sty 162023
 

Od trzydziestu ponad lat na mojej półce stała Historia filozofii starożytnej napisana ręką zmarłego już prof. Giovanniego Reale. Jakie to szczęście, że do niej nie zaglądałem i nie próbowałem jej czytać wcześniej, kiedy nie miałem jeszcze pięćdziesięciu lat. Pierwszy tom jest trochę zniszczony, bo kiedyś go otworzyłem i któreś z dzieci coś na niego wylało. Pozostałe jednak są jak spod igły. No i wczoraj inspirowany wpisami valsera zajrzałem do tego pierwszego tomu i przeczytałem wstęp. To co tam odkryłem jest dla mnie pewnym szokiem, być może dlatego, że nigdy nie obcowałem z taką lekturą. Nie zacznę od początku, ani nawet nie od końca. Tym razem zacznę od środka. Cały ten wstęp opiera się na starannie ukrytej, ale ujawniającej się co akapit albo dwa metaforze. Uprawianie filozofii, a Reale ma na myśli filozofię klasyczną, to oczyszczanie. To jest wyraźnie napisane – chodzi o to, by coś oczyścić i żeby to nabrało blasku. Nie wiem, jak Wam, ale mnie ta ilustracja kojarzy się ze złotem i jego poszukiwaniami. Prof. Reale był za sprytny, żeby taką chamską metaforę władować wprost do swojego wstępu, ale intuicja mi podpowiada, że to właśnie miał na myśli – szlachetny metal, albo klejnot. Ukrył ją dobry profesor i co jakiś czas puszcza do nas oko pisząc o tym oczyszczaniu.

Pojęciem, które podkreśla walor filozofii jest właśnie owo klasyczne ujęcie. Jak je rozumieć? Ja do końca nie wiem, ale pewną wskazówką jest to co pisze sam autor – filozofia klasyczna myśli o całości. Tak pisze Giovanni Reale – całość. Nie precyzuje o co chodzi, ale domyślamy się, że o całość bytu. I to jest wyznacznikiem „klasycyzmu”. Kolejnym jest metoda, ta zaś musi być czystą spekulacją, bez żadnych naleciałości, z których trzeba ją koniecznie oczyścić, o czym była już mowa. Tę czystą spekulację profesor przypisuje wyłącznie geniuszowi Greków, którzy wypracowali ją sami bez niczyjej pomocy. Co prawda dawno temu toczyła się zażarta dyskusja o tym, czy czasem filozofia nie jest inspirowana wierzeniami i obrzędami wschodnimi, ale pogląd taki został odrzucony i wyśmiany. I dziś nikt poważny – tak pisze Reale – do niego nie wraca. On sam rozbraja tę bombę w prosty sposób, cytuje niejakiego Gladischa, który wprost wskazał, z którego kraju na wschodzie wywodzi się która szkoła greckiej filozofii. I tak Pitagorejczycy obrabiali myśl chińską, a Heraklit perską, do innych też są przypisane osobne kultury wschodu. Histeria ta była bardzo popularna w Niemczech, została uznana za wulgarną i odstawiona na bok. Tak więc klasyczne formuły filozofii triumfują. Jej podstawową zaś misją jest demitologizacja, to zaś wiąże się ze wspomnianym już oczyszczaniem. Za pojęciem demitologizacji umieszcza Giovanni Reale inną jakość – mianowicie rozwój. I tu się zatrzymajmy, bo jak słyszę – rozwój – to mi się coś dzieje w głowie. Mamy więc rozwój filozofii, który możemy, a nawet musimy rozumieć, jako rozwój metod spekulatywnych. To zaś oznacza odrzucanie języka metafor, kalamburów i aforyzmów, w tym także opisanej już metafory oczyszczania. Tak sądzę. Skupmy się jednak na rozwoju. Jeśli filozofia służy demitologizacji i się rozwija, to rozumiemy, że zmierza do jakiegoś sukcesu, którym jest ostateczne uporządkowanie świata według jakiejś zasady. Czy ten sukces nastąpił? Oczywiście, że nie, albowiem finałem całej klasycznej kultury, w tym filozofii, było ubóstwienie władców Rzymu, czyli triumf mitologii, której bogowie – decyzją senatu – zstąpili na ziemię. Czy wobec tego filozofia rzeczywiście służyła demitologizacji i przechodziła przez jakieś stadia rozwoju? Mam wątpliwości, a pogłębiają się one w chwilach kiedy widzę, że prof. Reale by uwiarygodnić swój przekaz powołuje się na Szekspira Paula Valery, czyli porzuca spekulacje i sięga po opinię autorytetów, którzy dla prawdziwego filozofa powinni być jak paproch. I to jest doprawdy niezwykłe. Widocznie jednak w każdej fazie rozwoju filozofii musi ona przejść przez etap kokieterii, żeby w ogóle zyskać słuchaczy.

Jak należy rozumieć wyraz całość? Reale pisze, że chodzi o całość bytu. Ja jednak sądzę, że chodzi o całość dystrybucji myśli filozoficznej czyli o miejsce na agorze. Można tę agorę rozumieć dosłownie, a można ją rozumieć metaforycznie jako cały świat grecki, w którym elity, w opozycji do mas, doskonalą spekulatywną metodę rozumowania. Czy taka agora istniała? No nie wiem. Czy, na przykład, ktoś może wskazać jakiegoś filozofa związanego ze Spartą i jej sojusznikami? Bo trudno przypuszczać i sugerować nawet, że Sparta to jest jakiś osobny, poza helleński kosmos. To właśnie Sparta jest jądrem Hellady, choć Reale i jemu podobni niejako automatycznie i bardzo dyskretnie kwestię Sparty omijają. My zaś przywykliśmy myśleć, że kultura i cywilizacja grecka to demokratyczne Ateny, gdzie żyli Sokrates i Platon.

Myśl i metoda, żeby oddziaływać i tworzyć tradycję oraz szkoły, musi być kolportowana. Najlepiej w mieście, które prowadzi grę polityczną, albowiem – i tego nikt nie ukrywa – filozofowie wychowują polityków. Czy ktoś zna może jakąś książkę, w której opisany jest ten schemat współpracy – ewolucja układu – mędrzec, wskazujący skuteczną metodę, nauczający dziedzicznego lub wybranego w wyborach władcę. Jak to przebiegało? Bo skoro metoda spekulatywna się rozwijała to idąca z nią w parze i nierozłączna metoda polityczna także. Tak mi podpowiada czysto spekulatywna część mojego mózgu. Czy to jest gdzieś opisane? Może być w formie aforyzmów, ja się nie obrażę.

Zanim w Atenach nastała demokracja rządzili tam tyrani. Nie było agory w sensie takim jak za Sokratesa (czy była?) kolportaż więc metody czysto spekulatywnej, która w dodatku się rozwija (copywright Giovanni Reale) nie odbywał się publicznie, ale zupełnie inaczej. Jak? Myślę, że poprzez doradztwo bezpośrednie, a to znaczy tajne. Czy filozofia była głównym elementem tego doradztwa? Przypuszczam, że nie. Stała się nim dopiero kiedy nastała demokracja. To zaś prowadzi mnie wprost do myśli, że mogła być ona, choć nie musiała, zabiegiem marketingowym służącym do zwiększenia popytu na rynku szkół i mędrców szukających uczniów. Mówimy o świecie bez książek, bez mediów, gdzie życie publiczne rozkwita i jest prowadzone na kilku poziomach. Prof. Reale usunął je z naszego spektrum widzenia, żeby oczyścić filozofię i żeby zajaśniała ona pełnym blaskiem. Tak to rozumiem.

Wróćmy jednak do kolportażu. Chodzi o to – w formule najprostszej – gdzie mówiono o problemach filozoficznych przez otwarciem agory w Atenach i kto tego słuchał? A jeśli wskażemy tego kogoś, zapytajmy jeszcze czy słuchał jeszcze kogoś lub czegoś?

I tak doszliśmy do pierwszego filozofa przyrody czyli Talesa. Przed nim nie było czystej spekulacji, ale mitologia i mitomania. Gdzie ten Tales się pojawia i kim on w ogóle jest? Herodot pisze, że był z pochodzenia Fenicjaninem. Reale jednak – kiedy to czytałem wyobrażałem sobie, ze dzielny profesor macha gwałtownie rękami wokół głowy – zaprzecza. Diogenes Leartios nie potwierdza bowiem tej informacji. I w ogóle nikt poza Herodotem jej nie potwierdza. I tu w rozumowaniu prof. Reale pojawia się coś, co mnie zwaliło z nóg. Oto wiarygodność źródeł oceniana jest w kategoriach ilościowych. Nawet jeśli czysto spekulatywna metoda rozumowania wskazuje, że jedna informacja pokazująca jakiś kierunek porządkuje całość znacznie lepiej niż tysiąc informacji zaprzeczających temu kierunkowi myślenia. No, ale to nie ma znaczenia, albowiem przyjęcie spekulatywnej metody w tym akurat wypadku, rozwala całą narrację o klasycznej formule filozofii i wskazuje na Talesa, jako przedstawiciela fenickich banków, który musi coś zrobić w momencie kiedy sytuacja polityczna w Azji Mniejszej gwałtownie się zmienia, albowiem na scenę wkroczył Cyrus. Czy ja dobrze zrozumiałem, że klasyczna Grecja, w rozumieniu politycznym, która – na co wskazałem – rozwija się równolegle do klasycznej spekulatywnej filozofii, zaczyna się w momencie kiedy Cyrus stawia ultimatum Krezusowi, królowi Lidii? Nie chce być inaczej. To wtedy pojawia się Tales, który – jak można wnosić z nielicznych wzmianek na jego temat – towarzyszy królowi Lidii. Czy ktoś lub coś, oprócz Talesa i jego mądrości, przemielonej w hellenizmie przez mitologiczną i mitomańską maszynkę do mięsa, pomaga Krezusowi w podejmowaniu decyzji? Tak, jest to Pytia. Mamy więc miejsce, które jest ośrodkiem Hellady przed, w czasie i po epoce klasycznej. Są to Delfy, przeciwko którym występuje filozofia ze swoją czysto spekulatywną, demitologizującą rzeczywistość metodą. Czy możemy uznać, że pomiędzy filozofami a kapłanami Apollina z Delf toczyła się jakaś rywalizacja? Na potrzeby tego tekstu chyba tak. Kto w takim razie wygrał? Delfy, bo przetrwały dłużej, do czasu, aż Galowie ograbili je ze złota, a skarb ukryli pod Tuluzą. Ktoś powie, że filozofia trwa do tej pory. No, ale czy w ujęciu klasycznym? Bo ja mam wątpliwości.

Pytia nie mówi jasno i domaga się, by człowiek sam podejmował decyzje. Filozof zaś bierze na siebie część odpowiedzialności. No, ale też w pewien sposób ogranicza samodzielność władcy. Jeśli więc mamy taką sytuację nie możemy wykluczyć, że niektórzy z filozofów ograniczali możliwości decyzyjne polityków na zlecenie. Czy tak było z Talesem? Tego nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Chcę tylko wskazać, że czysto spekulatywna metoda przydaje się także przy analizie dziejów, a do tworzenia atrakcyjnych narracji jest wręcz niezbędna. I to w pewien sposób ratuje filozofię.

Brnijmy do pointy. Jeśli epoka nazywana klasyczną rozpoczęła się w momencie kiedy miasta jońskie zostały najpierw podbite przez Lidię, a potem przez Persów, którzy weszli w serię gwałtownych interakcji z Grekami, jeśli z całego spekulatywnego nurtu kultury, który opanował dwory, agory i tajne związki wyłączono Peloponez i jego tradycję, to znaczy, że doszło do jakiejś serii porozumień, których istoty za pomocą spekulatywne myśli dociec nie potrafimy. Potrzebne są jakieś źródła, których nie ma. A skoro nie ma można zająć się oczyszczaniem metody rozumowania, czyli odrzucania wpływów wschodu. No, ale one są na kartach dziejów i nie chcą zniknąć. Dlatego trzeba oddzielić historię od filozofii, a także od sztuki i dramatu, a do każdej tej dziedziny dokręcić nową tradycję posługującą się metodami czysto spekulatywnymi. Bo skoro nie ma źródeł i archeologia nie daje nam żadnych odpowiedzi…?

No, ale jest jeszcze ekonomia i polityka, które aż się proszą, by zastosować na polu przez nie zajmowanym owe spekulacje tak istotne dla poznania całości bytu. Dlaczego się tego nie czyni? Dlaczego zamiast rozwinąć narrację wychodzącą z punktu wskazanego przez Herodota – Tales był z pochodzenia Fenicjaninem – mówimy – to na pewno nieprawda, z ducha był Grekiem. Co to znaczy z ducha? I jak rozumieć tego ducha, kiedy cała Jonia jest zajęta przez Lidyjczyków, Krezus zaś jest największym potentatem w całym świecie śródziemnomorskim, albowiem trzyma łapę na aluwiach z których wypływa złoty piasek. Czy to nie interesuje Fenicjan? I innych bankierów?

Jutro wrócę do Anaksagorasa, bo Reale cytując szyderczo tego całego Gladischa, napisał, że uważał on iż Anaksagoras oparł swoje spekulacje na mistyce żydowskiej.

  5 komentarzy do “Agora i metafora, albo co to jest epoka klasyczna”

  1. Dzień dobry. Ładnie Pan to podsumował, trafia to do mnie, pewnie też do innych i to właśnie jest clou tematu. Trzeba było trafić do ludzi, znaczy Greków, którzy wtedy jeszcze mogli sprawić Cyrusowi czy Krezusowi nielichy ambaras. Jako mało jeszcze ucywilizowana morska bandyterka kontrolująca ważny przesmyk między Persami z Iranu a Scytami znad Morza Czarnego, wtedy jeszcze pewnie mówiącymi tym samym językiem byli pewnie jedyną nadzieją Fenicjan na zachowanie status quo. Ci zaś byli już wtedy zsemityzowani, jak mówi nauka akademicka, więc z indoeropejczykami słabo się rozumieli. Były oczywiście te Delfy, które prostym Grekom wyjaśniały co mają myśleć, a to mogło być nie pomyśli wielkich graczy. A że i jedni i drudzy mieli skitrane różne ukradzione w różnych miejscach książki, to mogli pozapraszać do tych swoich ówczesnych oksfordów różnych greckich ambicjonerów, których przekonali że trzeba kochać mądrość, która wtedy znaczyła – słuchać czego sobie życzy na przykład Cyrus, bo można marnie skończyć. W tym świetle Sokrates był nie tyle Owsiakiem starożytności, co Urbanem…

  2. Sokrates sprzeciwiał się utartemu przekonaniu, że cnota jest rzeczą wrodzoną, twierdził, że można się jej nauczyć. Pokazywał jak to zrobić, jak rozpoznać dobro na drodze rozumowej. Nie twierdził też, że ma monopol na to rozpoznanie. Jak to ma się do Urbana?

  3. Trochę doczytałam, wychodzi na to, że rozgrywała się walka o rząd  dusz między poetami, tragikami a filozofami. Wszyscy sofiści, nie byli Ateńczykami. Ateny w czasach klasycznych były otwarte na obcych. Sparta sofistów przegoniła. Wszyscy uczniowie Sokratesa zdradzili Ateny na rzecz Sparty.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.