sie 172016
 

Pewnie będziecie zdziwieni, bo ja byłem szczerze zdziwiony kiedy się dowiedziałem, że blogosfera nie jest wynalazkiem nowym. Ma już prawie 300 lat, a w dodatku jest to urządzenie typowo polskie, które powstało ponieważ naród szlachecki miał wrodzoną niechęć do wydawnictw typograficznych. Podejrzewali po prostu panowie szlachta, że ktoś w tych typograficznych wydawnictwach ich oszukuje, a informacje tam zawarte nie są li tylko informacjami, ale także propagandą.

Zanim przejdę do rzeczy, słów kilka o naszej, współczesnej blogosferze. Mimo licznych prób zdyskredytowania jej przez grafomanów, fałszerzy, przez multiplikowanie kont i nadużywanie własnych, autorskich regulaminów, tworzonych przez różne administracje – widne, tajne i dwupłciowe – blogosfera się trzyma. Co prawda już w każdym niemal współczesnym filmie kryminalnym najczarniejszy charakter jest sfrustrowanym blogerem, który wylewa swoje czarne emocje na klawiaturę, a potem leci w miasto z siekierą mordować niewinnych, ale nie ma to znaczenia. To jedynie słabość systemu manifestuje się w ten sposób, systemu, który chciałby promować swoich autorów. Kłopot jednak polega na tym, że autor nie tylko pisze, ale także mówi. I tu następuje zwykle demaskacja. Wystarczy posadzić przed kamerą zaspaną (ona zawsze jest zaspana) Kasię Bondę albo Zygmusia Miłoszewskiego, włączyć mikrofon, a reszta dzieje się sama. Wszyscy widzą, słyszą i czują. No, a jak jeszcze do tego puścimy w tle film z tymi psami wściekłymi co mieszkają pod rynkiem w Sandomierzu to boki normalnie można zrywać. A tego będzie, powiem Wam więcej, bo system nie odpuszcza. Byłem wczoraj na dużych zakupach, w Ursusie, w centrum handlowym Factory. Patrzę, a tam księgarnia Świata Książki, w środku zaś sama właściwie Bonda i te różne historie z mieczami, wielkimi ptakonietoperzami i innymi pierdołami, które nikogo nie interesują. Za ladą znudzona pani, która niczego nie rozumie. Bieda. Ludziska szukają wyłącznie przyborów szkolnych i tornistrów. Nic ich więcej nie interesuje. Ot, rynek treści….Ja oczywiście znalazłem coś dla siebie, nigdy nie zgadniecie co. Otóż leżały tam przecenione pisma polityczne Stanisława Brzozowskiego. Naprawdę, wśród tych Bond i Zygmuntów leżał sobie Brzozowski. Wydany oczywiście przez Krytykę polityczną, na okładce krzyż i wpisana weń bolszewicka gwiazda. W środku same rewelacje, bo jak wiemy Krytyka Polityczna może się już w zasadzie tylko demaskować. Ilość zwolenników tego nurtu pubylicystyczno ideowego nie starcza nawet do wykupienia niewielkiego nakładu ważnej z ich punktu widzenia książki. Skąd ja wiem, że niewielkiego? Bo go nie podają. Nie mają nawet na tyle odwagi, by się przyznać do nakładu.

To są okoliczności na które została nałożona blogosfera. Otworzono ją jak pamiętamy w dobrej wierze i w przekonaniu, że poza środowiskami z lewa i prawa, które się świetnie znają i rozpoznają, reszta 38 milionowego narodu to durnie nie potrafiący zliczyć do trzech. Kiedy twórców niezależnej blogosfery spotkał zawód, zaczęli montować cichą cenzurę. Już to za pomocą regulaminów, już to różnych obyczajowych ograniczeń, już to za pomocą tak zwanej „złej prasy”. Mam tu na myśli tych morderców występujących w filmach. Ponoszą jednak klęskę za klęską i nie rozumieją dlaczego.

No, ale…spotkała mnie wczoraj jeszcze jedna przygoda, niezwykle smutna w swojej istocie. Oto zadzwoniła do mnie pani z księgarni w Bydgoszczy, żeby zapytać czy jej sprzedam komplet wspomnień Woyniłłowicza. Ja oczywiście byłem gotów to zrobić, ale pani owa chciała dostać rabat. Na jeden komplet? – To niemożliwe – powiedziałem – na pięć kompletów tak, na jeden nie. Dodałem jeszcze, że zamówienie takie na pewno się jej zwróci, bo przecież Edward Woyniłłowicz żył i umarł w „Bydgoszczu”, mieszka tam autorka jego biografii, wszystkie lokalne gazety powinny coś o nim i jego wspomnieniach napisać. Pani oczywiście rozumiała co mówię, ale książek nie zamówiła. Chciała tylko ten jeden komplet, bo akurat zjawił się jeden klient zainteresowany wspomnieniami. I to jest coś czego moja biedna głowa nie pojmie. Cały system dystrybucji treści pomyślany jest tak, żeby okradać z pieniędzy i czasu tych co stoją na końcu łańcucha sprzedażowego, czyli klientów i księgarzy. Im się bowiem zdaje, że w sprzedaży książek chodzi o zysk i oni – sprzedając to co jest lansowane w mediach – zarobią, bo mają darmową reklamę właśnie poprzez te media. To jest sposób w jaki myślą dzieci oraz ludzie żyjący w głębokich umysłowych zaburzeniach, tacy jak Miłoszewski albo Bonda. Nie można zarobić na produkcie propagandowym, który do księgarni wprowadzony został nie po to, by kusić czytelnika treścią, ale po to, by nie było tam miejsca na nic innego. By nie było tak ukochanej przez liberałów „wolnej konkurencji”. Produkt ten i wszystkie związane z nim osoby są opłacone i zarobione z chwilą kiedy taka książka pojawia się w księgarni. Nie zarabia tylko księgarz i on właśnie liczy, że zarobi. Na jakiej podstawie tak sądzi? No, zdaje mu się, że jak w telewizji jest film według prozy Miłoszewskiego, to książki Miłoszewskiego też się sprzedadzą. Przez pierwszy tydzień tak będzie, to prawda, ale potem trzeba by ten film pokazywać codziennie, żeby coś sprzedać, a codzienne jego pokazywanie, albo tylko powtórki co dwa dni, spowodują nie tylko dramatyczny wzrost nastrojów antysemickich w kraju, ale także zajadłą nienawiść do samego autora i jego prozy. Tego księgarze nie rozumieją. O tym, by wykazali minimum inicjatywy i zamówili wspomnienia Woyniłłowicza nie może być mowy. Tego nie ma w mediach, nie sprzeda się.

My wiemy, że to nie prawda, a ostatecznie w tym przekonaniu utwierdzi nas książka, którą dziś umieszczam w naszym sklepie. Okazuje się, że wszystkie ważne urządzenia wolnościowe, czynne były już dawno w jedynym prawdziwie wolnym kraju, czyli w I Rzeczpospolitej. Chodzi mi tutaj o niezwykle popularne w stuleciu XVII i XVIII gazety pisane ręcznie. Nie wierzyłem, że coś takiego mogło istnieć, a jednak. Oto wydany przez muzeum w Wilanowie zbiór doniesień prasowych Andrzeja Cichockiego, który nie oglądając się na nic, redagował swoje pisma i rozsyłał je po kraju. Był zatrudniony w kancelarii królewskiej i pobierał pensję. Przez to właśnie jego sytuacja była lepsza niż moja. Prócz pensji miał jeszcze stałe zamówienia na swoje pisane gazety, a te były składane przez dwory magnackie i miasta, takie jak Toruń czy Elbląg na przykład. I tak Elbląg płacił Cichockiemu 100 florenów rocznie, a księżna Anna z Sanguszków Rawdziwiłłowa 20 florenów, hetmanowa wielka litewska – Tekla Róża Wiśniowiecka płaciła 25 dukatów. Jak się na tym tle plasowały prenumeraty roczne wydawnictw typograficznych. Słabo. Za prenumeratę „Kuryera Polskiego” i „Gazety Warszawskiej” płacono ledwie dukata kwartalnie. To jest moim zdaniem dobra wiadomość dla blogosfery, bo sprawy jak sądzę, będą oscylowały w tym właśnie kierunku – żeby pisma i druki oficjalne były coraz tańsze, coraz nędzniejsze i słabsze, a informacje istotne i ważne, a także po prostu ciekawe, przechodziły z rąk do rąk, bez pośredników, zainteresowanych prowizją oraz nakładaniem cenzury.

W czasach Andrzeja Cichockiego sprawy te miały jeszcze jeden tragiczny wymiar, który dzisiaj może być problemem blogosfery. Oto kiedy jakaś gazeta napisała coś nieprzychylnego o sługach dajmy na to ichmości hetmana Paca, ci zjawiali się w redakcji z szablami, pałami i co tam który miał, by dokonać zemsty na redaktorze. Dziś takich rzeczy nie ma, choć jeszcze w latach dziewięćdziesiątych się to zdarzało, sam pamiętam. Dziś straszyć można blogerów, co się coraz częściej zdarza.

Co było w takich ręcznie pisanych gazetach? Normalnie, wszystko co było potrzebne ludziom, żyjącym z dala od centrów politycznych i dworskich. Doniesienia dotyczące ćwiczeń wojska, planów króla, jego rodziny, przebiegu uroczystości na dworze. Były także informacje dotyczące cen produktów w mieście stołecznym i okolicy, różne plotki, lub pozorne plotki, które urastały następnie do rangi afer, a także kronika kryminalna. To ostatnie jest szczególnie wesołe, bo też i temperamenty w owym czasie były o wiele bardziej dynamiczne niż dziś, a człowiek sam musiał się bronić przed napaścią, ani mowy nie było o wzywaniu policji, choć osławiony marszałek Bieliński i jego policja już działali.

Zdarzało się, że jeden z panów braci dawał po pysku drugiemu, bez dania racji, ot tak po prostu, na co tamten wyzywał go natychmiast na pistolety, przez to ten pierwszy – oprzytomniawszy już – uciekał gdzie oczy poniosą, by nie zostać zabitym. Powodów takich zachowań nie znamy, być może tkwiły one gdzieś głęboko w duszy naszych antenatów, znamy tylko opisy, bardzo inspirujące.

Ktoś powie, że Cichocki nie był żadnym protoblogerem, tylko po prostu szpiegiem zatrudnionym w kancelarii królewskiej, który przesyłał do magistratów pełnych obcych agentów cenne nowiny o sprawach pozornie tylko błahych. Takich jak choćby sposób prowadzenia się córki króla Augusta II Mocnego Anny Orzelskiej. E, tam….był człowiekiem zajmującym się pisaniem ciekawych rzeczy dla wiernych czytelników. I tak go przedstawia Jerzy Dygdała, autor opisywanego tu opracowania. Co z tego, że pisał swoje gazety nie tylko do pań z odległych, magnackich dworów, nie tylko do magistratów, ale także do obcych dyplomatów….

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronę www.rozetta.pl gdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

PS. Z ostatniej chwili. Niestety książkę umieszczę na stronie później, bo się nie chce obrazek załączyć, a ja nie wiem dlaczego….

  67 komentarzy do “Prawdziwa historia blogosfery”

  1. Na pisaniu prac dla magistra(n)tów i dzisiaj można zarobić 😉

  2. Czasami zostaje w rodzinie np. teść Komorowskiego.

  3. 1. Przechodziłem wczoraj koło księgarni, chyba Matrasa, a w oknie rząd kolorowych tornistrów. Obok plansza, ze można kupić dziecku wszystkie podręczniki i kompletną wyprawkę do szkoły, a więc zeszyty, kredki, gumki cyrkle, długopisy i piórniki zapewne.

    2. Chopin własnym sumptem pisał i wydawał Kuryer Szafarski wieści krajowe i z zagranicy. Nie dość, że pisał je z dużą dozą humoru to czyta to się świetnie. Przypomniał je boson. z okazji MKCh.
    http://boson.salon24.pl/675977,frycek-reporterem-zakonczenie-czyli-wypad-zagranice
    A tu można sobie pobuszować
    http://pl.chopin.nifc.pl/chopin/letters/search

    3. Krytyka Polityczna – to co pisano tu wielokrotnie, kasa państwowa na wydawnictwa, kasa na czynsz, kasa za regularne wystąpienia w TV, bo są ustawicznie dopraszani.

  4. wniosek: tworczość 'blogerska’ winna być rozpowszechniana także w formie 'papierowej’ – selektywnie i z dobrze sformatowanym celem, też rynkowym; a może wydanie co ciekwaszych debat z tego bloga? wraz z pointami napisanymi przez życie, to mogloby by wyzwaniem;- dla rynku i dla uczestników

  5. KP jest elemntem zaprogrogramowego zycia spolecznego i decydenci zawsze będa utrzymywac takie środowiska – bo nie wiadomo kogo złowia i kto sie kiedys przyda a do czego? to saobie każdy sam odpowie;- stad te wszystkie błyskowtliwe kariery w polityce i w gospodarcze;- tzw. zaklete kręgi wtajemniczonych i wiernych hunwejbinów w sprawie sparwowania rządów dusz i rządów nad chamami

  6. Wizyta w księgarniach jest wkurzajaca. Od dłuższego czasu usiłuje nie wchodzić.
    Ale ostatnio weszłam…po papierową mapę. Regionu który mi był potrzebny nie było nigdzie. Kazano mi TAM właśnie jechać! żeby sobie kupić….
    No ale w końcu kupiłam samochodową całej Polski.
    I się okazało, że !Małopolska i Śląsk się nie mieszczą .Są od spodu…tak logicznie umieszczone żeby zwykle odwinięcie brzegu mapy nie wystarczało.
    Musiałam się namachać cała Wielka płachtą aby zobaczyć południe Polski.
    No i niech ktoś powie… idioci? Czy zniechęcanie do posługiwania się mapą.

    A to coś gadające w komórce!!! Dla idiotów …już wyhodowanych na innych głupotach.
    Lub mające zrobić idiotów z tych co jeszcze sie bronią.

    I tyle mojej wizyty w księgarni.

    .

  7. Piszesz „winna być” – wskaż mechanizmy sfinansowania, pamiętając, że wydawanie papierowo jest kosztowniejsze niż wpisanie w klawiaturę w internecie.

  8. „Oto kiedy jakaś gazeta napisała coś nieprzychylnego o sługach dajmy na to ichmości hetmana Paca, ci zjawiali się w redakcji z szablami, pałami i co tam który miał, by dokonać zemsty na redaktorze. Dziś takich rzeczy nie ma…”
    Bywają takie rzeczy i dziś, przykładem jest zamach na redakcję „Charlie Hebdo” a wcześniej polowanie na Salmana Rushdie’go

  9. Biedne „Charlie Hebdo”, ale czy my są Charlie?

  10. Taki „zajazd” na redakcję chłopców od Paca i ustawka z „karolkami” to NAPRAWDĘ inna para kaloszy.

  11. Warto zauważyć, że sługi hetmana Paca oraz Mahometa mają podobne metody działania

  12. tak – powiedziałbym; inna para glanów

  13. Może ktoś ma wiedzę o takiej instytucji w II RP jak Spółdzielnie Związku Ziemian? Spotkałem się z czymś takim w starych aktach notarialnych gdzie odnotowywano zgodę spółdzielni na sprzedać ziemi majątków.

  14. I mam sobie na ścianie powiesić ekran? Ja wiem, że są guglowe mapy. Ale chce widzieć całość … To na ekranie jest….wielkości ekranu.
    Akurat mam tylko tablet. Mały.
    A jak mi też padnie?
    I tak..

    .

  15. Wstrzeliłeś się!
    Dzisiaj jest oficjalna 25 rocznica pierwszego użycia Internetu w Polsce.
    Pierwszy e-mail wysłano z Warszawy z z budynku Wydziału Fizyki UW z ul. Hożej 74 do Kopenhagi.
    Nieoficjalna była 5 lat wcześniej 😉

  16. Chłopcy od Ziuka bronili jego dobrego imiemia i niekonieczmie wpadali do redalcji, bo mogło to nyć w knajpie lub na ulicy i kilka razy po gęnie i szlus.

  17. Też lubię papierowe.
    Proszę spróbować na stacjach benzynowych, niektóre mają duży wybór map turystycznych, szczególnie najbliższej okolicy. W miejscowościach tzw. uzdrowiskowych też można znaleźć, i to niekoniecznie w księgarni. W zeszłym roku w Iwoniczu Zdroju, w małym sklepiku z różnościami przydatnymi dla turystów, kupiłam mapę Kresów i Mapę Sieci Dróg Bitych w Polsce w 1945 roku…
    Pozdrawiam!

  18. A! Stacje benzynowe. Nie pomyślałam bo nie mam prawa jazdy. Byłam wieziona.
    A mapę wymyśliłam już po powrocie do domu…ale to jest możliwe do zrobienia. Kogoś poproszę.

    Dzięki:)

  19. Stacje benzynowe często znajdują się też w środku miasta, nie trzeba być „zmotoryzowanym” by tam wejść.
    Można też przez Internet, choć osobiście lubię „pomacać”, zobaczyć czy to o to mi chodzi.

    https://mapy.bialystok.pl/p1060,polska-4-poludniowo-wschodnia-mapa-samochodowa-1-300-000.html

  20. Ja korzystam z Internetu od 1984 roku – oczywiście byłem wtedy za granicą (a co mi tam, pochwalę się) a w Polsce od 1992.

  21. bł. Jakub Alberione patron Internetu http://www.edycja.org.pl/content.php?ContentId=73#block
    tamże o św. Franciszku Salezym patronie dziennikarzy, jego prekursorskim wykorzystaniu prasy w ewangelizacji i nawróceniu zwiedzionych przez kalwinów mieszkańców kantonu Chablais i św. Klarze patronce telewizji a także o Gabrielu tzn. o św. Gabrielu Archaniele patronie radiowców
    niedługo, bo 18 września Dzień Środków Społecznego Przekazu

  22. Wow! To juz prawie 32 lata!

    I slusznie Panie Marku… jak nie chwala to trzeba sie samemu pochwalic!

    To ja nawet wtedy nie wiedzialam, ze komputery, a tym bardziej internet istnieje… zetknelam sie z komputerem i internetem dopiero na poczaku 90-tych lat… ale, „prawdziwa moja przygoda z netem” zaczela sie dopiero we Francji…
    w 2010 roku… czyli dosyc pozno, ale ciesze sie bardzo… bo mam kontakt z rodzina…
    zwlaszcza Skype jest nieoceniony…

    … i tak ogolnie… to kapitalna sprawa!

  23. Po tej mojej przygodzie z mapą samochodową to koniecznie pomacać.
    Jak można umieścić kawałek kraju na rewersie mapy ale całkiem dziwacznie umiejscowiony. Gdy kończy się mapa. Na dole nie wystarczy zawinąć brzegu aby ,, przejść, dalej.
    Jakirś dziwne wygibasy musiałam tą płachtą wykonywaç!
    No i nie mam na ścianie całej ! ! mapy Polski.
    Chyba kupić dwie? I dosztukować …
    ?

  24. O sw. Klarze patronce tv i sw. Archaniele Gabrielu, patronie radiowcow… i bl. Jakubie
    Alberione patronie internetu… to pierwsze slysze.

    Merci,

  25. Aha:))) Ysm jest Kraków. Ale ja po pierwsze nie x Krakowa choć tak to yi wygląda… A poza tym chciałam inny obszar…i mo mądra młoda dama w księgarni kazała tam pojechać , noooo….
    .:D

  26. bardzo proszę, a żeby za długo nie szukać – a jednej strony; http://www.edycja.org.pl/content.php?ContentId=55

  27. Skoro o świętych to dziś Św. Jacka urodzonego w Kamieniu.
    Ale wracając do blogerów. W okolicach panowania Króla St. Augusta Poniatowskiego czyli „Kluchosława” (K.Zbyszewski „Niemcewicz od przodu i tylu”): Niemcewicz oraz …” kasztelan raciąski Mostowski miał drukarnię, poseł brzeski Weyssenhoff dobre chęci – zaczęli we trójkę wydawać „Gazetę Narodową i Obcą”. Pierwszego stycznia 1991 roku ukazał się pierwszy numer. gazeta wychodziła dwa razy w tygodniu w środy i soboty, w te dnie bowiem do Warszawy przychodziły gazety zagraniczne, było więc z czego ściągać. … Mostowski robił wyciągi z francuskich dzienników, Weyssenhoff z niemieckich, Niemcewicz prowadził kronikę krajową. Celem gazety było urabianie opinii publicznej … Pod postacią listów otwartych do redakcji, od zmyślonych osób drukował swoje poglądy. Poza tym dobierał umiejętnie wiadomości, przemycał w nich słowa uznania lub potępienia. Ponieważ szlachcic czytał gazetę od nagłówka do adresu drukarni, a wierząc w jej bezstronność, wykuwał wszystko na pamięć, przeto niepostrzeżenie przesiąkł jej zapatrywaniami. …Gazeta dawała spore zyski, należało się z tym kryć, bo zarabianie piórem wywołałoby w salonach zgodny okrzyk : pfe !
    W Polsce jedynie prostak mógł pieniądze zarabiać. Dystyngowanemu człowiekowi godziło się je tylko dostawać”

  28. w sprzedaży chodzi / powinno chodzic o (jakis) zysk
    sa to / powinny byc $$$, ale może być prpaganda, reklama itd
    ktos jednak płaci a ktos inny zarabia (pero pero….)

    dawno temu dziela takigo lenina (20 tomów oprawionych w *skórę*) moza było nabyć
    za smieszna cenę kilkunastu zlotych – na rynku w krakowie byla taka ksiegarnia tuz przy ul sw jana
    gdzie sprzedawali komunistyczną makulature

    zauwazylem, ze książki szmiry przeróżnych niezaspokojonych corek prawników zniknęły
    z polek polozonych tuz przy kasach duzych sklepów spożywczo – handlowych
    (jestem w innej strefie czasu)

    ale sie spisałem!

  29. Czyli… nic nowego pod Sloncem! Wszystko juz bylo!

    Nie za duzo sie zmienilo od czasow tego Kluchoslawa… dzis mamy to samo… chca nam
    urabiac „strugac narracje”… rozne Ssssakiewicze, Kurscy, Karnowscy… i bardzo im sie
    nie podoba, ze mamy wlasne poglady, wlasne obserwacje… ze samodzielnie myslimy…
    ze nie dajemy sobie wciskac ich ciemnoty.

  30. Ciekawe! Do czego wykorzystywał Pan wtedy Internet?

  31. Oczywiście błąd, ma być pierwszego stycznia 1791 roku

  32. Internet jest fajny. Ja jednak zauważyłam u siebie, że trochę przybliża, ale jednocześnie trochę oddala od ludzi. Czasem pragnie się osobistego kontaktu z człowiekiem, szczególnie najbliższym, a on ma nos wsciubiony w ekran i nowych e-przyjaciół.
    https://youtu.be/NeROU_reEPU

  33. Znaczy co, zajumał, przełożył, z czego adamo21 jest dumny.
    Nie trzeba odpowiadać jeśli to czymś grozi. Brum, brum, brum….pytania nie było?

  34. Tak, internet jest fajny… ale…

    W Polsce absolutnie nie mialam czasu aby „byc” w necie… takie moje przebywanie jak obecnie
    u Gospodarza byloby zupelnie niemozliwe… natomiast teraz tu we Francji… to jest zupelnie
    inna rzeczywistosc… to czesto jest juz matrix, po prostu… takie multi-kulti, ze sie nie da normalnie
    funkcjonowac… stad ta moja ucieczka w net… do Gospodarza.

    Tu nic nie mam… i miec nie chce… tu jestem tylko „chwilowo”! Teraz pomimo pracy, mam
    duzo czasu… bo w nic nie jestem zaangazowana. To co chcialam zobaczyc… to zobaczylam,
    duzo ludzi spotkalam, bardzo duzo rozmawialam… juz mam dosc poszerzania swoich
    horyzontow… wiec ciesze sie, ze jest internet… inaczej bym chyba oszalala!

  35. A ja mam poczucie winy że zaniedbuje zwłaszcza mamę, za dużo czasu spędzam przy komputerze. To jest takie złudzenie bliskości, że się jest obok. No fakt jest się blisko, ale myślami gdzie indziej.
    To była samokrytyka.

  36. Już późno jak dla mnie, dobranoc wszystkim.
    https://youtu.be/ckKzRzBhxyU

  37. Jacek Bartsiak jednak wydał książkę „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”.

  38. Znakomicie. Cieszymy się razem z nim. To jest wielka sztuka napisać i wydać książkę o czymś czego nie ma.

  39. Boże, jak ten czas leci. Używało się Gophera i IRCa, potem miałem Mosaicę. Łącza były tak wolne, że wyłączałem grafikę, aby się szybciej załadowało. W moim przypadku to już 24 lata.

  40. Boze, to ja w porownaniu do Ciebie albo Pana Marka… to dopiero raczkuje!

  41. Plik graficzny dowolnej mapy można wydrukować nawet w formacie A0 w dowolnym punkcie ksero+cad

  42. ààaaa…
    to nie duma a jedynie obserwacja na temat jak podaz reaguje na popyt
    dotyczy to np doswiadczen i textu gospodarza

  43. Fakt… ale, jesli ma Pani mame „pod reka”… to zawsze mozna zostawic
    komputer. A co ja mam powiedziec… mam mame tylko czasami przez Skype’a
    i jak ja widze, i jeszcze moge porozmawiac od czasu do czasu… bo ciagle
    ma rece pelne roboty… to z tego szczescia ciesze sie jakbym jajko zniosla!

    Prosze tak nie myslec nawet, ze zaniedbuje Pani mame… bo to nieprawda.

  44. Ja tam sie nie ciesze, Panie Gabrielu… bo i z czego. Mam nadzieje, ze tych wypocin nikt nie kupi… szkoda zeby mlodziez macila sobie w glowie czyms czego nie ma.

  45. @Krzysztof Janyst
    To prawda, ale…
    1. cena (proporcjonalna do jakości)
    2. … to coś opowiem.

    W latach ’70 XX w. wpadła mi w ręce t.zw. „Mapa Samochodowa Polski” wydrukowana na (!) tkaninie- nylonowej/poliamidowej. Była to reklama zakładów STILON-GORZÓW. Dziś wątpię, aby było to zrobione w PRL’u, raczej za kredyty, które ta firma w tamtych czasach zaciągnęła. Jakość druku nie była gorsza niż na mapie papierowej (obie to jak pamiętam 1mx1m), a była – mapa – łatwa w użyciu. Ba… nawet po upraniu, nic nie traciła na JAKOŚCI.
    Niestety w pożarze piwnicy straciłem.

  46. Pani Rozalio ,
    dziękuję za tak piękne dotknięcie tematu „Mama”.
    Tadeusz Różewicz napisał o swojej mamie ( i o sobie) dzieło pod tytułem ” Matka odchodzi”.Czy pani to zna? Moja Mama – Miłość Nieskończona , już od wielu lat w Zaświatach ale cały czas czuję Jej obecność szczególnie intensywnie kiedy „świat się wali na moją głowę”. Urodziła siedmioro dzieci. Zyje pięć córek i syn. A ja nie zadbałam o Nią jak powinnam.

  47. nawet jedno zaniedbanie powraca jak braknie tej osoby, to później tkwi w czlowieku jak niespełniony dobry uczynek, i bywa tym przysłowiowy drobiazg

  48. a kto pamięta Nokię 9000 – to był przelom: tel/fax/mail(chyba też)

  49. mieli na jana świetny asortyment 'stalinianów’ – to byly czasy, dzisiaj do analiz wspólczesności zapomina się, że aby diagnozować należy znać podstwy i zasady źródeł tj. lenin/stalin – idea niewiele się zmieniają a sprawowanie wladzy zasadza się zawsze na tych samych regułach

  50. Rozalia, weź mamę za rękę i odwróć wzrok od klawiatury, pomoże

  51. toż to większa część rynku tj.książki o czymś czego nie ma lub jest tylko pozorem; patrz: dziennikarstwo śledcze

  52. Ale poczynasz sobie całkiem, całkiem. Ja nigdy nie byłem zagramicznym korespondentem. 🙂

  53. … no i jaką właściwie miał on postać? Ja się słabo dość na tym znam ale kojarzę tylko domowe komputery ośmiobitowe i modemy telefoniczne. Ale żeby zaraz „net”? No chyba że wojsko, służby… 😉

  54. A dziekuje za uznanie… dla chcacego nie ma nic trudnego.
    Skoro juz sie tak zlozylo, ze tu jestem… to staram sie napisac…
    jak tu jest naprawde…

    … bez sciemy i falszu!

  55. Daj spokoj… nawet nie wspominaj… bo jak pomysle o Gargas i reszcie
    od Ssssakiewicza to pusty smiech mnie ogarnia!

    Bartosiak… kolejny szczur wyciagniety z kreciola… szkoda gadac.

  56. Te informacje o „Gazecie Narodowej i Obcej” to absolutna rewelacja 🙂
    Oczywiście dziś jest tak samo, tylko jeszcze bezczelniej.

  57. Tak,,, jest ich wiecej i w zwiazku z tym jeszcze bezczelniej… ale ludzie tez
    uodparniaja sie i nie czytaja tych glupot…

  58. Zastosowania akademickie – poczta elektroniczna, Usenet, listy mailingowe, ogłoszenia z pracą itp. A maszyny to były maszyny Unix’owe – żadne tam ośmiobitowce oparte na mikroprocesorach. Solidne, szybkie maszyny z dyskami itp. Jeżeli te wszystkie Atari i Commodore były mikrokomputerami, to ja pracowałem na minikomputerach i komputerach klasy mainframe. Inna klasa.

  59. I biznes. Nawet w Polsce za pierwszej komuny używano sieci. Np. PLO (Polskie Linie Oceaniczne) miały połączenia przez ocean z bazami kontenerowymi w Nowym Jorku. Używano maszyn ICL 2903 (pracowałem na takich) i System 4 (też kilka razy użytkowałem). A że służby też wtedy to nadzorowały to nie ma wątpliwości – ostatecznie informacje słane były przez sieć do kraju z kapitalistycznym reżimem.

  60. Mam do tej pory. I żeby nie było podejrzeń, że leży w szufladzie. Działa i czasami używam.

  61. O ile dobrze pamiętam, to było takie opowiadanie p.t. „Wszystko inaczej” Kisiela (?)

  62. ale te mikro też miały swój urok. Ja w 88 dorwałem się do klona AII z trzytomową dokumentacją. To była jazda – trochę – w stylu, że nie wiedział, że się nie da.
    Ehh…

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.