maj 082019
 

Tekst wrzucam dopiero teraz, bo od rana siedziałem u dentysty, wściekły jestem jak nie wiem co, bo jeszcze na dokładkę wodę wyłączyli i kawy nie można zrobić. Jeden z czytelników przysłał mi wczoraj zdjęcie felietonu Waldemara Łysiaka z tygodnika „Do rzeczy’. Felieton nosił dziwaczny tytuł „Oszczer” i był polemiką z tekstem innego felietonisty tego tygodnika – Jacka Komudy, który napisał tydzień wcześniej o tym, że król Bolesław Śmiały to gej i zoofil. Łysiak się oburzył i dla odmiany nazwał raz jeszcze św. Stanisława zdrajcą, powołał się przy tym na szereg autorytetów, w tym na Dariusza Baliszewskiego i Tadeusza Czackiego. Jakby tego było mało Łysiak cytuje jakąś korespondencję papieża Grzegorza VII z królem Bolesławem, w którym to ojciec święty pisze, że jego i króla łączy wiara w Chrystusa. Rozumiem, że Łysiak dotarł do nieznanych nikomu źródeł pisanych dotyczących relacji pomiędzy Rzymem a Krakowem w XI wieku, źródeł z epoki, tak przecież rzadkich, i teraz podzielił się z nami tą treścią? W dodatku uczynił to gratis, nawet nie musieliśmy się targować. Pisze nam także Łysiak, że w Pradze są jakieś kwity, w których czarno na białym stoi, że biskup Stanisław był na pensji króla Wratysława. Proszę Państwa, w zasadzie można by na te sprawy spuścić zasłonę milczenia, bo one są w istocie nie ważne. Chodzi bowiem tylko o to, by grzać koniunkturę w tematach, na których nikt się nie zna i robić przy tym jeszcze sztuczny tłok. Tymi się zajmują Komuda z Łysiakiem. Nie ma żadnych dokumentów z epoki, o czym na początku felietonu pisze sam Łysiak. Ciekaw jestem więc bardzo skąd Łysiak wyciągnął te swoje rewelacje. Jak mówię nie chodzi bynajmniej o to, żeby dociec prawdy. Bo gdyby obaj panowie chcieli tego właśnie, zajęliby się przetrząsaniem archiwów weneckich, a wcześniej zgromadzili na ten cel stosowny budżet. Oni jednak tego nie uczynią, albowiem zajęci są nieustannym nakręcaniem koniunktur na swoje książki. To jest bieda z nędzą. Widać ją gołym okiem, a jedynym sposobem jaki ludzie ci uważają za skutecznie podnoszący sprzedaż jest plasowanie się na pozycji niepokornego i niegrzecznego studenta olewusa – takiego enfant terrible. W zasadzie dziś każdy publicysta, może poza Grzegorzem Kucharczykiem, chce być ąfą teribl, bo mu się zdaje, że w ten sposób zwróci na siebie uwagę. To byłoby możliwe, gdyby oni wszyscy prezentowali się na scenie w jakichś układach choreograficznych, ale nie na łamach tygodnika, który kosztuje 7,90 za egzemplarz. I tak Komudzie zdaje się, że jak zrobi z króla zoofila, to wywoła tym sensację, a Łysiak z kolei uważa, że można otwarcie i bez żenady kłamać, a na koniec jeszcze przywoływać jakieś celtyckie sentencje. Jego tekst bowiem kończy się wspomnieniem ojca – Stanisława Łysiaka, który mówił synowi Waldemarowi, żeby szedł przez życie z celtycką dewizą „prawda przeciw światu”. Kłopot w tym, że Łysiak mija się z prawdą, w dodatku na wielu poziomach wśród których przywołanie Baliszewskiego i nazwanie go wybitnym historykiem, jest figielkiem najmniejszej wagi.

Powtórzę raz jeszcze – celem tych działań jest nakręcenie koniunktury na treści kłamliwe i obsceniczne. W tym bowiem upatrują autorzy publikujący na łamach „Do rzeczy” klucz do sukcesu i w ten sposób chcą kokietować czytelnika. Ten bowiem jest w ich oczach podekscytowanym bałwanem, który nie zrozumie niczego, jeśli do serwowanej mu gawędy nie będzie dołączone słowo „pedofil”, „zoofil”, „sodomita”, albo pokrewne. Wynika to wprost z nadużywania na tak zwanej prawicy pewnych formatów, z których wielu czytelników rzeczywiście nie umie się wyzwolić. Stwarzają oni złudzenie, któremu z kolei ulegają autorzy, że inni czytelnicy i inne jakości nie istnieją. To jest zjawisko zasmucające i w zasadzie nie do odwrócenia. Jeśli bowiem ktoś dostaje pieniądze za notoryczne publikowanie słowa „dupa” odmienianego przez wszystkie przypadki, ten się od tego nie uwolni, albowiem pieniądze, otrzymywany regularnie, są środkiem silnie uzależniającym. A skoro się nie uwolni, będzie musiał poszukać dla swojego niegodnego zachowania jakichś uzasadnień. No i właśnie to jest sensem istnienia Komudy i Łysiaka. Prócz uzasadnień musi się także pojawić specjalizacja. To znaczy jedni będą specjalistami od samej, pardon, dupy, inni wyspecjalizują się w gawędach o dupie Maryni, a ci najbardziej subtelni, jak Łysiak – w opowieściach o dupie Maryni i huzarach. Jeśli mamy do czynienia ze specjalizacją popartą uzasadnieniem, to wśród czytelników pojawi się nieuchronnie znawstwo. I tak będą, a pewnie już są, znawcy wczesnego, środkowego i późnego Łysiaka, a także wczesnego, środkowego i późnego Komudy. Problem jednak w tym, że ludzi tych będzie coraz mniej, a to z kolei oznacza, że przychody jakich spodziewają się autorzy nie będą zadowalające. Nieprawdą jest bowiem, że nie istnieje inny rynek i inni czytelnicy, niż ci, których opisałem wyżej. Oni istnieją, ale akurat nie kupują tygodnika „Do rzeczy”. Nie czynią tego, żeby nie zwomitować po przeczytaniu jednego, drugiego czy trzeciego tekstu kolejnego autora kreującego się na afą terribl. Bo nie kończy się przecież na Komudzie i Łysiaku, jest jeszcze przecież pisarz Koper, który w ostatnim numerze reklamuje swoją książkę pod tytułem „Żony i kochanki Sienkiewicza”. Proszę Państwa, szeroko otwarta jest brama do piekła pisarzy, a ono potrafi się zmaterializować już na ziemi. Będzie tak – po całkowitym i nieodwołalnym zdewastowaniu rynku przez wymienionych tu z nazwiska hochsztaplerów, po triumfie Mroza i Bondy, którzy sobie tylko znanymi sposobami załapali się do sfery tych autorów, którzy mogą w książce lokować produkt, albo region, za co wydawca i oni dostają gratyfikacje, ludzie tacy jak Koper i Komuda, skończą jako autorzy objeżdżający uzdrowiska i zabawiający nudzącą się tam publiczność. Ktoś powie, że to nie jest jeszcze najgorsze wyjście, że dlaczego nie, przecież tam też są czytelnicy….Oczywiście…że są, wszędzie są czytelnicy. Przypuszczam, że w piekle również są, ale czy o takich czytelników zabiega autor?

Nie mam dobrej pointy dla tego tekstu, bo bieda wyzierająca z każdej niemal strony tygodnika „Do rzeczy” jest paraliżująca. Zostawiam Was więc z tymi niewesołymi refleksjami i jadę walczyć o przywrócenie ciepłej wody w kranie. I zimnej także…

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  21 komentarzy do “Ąfą terribl czyli wielki powrót sprawy św. Stanisława”

  1. Łysiak jako znawca tematu św Stanisława zaistniał już chyba w latach osiemdziesiątych ,prawdopodobnie ,musiałbym sprawdzić, w zbiorze opowiadań pt: MW, tamta interpretacja  nie odbiega za bardzo od tej w „Do rzeczy” opisanej dzisiaj w blogu

  2. Przepraszam, a jaki to problem wynajac w Wenecji na dluzej apartament z osobnymi sypialniami albo dwa apartamenty blisko siebie, zeby spenetrowac interesujace archiwa? Jako wspolnika w przedsiewzieciu widze pania doktor Magdalene Ogorek, ktora jest jedyna osoba w Polsce mogaca wniknac praktycznie do kazdego pilnie strzezonego miejsca i to nie tylko ze wzgledu na szczupla sylwetke i atrakcyjna powierzchownosc, poniewaz raz zrobila to juz w Watykanie. Nastepnie Konstantynopol. W razie koniecznosci pani Ogorek moze sie przebierac za chlopca (poludniowcy, mnisi ortodoksyjni, muzulmanie miewaja rozne dziwactwa na punkcie plci), a w Wenecji mozna uzywac masek, zeby zmylic tropy. Przygody, jak z ksiazek Niziurskiego.
    A jaki to problem napisac na ten temat ksiazke lub scenariusz do filmu czesciowo lub calkowicie fikcyjny? I wtedy wszystkie Lysiaki wysiadaja…

  3. Warto zrobic sobie przystanek w drodze do Chorwacji nad jeziorem Ossiach, na jednym z tanich kempingow i obejrzec pieknie odnowiony klasztor zwiazany z legenda krola Boleslawa II. Rejon Karyntii, Marchii Friulijskiej i Werony, Akwilei jako gorzyste pogranicze byl na marginesie cesarstwa, ale wlasnie tutaj zbiegaja sie wazne watki historii z przelomu tysiacleci. Jest to teren slabo opisany, ale niezwykle istotny dla historii rejonow na wschod od St. Gallen chyba az po Kijow i Konstantynopol, bardzo wazny dla turystyki, zawierajacy polskie watki. Nic, tylko osiedlic sie tutaj na kilka miesiecy i pisac ksiazke na interesujace tematy, ktorych prawdziwosci nie da sie poki co zweryfikowac, w sposob wnerwiajacy wszystkich (Slowian, Germanow i Poludniowcow) i tak sie trzepie kase i zdobywa slawe. Znajac realia epoki jednak nie da sie obronic krola Boleslawa jako czlowieka grzeszacego jakakolwiek kultura, z czym bylo wowczas kiepsko rowniez na Zachodzie. O zywych kontaktach miedzy Krakowem i Rzymem w tamtym czasie moze mowic tylko ktos z perspektywy uczestnika wycieczki autokarowej, ktory w dodatku przespal przejazd przez Alpy w rejonie Tarvisio (polecam w zimie), wiec kontakty z Zachodem musialy odbywac sie przez posrednikow (np. przez Czechy), natomiast gotow jestem uwierzyc w dowolny wybryk i barbarzynstwo Boleslawa.

  4. Gdy Enfant terrible się zestarzeje – Monstre sacré

  5. sprawę St Stanisława wyjaśniał Koneczny . Stwierdził on ze był to spór dotyczący prawa spadkowego. W Polsce XÎ w panował system rodowy i jakiekolwiek darowizny na rzecz Kościoła po śmierci darczyńcy wracały do rodu . Biskup i Kościół chciał zmiany w strukturze własności rodu  własności indywidualnej i utrzymania darowizn, stad sprawa Piorowina.  To ze Król zachował się tak jak się zachował to inna sprawa, źródło konfliktu było prozaiczne zmiana stosunków własności i osłabienie struktury rodowej ,w Polsce nigdy nie było feudalizmu i struktur własności z nim związanej.

  6. Zanim wszystkie media światowe zamieszczą moje zdjęcie krokodyli, muszę wyjaśnić, ze każda fotografia jest kłamstwem z samej natury rzeczy. Piszą o tym uznani fotografowie, a niektórzy przyznają się wprost do manipulacji. W tym sensie dołączam do nich. Choć mam zdjęcia z farmy krokodyli (tak – hodowane są do restauracji), to są zbyt zwykłe, więc moje „święte krokodyle” pochodzą ze zdjęcia, które zrobiłem na warszawskim lotnisku.

    W mitologii egipskiej Sebek, Sebeq, Sobek, Sebak (w Grecji Suchos, Souchos) był bogiem-krokodylem i możemy go zobaczyć w postaci ludzkiej z głową krokodyla.

  7. Temat rzeka. Nic tylko ignorować takie periodyki.

  8. Skoro mowa o ąfą terribl i strasznych pisarzach – nowe „objawienie” polskiej literatury dla wszystkich Blanka Lipińska. Pisze pornosy i chwali się że zarobiła na jednej książce dużo ponad milion. Nie wierzę. Kto to czyta? To niemożliwe.

  9. Koneczny niczego nie wyjaśnia, to jest hipoteza bardzo naciągana

  10. jasne, ile browaru można kupić za 8 zeta, czy jak kto woli zamiast piwa może  być  podwójne espresso, ile można obgadać zdarzeń historycznych przy tak zastawionym stole,  ta ichnia gazeta w ogóle niepotrzebna, a tak z ciekawości, mam pytanie kto to kupuje, jeśli tam są drukowane bzdury ?? Czy ktoś wie jaki jest target „Do rzeczy”. ? Zapewne ludzie pozostający w podróży czyli bez wymagań.

  11. Kilka lat pod rząd była na targach książki historycznej, autorka pisząca o alkowach królewskich i książęcych i podpisywała te swoje książki. Jakości tych książek nie znam. Natomiast  po targach,  widziałam je w sieci Dedalusa, czyli sprzedaż szła kiepsko, przeceniono tak pewnie na 1/4 ceny albo niżej, bo książki Jasienicy w Dedalusie szły po 14 zł.

  12. Kiedyś poznałem człowieka, który czytał wyborczą od deski do deski przez 10 lat. Jak ktoś go uświadomił to zaczął czytać „Uważam Rze” od deski do felietonu Łysiaka. Gdy Uważam Rze przeszło hm transformację powiedział : Skoro Łysiak idzie do „Do rzeczy ” to to musi być OK. Takiego bożka z siebie Łysiak zrobił. No i znajomy zaczął czytać „Do rzeczy”. Także takie periodyki są do ludzi, którzy nie mają własnych poglądów tylko muszą je skądś czerpać. Nie potrafią sami skomentować rzeczywistości, dociekać prawdy. Czekają na gotową papkę. Jeżeli poruszymy z nimi banalny temat, a Gmyz z Warzechą go nie skomentowali to zostaniemy tylko podejrzliwie wysłuchani. Coś jak pożeracze tvn, ale pożeracze tvn to już wyższa szkoła jazdy. Nie ma co poruszać tematów, ciekawej dyskusji z tego nie będzie, lepiej tylko rozmawiać o pogodzie, wiem to po teściach. Na takich ludziach oni żerują pisząc książki, artykuły, nikt z czytelników ich nie sprawdzi, więc sobie robią ustawki, czy piszą bzdury. Zgroza

  13. A niemiecki brukowy Bild ma na skrzynkach sprzedaży fajne hasło, dokładnie idące w stronę Pani komentarza: „Bild Dir Deine Meinung”, czyli coś w rodzaju gry słów – „Bild/Ukształtuj swój własny pogląd” („bilden” to tworzyć, kształtować)

  14. … czyli targetem takich periodyków są ludzie pozostający niejako „w podróży”, bo jednak w całej swej masie, sytuują się  w peletonie „goniącym za rozumem” .

  15. tam pisze od czasu do czasu prof Kucharczyk – czy on tez pisze ahistoryczne bzdury?

  16. Często zatrudnia się rzetelną osobę, aby ich uwiarygadniała.

  17. Dokladnie…

    … szkoda,  ze  profesor Kucharczyk  „uwiarygadnia” nawet – od czasu do czasu – taki  NIC  NIEWARTY  SZMATLAWIEC  !!!… bedacy  li-tylko  ZEROWISKIEM  dla takich  zaklamancow jak rozne lisiewicze  !!!

  18. Czyli profesor Kucharczyk za pieniądze ich uwiarygadnia?To bardzo złe świadectwo dla Pana profesora Kucharczyka – zgadza się Pan? To kim wg Pana jest profesor Kucharczyk który za pieniądze ich uwiarygadnia?

  19. Musi Pan porozmawiać z moją teściową. Ona także potrafi drążyć temat z jednego punktu widzenia aż do porzygania się.

  20. za komuny zawsze był w socjalistycznych urzędach jeden naczelnik tzw bezpartyjny – żeby pracownicy nie mogli postawić zarzutu, że tylko partyjni są naczelnikami, czyli  awansują –  może podobne zastosowanie ma ta sprawdzona metoda, czyli  zaproszenie dla prof. Kucharczyka aby napisał do gazety. A obok niego podlansują się i ci co nie mają już nic do powiedzenia poza bełkotem.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.