Na razie zrobimy przerwę w naszym cyklu biblijnym. Jest to wskazane z kilku powodów. Po pierwsze zbliża się premiera najbardziej ekstrawaganckiej książki jaką wydaliśmy w całej historii naszego wydawnictwa, po drugie koledzy biegli w znajomości Pisma podchwycili temat i pojawia się coraz więcej tekstów biblijnych na naszej stronie. Co oczywiście pochwalam
Nowa książka, która pojawi się w przyszłym tygodniu, prawdopodobnie w czwartek, nosi tytuł „Wczesna historia ubezpieczeń w tym umowy pożyczki morskiej”, będę o niej sporo pisał, ale na razie zostawiam Wam tu wstęp do niej, którego autorem jest nasz kolega ahenobarbus. On również dokonał przekładu tekstu. Pracowało nad nim potem jeszcze dwóch redaktorów, ale temat i sama materia tekstu są tak trudne, że zapewne nie ustrzegliśmy się jakichś niedociągnięć. Jestem bardzo przejęty tą premierą, ale dlaczego dokładnie tak jest opowiem kiedy indziej.
Wstęp zaczyna się od takiego cytatu:
„Żaden statek, żaden armator i żaden pasażer nie może wypłynąć w morze bez pomocy pożyczkodawców”
Demostenes przeciwko Fokionowi.
Już to jedno zdanie powinno wywołać sensację. No, a dalej jest jeszcze ciekawiej. Życząc wszystkim miłej niedzieli zostawiam Was ze wstępem do tej książki
Niestety, nie wiemy czy cytowane powyżej stwierdzenie Demostenesa jest tylko zabiegiem retorycznym czy wyraża pewną głęboką prawdę na temat greckiej rzeczywistości gospodarczej w V wieku przed Chrystusem. Jak można się domyśleć zdanie to jest przedmiotem sporów u zawodowych historyków, co nie może dziwić, bowiem implikacje wynikające z powyższego zdania mogą poważnie rzutować na postrzeganie historii starożytnej. Znacznie upraszczając wywód, mogłoby się okazać, że flota to nie tylko tani środek transportu towarów, ale również narzędzie kredytowania i generowania kapitału, co z kolei implikuje że istniały osoby lub grupy osób które mogły łatwo i szybko bogacić się na takich pożyczkach. Wydaje się, że takie stwierdzenie nie jest przesadne. Jak pisze Grzegorz Blicharz w artykule Pożyczka morska w zachodniej tradycji prawnej:
„Okazuje się, że nie tylko Rzymianie obawiali się by pożyczka morska nie stała się po prostu okazją do spekulacji, czy być może nawet sposobem obchodzenia limitów dla odsetek. Grzegorz IX, dekretaliści, przedstawiciele usus modernus, dziewiętnastowieczna doktryna francuska, a wreszcie orzecznictwo i doktryna angielskiego oraz amerykańskiego common law, podkreślali zgodnie, iż tego typu umowy wiążą strony o tyle, o ile nie służą obchodzeniu prawa o odsetkach lub „czystemu hazardowi”.”
Poniższa książka autorstwa Charlesa Farleya Trenerry’ego nie jest akurat głosem w tej ciekawej dyskusji, ale może służyć jako ważne źródło rzetelnych informacji i analiz. Książka zawiera wiele cennych spostrzeżeń na temat genezy pożyczki morskiej zwaną bodmerią. Wyżej wspomniałem o generowaniu kapitału i potencjale spekulacyjnym, ale jej głównym celem było ograniczenie ryzyk związanych z transportem towaru na duże odległości.
Autor wywodzi pochodzenie tej instytucji prawnej z czasów bardzo odległych, tj. aż z Babilonii, z tym że wówczas pożyczka taka udzielana miała być wyłącznie w celu zabezpieczenia transportu droga lądową. Pierwsze zapisy które można by uznać za odnoszące się do bodmerii znajdziemy w Kodeksie Hammurabiego, ok. 2250 to. przed Chrystusem. Kodeks ten był kompilacją wcześniejszych praw, a więc mamy do czynienia z instytucją prawną naprawdę starą. Można się oczywiście spierać czy rzeczywiście autor ma rację i czy nie jest to efekt jakiejś nadinterpretacji. Niemniej wielu współczesnych autorów również uznaje ten pogląd m.in. Peter L. Bernstein autor przetłumaczonej na język polski książki Przeciw bogom: niezwykłe dzieje ryzyka, jak również Sir Moses Israel Finley, który był autorem istotnej pracy o starożytnej historii gospodarczej pod tytułem The Ancient Economy.
Następnie w wyniku ewolucji, jak sugeruje Trenerry, dokonanej przez Fenicjan lub Hindusów, mechanizm bodmerii wykorzystano w transporcie morskim. Rozważania na temat bodmerii stały się kanwą do odpowiedzi na pytanie czy w takim razie starożytni byli zaznajomieni z innymi formami odpowiedników współczesnych ubezpieczeń. Autor analizuje grecką i rzymską wersję kontraktu bodmerii, a także różne formy stowarzyszeń i pewnych form asekuracji wzajemnej jakie oferowały one dla osób w nich stowarzyszonych, jak również analizuje dzieła starożytnych w poszukiwaniu innych form asekuracji. Wreszcie autor stara się odpowiedzieć na pytanie czy Rzymianie znali jakoś odpowiednik niewzajemnych umów ubezpieczenia na życie. Co niezwykle ciekawe ostatecznie pomimo, że autor zdaje się udowadniać, że tak właśnie było, to ostatecznie współczesne ubezpieczenia wywodzi on z zupełnie innego źródła, tj. z wczesnośredniowiecznych praktyk gildii, a także grup rodzinnych” we Flandrii i Belgii. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek udowadnianiu w niniejszej pracy ciągłości praktyki ubezpieczeń od starożytności do czasów współczesnych. Tak czy inaczej twierdzenia Autora mogą być uznane za kontrowersyjne i wg wiedzy tłumacza obecnie nie są zbyt popularne. Ale czy na pewno nie mają żadnych podstaw? Wywód autora bowiem, jak również podparcie się w większości przypadków solidnymi źródłami, w tym niemal całkowicie zniszczonym w trakcie I wojny światowej archiwum z Messines, nad czym tak mocno swego czasu ubolewał Charles Verlinden, czyni lekturę fascynującą przygodą intelektualną, dającą podstawę do snucia interesujących narracji.
Kim był Autor? Niewiele światła na postać rzuca Przedmowa pań które zajęły się edycją zapisków Charlesa F. Trenerry, choć ten krótki wstęp wiele wyjaśnia na temat losów samego dzieła. Z karty tytułowej amerykańskiego reprintu można wywnioskować, że Autor był zrzeszony w brytyjskim Instytucie Aktuariuszy (Associate of the Institute of Actuaries).
O istnieniu Autora dowiedziałem przypadkowo czytając przypis w artykule Florence Edler de Roover z 1945 r., Early Examples of Marine Insurance opublikowanym w The Journal of Economic History, w którym podając przynajmniej nazwisko autora i tytuł pracy napisała ona, że jest to jedyny autor, który uważa, że w starożytności istniały jakiekolwiek odpowiedniki współczesnych umów ubezpieczeń. Praca Trenerry’ego nie znalazła jednak uznania w oczach autorki: Trennery poświęca mniej niż pół strony średniowiecznym Włochom, gdzie ubezpieczenia morskie naprawdę się rozwinęły. Całkowicie ignoruje prace Bensa, Goldaschmidta i Schaube’a na ten temat. A więc w środowisku historyków istnieją inne narracje dominujące i wnioski Trenerry’ego nie znajdą tu właściwie zrozumienia. Natomiast to w środowisku aktuariuszy przynajmniej część wniosków jest uznawana za prawdziwe, tak chociażby czyni prof. Karel Van Hulle, który uznaje argumentacje Trenerry’ego w zakresie ekwiwalentów ubezpieczeń wzajemnych w rzymskich stowarzyszeniach, jak również metod wzajemnych ubezpieczeń stosowanych we Flandrii.
Jedyna wzmianka w sieci www na jaką natrafiłem i która bezpośrednio odnosiła się do osoby Charlesa F. Trenerry’ego dotyczyła jego uczestnictwa w rozprawie z 31 lipca 1905 r., badającej przyczyni zatonięcia statku „Khyber”. Jak mniemam Trenerry wystąpił tam jako ekspert w zakresie ubezpieczeń lub aktuariusz. Biorąc pod uwagę poszlaki jakie tutaj zebrałem, możemy przypuszczać że był to normalny sposób zarabiania na życie przez Autora. Jeśli przyjmiemy moje domniemania za prawdziwe stanie się jasna dla nas metoda jaką w książce przyjął Dr. Trennery. Można powiedzieć, że wyżej ceni on wysokie prawdopodobieństwo, jakie zapewniają aktuarialne metody matematyczne, z którymi miał do czynienia w codziennej pracy, nad niezbitymi dowodami jakich potrzebują historycy. Wnioskowania Trenerry’ego mogą się więc wydawać mocno kontrowersyjne. Tłumacz samą metodę Autora uznaje jednak za zaletę, niemniej język wyrażeń w trybie przypuszczającym, którymi najeżone jest niemal każde zdanie stanowił pewne wyzwanie podczas tłumaczenia. Podobnie było z manierą do budowania bardzo długich kunsztownych zdań, mających cechy mowy sądowej. Dla większej przejrzystości, być może ze stratą dla języka, tłumacz zdecydował się na pewne można rzec zatomizowanie zdań. A jednak z wyjątkiem jednego przypadku, w którym część wyjątkowo długiego zdania przeniesiono do przypisu, tłumacz nie ingerował w tekst. Tłumacz dokonał jednak pewnej edycji przypisów, które w anglojęzycznych przypisach mogą wyglądać inaczej. Pozwoliłem sobie również na zmianę i zrezygnowałem z przypisów na marginesie, zamiast tego umieszczając w tekście zdania lub równoważniki zdań będące bezpośrednim tłumaczeniem owych uwag.
Tłumacz zdaje sobie sprawę, że tłumaczenie może nie zadowolić wytrawnych znawców prawa rzymskiego i być może pewne opisane tu kwestie powinny być przetłumaczone zgodnie z pewnymi utartymi w języku prawniczym i prawnym standardami. Nie moim celem było również doktoryzowanie się i ubogacanie książki dziesiątkami kolejnych przypisów, zawierających odniesienia się do zdań za i polemik, które satysfakcję mogłyby przynieść jedynie wąskiej grupie specjalistów. Moim zdaniem i tak tych przypisów jest już bardzo dużo. Tłumacz zdaje sobie również sprawę, że w doktrynie polskiej utrwalił się inny sposób numeracji Digestów, jednak tłumacz pozostawił je w wersji podanej przez Autora. Ostatnia uwaga dotyczy bibliografii na końcu książki – tytułów podanych przez Autora w języku angielskim również nie tłumaczyłem, mimo że część tytułów posiada swoje tłumaczenia na język polski.
Chciałbym również w tym miejscu podziękować prof. Krzysztofowi Ostaszewskiemu za pomoc w tłumaczeniu zawiłych fragmentów niniejszego dzieła. Komentarze Pana Profesora stanowiły nieocenioną pomoc i potwierdzały nie tylko intelekt oraz dogłębne znawstwo tematu, ale również odznaczały się wysokiej próby poczuciem humoru.
Braudel też wspomina o jakiejś formie ubezpieczenia handlu na Morzu Śródziemnym, gdzie powierzenie towaru i pomyślna jego sprzedaż była zabezpieczana umowami,
ubezpieczenie było czymś co zmniejszało ryzyko strat,
handlowcy zawsze lubili transakcje a uciekali od sytuacji grożących stratami
Tu mamy ponad 400 stron na ten temat
i bardzo dobrze, będzie z czego korzystać w problematyce ubezpieczeń, bo wiedza w tym zakresie jest szczątkowa i nie wykracza poza Kuliszera i Braudla i to razem 10 zdań.
Szanowny Panie nebraska:
Napisał Pan: „ubezpieczenie było czymś co zmniejszało ryzyko strat,”
Proszę wybaczyć, ale to oczywista nieprawda. Rolą ubezpieczeń w społeczeństwie i gospodarce jest skłanianie ludzi do podejmowania ryzyka, którego bez ubezpieczeń by nie podjęli. Oczywiste jest wiec, ze w skali społecznej ubezpieczenia zwiększają ryzyko. Co więcej, taka jest ich główna funkcja w gospodarce.
Natomiast w skali indywidualnej, ubezpieczenia przenoszą część lub całość kosztów strat ubezpieczonego na ubezpieczyciela, ale za odpowiednia oplata. Ubezpieczenia mogą zmniejszyć koszt ryzyka tylko na trzy sposoby (Twierdzenia Modiglianiego-Millera, jedno z najważniejszych twierdzeń we współczesnej teorii finansów: Przez obniżenie kosztów podatkowych, przez obniżenie wartości oczekiwanej kosztów bankructwa ubezpieczonego, lub przez zmianę zachowania ubezpieczonego poprzez ograniczenia nałożone na ubezpieczonego przez kontrakt ubezpieczeniowy, czy tez ograniczenia spodowowane wysokim kosztem ubezpieczania. Ale nawet te możliwe obniżki są nadrobione przez wyraźnie większą ilość ryzykownych projektów ekonomicznych podejmowanych dzięki istnieniu ubezpieczeń.
Polecam moją Teorię Spiskową Ubezpieczeń: smartURL.it/InsuranceConspiracy
Nebraska to kobieta
dziękuję za wyjaśnienie i wskazanie, że ubezpieczenie nie jest ucieczką od ryzyka, ale jest elementem skłaniającym do ryzykownych transakcji, umożliwiając transakcjom tzw „miękkie lądowanie”
już nie tkwię w błędzie
teraz na blogu Szkoła Nawigatorów wysłuchałam Pańskiego wywiadu z Coryllusem i przytoczone przez Pana szczegóły i ciekawostki wskazały , że studenci z USA mają lepszych wykładowców w zakresie ubezpieczeń, proszę nie zapominać o studentach w Polsce
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.