paź 092020
 

Chciałem dziś powrócić do wątków zawartych we wszystkich trzech tomach Baśni socjalistycznej i w relacji z procesu Eligiusza Niewiadomskiego. No i, co dość oczywiste, do wspomnień Jana Skotnickiego, które – nie wiedzieć czemu – pozostają jednym z najrzadziej cytowanych źródeł do historii polskiego międzywojnia.

Konkretniej zaś chodzi mi o okolice Krakowa, Zakopane i tak zwane działania artystyczne, które do dziś przysłaniają nam absolutnie wszystko co się wtedy w Galicji działo. Będzie więc ten tekst po trosze także nawiązaniem do wątków zawartych w książce Michała Radoryskiego „Komisarz Zdanowicz i pończochy guwernantek”.

Życie artystyczne Krakowa i Zakopanego, albo to, co za takowe uchodzi, zasłania nam, jak wspomniałem, wszystko. Zasłania Lenina i jego dziwne uwolnienie z więzienia, zasłania działalność gangów handlarzy żywym towarem, działalność braci Grossów w Krakowie i obecność w tymże Krakowie i na Podhalu pana Grohmana, teścia Jana Skotnickiego, człowieka, który stał za Niewiadomskim, kiedy ten strzelał do Narutowicza i jako jedyny na całym bożym świecie słyszał cztery strzały, a nie trzy. Tych wszystkich spraw nie dostrzegamy, ale za to mamy przed oczami Włodzimierza Tetmajera i Władysława Zamoyskiego, który otoczył opieką młodego Józia Rettingera. Do tego jeszcze mamy dokładny podgląd na szkolnictwo artystyczne, które przed I wojną powstało z niczego w Galicji i na prace teoretyczne Stanisława Witkiewicza, który przybliżał zagadnienia sztuki krakowskiej i zakopiańskiej publiczności. Oczywiście tej ambitniejszej. I nas to wszystko wzrusza, a przynajmniej wzruszało, a na dodatek czyni nas lepszymi ludźmi, a przynajmniej powinno. Niestety muszę dziś wszystkich rozczarować. Przywiązanie do takich projekcji, a już nie daj Boże wyciąganie z nich jakichś wniosków lub wzorowanie się na nich to czysty obłęd i wewnętrzna niewola. Na czym ona polega? Już tłumaczę.

Zaglądamy do tych wspomnień Skotnickiego, tylekroć przeze mnie cytowanych i tam znajdujemy opisy oszalałych różnych aktywności Tetmajera. Opisy te działają niezwykle uwodzicielsko na wyobraźnię i każdy chciałby być takim Tetmajerem i tak plastycznie i pięknie mówić i myśleć o Polsce. I nikt, ale to nikt, nie widzi w tych opisach kompromitacji. Co takiego robi Włodzimierz Tetmajer w Bronowicach? Zajmuje się malowaniem obrazów i deprawowaniem chłopów, którzy patrzą weń, jak w obraz. Zajmuje się też niedostrzeganiem olbrzymiej wyłaniającej się zza pleców jego druha starego Jasia Skotnickiego, postaci teścia tegoż – Henryka Grohmana. Człowieka nadzwyczaj poważnego, uważnego i nie skłonnego do powierzchownych ekscytacji. Pan Henryk wydał córkę za Skotnickiego nie dlatego, że tamten miał herb szlachecki i mająteczek nad Wieprzem pod Bobrownikami, gdzie gospodarował jego ojciec, oszalały chłopoman. Takich mająteczków pan Henryk mógł sobie kupić dwadzieścia, a następnie, jeszcze tego samego roku, wszystkie je sprzedać z dużym zyskiem. On wydał tę córkę za malarza gołodupca, albowiem miał pewien plan. Dodam, że był to biznesplan. O jego istotnych mechanizmach nic nie wiemy, albowiem opis działań Henryka Grohmana skupia się na takich formułach, jak „mecenas kultury”. To zaś w głowach ludzi nie rozumiejących niczego odkrywa specjalną klapkę z napisem – frajer, który dawał się naciągać na pieniądze. I dalej już leci z górki. Henryk Grohman i cała klasa, do której należał postrzegana jest przez tak zwanych popularyzatorów historii, jako grupka zwariowanych wujciów, który mając za dużo forsy, ładowali ja w zbiory grafiki japońskiej. Tymczasem pan Henryk rozkręcał w Galicji to całe szkolnictwo artystyczne, które było inwestycją poważną, albowiem to, co absolwenci tegoż wykonać mieli potem, złożyłoby się ( i tak się do pewnego stopnia stało) na sprzedażowy sukces. Żeby ten sukces nastąpił potrzeba była organizacja całego przemysłu opartego na doktrynie. Dopieszczaniem tej zaś zajmowali się albo pasjonaci, albo ludzie wynajęci. Myślę, że Tetmajer był wynajęty. Przejrzałem jeszcze raz opisy tych jego szaleństw w Bronowicach i tylko się w tym przekonaniu utwierdziłem. Chłopomania zaś i te ożenki z wiejskimi dziewczynami, to był pewien punkt wyjścia dla akcji dystrybucyjnej idei i przedmiotów. Element promocji po prostu, który na całe zjawisko zwrócił uwagę społeczności polskiej we wszystkich trzech zaborach.

W czasie kiedy Tetmajer łaził nocami wokół remontowanego przez siebie dworku i wymyślał, jak też będzie wyglądało życie w przyszłej Polsce i w tym jego nowym, odremontowanym domu, pan Henryk organizował dystrybucję. Niestety nic o tym nie wiemy, bo widzimy tylko wizje Tetmajera, człowieka, którego on wynajął do czarnej roboty. Czytamy brednie o tym, że w jednym pokoju syn pana Włodzimierza razem z innymi oficyjerami będzie przy kawie i cygarach dyskutował o urodzie dziewczyn, a w drugim będą plotkowały córki. W salonie zaś pan domu będzie zabawiał przy stole gości, którzy – taka była konwencja – pochodzić będą z różnych stanów. Chłopi będą siedzieć ze szlachtą i to będzie taki naród, całkiem nowy. Nie wiem czy w jakimkolwiek kraju podobne projekcje mogły zatriumfować, ale szczerze w to wątpię. Szczególnie w przeddzień działań wojennych, na które liczono, w związku z zamiarem odzyskania niepodległości.

Henryk Grohman stworzył trendy, a za pomocą ludzi, których wykształcił, albo wynajął udało mu się te trendy utrzymać, ale nie znalazł wcale uznania w oczach popularyzatorów historii. Czytelnicy zaś nie znają go w ogóle, albowiem jeśli cokolwiek ich z tamtego czasu podnieca, to właśnie owe patriotyczne wizje artystów. O tym można rozmawiać. Chcę tylko przypomnieć, że historia zweryfikowała wizje pana Włodzimierza. Jego syn zginął w pierwszych dniach wojny, on sam został wkręcony w najbrudniejszą politykę partii chłopskich i zmarł u samego zarania niepodległości. A byli tacy, którzy mówili o samobójstwie. Żona zaś, pani Anna, dożyła II wojny, uciekła wraz z rodziną na wschód, dostała się w ręce bolszewików i została zesłana gdzieś hen, w stepy. Nie pamiętam czy wróciła do Polski.

Pomysły zaś Henryka Grohmana na promocję stylu i sztuki, którą kilkoma decyzjami i sugestiami stworzył i wypromował, żyją dziś własnym życiem i stanowią jeden z elementów kanonu narodowej kultury. To jest w mojej ocenie komedia i dramat w jednym. To jest jedna z przyczyn zbiorowego paraliżu, jaki nas opanowuje i uniemożliwia realną ocenę podejmowanych działań. To jest także przyczyna wielu rozczarowań i złudzeń. Nikt bowiem nie rozumie skąd się bierze popularność, a każdemu się zdaje, że można ją załatwić dwoma sposobami – poprzez dzieła jednoznaczne i monumentalne do których, jako mechanizm promocyjny dokłada się opiekę państwa, albo instytucji samorządowych. Czy Henryk Grohman składał jakieś podania do instytucji państwowych albo samorządowych? Czyście ludzie oszaleli? Oczywiście, że tego nie czynił. No, ale jego metody nie są dziś nawet do końca rozpoznane, a co dopiero mówić o ich zrozumieniu.

Wiara w to, że wystarczy w sztuce zrobić coś dziwacznego, głupiego i beznadziejnego, a potem uzyskać poparcie z budżetu centralnego, i już się jest geniuszem, rządzi. Wczoraj o tym wspomniałem przy okazji Gardzienic, ale mechanizm ten działa na wszystkich obszarach aktywności artystycznej. Wielokrotnie szydziliśmy tu z tak zwanej twórczości Andrzeja Pityńskiego. Z tych wszystkich kosmicznych husarzy, nieprawdopodobnych kompozycji grupowych, jakichś przegadanych inscenizacji z brązu, a tu nagle okazuje się, że mistrz Pityński zmarł. Proszę bardzo: https://wpolityce.pl/polityka/521152-mistrz-pitynski-nie-zdazyl-zapomniany-pomnik-smolenski

A nie dość, że zmarł, to jeszcze nie dokończył pomnika smoleńskiego, który sobie zaplanował. Pomnik ten, co można łatwo zauważyć, wyobraża orła w koronie rozerwanego od środka granatem. Prawdopodobnie orzeł połknął wcześniej granat i gdzieś w środku, w brzuchu wysunęła się z niego zawleczka. Nie umiem sobie inaczej wyjaśnić pomysłu na tę rzeźbę. Jak możemy przeczytać w zalinkowanym artykule, którego autorem jest Jakub Maciejewski (nic mi nie wiadomo o tym, byśmy byli spokrewnieni) pan Pityński kazał na siebie mówić – mistrzu. I nie miało to ponoć wymiaru pretensjonalnego. Myślę, że autor ma za słabe rozeznanie w tych kwestiach i niewiele rozumie. Ja zaś wspominam o tym dlatego, byśmy dokładnie zobaczyli w jakim gabinecie figur wioskowych żyjemy i jakimi złudzeniami musimy się karmić. Oto trend, który nikogo nie obchodzi, poza osobami o naprawdę ciężko zdewastowanej wrażliwości. Osoby te nie mają ani pieniędzy, ani chęci by płacić artyście, ale uważają, że dobrze jest czasem o nim poczytać i obejrzeć jego dzieła w sieci. Można by na tym poprzestać i wystawiać do oglądania w sieci same szkice, fotografowane w pracowni. No, ale nie, trzeba to ustawiać w plenerze, żeby straszyło ludzi i jeszcze wyłudzać na ten cel pieniądze od samorządów. Opisywane zjawisko jest więc całkowitym odwróceniem sposobu pojmowania trendów i koniunktur, a także zysków i wzruszeń artystycznych, jakie reprezentował Henryk Grohman. Nie służy ekspansji, choć jego monumentalny charakter mógłby na to wskazywać. Nie służy niczemu właściwie poza podgrzewaniem bardzo prymitywnych i całkiem nieważnych, wobec realnych kryzysów przez które przechodzimy jako naród, emocji. Utrzymuje się jednak w pewnej tradycji, a wskazuje na to fotografia mistrza Pityńskiego ze Stachem Szukalskim. Stach był postacią tragiczną, ale ja go nie lubię i nic mnie do niego nie przekona. Zagłada jego dorobku, zniszczonego w płonącej Warszawie, potwierdza tylko moje, spisane tu spostrzeżenia. Nie można liczyć na mecenat państwa, które realizuje swoją misję w fałszywych, nikogo nie interesujących formułach. Można tylko liczyć na pieniądze od tego państwa, ale one nie są równoznaczne z sukcesem. To jest bardzo ciężkie złudzenie, za które płaci się niezwykle drogo. Wielbiciele jednak rzeźby monumentalnej, szczególnie tacy, którzy nigdy nie oglądali jej w rzeczywistości, z całą pewnością tego nie zrozumieją. A bo to panie, takie wielkie, dziwne i wspaniałe. Oczywiście, tak samo wielkie, dziwne i wspaniałe, jak termitiera na sawannie.

I jeszcze jedno. Patrząc na projekt rzeźby znanej jako toporzeł, która stała się godłem przedwojennych neopogan i stowarzyszenia Zadruga, rzeźby, którą zaprojektował Stach, mam wrażenie, że on także był częścią projektu promocyjnego, realizowanego przez jakiegoś bogatego Żyda. O wiele jednak mniej zorientowanego w koniunkturach na rynku sztuki niż Henryk Grohman. Jak było z panem, pardon, mistrzem Pityńskim, nie wiem, ale realizacje tych okropieństw, to moim zdaniem zbyt duża pokusa finansowa, by pozostawić ją bez nadzoru.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/komisarz-zdanowicz-i-ponczochy-guwernantek-juz-wkrotce/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

  23 komentarze do “Bogaci Żydzi a polska niepodległość czyli o optyce”

  1. Ustanowienie nagrody Nobla też miało ukryć przygotowania do I wojny światowej.

    Dużo było takich inicjatyw.

  2. Każdy 7ydowski plan jest biznes planem ☺

  3. Tak samo twórczość Pitonia miała odwrócić uwagę od planu zalania Podhala przez masę czarnych muzułmanów.

    Góralszczyzna wiecznie żywa. Goralen.

  4. No i Córuś-Bachleda.

    Plus Małysz plujący na PiS z trenerem Tajnerem ożenionym po raz wtóry.

  5. Stare wrzutki: neopoganie, Deniken w milionowych nakładach z prlu, ufo które porwało milicjanta, prastara piastowska wiara na granicy Odry-Nysy

    A dziś neopoganie robią ogólnopolskie zjazdy nad Biebrzą i wydaja serie koszulek z napisami „Nie masz boga nad Swaroga” lub napisem „Perun”.

    Długa tradycja. Świecka

  6. Żywy język potrafi wchłonąć obce słowa i nie skundlić się przy tym, lecz ubogacić. Pozostaje mieć nadzieję, że w strefie szerszej i grubszej, zwanej kulturą dzieje się podobnie. Problem oczywiście z proporcjami. Po paru łyżkach soli wsypanych do szklanki z wodą – woda się buntuje i nie chce już rozpuszczać w sobie niczego.

  7. no tak w jednym saloniku młodzież męska, w drugim młodzież żeńska a w dużym salonie szlachta z chłopami – taka społeczna idylla – szkoda że nie wyczuł pisma nosem, czyli tego co opisano w książce „jak nakręcić bombę” choć wydaje mi się że powinien

  8. Kościół i karczma czyli Książka i butelka

    Dwie optyki oświaty chłopskiej

  9. Chodziło o to, żeby chłop umiał czytać regulaminy wojskowe, obwieszczenia i instrukcję obsługi mausera. Władza ma w d., czy chłop czyta, czy nie czyta. A co Pan myślał?

    I dlatego odpalono Konopnicką, Reymonta, Lucjana Rydla etc.

  10. W 1912 roku chłopaki ustalili w Zakopanem z Piłsudskim, że będą mieć kasę na polskie wojsko, a Rydel po 1914 tę kasę trzymał, hehe…

  11. Mieszkam niedaleko Zakopanego i zawsze mnie ta sztuczna góralskość i styl witkiewiczowski w budownictwie denerwowały. A tu proszę, się dowiaduję, że za tzw. „góralskim” wzornictwem stał Grohman, łódzki pan włókniarz.

    Swego czasu trochę zajmowałem się trochę fotografią sprzed I i II wojny światowej w Pieninach i rzeczywiście, na żadnym zdjęciu nie można dostrzec mody do której odwołują się współcześni górale.

  12. Była pełna konspiracja, ale rachunek pewnie mieli u żyda.

  13. W Pieninach była inna moda od Szalaya.

  14. Pieniny to nie Podhale – to Spisz. Całkiem inna tradycja i stylistyka. Poza tym należy jeszcze odróżnić Podhale od Skalnego Podhala, z którego stylistykę brał Witkiewicz. I przecież nie chodziło o to, że to miało być tak jak budowali cieśle na Skalnym Podhalu. Po prostu wykorzystał pewne element do normalnego budownictwa willowego. Uważam, że to jest dużo lepsze niż styl tzw. tyrolski.

    Mieszkam niedaleko Zakopanego …” – to nic nie znaczy. Można mieszkać w samy Zakopie i nic nie kumać.

  15. Granica ze Spiszem jest na Dunajcu i Białce, za powiedzenie na mnie i moich ziomków „Spiszaku” morda obita, bez litości.

  16. Zgoda, może Grohman uczył się na Szalayu?

  17. Ruch noblowski począł się z pobudek pacyfistycznych, chociaż wiadomo, że był finansowany przez producenta dynamitu. Ci wszyscy walczący o pokój naukowcy w 1914 roku wzięli się raźno do roboty w celu udoskonalania narzędzi zabijania, a literaci przeszli do kancelarii i sztabów na front walki propagandowej.

    Pokojowy ruch noblowski stworzył masowe szczepienia, cyklon B, a dużo później bombę atomową.

    Wielkie koncerny kontrolują naukę, literaturę, ekonomię i politykę. Wywołują wojny i rewolucję, również tę z 1989 roku, okraszoną stosownymi Noblami, przechodząc gładko do walki z klimatem (Al Gore, może Greta Thunberg?) czy zabójczej pandemii covid (zabójcza broń).

    Każdy, kto popiera ruch noblowski, musi poprzeć blokadę telewizji wrealu24 na YT, czy cenzurę mediów narodowych w internecie, bo to są te klimaty, a nobliści pewnie opracowują algorytmy stosowane do cenzury w sieci.

    W muzyce i sztuce mamy inne nagrody i bodźce służące kontroli i zglajszachtowaniu ludzkiej działalności na globie pod jeden sznurek, ale te same organizacje i gremia jurorskie będą krzyczeć o potrzebie zachowania różnorodności.

    System póki co działa, a jak wybucha wojna czy jakaś wiosna arabska, epidemia, to 7ydzi nigdy nie są zaskoczeni. Przeciwnie – na wyścigi i publicznie przechwalają się, kto wiedział pierwszy.

  18. o tym, co się szykuje.

    Bo oni przecież wszystko mają w rachunkach.

  19. My otrzymujemy tylko cząstkę wiedzy w zakresie niezbędnym, żeby można było nas po raz kolejny robić w trąbę. Chodzi o to, żebyśmy dali się zaszczepić, zainstalować czipa albo np. grać na giełdzie. Człowiek całkiem nieobeznany z pewnymi sprawami nie dałby się oszukać, bo ma swój rozum. Dlatego powszechna edukacja była potrzebna, żeby zniszczyć tzw. zdrowy chłopski rozum i wprowadzić nowoczesność.

  20. Poza tym po Shoah trzeba było odtworzyć personel najniższego szczebla, dlatego po 1989 roku w każdej mieścinie utworzono uniwersytety kształcące absolwentów – przedstawicieli handlowych o kompetencjach szeregowego żyda sprzed wojny.

    Ci ludzie nie posiadają żadnej fachowej wiedzy, np. z dziedziny prawa, czy budownictwa, dlatego niemiłosiernie drę z nich łacha, jak tylko jest okazja.

  21. Ciekawe, ale jakby nie rozwinął Pan tematu. Są dwie możliwości niewykluczjace się. Albo Pan nie wie, albo projekt jest nadal realizowany, więc tym bardziej nikt Panu/nam nie powie. Położyłbym akcent na to drugie.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.