paź 192022
 

Tak, jak zapowiedziałem wczoraj, w ciągu dwóch tygodni będzie w sprzedaży książka „Anglik tatarskiego chana”, którą napisał Gabriel Ronay, brytyjski uczony pochodzenia węgierskiego. Publikacja ta będzie dla wielu ludzi wstrząsem. Napiszę najpierw dla których osób konkretnie. Otóż dla tych, którzy sprawami tu poruszanymi interesują się naprawdę, czyli chcą zbudować sobie pewną wizję stosunków politycznych, handlowych i społecznych w czasach kiedy armia mongolska pojawiła się w Europie. Jeśli ktoś interesuje się historią, dlatego, że lubi prezentować swoje poglądy w czasie wspólnych biesiad przy stole i kłócić się ze szwagrem o to, czy demokracja jest dla Polski lepsza, czy może jednak zamordyzm pasuje nam bardziej, niech nie sięga po tę publikację. Jest tam zbyt wiele szokujących dla niego szczegółów, a poza tym dotyczy ona czasów tak dawnych, że w żaden sposób nie można się na tych treściach lansować. Przez to także umożliwia nam ten tekst spokojną dyskusję,  wymianę poglądów i pozwala cieszyć się tworzonymi tutaj koncepcjami. Te zaś, o czym wszyscy mam nadzieję, są przekonani, wymykają się tłamszącym wolność słowa narracjom głównego nurtu, zastępującym dziś cenzurę. Stać nas na to, by poważnie rozmawiać o dawnych czasach, a na dodatek potrafimy mówić o tym wskazując na analogie współczesne i odkrywamy sami, z niejakim zdumieniem, że nie są to analogie płytkie. Nie uprawiamy komunikacji na poziomie – czy z ruskim czy z Niemcem – jak czynią to wiodący prym w dyskusjach publicystycznych autorzy. I choć tak postawione kwestie mocno się ostatnio zdezaktualizowały, nikt jakoś się przez ich podnoszenie nie skompromitował. Bywa, że obecni tu autorzy i komentatorzy wzbudzają zdziwienie, bo nie nadają i nie odbierają komunikatów w rejestrach opisanych wyżej. I to jest w opinii wielu osób o naturze bardzo prymitywnej, degradujące. W ocenie naszej, jest dokładnie odwrotnie. Podobne sytuacje pamiętamy z młodości, jeśli ktoś interesował się nieco inną muzyką niż reszta musiał się z tego tłumaczyć w grupie rówieśniczej. My dziś nie musimy robić takich rzeczy, albowiem mamy ten komfort, że możemy kupić prawa autorskie do książki i wydać ją po polsku, a także wprowadzić na rynek. I nikomu nic do tego.

Opowiem teraz o kilku zaskakujących momentach, które znajdują się w pracy Gabriela Ronaya, ale tak, by za bardzo nie spojlerować.

Pojawia się na kartach tej książki pojęcie, które mnie zaskoczyło – nordycka cywilizacja Kijowa. To jest niby oczywiste, ale jednocześnie człowiek doznaje olśnienia, kiedy ktoś po prostu wskaże na dominujący czynnik ekonomiczny i powiązania gospodarcze na danym obszarze. Przed najazdem mongolskim Kijów był miastem nordyckim. Pojawienie się Mongołów na Rusi, wywołało potężne turbulencje na rynkach Skandynawii, konkretnie na rynku rybnym, które wywołały skutki aż w Anglii. I można się w tym momencie śmiać, ale na to wskazuje Ronay i powołuje się na teksty źródłowe. Mongolski atak zablokował handel rybą przywożoną z Morza Północnego do Kijowa i wiezioną dalej do Bizancjum. Po zniszczeniu miasta, w zasadzie zrównaniu go z ziemią powstało tam nieduże osiedle i faktoria. Oczywiście domyślacie się przez kogo prowadzona – przez Wenecjan.

Sprawy, które uwypukliłem w II tomie Kredytu i wojny czyli wpływy islamu sięgające daleko na północ, wpływy ekonomiczne, ale tak silne, że możliwość konwersji całych królestw na islam była poważnie brana pod uwagę, także są obecne w książce Ronaya. Nie powiem Wam kogo wskazał on – po prostu palcem – jako Anglika tatarskiego chana, bo postać ta występuje także na kartach mojej książki, choć pisząc ją nie znałem jeszcze tekstu Ronaya. Jest to figura na tyle wyrazista i obecna w źródłach, że nie sposób nie zwrócić na nią uwagi. Ronay odwiedził wiele bibliotek i archiwów, zanim wskazał na tego człowieka, a jego wskazanie jest bardzo przekonujące.

Obecność katarskich heretyków na terenach objętych inwazją to jest sprawa oczywista.

Perspektywa jaką buduje Ronay, wskazując ważne według niego dokumenty z epoki jest wstrząsająca. Nie tylko dlatego, o czym wspomniałem w pogadance – że Mongołowie zajmowali się eksterminacją całych branż, które były im zbędne, a także przesiedlaniem na wschód fachowców z innych obszarów gospodarki, które uznawali za cenne. W książce obnażony został mechanizm sterowania inwazją. Obsługują go Wenecjanie, w ścisłym porozumieniu z cesarzem Fryderykiem i książętami Austrii. Mechanizm ten, jakże czytelny i łatwy w obsłudze był stosowany w Europie środkowej wielokrotnie w czasach późniejszych. Tylko jej biednym i ogłupiałym mieszkańcom wydawało się i wydaje do dzisiaj, że bronią przed barbarią, jakichś wspólnych, europejskich wartości. Zachód, żeby załatwiać swoje sprawy potrzebuje wschodu i odda mu w zamian za propsperity, nie wyszukaną wcale, wszystkie kraje leżące pomiędzy granicą Niemiec, a granicą Wielkiego Stepu. I to było jasne już w XIII wieku. Cesarz Fryderyk II, koneser kultury islamskiej, jest najbardziej oczywistym beneficjentem najazdu mongolskiego, podobnie jak Wenecja. Cały czas na kartach tej książki wspominana jest perfekcyjna i sprawna machina wojnenno-komunikacyjną Mongołów. Ronay pisze o ludziach-strzałach, przenoszących wiadomość w rekordowo krótkim czasie z jednego krańca imperium na drugi. Tylko wiadomość o śmierci Ugedeja gdzieś się po drodze zawieruszyła, nie dotarła na czas i atak na Europę Środkową, na Węgry i Polskę nie został zatrzymany. Batu otrzymał tę wieść dopiero kiedy tiumenie znalazły się w granicach Austrii i Niemiec. Stamtąd cofnęły się na Ruś.

Czym, wyjaśnijmy teraz, różni się, wobec tylu analogii, nasza sytuacja od sytuacji mieszkańców Mittel Europy w XIII wieku? My nie mamy Wenecjan, którzy po kryzysie w państwie Czyngis Chana, zapewne wywołanym przez siebie samych, odbudowali Węgry i Polskę tworząc nowe połączenia ekonomiczne i nowe rynki, oparte na połączeniach z Południem, Z czasem zaś dojrzeli do koncepcji stworzenia obszaru, który byłby choć w części tak wygodny  w obsłudze, ale też bardziej stabilny niż tereny opanowane przez Mongołów, na których robili interesy. Tym obszarem była Rzeczpospolita polsko-litewska.

Jeśli dziś Rosja, która zastąpiła Mongołów spustoszyłaby Ukrainę i Polskę, nie byłoby siły, mogącej podnieść nas z nędzy. Na pewno nie zrobiliby tego Niemcy. Taka sytuacja już była przecież ćwiczona – po II wojnie światowej. Wschodnie imperium podporządkowało sobie środek Europy i zdewastowało go ze szczętem. Tyle tylko, że zbrodni dokonywano w wymiarze indywidualnym, a nie masowym, jak w XIII wieku. Może dlatego, że masowymi mordami, dla odmiany, zajęli się wcześniej cesarscy, czy Niemcy. Ochocza dążący do sojuszu, ze wszystkimi despotiami, jakie tworzy Azja.

Zamiarem Mongołów było dotarcie do Atlantyku i zbudowanie wielkiego Euroazjatyckiego imperium. Takie same plany mieli Putin i Merklowa. Tyle, że w XIII wieku to nie Mongołowie sterowali swoim państwem, czego dowiodły wypadki. Później bywało różnie. Bitwa warszawska była bitwą prawdziwą, a orda została zatrzymana naprawdę, a nie przez to, że ktoś otruł wodza, a następnie zapomniał o tym poinformować generałów operujących w polu, wiele tysięcy mil od stolicy. Jak będzie teraz? Sytuacja jest o tyle różna, od opisywanej przez Ronaya, że kandydaci na Wenecjan XXI wieku, czyli Brytyjczycy, deklarują się po tej samej stronie, co kraje Europy Środkowej, przeznaczone na zagładę przez Niemców i Rosjan. To zaś oddala nas od prostych analogii i prowadzi ku wątkom zupełnie fantastycznym – co stałoby się gdyby nordycka cywilizacja Kijowa zatrzymała najazd mongolski? Zastanówmy się nad tym chwilę.

Ja zaś przypomnę wczorajszą pogadankę

 

https://prawygornyrog.pl/tv/2022/10/anglik-tatarskiego-chana-pogadanka-gabriel-maciejewski/?fbclid=IwAR1cZ3RGc5ZiXv_I_vnAXPKjM2fYFYgsHZk4051AJX9N7-XrhzIj-w8S8mY

  3 komentarze do “Anglik tatarskiego chana – konteksty współczesne”

  1. Dzień dobry. Ja sam sobie zadawałem to pytanie, ale przestałem po wspólnych manewrach wojskowych białorusko-brytyjskich. Myślę, że Korona nie jest kandydatem na Wenecję XXI wieku, ale po prostu ją zastąpiła pod koniec XVIII wprowadzając swoje porządki, dość niefartowne dla nas, no ale jakoś to zboże z Kanady musieli sprzedawać i jeszcze na tym zarobić. My w Polsce się zawsze oburzamy, kiedy ktoś poddaje w wątpliwość naszą suwerenność, ale przecież w sumie zawsze byliśmy klientem jakiegoś mecenasa, już to Papieża, już to Wenecjan. I pewnie nie byłoby już dawno tej jakiejś Polski, czy też państwa Piastów, gdyby mecenasi owi nie widzieli dla nas jakiejś roli w swoich planach. Że nas czasem jakiś walec przejechał, jak w XIII wieku – cóż, bywa, przeżyliśmy, szkoda, że tak mało wniosków wyciągnęliśmy. I dziś jest podobnie. Korona będzie miała dla nas różne zadania i to może być szansa na przetrwanie. Alternatywą jest bowiem duch Hohenstaufów, a to dla nas nie zostawia wiele nadziei. Pamiętajmy tylko, że oba te narody wywodzą się z tradycji nordyckiej, opartej na motywowanym biedą i głodem rabunku. Dlatego trzeba być dobrym negocjatorem i to jest nasz jakiś powód do zmartwień na dziś…

  2. Tak właśnie, polityczna tradycja Staufów to coś dla nas absolutnie najgorszego.

  3. Niecierpliwie czekam na to wydanie. Kiedy pracowałem w syryjskiej fabryce w Aleppo przed wojną przyjeżdżało wielu Chińczyków by poznać produkcję szenilu. Po zbombardowaniu fabryk zalew chińskich kopii tych materiałów nie podniósł już produkcji syryjskich do ich świetności. Tak rzadko mamy świadomość, że z pozoru nic nie znaczące fakty są ważniejsze od tych medialnych wizji gadających głów. Brawo! Życzę kolejnych dodruków.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.