojej ciotki. Świat jest mały dla Polaków.
    A temu Chińczykowi może trzeba było wytłumaczyć, że imię z końcówką na a oznacza kobietę ? No język polski jest jaki jest.

  26. Czasmi jest to bardzo irytujące . Niby inteligentni ludzie a raz coś potępiają a za moment podpierają się tym co przed chwilą potępiali . Pan Maciejewski może sobie nie lubić pana Rymkiewicza ja nie muszę lubić pana Maciejewskiego , ale to jeszcze nie oznacza , że jeżeli któryś z nich napisze czy powie coś mądrego to mam tego nie zauważyć . Już tu pisałam ,że moja znajomość twórczości pana Rymkiewicza równa się zeru , a zamieściłam link do wywiadu z nim , ponieważ uważam jego diagnozę , na temat podziałów Polskiego narodu za trafną . Do tego co powiedział pan Rymkiewicz od nośnie tych co donosili i tych co nie donosili , że występuje takie zjawisko bardzo mnie niepokojące . W momencie kiedy ten żywioł polski , który pan Rymkiewicz sytuuje na prowincji , to dzieje się bardzo dziwna rzecz .

  27. Inteligencja ta , która niedonosiła ( z małymi wyjątkami) jednoczy się z tą która donosiła i razem poacyfikują oddolny żywioł polski .

  28. korekta do mego wpisu z 09:34
    W momencie kiedy ten żywioł polski , który pan Rymkiewicz sytuuje na prowincji , daje znac o sobie ,to dzieje się dziwna rzecz .

  29. Wraca temat gender… no w postaci plci w gramatyce. Pan artysta muzyczny zostal oczywiscie poinformowany o istnieniu plci gramatycznej w jezyku polskim. W anegdocie chodzilo mi o latwosc zatracania szczegolow w (kazdym) przekazie. Szczegolow albo wrecz elememtow zasadniczych. Tworczosc Bacewicz byla/jest przerabiana ze wzgledu na uwypuklanie w jej utworach potrzeby doskonalej techniki gry na skrzypcach no i na typowa polskosc jej kompozycji. Gratuluje pamieci, ze tak sie wyraze, rodzinno-miedzypokoleniowej. Wiekszosc z nas siega pamiecia co najwyzej do dziadkow. Serdecznie pozdrawiam z wilgotnego i przegrzanego Ontario.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.