mar 272019
 

Czasem zaglądam na stronę gazowni i nie mogę się nadziwić temu co tam znajduję. A to Tokarczukowa opowiada, że literatura będzie już niszowa, a ma przy tym wielkie dotowane nakłady, a to różni młodzieńcy i dziewczęta, którzy zrobili karierę za granicą mówią, jak to znakomicie się urządzili, dzięki swojej otwartości na innych, tolerancji oraz rzecz jasna dobremu przygotowaniu do wykonywanego zawodu. To jest śpiewka stara i stara konwencja, czasem podejmuje ją także Mariusz Szczygieł, ale on opowiada o tym jak świetnie urządzają się za granicą Czesi. Jak to oceniać? Myślę, że jest to jeden z elementów polityki zarządzania kryzysem. To znaczy sytuacja polityczna zawsze jest na granicy kryzysu, pozostaje pytanie czym będzie kryzys. Do niedawna kryzys to była po prostu zapaść gospodarcza poprzedzająca wojnę. Teraz jednak chyba nie o wojnę chodzi, bo mogłoby się okazać, że ucierpią w niej także animatorzy kryzysów. Mamy więc potrzebę nowej definicji i nowych, twórczych realizacji sytuacji kryzysowych. Ta najważniejsza, którą obserwujemy od dawna to uchodźcy. O to gdzie się zagnieżdżą i wywołają kryzys toczy się cała batalia, póki co polityczna. Chodzi o to, by ten kryzys przerzucić do Europy Wschodniej i pokazać jak wygląda starcie dwóch ortodoksyjnych systemów – muzułmańskiego i katolicko-węgierskiego. Potem zaś, kiedy obydwa się wykrwawią złożyć tym co zostali na gruzach propozycję nie do odrzucenia. To jest do zrealizowania, poczekajcie aż Zandberg wygra wybory. Na drodze do przerzucania kryzysów na teren Europy Wschodniej stoją różne przeszkody. Najważniejszą jest kryzys w Europie Zachodniej, który trwa już lata, ale którego nie można nazwać kryzysem, bo operacja opisana wyżej straci sens. To co dzieje się we Francji nie jest kryzysem, jest normą. Kryzys jest wtedy kiedy ktoś w Polsce, w czasie demonstracji, urwie klamkę od samochodu. To jest sprawa poważna i o niej trzeba pisać we wszystkich gazetach. Kolejną kwestią jest obsługa pogrążonej w kryzysie gospodarki krajów zachodnich. Ktoś to musi robić, a wiadomo, że czarni i Arabowie się do tego nie nadają. Można oczywiście pisać, że jest inaczej i można pokazywać to „inaczej” w filmach, ale nie zmienia to faktu, że potrzebni są ludzie kumaci. Tych można znaleźć tylko na wschodzie, gdzie do niedawna jeszcze działała edukacja i ludzie wierzyli w to, że pomysłami i ciężką pracą można sobie urządzić życie. Tych ludzi należy ściągnąć do strefy objętej kryzysem, której kryzysem nie nazywamy i do tego jeszcze przekonać ich, że to dzięki swoim przyrodzonym i wyuczonym zaletom dostają pracę. Nie, oni ją dostają, bo nie ma nikogo, kto mógłby ją wziąć. Miejscowi nie będą pracować, bo nie po to robi się sukces w kraju tak szowinistycznym jak Francja czy Wielka Brytania, żeby Francuzi czy Anglicy mieli pracować. Oni mogą konsumować ewentualnie korzystać z życia jeśli są majętni, albo żyć na zasiłku jeśli są biedni. Pracować ma kto inny i to wynika wprost z dziedzictwa kulturowego tych krajów, można to dziedzictwo nazwać także dziedzictwem kolonialnym. Nie można się odeń uwolnić, ale to temat na osobną notkę. Można jednak, bo okoliczności się zmieniły, powiedzieć, że przepraszamy czarnych i rozpocząć poszukiwania nowych zasobów ludzkich do obsługi gospodarki. W tym celu potrzebni są naganiacze. Nie mogą to być zwykli naganiacze, muszą być specjalni. No i mamy gazownię, która z wdziękiem i swadą opisuje jak to dzielni Polacy, którzy pozbyli się przesądów robią kariery na Wyspie. Na co im te kariery? Nie wiadomo. Prawdopodobnie dlatego, żeby żyć dostatnio na emeryturze. To się może nie udać, o czym informuję zawczasu, albowiem sytuacja jest bardzo dynamiczna i może się okazać, że kryzysu nie uda się jednak przerzucić do Europy Wschodniej. Takie złudzenie jednak dominuje. Ono pryśnie kiedy Trump zostanie wybrany na kolejną kadencję, nie wcześniej. Wtedy zaczną się jazdy prawdziwe, przy których żółte kamizelki to kaszka z mleczkiem.

Kryzys jest zawsze, jak powiedział Robert Redford do Paula Newmana w filmie „The sting”, problem polega na tym, by w odpowiednim momencie przerzucić koszta kryzysu na kogoś innego. Kryzys musi wybuchnąć i musi zdewastować obszary najżyźniejsze i najlepiej zagospodarowane. Nie po to, by już nigdy nie podniosły się z upadku, ale po to, by móc je od nowa zagospodarować. Przyczyną kryzysów europejskich jest – mam głęboką pewność – polityka Rosji, albo inaczej – Polityka wobec Rosji. Zachód ma dwa pomysły na Rosję – podzielić, albo izolować. Obydwa się nie sprawdzają, bo obydwa konstruowane są w obliczu kryzysu. Jeśli nie udaje się wywołać kryzysu w Rosji, a co za tym idzie wkroczyć z kapitałem i infrastrukturą na tereny objęte kryzysem, to trzeba ten kryzys wywołać gdzie indziej. Najlepiej w Niemczech, bo Niemcy zawsze się podniosą. Teraz zaś można go wywołać w Niemczech i we Francji, bo Niemcy i Francja zadeklarowały chęć prowadzenia wspólnej polityki wobec Rosji i Europy Wschodniej. Kto wywołuje kryzysy? Ten kto ma klucze do globalnych rozwiązań gospodarczych, czyli USA albo Wielka Brytania. Próbują do tej grupy dołączyć Chiny, ale idzie im opornie i jeśli cokolwiek stanie się z udziałem Chińczyków, to będzie miało charakter użycia Chin do realizacji jakiegoś planu, a nie samodzielnego wystąpienia z jakimś planem. Izolacja Rosji, która opiera się na kontroli wszystkiego przez partię albo służby jest na rękę niektórym graczom. Tym, co są słabsi od głównej siły globalnej. I tak w XIX wieku USA popierały Rosję, bo Wielka Brytania była bliska opanowania całego globu. Kiedy same stały się hegemonem zaczęły z uporem dążyć do podziału Rosji i wywołania w niej kryzysu, co zakończyło się fiaskiem, albowiem Brytyjczycy podsunęli Amerykanom inne rozwiązanie – wojnę w Europie i wyizolowanie Rosji, czyli zaprowadzenie w niej rządów heretyckich, które nieodmiennie wiążą się z obniżką cen wszystkiego. To zaś z istoty przedłuża istnienie gospodarek rozwiniętych i ułatwia zarządzenie kryzysem. Dziś stoimy wobec kolejnego wyboru – ocalić i utrzymać Rosję jako zonę, albo podzielić ją i dać szansę wszystkim, także mniejszym gospodarkom. Niemcom się zaś zdaje, że będą mogli prowadzić politykę globalną, stanowiąc głowę mocarstwa Euroazjatyckiego. To jest idiotyzm. Londyn musiałby wyparować, żeby taka polityka mogła być realizowana.

To co opisałem wyżej to skala makro. W skali wyborów prywatnych mamy do czynienia z próbą wyprowadzenia wszystkiego co ma jakąkolwiek wartość ze strefy, która ma być objęta kryzysem i przechowania tego w depozycie do lepszych czasów. Mam tu na myśli także ludzi. Po to właśnie lansuje się te wszystkie historie o Polakach, którzy zrobili kariery za granicą. To jest drenaż, a ten może być prowadzony, tylko wtedy kiedy państwo nie rozumie po co istnieje. Nasze zaś wyraźnie tego nie rozumie. Szkoda. Na dziś to tyle. Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  15 komentarzy do “Błyskotliwe kariery Polaków za granicą czyli sposoby zarządzania kryzysem”

  1. Błyskotliwa kariera Polki w tzw „Londynie” to praca w księgowości.

  2. Na Slowacji Zuzana Czaputova (notabene niezla laska) moze zostac 30 marca prezydentem swojego kraju, a my mamy Ogolnopolski Strajk Kobiet. Zostawiam ten fakt oraz temat karier Polek bez komentarza, zeby nie byc oskarzonym o mowe nienawisci.

  3. @nebraska

    Są bardziej błyskotliwe i obcmokiwane kariery Polki (widziałam na własne oczy): prawo jazdy na ę busy …..

  4. no ale o co chodzi ? Księgowanie to  cicha, spokojna, standardowa robota, a jaką karierę w Polsce robią Polki ?

  5. Nauczyciele mają zrobić „majdan” – tak myślę, a co może być po majdanie, to niech polskim nauczycielom powiedzą ukraińskie statystyki.

    A ogólnopolski strajk kobiet jakie ma hasła ?

  6. Pamiętam na studiach jak znajomi mający za strony startowe w przeglądarkach polskojęzyczne niemieckie media byli wytresowani, aby po studiach wyjechać na zachód.

    Kropla drąży skałę.

  7. Wolni Polacy ostatnio poza swoim krajem robili wielkie kariery jako poddani cara Rosji w XIX wieku, co bardzo sie nie podobalo politykom narodowym z Kongresowki, jak rowniez Londynowi. Kryzysy sa pretekstem do rewolucji. Rewolucja z definicji (jesli ktos wie, co znaczy tytul De revolutionibus orbium coelestium) jest ruchem obrotowym, a nie postepowym i w praktyce oznacza niszczenie wszystkiego, co sie da zniszczyc i co przedstawia jakakolwiek wartosc w taki sposob, zebysmy my, jako polski narod, nigdy nie wyszli ponad poziom disco polo w wersji de luxe. (Slowo rewolucja ma tez ciekawe tlumaczenie po lacinie jako „rerum novae”). Palac w Turznie, ktory nie ma jeszcze szlachetnej patyny, kojarzy mi sie wlasnie z disco polo. Jest to niewatpliwie wybitny i ciekawy obiekt, bez progow w wejsciu glownym i z ulatwieniami dla osob na wozkach, ale na przyklad kapliczka do ceremonii slubnych nazywa sie „kapliczka” tylko ze wzgledu na neogotyckie okno, jak w horrorach Hitchcocka, natomiast nie ma wewnatrz zadnych symboli religijnych, dlatego dla mnie to jest disco polo i jak ogladam zdjecia z wesel to brakuje tam tylko Zenka Martyniuka. Media uparcie wmawiaja nam, ze szczytem sukcesu dla kobiet jest pokazanie sie nago na okladce Playboya, a dla mezczyzn zostanie piosenkarzem – kolorowym pajacem albo szefem lokalnej mafii. Jakiekolwiek sensowne i konsekwentne podejscie do zycia wykraczajace ponad poziom disco polo jest natychmiast ucinane jako niedopuszczalny radykalizm.

  8. @Nebraska No jak to: a celebrytki ?

  9. Majdan, rewolucja i zdziczenie, to sa cele Ogolnopolskiego Strajku Kobiet. Wieszanie biskupow i skrobanki maja w standardzie, dalej nastepuje rozwiniecie w tych klimatach. Szefowa – Marta Lempart, startuje do PE z partii Biedronia.

  10. >w kraju tak szowinistycznym jak Francja czy Wielka Brytania…

    Agresywna polityka anglosaska nie mogła mieć tej samej nazwy co francuska, dlatego wzorem kabareciarzy francuskich po pół wieku Anglicy też wymyślili swe kuplety

    Chauvin i Jingo

  11. Albercik Łukaszewicz też startuje u Biedronia!

  12. Chlop sfiksowal, albo zawsze taki byl.

  13. Odpowiem tym samym. Twój wpis jest świetny. A w publikacji o przyczynach I wojny światowej natrafiłem na rozdział zatytułowany „Wyścig między Dżingo i Szowinizmem” i natychmiast pomyślałem o Twojej książce.

    Co do szowinizmu, to napiszę tylko, że na paryskich scenach pojawił się w roku 1831 wodewil „Trójkolorowa Kokarda”, wyśmiewający „ślepo agresywny patriotyzm” żołnierza w kampanii algierskiej w roku 1830. Historycy mają problem, bo oryginalny Chauvin był ślepo oddanym bonapartystą, a jego wyśmianie w czasie Restauracji Burbonów nie było jednoznaczne dla prostych umysłów.

    Historycy mają jeszcze większy kłopot, bo jak wiadomo, każdy historyk, który chce, by Francja i Unia go kochały, zakłada, że język francuski jest językiem światowym i dlatego nikt(!) nie odważył się przetłumaczyć kupletu z wodewilu. A moje polskie tłumaczenie bez dotacji unijnej brzmi tak: „Jestem Francuzem, Jestem Szowinem, Walę się z Beduinem”. Subtelny historyk Davies na wszelki wypadek w swej książce o Europie pominął zwrot o Beduinie.

    Szowiniści ustąpiliby miejsca faszystom, gdyby nie „męskie szowinistyczne świnie”, które miały już swój czas, ale jeszcze wrócą na Wiosnę.

    Dżingoiści, o których piszesz, nie zdobyli popularności w literaturze światowej, ale Ameryka stara się przywrócić to pojęcie dwutorowo: przez politykę Trumpa i przez jego rodzimych wrogów-oczywistych dżingoistów.

  14. Doskonały wpis!

    Byle nie kosztem zdrowia, liczę że tylko ze zmęczenia lub poziomu wkurzenia 🙂 co jak zaobserwowałem koreluje z poziomem wpisów.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.