Tak, jak zapowiadałem, trochę dla relaksu, a trochę z tego powodu, że mamy dużo znakomitych książek w magazynie, których treść należałoby zareklamować, będę tu umieszczał ich fragmenty. Czynię to również z innego powodu, chciałbym uświadomić tym, którzy już dokonali ich zakupu, że zrobili naprawdę dobrze, bo książki są świetne, a kiedy nasz nakład się wyczerpie, nikt ich w Polsce nie wznowi. Staną się białymi krukami, których cena będzie stale rosła. Tak więc zaczynamy od mojej ulubionej pozycji, którą wydaliśmy w zeszłym roku, a przez dynamikę wydarzeń bieżących nigdy jej należycie nie promowaliśmy. Zwróćcie uwagę ile wątków znanych nam z Kredytu i wojny łączy się w tym rozdziane. Jest nawe Iwo z Narbonny, heretyk, który schronił się – przed papieżem w Wiener Neustadt. Przed papieżem w Wiener Neustadt!!!! No i oczywiście jest Anglik, którego usiłujemy rozpoznać brnąc przez opisy zawarte w kronice Mateusza Parisa.
Anglik tatarskiego chana. Pełne zeznanie
Rok pański 1241 nie był dobrym rokiem dla Europy. Świat zachodniochrześcijański był podzielony, królowie Anglii i Francji zajęci byli swoimi nieskończonymi waśniami, a Papież Grzegorz i Święty Cesarz Rzymski Fryderyk II toczyli ze sobą krwawą i niechlubną wojnę, by za pomocą miecza zdecydować o „władzy duchowej” na naszym kontynencie.
Chrześcijaństwo, zmęczone krucjatami, nie mogło już zatrzymać ekspansji islamu w Ziemi Świętej. Nie bez znaczenia był też fakt, że trwała krucjata przeciwko własnym heretykom, takim jak Albigensi i Waldensi, toteż chrześcijaństwo zachodnie wolało nie konfrontować się z Arabami, wciąż przepełnionymi żarliwym zapałem do walki za wiarę.
Jak pisał każdy szanujący się kronikarz tamtego czasu, wszystko sugerowało, że rok będzie okropny. Zaćmienie słońca uznano za omen przepowiadający niezliczone katastrofy, a kilku wykształconych mnichów stwierdziło, że jego krwawoczerwony kolor był niebiańskim znakiem tego, że świat chrześcijański zatopi się w morzu krwi, nim rok dobiegnie końca.
Niektórzy obawiali się, że będzie znacznie gorzej. Duchowny Tomasz ze Splitu, pisząc w swoim ojczystym porcie nad Adriatykiem, obrazowo przedstawił strach, który ogarnął ówczesnych Europejczyków.
Zdarzyło się niezwykle zdumiewające i przerażające zaćmienie słońca; dzień pomroczniał, powietrze wypełniło się ciemnością, a gwiazdy na niebie wyglądały, jak gdyby była noc, a na zachód od słońca rozpromieniła się inna, większa gwiazda. Wszystkich objęło tak silne przerażenie, że ludzie zaczęli biegać dookoła bez celu, jak gdyby w demencji, myśląc, że oto nastąpił koniec świata.
Mimo tego, że widziano je w całej Europie, mówi się, że w Azji i Afryce nie wystąpiło. W tym samym roku na północy pojawiła się kometa, która wydawała się zwisać przez kilka dni nad samym Królestwem Węgier; i wzięto ją za omen wielkich i niesamowitych wydarzeń.
Wydarzenia przepowiedziane przez te i inne znaki z niebios wkrótce przekroczyły najgorsze oczekiwania i wryły się głęboko w zbiorową pamięć Europy. Trzeba przyznać, że kronikarzom nie było trudno przepowiadać wielkie katastrofy w 1241, słuchali oni bowiem opowieści naocznych świadków o tym, że wschodnia połowa kontynentu leżała w ruinie, a jej mieszkańcy zostali wyrżnięci w pień lub zniewoleni przez przerażających jeźdźców pochodzących z Azji.
Mateusz Paris, dobrze poinformowany mnich z St Albans, już w poprzednim roku zapisał w swoich kronikach, że „wstrętny lud Szatana, nieskończone zastępy Tatarów wyruszyły ze swojego otoczonego górami domostwa i przebijając twarde skały [Kaukazu] rozlały się dalej jak diabły z czeluści piekielnych albo z Tartaru, słusznie więc nazywa się ich Tartari albo Tartarianami. Jak chmara szarańczy na obliczu świata przynieśli straszliwą ruinę Wschodnim Krańcom [Europy] pustosząc je ogniem i mieczem’.
W tym samym czasie książęta i królowie Europejscy udawali zaskoczenie i, w swojej ignorancji, woleli zrównywać zagrożenie imperium Czyngis Chana, które w tamtym momencie rozciągało się od Morza Chińskiego po Dniestr, z tymczasowymi wypadami band koczowniczych jeźdźców, z którymi doskonale radzili sobie uzbrojeni rycerze europejscy.
Liczono także, że nasyceni obfitymi łupami z ziemi książąt ruskich Tatarzy lub, jak powinniśmy ich poprawnie nazywać, Mongołowie, niepokojeni przez nikogo powróciliby, skąd przyszli.
W międzyczasie „zagrożenie tatarskie” jak wszystkie zagrożenia śmiertelnie niebezpiecznie wobec samego istnienia Europy wykorzystywane było przez wojujących na kontynencie władców do spełniania ich błahych ambicji.
Strona papieża Grzegorza zaczęła rozpuszczać plotki, jakoby Święty Cesarz Rzymski Fryderyk, „ten słynny przyjaciel i sojusznik Arabów, Żydów i heretyków” miał wezwać Tatarów i że „zagrożenie tatarskie” było niczym innym jak tylko podstępną strategią służącą do tego, by „zjednoczyć świat chrześcijański przeciwko Papieżowi”.
Inni woleli kontynuować dalej swoje pomniejsze zatargi i lokalne wojny, widząc w tatarskich zniszczeniach nawet swoistą okazję. Gdy do króla Anglii Henryka III przybyła delegacja złożona z Ismaelitów i Chrześcijan Rytu Wschodniego w poszukiwaniu pomocy przeciwko Tatarom, Piotr, Biskup Winchester, przestrzegał króla przed jej udzieleniem: „Pozwólmy tym psom pozagryzać się nawzajem, aż się całkowicie wyplenią; wtedy, na ruinach, zbudujemy uniwersalny Kościół Katolicki i nastaną czasy jednego pasterza i jednego stada”.
Jednak wiosną tego fatalnego roku, kiedy okazało się, że Mongołowie są już w samym centrum Europy i mordują miliony wiernych katolickich – a nie wschodnich „psów” – na Węgrzech, w Czechach, na Śląsku i w Polsce, niektórzy zachodni władcy zaczęli dostrzegać ogromne rozmiary siły zagrażającej kontynentowi.
Kilku zrozumiało nawet, że jeśli nie udałoby się zjednoczyć świata chrześcijańskiego przeciwko Mongołom. to oni z ich krucjatami, wojenkami i niekończącym się sporem między Papieżem a Świętym Cesarzem Rzymskim wkrótce zostaliby zatopieni w morzu krwi przelanej przez azjatyckich najeźdźców.
Landgraf Turyngii wystosował następujące wezwanie do broni do księcia Boulogne i jego angielskich wasali:
Słuchajcie, wszystkie ludy Chrześcijaństwa, które wyznajecie krzyż naszego Pana, i jęczycie w worach pokutnych, w poście i łzach i żałobie; niech wasze łzy płyną strumieniami. Bo oto nadszedł dzień pański, ten wielki i gorzki dzień. Niesłychane prześladowanie Krzyża Chrystusowego przyszło z północy i zza morza, a ja, z niespokojnym umysłem i rozdartym sercem, ze strachliwym spojrzeniem i jękiem ducha, co jakiś czas oddychając głęboko, zamierzam opowiedzieć wam te historie najlepiej, jak mogę. Niepoliczalne ludy, ziejące nienawiścią do bliźniego i pełne niespotykanej nieprawości, krocząc po Ziemi z pogardą, spustoszyły cały świat od wschodu aż do granic naszego królestwa. Zniszczyli miasta, zamki, a nawet miasteczka handlowe, a życia nie darowali ani Chrześcijanom, ani Poganom, ani Żydom, mordując wszystkich bezlitośnie. Oni nie zjadają ludzi, tylko ich pożerają…
Ale by podsumować to wszystko w kilku słowach, wspomniani Tatarzy doszczętnie zniszczyli całą Ruś i Polskę aż do granic Królestwa Czech, i środkową część Węgier, i z zaskoczenia wkroczyli do miast, a ich włodarzy powywieszali na placach…
Proponujemy więc, by pochwycić broń i wziąć do ręki tarczę, i zasiąść w Królestwie Niebieskim. Bo wolelibyśmy zginąć w walce, niż zobaczyć, jak zło niszczy naszą ojczyznę. A jeśli nasza tarcza załamie się od pierwszych szczepów, jeśli nasz dom stanie w ogniu, jeśli nasza ziemia zostanie spustoszona, to okoliczne domostwa i prowincje dostaną sygnał. Żegnajcie!
Gdy mongolscy jeźdźcy wdzierali się coraz głębiej na zachód, dzwony zaczęły bić na alarm w całej Europie. Cesarz Fryderyk napisał do królów Anglii i Francji, zachęcając ich do tego, by się zbroili i szykowali na świętą wojnę.
Również i Papież zorientował się wkrótce, że Tatarzy nie byli wcale wytworem wyobraźni jego adwersarza i, kiedy ludzie Batu Chana wznosili stosy ofiarne z ciał pomordowanych Europejczyków, wezwał chrześcijan do krucjaty i wysłał duchownych, by nieśli krzyż. Jednak jego wezwanie zostało zignorowane, a krucjata nigdy nie doszła do skutku.
Stolica Apostolska, wciąż uznająca islam za najważniejszego wroga chrześcijańskiej Europy, wysłała trochę środków finansowych do znajdującego się w ciężkiej sytuacji Króla Węgier, by mógł kontynuować swoją walkę przeciwko Mongołom, a w tym samym czasie starała się prowadzić łagodną politykę wobec wyznających szamanizm – a więc, z religijnego punktu widzenia niezaangażowanych – Tatarów tak, aby mogli oni posłużyć w jej wielkim przedsięwzięciu: ostatecznym zniszczeniu potęgi Arabskiej i odzyskaniu Ziemi Świętej.
Rozniosła się wieść o tym, że gdy Europa płonęła, papież wolał walczyć z Tatarami bronią duchową i przekonwertować ich na chrześcijaństwo.
Tatarzy natomiast, nieświadomi zupełnie planów i machinacji Europejczyków, kontynuowali swój plan podboju świata. W napisanym w 1242 raporcie do swojego suwerena, zachowanym w Tajnej historii Mongołów, Batu Chan zeznawał: „Dzięki mocy Wiecznych Niebios i błogosławieństwu Dworu Wielkiego Chana zrobiliśmy z ludów Rusi naszych niewolników. Jedenaście innych królestw znalazło się pod naszym jarzmem, a złote wędzidło zostało włożone im w usta.”
Nasz dygocący z przerażenia kontynent nagle zobaczył w tatarskich hordach „miecz Gniewu Boskiego za grzechy chrześcijan”, a w Batu Chanie, ich księciu, który przewodził inwazji w stronę Atlantyku „karzącą rózgę Boga”. Porównywano go również do Attyli.
Pod koniec roku rozmiar przeprowadzanego przez Tatarów holokaustu dał się poznać w całej swojej okazałości. Strach, panika i zamęt rozprzestrzeniły się po całym kontynencie wraz z przekazywanymi z ust do ust opowieściami o przerażającym tatarskim okrucieństwie i ich dokonywanych z zimną krwią mordach na milionach niewinnych ludzi.
Filip Mousket van Doornik, flamandzki kronikarz, pisał:
Et li Tartare fort et rice
Gueroiierent viers Osterrice
Et viers Hungrie derement…
Et s’ierent encor li Tataire
Dieu anemi, Dieu aviersaire
En la grant tiere de Roussie
Et voloient destuire Austriie.
(„Potężni i silni Tatarzy/Walczyli przeciwko Austrii/I przeciwko Węgrom straszliwie… I Tatarzy/Wrogowie Boga/Adwersarze Boga/Ruszyli przeciwko wielkiej ziemi Rusi/I chcieli zniszczyć Austrię.”)
W Nowy Rok droga na zachód Europy stała otworem, gdyż Tatarzy przekroczyli zamarznięty Dunaj i dostali się do Austrii. Wkrótce dotarli już pod dobrze ufortyfikowane miasto Wiener Neustadt. Heretycki ksiądz, pochodzący z Francji Iwo z Narbonny, który ukrywał się w miasteczku przed papieskim inkwizytorem, zeznawał potem w liście do swojego biskupa, Malemorta z Bordeaux, przebieg oblężenia i następujące po nim wydarzenia:
Obecnego lata wspomniany lud zwany Tatarami, wyruszywszy z Węgier, które napadł zdradziecko, obległ miasteczko, które uczyniłem moim domem, wieloma tysiącami żołnierzy. W owym miasteczku po naszej stronie nie było więcej niż 50 wojów, których wraz z 20 kusznikami kapitan pozostawił w miejscowym garnizonie. Wszyscy oni, widząc z góry ogromną armię przeciwnika i jej szatańską brutalność, tak zeznawali swoim przełożonym: Przerażające jęki chrześcijańskich poddanych jego wysokości, zaskoczonych nagle we wszystkich sąsiadujących prowincjach zostały brutalnie uciszone, bez względu na zdrowie, majątek, płeć czy wiek. A ich truchłami wodzowie tatarscy i ich dzicy podwładni obżerali się niczym najlepszymi ciastami, pozostawiając sępom jedynie gołe kości. Co dziwne, chciwe i wygłodniałe sępy stroniły jednak od pożywiania się tymi resztkami. Stare i niedołężne kobiety oddawali na pożarcie swoim psigłowym kanibalom, zwanym antropophagi; tych piękniejszych nie zjadali, za to dusili je w przerażających i krwawych orgiach. Barbarzyńsko rozdziewiczali dziewki, aż umierały z wycieńczenia, po czym odcinali im piersi, by później przekazać je swoim dowódcom, które oni traktowali jako przysmak.
Tatarzy opuścili Środkową Europę tak szybko, jak się pojawili, a francuski heretyk mógł opowiedzieć swoją historię. Ich odwrót spowodowany był śmiercią Wielkiego Chana Ugedeja i następującym po niej kryzysem sukcesji, a nie – jak przekazywali duchowni kronikarze – męstwem kilku zachodnioeuropejskich książąt.
W każdym razie, zyskawszy na odwadze, siły chrześcijańskie pochwyciły pod Wiener Neustadt ośmiu tatarskich oficerów. Jeden z nich został przez austriackiego księcia Fryderyka Bitnego zidentyfikowany jako Anglik.
Było to zdumiewające odkrycie, graniczące z niemożliwością. Prawdopodobieństwo napotkania pośród pustoszących kontynent azjatyckich hord pochodzących z zachodnich rubieży naszego kontynentu Anglików podobne było do znalezienia tam Marsjan. Nie chodziło nawet o to, że Anglik przybył do Austrii z zupełnie odwrotnego kierunku, a raczej o to, w jak nieprawdopodobnym towarzystwie się tam znalazł. Za czasów Henryka III Anglia była krajem bardzo pobożnym i ostoją wiary katolickiej. Oprócz tego, w powszechnej świadomości większości Europejczyków Anglicy utożsamiani byli z wierną służbą kościołowi, królowi i ojczyźnie, a nie z realizowaną z zimną krwią zagładą milionów niewinnych. Ale jednak on się tam znalazł, rodowity Anglik, nie tylko ubrany jak reszta krwiożerczych jeźdźców, ale jako jeden z nich.
Ojciec księcia Fryderyka, Leopold, jedna z centralnych postaci piątej krucjaty, poznał go w Ziemi Świętej jakieś dwadzieścia cztery lata wcześniej. Ale sam Fryderyk również był świadomy istnienia „Anglika”, jak zwali go ci, z którymi przyszło mu negocjować jako pełnomocnikowi Tatarskiego Chana, jego osobistemu tłumaczowi i, według pogłosek, głowie jego siatki szpiegowskiej na Zachodzie.
Jego ostre metody negocjacji i dwulicowość nadawały mu aurę złowrogości. Jego imię nie było znane ani przez królów i książąt, z którymi negocjował, ani przez żadnych europejskich dyplomatów. Był dla nich po prostu „Anglikiem”, który zdradził wiarę chrześcijańską, zbrodniarzem wojennym.
Pierwszą poszlaką w poszukiwaniu tożsamości tej tajemniczej postaci i tego, jak wspomógł swoimi dyplomatycznymi umiejętnościami obce hordy niosące destrukcję Europie, jest jego przeszłość jako krzyżowca i obecność w Ziemi Świętej około roku 1218 i piątej wyprawy krzyżowej.
Inną wskazówką jest fakt, że musiał poruszać się w najwyższych kręgach dowództwa wyprawy, jeśli jego spotkanie z austriackim władcą zapamiętał na ponad dwadzieścia lat syn tego drugiego, bowiem książęta nie mieli w zwyczaju zwracać uwagi na zwykłych pielgrzymów.
Pomimo tego, że będąc ambasadorem Batu Chana ściśle strzegł swojej tożsamości, coś o jego pochodzeniu musiało być wiadome księciu Austrii. Niestety, francuski heretyk nic o tym nie napisał.
Uznał go jednak za na tyle fascynującego, by poświęcić mu cały list, umożliwiając w ten sposób ponowne odkrycie tego szczególnego Anglika ponad siedem wieków później.
Ojciec Iwo zapisał w liście niektóre fakty zeznane przez tajemniczego Anglika, niektóre natomiast pominął, najprawdopodobniej dlatego, że chciał wykorzystać tatarskiego ambasadora do odnowienia korespondencji ze swoim biskupem, by pokazać mu, że wyleczył się już z herezji. W pełnej emocji prośbie zachęcał biskupa Malemorta „by przekonać królów Francji, Anglii i Hiszpanii, pomiędzy którymi znajduje się ekscelencja, każdym możliwym sposobem, aby odłożyli na bok swoje prywatne spory na zawsze lub nawet na chwilę, i bezzwłocznie zwołali między sobą naradę, aby obmyślić, jak mogliby bezpiecznie pokonać wiele tysięcy tak zdziczały ludzi. Bo przysięgam na wiarę w Chrystusa, w której mam nadzieję odnaleźć zbawienie, że razem posłaliby te tatarskie potwory do piekła, samotnie natomiast zostaliby przez nie zniszczeni.”
W liście Ojca Iwo wiele informacji jest niepełnych, zniekształconych, a czasami nawet wewnętrznie sprzecznych; był on jednak ważnym punktem wyjścia w moim przedsięwzięciu, którego celem było poskładanie w całość zagadki niezwykłej kariery Anglika.
Po zabrnięciu w wiele ślepych zaułków i podjęciu kilku fałszywych tropów w archiwach tuzina państw europejskich i azjatyckich, udało mi się odnaleźć wystarczająco dużo źródeł z epoki, aby móc wskazać tajemnicze siły stojące za jego niezwykłymi przygodami i ustalić okoliczności, które pozwoliły mu przejść z szeregów „Armii Boga” do zastępów mongolskich hord.
Te nowe informacje, wraz z trzeźwym spojrzeniem na wybitnego człowieka porwanego przez wichry przeznaczenia, pozwolą nam na uczciwsze przesłuchanie Anglika niż to, któremu został poddany w Wiener Neustadt w 1242.
Anglik na pewno rozumiał, że jego szczęście się wyczerpało, a jego życie nie było warte nawet złamanego grosza. W ogarniętej wojną trzynastowiecznej Europie nawet obszerne i szczere zeznania mogłyby uratować życie co najwyżej pospolitego rabusia, a już na pewno nie jego.
Zeznając pod „takimi przysięgami, pod którymi można by zaufać nawet diabłu”, Anglik musiał liczyć na coś więcej niż tylko nikłą szansę wywinięcia się z bardzo ciężkiego położenia. Nawet z mglistego obrazu wyłaniającego się z tendencyjnego listu Ojca Iwo wyraźnie widać, że dyplomata próbował uzasadnić pobudki swoich działań i czyny w służbie Tatarskiej oraz odeprzeć zarzuty zdrady Chrześcijaństwa.
Pomimo tego, że na pewno był skłonny i chętny do mówienia, został, zgodnie z duchem epoki „zachęcony [torturowany to bliższy rzeczywistości termin] przez książąt, by wyznać prawdę o Tatarach, co bez wahania uczynił.”
Swoje zeznanie, przy którym obecny był Ojciec Iwo, zaczął od przyznania, że został „na wieczność wygnany z Królestwa Anglii ze względu na jego głośne zbrodnie”.
Następnie powiedział, że „wkrótce po wygnaniu, gdy liczył sobie 30 lat” wyjechał do miasta Akka w Ziemi Świętej.
Natura „popełnionych przez niego głośnych zbrodni” była dla Ojca Iwo albo zbyt skomplikowana, albo, co bardziej prawdopodobne, pozornie niepowiązana z oskarżeniami wysuniętymi wobec Anglika w Wiener Neustadt, nie napisał więc o nich nic więcej. Wiedząc jednak, że dożywotnie wygnanie było ulubioną metodą królów Anglii na pozbywanie się niebezpiecznych przestępców politycznych albo wysoko postawionych buntowników, których egzekucja przyniosłaby więcej problemów, niż by rozwiązała, możemy założyć, że tatarski dyplomata należał właśnie do tej kategorii.
Jeszcze poważniejszym dowodem na polityczny charakter jego kary był fakt, że „wkrótce po wygnaniu” udał się do Akki, a jego przyjazd tam pokrywa się z przybyciem do Ziemi Świętej angielskiego kontyngentu piątej wyprawy krzyżowej.
Dokładny przegląd listy angielskich krzyżowców-pielgrzymów ukazuje nam wśród nich kilku przywódców – baronów walczących z królem Janem, a później jego synem Henrykiem, o Wielką Kartę Swobód, którzy zostali ekskomunikowani lub zesłani na wieczne wygnanie po stłumieniu powstania w 1217 roku.
Jedynym wyjściem dla ekskomunikowanych przez nieubłaganego legata papieskiego z obozu króla Henryka była pielgrzymka do Ziemi Świętej, która oferowała zdjęcie ekskomuniki i umożliwiała rozpoczęcie nowego życia. Całkowicie wyjaśnia to obecność Anglika w Akce w 1218.
Opowiedziawszy o incydencie, przez który został z miasta wyrzucony, Anglik zrelacjonował swoją dalszą tułaczkę po państwach Bliskiego Wschodu.
Wydaje się, że jego wybawieniem stał się nadzwyczajny talent do języków. Nawet Ojciec Iwo przyznał, niechętnie co prawda, że Anglik był „raczej zaznajomiony z literami”, co było wśród awanturniczych baronów Anglii niespotykane.
Ojciec Iwo relacjonował słowa Anglika: „w Chaldei począł zapisywać te słowa, które udało mu się usłyszeć i w krótkim czasie opanował ich wymowę do tego stopnia, że brano go za rdzennego mieszkańca; w ten sposób nauczył się jeszcze wielu języków”.
Jak wynika z zeznań Anglika, jego dar przyswajania języków obcych i mówienia nimi jak rodowity mieszkaniec obcych krajów przykuł uwagę tatarskich szpiegów zbierających informacje o słabościach rywali świata chrześcijańskiego. Wydaje się, że tatarscy agenci szukali dobrze wykształconych ludzi, których brakowało wśród koczowniczych ludów. Anglik, ze swoim talentem do języków i znajomością politycznych zawiłości Zachodniej Europy, był osobą, jakiej dwór Tatarskiego Chana potrzebował najbardziej.
„Tatarzy, dowiedziawszy się o nim dzięki szpiegom, siłą wciągnęli go do swojej społeczności… Zwabili go wieloma nagrodami, które oferowali za wierną służbę, dlatego że potrzebowali tłumaczy” opowiadał Ojciec Iwo.
Ten nowy etap w burzliwym życiu usprawiedliwiany był przez oskarżonego tym, że Tatarzy rzekomo „siłą wciągnęli go do swojej społeczności” i, jako że nie miał wyboru, „służył im wiernie” zapewne również ze względu na „wiele nagród” oferowanych mu przez jego nowych panów. To dramatyczne zerwanie ze Światem Chrześcijańskim zaowocowało długą i męczącą podróżą do Karakorum, siedziby mongolskiej potęgi, do której nie trafił wcześniej jeszcze żaden Europejczyk. Wyprzedził Marco Polo o ponad pół wieku, jednak to sprawozdanie z podróży Wenecjanina zapewniło mu miejsce między wybitnymi postaciami Europy, podczas gdy Anglik został przez historię zapomniany,
Możliwe, że podczas przesłuchania kazano mu nie marnować czasu na nieważne szczegóły jego podróży, a może Ojciec Iwo po prostu nie widział powodu, aby umieszczać je w swoim liście. Francuski heretyk miał w końcu ważniejsze sprawy na głowie. Poza tym, w czasach kiedy, za wyjątkiem krzyżowców, większość Europejczyków nie ruszała się raczej ze swojej parafii, ludzie nie interesowali się podróżami rozumianymi dosłownie jako wyprawy poza granice świata. Musimy więc ruszyć śladami Anglika i dzięki nowo odnalezionym dokumentom, uzupełnić brakujące detale.
Relacja Ojca Iwo zawiera ważną wskazówkę dotyczącą szybkich awansów Anglika w służbie Mongolskiej oraz tego, w jak druzgocący sposób używał on swojej potęgi podczas swoich misji dyplomatycznych prawie dwie dekady później:
Człowiek ten, w imieniu najbrutalniejszego Króla Tatarów, dwukrotnie spotkał się, jako posłaniec i tłumacz, z królem Węgier, grożąc i przepowiadając tragedie, które miały stać się później, jeżeli król nie zostałby tatarskim lennikiem.
Wiele źródeł z epoki potwierdza, że pomiędzy 1238 i 1240 król Bela IV był wielokrotnie odwiedzany przez tatarskiego ambasadora, który groził mu i próbował nakłonić do bezwarunkowej kapitulacji. Bela, dumny władca wtedy silnego chrześcijańskiego królestwa, pełen religijnego zapału po prostu zignorował wiadomości niewiernych tatarów, czego ostatecznie pożałował.
Co jednak ważniejsze, nasz Anglik przyznał się podczas przesłuchania, że to on kierował tymi poselstwami. Oprócz zaskakującego odkrycia, że umiał porozumiewać się również po węgiersku, daje nam to większy wgląd w charakter jego służby u Tatarów niż cała reszta pozostawionych przezeń zeznań.
Widzimy zatem, że Anglik nie był jakimś prostym tłumaczem, od którego pozycji zaczynał, a pełnomocnikiem z prawdziwego zdarzenia. Gdy przyjrzymy się nazwiskom sześćdziesięciu mongolskich ambasadorów, którzy występowali w imieniu Chanów w Europie Wschodniej między połową trzynastego a czternastym wiekiem, zorientujemy się, że stanowisko to, z jedynie dwoma wyjątkami, zarezerwowane było dla Mongołów i innych narodów Azji Centralnej, co podkreśla szacunek i zaufanie, jakim Batu Chan darzył Anglika.
Kim zatem był ów tajemniczy Anglik, który, kierując się sprytem w całkowicie obcym mu świecie, pokonał z niewielkim wysiłkiem wszelkie przeciwności, i używał swojej pozycji by tak bezdusznie zwodzić i niszczyć nieostrożne królestwa. Sam bowiem wspomniał, że „tymi bzdurami [Mongołowie] nakłaniali pomniejszych władców by wchodzili z nimi w układy, książęta ci ginęli jednak tak samo jak reszta”.
Aby zidentyfikować go i rozwiać po 736 latach aurę tajemniczości, którą sam wokół siebie roztoczył, koniecznym było przyjrzeć się bliżej przyczynom i okolicznościom jego wygnania z Anglii.
Krytyczne spojrzenie na powstanie baronów przeciwko despotycznym rządom króla Jana pomogło umieścić „zbrodnię” Anglika w odpowiednim kontekście społeczno-politycznym, a zagłębienie się w materiały zebrane przez kronikarzy, „którzy żyli podczas panowania królów i wszystko, co widzieli lub słyszeli, skrupulatnie spisywali”, jak wyraził to jeden z nich, pozwoliło dowiedzieć się prawdy o owym Angliku.
No i nowości
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/papiez-cesarstwo-i-jurysprudencja-kreatywna/
Dlaczego Mongołom udało się zdobyć Bagdad, a nie dali rady w Legnicy, Krakowie czy jakimś tam Wiener Neustadt?
Angielski Czeczko to chyba nie jest jakiś ewenement, nawet w tamtym czasie?
Rudolf Habsburg zastosował mongolską technikę walki przeciw królowi czeskiemu Otokarowi w bitwie pod Suchymi Krutami niedaleko Wiednia.
Rycerze nie chcieli walczyć w ten sposób uznając fortel za niegodny. Polacy zastosowali tę technikę pod Grunwaldem.
Chanat krymski był moim zdaniem angielską agenturą.
Jak widać z powyższego, każdy sobie radzi, jak może, tylko trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i sztywnych przekonań.
Tatarzy i Mongolowie to nie jest to samo. To sa dwa rozne, chociaz sasiedzkie, plemiona. Tatarzy wchodzili w sklad armii mongolskiej, ale nie byli mongolami. Bajeczki o „tartarach” nie kupuje.
Nie może pan rozmawiać sam ze sobą.
Moim zdaniem Mongolowie byli mala, ale uprzywilejowana grupa. Stutysieczna armia pod Bagdadem albo na Wegrzech, to byla koalicja nie tylko z Tatarami, w ktorej Mongolowie mogli stanowic mniejszosc. Grup etnicznych moglo byc kilkadziesiat albo kilkaset. W jaki sposob male plemie mongolskie zjednoczylo polowe Azji? Co Pan o tym sadzi?
Jak odroznic Tatara od Mongola? – prosze bardzo pytanie dla ekspertow. Chyba musze znowu odwiedzic muzeum w Legnickim Polu.
Szpieg angielski musial podlegac pod chana mongolskiego. Tatarzy utworzyli swoje chanaty znacznie pozniej. Tak mi wychodzi po sprawdzeniu zrodel, ale moze sie myle.
Technika zastosowana przez Polaków pod Grunwaldem to te 16 odwodowych chorągwi krzyżackich pod dowództwem Ulryka ?
Ech to był fortel .Jakby nie Mikołaj Kiełbasa to Helmutom by się udało.
Mongołowie mieli dobrej jakości zbroje z Chin. Tworzyli gwardię, jazdę ciężkozbrojną, natomiast Tatarzy, jak przypuszczam, byli odziani w skóry i to, co ukradli, jak watniki w radzieckiej armii. Technika polegała na używaniu w różny sposób jazdy lekkiej i ciężkiej, wywabiania przeciwnika i trzymaniu w ukryciu w lesie odwodów składających się z ciężkiej jazdy.
W Polsce nie było mongolskich wojsk inżynieryjnych, bo nie planowano zdobywania miast. Mogło być kilku chemików do przygotowania zasłony dymnej.
Do muzeum mogę pojechać tylko po to, żeby ich op***lić i zniewolić po mongolsku panią, która dorabia do marnej pensji w kiosku sprzedając gadżety. Więcej informacji jest w internecie, niż ustalili nasi „nałkofcy”.
W sumie możemy pójść tam razem.
Zmusimy ich do sprzedawania książek KJ wycieczkom, a jak nie to to, co napisałem.
Pod Grunwaldem nie było chemików .Nawet wino wylali na ziemię ku rozpaczy żołnierzy.
Nie było kobiet, więc rzucili się na wino.
Opcja 2: były kobiety, ale tylko Niemki.
W przerwie: nieruchomości w Hiszpanii cz. II. Warto obejrzeć.
https://youtu.be/JldtmmxtD0Q?si=0bXGfaJDjLnAoGEf
Niech Pan poczyta o tej bitwie
No i tego ,,Anglika ,,też niech Pan przeczyta.Naprawdę warto.
Rozumiem, że to jest taki chwyt literacki, że bohater przenosi się nagle do XV wieku, od kiedy pojawili się chanowie tatarscy i powstało to europejskie państwo na terenach Złotej Ordy.
O państwach na wschód od Polski wiemy tyle, co przeciętny Amerykanin wie o Europie.
Witold Gadowski zapowiedział na wrzesień strajk szkolny w obronie Polaków, ale ja nie jestem pewien, czy warto bronić takiej szkoły, która niewiele uczy.
Co do bitew, to powinniśmy znać też inne bitwy: pod Kijowem, pod Worsklą, pod Ajn Dżalut itp.
Skupianie się tylko na wybranych wydarzeniach to jest po pierwsze prymitywna propaganda, po drugie nie daje obrazu całości. A może o to chodzi?
Zachodnia część Wielkiej Ordy to jak najbardziej Europa.
Możemy też mówić o pewnych wartościach, które jednoczyły ludy stepowe i dzięki temu osiągnęły one sukces. Wierzę, że chodziło nie tylko o jedzenie surowego mięska.
Ja bym podsumował książkę w ten sposób, że Anglia utraciła Indie, a Rosja przegrała z Chinami rywalizację o zwierzchnictwo nad ludami stepowymi, bo nas, Europejczyków, łączy niewiele.
No właśnie to nie jest chwyt literacki że bohater przenosi się do XV wieku.Trzeba przeczytać .
Panie Gabrielu, zaciekawił mnie pan niezmiernie. Kupuję.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.