maj 262022
 

Jakiś czas temu toczyła się tu dyskusja o wojnie pomiędzy Argentyną i Wielką Brytanią, zwaną wojną o Falklandy. Toyah zdaje się przypomniał wówczas, że premier Thatcher występując przed kamerami robiła wszystko, żeby okazać pogardę i lekceważenie Argentynie, co wyrażało się w celowym przekręcaniu nazwy tego kraju. Uważam, że działania takie były ze wszech miar słuszne. Były one też obliczone na wywołanie efektu w samej Wielkiej Brytanii, a efekt ten polegać miał na wewnętrznej integracji społeczeństwa wobec wojny.

Mamy wojnę za naszą wschodnią granicą. Możemy więc porównać zachowanie premier Wielkiej Brytanii w czasach, kiedy nie było Internetu z zachowaniem wielu polityków i publicystów, którzy są czynni dzisiaj i zabierają głos w sprawie wojny. Oto od wczoraj w obiegu jest informacja, że Kadyrow ogłosił wyprawę przeciwko Polsce. Stwierdził, że Ukraina jest już załatwiona, pora więc na Polskę. News ten obiegł wszystkie fora i był powtarzany nie do znudzenia nawet, ale do porzygania. Ja zaś zapytałem pewnego dziennikarza, dlaczego oni to robią, dlaczego kolportują coś, co zasługuje jedynie na pogardę i zamilczenie? Powiedział mi, że jestem naiwny, albowiem uważam, że zamknięcie oczu powoduje, iż problem znika. Przede wszystkim Kadyrow nie jest dla Polski żadnym problemem. To jest clown, który chce się lansować i szuka poklasku. W Polsce go znajduje, albowiem głęboka i ustrukturyzowana pogarda Polaków dla samych siebie, powoduje, że każdy clown, który powie cokolwiek o Polsce jest natychmiast zauważony, a słowa jego urastają do rangi wypowiedzi politycznej. Czy sądzicie, że jakikolwiek brytyjski dziennikarz przejąłby się słowami jakiegoś Kadyrowa? I jeszcze by je powtarzał? Podkreślam – wypowiedź ta została powielona po stokroć. To samo było z wypowiedziami dwóch półtrupów czyli Kissingera i Berlusconiego. Ludzi od dawna skompromitowanych i nieważnych, którzy orbitują gdzieś na granicach politycznych galaktyk i traktowani są tam może ciut lepiej niż sławny piosenkarz Bono. Fala komentarzy na temat ich przenikliwości podniosła się bardzo wysoko i opadła dopiero dziś z rana kiedy Arestowycz powiedział im to samo, co żołnierze z Wyspy Węży kapitanowi krążownika Moskwa. Stopień zainteresowania tymi komunikatami, które przecież emitowane są celowo, jest bardzo duży. Tak, jakby każdy czekał, na to, by wreszcie powiedzieć – a nie mówiłem. I powrócić do swojego dawnego życia, które nie wymaga żadnego wysiłku w rozumieniu spraw nowych, niepodobnych do niczego, co wydarzyło się w przeszłości. Przyznam, że mnie to zdumiewa. Mamy rzadką okazję, by wykazać się inwencją w komentowaniu spraw bieżących, rzadką okazję, by rozwinąć jakieś scenariusze przyszłości, które piszą się same, a od nas wymaga się jedynie uzupełnienia i dopisania – jak w szkole – swoich własnych przemyśleń. My jednak tego nie robimy. My chcemy, żeby było jak dawniej. Żeby Moskwa nas straszyła, żebyśmy się musieli bać i czekać na zdradę zachodu. Ta bowiem pozwoli nam znów jeść kartofle bez okrasy i wspominać dawne dobre czasy, kiedy do tych kartofli było jeszcze zsiadłe mleko. Powtórzę to, co już tu pisałem jakiś czas temu – nie wypracowujemy żadnych narracji, które mogłyby nam pomóc zmierzyć się w przyszłością, która nie rysuje się wcale czarno. Reagujemy zaś na każdy, nawet najgłupszy komunikat propagandowy. Uważam, że to jest wyraz głębokiego upadku.

Ten zaś dotyczy nie klasy politycznej wcale, ale podzielonego narodu. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której premier Wielkiej Brytanii przekonuje swoich wyborców czy nawet wyborców partii opozycyjnych do tego, żeby popierali jawnie i oczywiście korzystny program i korzystną wizję przyszłości. W Polsce od poziomu ulicznych zadymiarzy, do poziomu opozycji wszyscy licytują się w powielaniu kłamstw i propagandy. Podkreślając wagę swoich słów różnymi aranżacjami. Patrzę dziś na posła Brauna i nie mogę uwierzyć, że jest to ten sam człowiek, którego poznałem w roku 2012. Takich rozczarowań jest zresztą więcej. Nie mogę się też nadziwić własnej głupocie, bo pamiętam przecież, że kiedy gadałem pierwszy raz  z Braunem usiłowałem go zainteresować sprawą cybernetyków, wśród których wymieniony był przecież także Janusz Korwin Mikke. Poruszyłem też kwestię środowiska Henryka Krzeczkowskiego – a zrobiłem to już na samym początku, podczas pierwszego spotkania w Grodzisku – pytając o Jacka Bartyzela. Okazało się, że Braun i Bartyzel, przemawiający swego czasu na pogrzebie Krzeczkowskiego, są zaprzyjaźnieni. Patrzę na to wszystko co się dzieje dzisiaj, na nowe formuły, których celem jest odwrócenie uwagi ludzi, od spraw dla przyszłości istotnych i myślę, że należy pewne rzeczy zweryfikować. Przede wszystkim trzeba odsunąć się od ludzi używających uwodzicielskich syntetycznych formuł. To nie będzie trudne, albowiem moje książki są ich zaprzeczeniem i z tego też powodu, jak sądzę, nie znajdują zbyt wielu czytelników. Trzeba też pewne wypowiedzi traktować dosłownie. Tak, jak sławną wypowiedź Komorowskiego o tym, że prezydent Kaczyński będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni. Dosłownie, albowiem celem tych ludzi nie jest rozbudowywanie narracji dlatego, by poznać wszystkie pokłady znaczeń i odkryć prawdę. Ich celem jest rozbudowywanie narracji, po to, by dokonać ordynarnego oszustwa, a także po to, by ukryć w tej narracji groźbę. Tak to widzę i jakoś nie mogę tego ująć inaczej. Pytanie tylko czyje groźby należy traktować serio? Doświadczenie uczy, że przede wszystkim takiej atencji domagają się komunikaty naszych rodzimych opozycjonistów, albowiem oni mają najmniej cierpliwości i półjawnie lub jawnie zaklinają rzeczywistość, by wyglądała tak, jak by chcieli. To demaskuje ich i ich sponsorów, ale my nie czytamy tych szyfrów. Nie czynimy tego, albowiem większość z nas patrzy za granicę i czeka, co ten czy inny polityczny oszust wynajęty przez Ławrowa powie na temat Polski. Potem na takie podstawie rozpoczynamy zwyczajowe już mielenie tych samych tematów. W ten sposób sprawy naprawdę groźne, istotne i pozwalające przewidywać zdarzenia całkiem nam umykają. Przypomnijcie więc sobie może co takiego ostatnimi czasy mówili panowie Braun i Mikke? Takie zadanie na dziś. Ja muszę się szykować na wyjazd do Wrocławia, gdzie mam jutro pogadankę przy Ołbińskiej 1, o godzinie 19.00, po mszy. Na koniec jeszcze zostawiam informację o koncercie Władysławy i Eugenii, który odbędzie się 7 lipca.

Proszę Państwa, zgodnie z panującymi tu zasadami każda inwestycja musi czymś zaowocować. Zgromadziliśmy trochę pieniędzy na stypendium dla Władysławy, śpiewaczki operowej z Ukrainy, z czego część środków przeznaczymy na organizację koncertów. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy wsparli ten projekt i pomogli znaleźć obiekty, gdzie taka impreza może się odbyć. Jak wiecie, Władzia nie może śpiewać bez akompaniamentu. Zdecydowaliśmy się, że jej akompaniatorką będzie Eugenia, która mieszka wraz z córką niedaleko miasta Brzeziny pod Łodzią. Eugenię odnalazł nasz nieoceniony Wawrzyniec, jest ona bardzo dobrą pianistką. Obie panie są już po pierwszych próbach i współpraca pomiędzy nimi układa się znakomicie. Nie pozostało mi więc nic innego, jak tylko wskazać miejsce gdzie odbędzie się ich pierwszy, wspólny koncert. Miejscem tym będzie pałac w Ojrzanowie położony pomiędzy Grodziskiem Mazowieckim, a Tarczynem. Wydarzenie odbędzie się 7 lipca, w czwartek, rozpoczynamy o godzinie 18.00. Koncert będzie trwał godzinę i składał się będzie z dwóch części – klasycznej i tradycyjnej, ukraińskiej. Władysława tak to zaplanowała. Po koncercie przewidziany jest lekki poczęstunek. Ja oczywiście wystawię swoje książki i będzie można je kupić. Wstęp na koncert jest wolny, ale będziemy tam zbierać środki na pokrycie jego kosztów i honoraria dla obydwu artystek. Oczywiście nikt nie będzie do niczego przymuszany. Po prostu otwieramy takie opcje. I teraz uwaga – sala może pomieścić tylko 80 osób. Już przed ogłoszeniem tego tekstu, zajętych zostało 6 miejsc. Tak więc do dyspozycji mamy 74 miejsca. Jeśli ktoś chce przyjechać na koncert, powinien zgłosić mi taką chęć wysyłając do mnie maila na adres coryllusavellana@wp.pl W pałacu Ojrzanów są pokoje hotelowe, więc jak ktoś ma ochotę przyjechać nawet z daleka, może sobie taki pokój zarezerwować. Okolica, choć to płaskie Mazowsze, jest piękna. Pałac otacza wielki park, tuż obok – w Żelechowie, gdzie jest bardzo piękny kościół – pochowany jest Józef Chełmoński, malarz związany z tymi stronami.

Chciałbym, żeby w wakacje udało się zorganizować w różnych miejscach cztery takie koncerty. Pod koniec lipca, ponieważ zostaliśmy zaproszeni do podkrakowskiego Sieprawia, będziemy próbowali zorganizować jakiś koncert pod Krakowem. W sierpniu wrócimy pod Warszawę. W związku z tym mam pytanie i prośbę – na ile daleko jesteście Państwo skłonni odjechać od stolicy, by posłuchać repertuaru klasycznego w wykonaniu Władysławy? Chodzi o to, że nie wszędzie jest fortepian, w lokalizacjach bliższych często nie ma, a w wielkich obiektach położonych mniej więcej 100 km od stolicy jest, bo sprawdzałem. Jeśli więc ktoś chce zgłosić swój przyjazd do Ojrzanowa niech dopisze łaskawie, czy gotów jest pojechać trochę dalej.

Z centrum Warszawy do Ojrzanowa można dojechać w dwadzieścia minut trasą S8. Powtarzam impreza zaczyna się o 18.00, 7 lipca w pałacu w Ojrzanowie. Myślę, że potrwa do 21.00. Potem wszyscy rozjedziemy się do domów, a ci którzy wykupią sobie pobyt na miejscu będą mogli pozwiedzać okolice Grodziska. Zgłoszenia przyjmuję pod adresem – coryllusavellana@wp.pl

Całość wydarzenia zostanie nagrana przez naszych mistrzów kamery Michała i Juliusza, a następnie umieszczona na stronie www.prawygornyrog.pl i na moim kanale YT.

 

  8 komentarzy do “Ardżentajna czyli głębokie poczucie niższości”

  1. Dzień dobry. Dotknął Pan sedna prawdziwie, Panie Gabrielu. Otóż można to ująć syntetycznie; polscy dziennikarze i publicyści istnieją tylko z jednego powodu – żeby było widać jaką klasę przedstawiają sobą dziennikarze i publicyści brytyjscy. Jedni i drudzy pracują na zlecenie, według instrukcji, tylko – różnych. Dla takich, co to myślą, że popracują sobie bez instrukcji albo według jakiejś własnej – zostaje rola „autora niszowego” – to jedno z łagodniejszych określeń. Kaplica Sykstyńska powstała bardziej dzięki papieżowi Juliuszowi II niż Michałowi Aniołowi. O wybitnych dziełach napisanych po angielsku też mniej więcej wiadomo, dlaczego powstały i kto zapłacił. Nie ma się zatem co dziwić, że i u nas tak jest, a po poziomie i wymowie utworów można poznać, kto zlecał. Smutna jest tylko naiwność Polaków, którzy myślą, że to ma jakąś wartość, przeżuwają tą papkę i jeszcze udają, że im smakuje. I nikt nie zawoła, że król jest nagi. No, prawie nikt. Tak długo, jak się z tego nie wyleczymy – będzie jak jest.

  2. Nie widać oznak poprawy, ani nawet chęci do leczenia

  3. – ja trochę – słabo, ale jednak – wierzę w samoleczenie. Ono, niestety, odbywa się w okolicznościach bolesnych. W związku z tym pewną szansę jak na dziś mają Ukraińcy, ciekawe czy i jak ją wykorzystają. U nas, panie, dobrobyt, ciepła woda w kranach i mielonka po 7 złotych w biedronce. Czegoż można chcieć jeszcze?

  4. – pewnie uda im się spojrzeć trochę inaczej na tą tłoczoną im od pokoleń propagandę i pomyślą; kto przyjaciel a kto wróg. Bo niektórzy są dziś pewnie mocno zaskoczeni…

  5. Swoją drogą wiadomo, że Kadyrow idzie po Jachirę. Każdy kto oglądał jej występy mógł zorientować się, że chodzi tylko o uwiedzenie Kadyrowa. No i dopięła swego.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.