sty 132020
 

Czasem zastanawiam się, jak tu opisać inaczej kant postawiony kiedyś przez Mistewicza w tygodniku Na Przełaj, czyli alternatywę być i mieć. Mogę się tym nie zajmować, bo jest mnóstwo ciekawszych rzeczy, ale wracam do tego, albowiem cep ten bywa w użyciu również i dzisiaj. Korzystają z tego manipulatorzy lewicowi głównie, nie opisując jednak tego słowami prostymi, ale pogłębiając ten problem na tyle, na ile się da. No to idźmy tym tropem. Cóż to jest – być czy mieć? To jest wybór między wiedzą a własnością. I pan Mistewicz jasno opowiedział się po stronię być, kiedy był jeszcze młodzieńcem. Uczynił to bez zrozumienia powagi problemu, dla jaj jedynie, żeby zmanipulować dużą grupę młodzieży, która w takie szwindle wierzyła. Problem być rozwijamy w następującym kierunku. Żeby być, potrzebne jest jakieś miejsce, w który można być bardziej, albo mniej. Nie można być tak po prostu, bo człowiek nawet myślący, ale samotny, zwątpi w końcu w swoje istnienie, jeśli nie będzie mógł go porównać z innym jakimś byciem. Jednym słowem potrzebna jest hierarchia. Jeśli jej nie ma, problem jakości bycia traci na znaczeniu, a zyskuje problem posiadania, czyli mieć. Jeśli wszyscy są równi, hierarchie rozwijają się wokół ilości dóbr nagromadzonych. To zaś dopiero przechodzi w jakość bycia. Czy o taką jednak jakość chodziło Mistewiczowi? Rzecz jasna nie, bo wtedy nie oddzielałby być od mieć. Nie miałoby to sensu. Jemu chodziło o bycie bez posiadania. To zaś oznacza bycie w hierarchii. A jakiej? No w hierarchii wtajemniczeń, to chyba jasne. Ta zaś możliwa jest jedynie wtedy, kiedy mamy do czynienia z wiedzą reglamentowaną i niejawną. I tak doszliśmy prawie do sedna naszego wywodu – być to znaczy funkcjonować w hierarchii niejawnej, w opozycji do własności, która daje przewagę jawną i oczywistą. Bycie według Mistewicza, to aspirowanie do kolejnych wtajemniczeń. I teraz już wiemy czym był ruch Wolę być, prawda? Był werbownią agentów. Na ile skuteczną, tego ocenić nie mogę, ale na pewno mogę stwierdzić, że był werbownią szkolącą ludzi, którzy pogardzali własnością, a żywili szacunek dla wiedzy niejawnej. Tylko taka bowiem gwarantuje bycie w oderwaniu od własności i tylko taka wiedza daje przewagę nad własnością. Najlepiej zaś jest kiedy połączy się ową niejawną wiedzę z hierarchiami jawnymi czyli uniwersyteckimi, wtedy dla ludzi ceniących wyżej być niż mieć otwiera się niebo i mogą oni już realizować swoje bycie w takich wymiarach o jakich się nie śniło nikomu. Najwyższą formą bycia, jest w takiej hierarchii pozbawianie podstaw egzystencji bliźniego, który sprzeniewierzył się hierarchii. To dopiero jest pełnia szczęścia i pełnia bycia, w wydaniu zaproponowanym dawno temu przez pana Mistewicza. Być oznacza bowiem kwestionować własność, a więc przewagę oczywistą i widoczną, być oznacza także kwestionować nielojalność wobec hierarchii i słabość bliźnich.

A skoro tak, skoro jakość i styl prawdziwego bycia jest niejawna, to znaczy, że kwestionuje się nie tylko własność, ale także możliwości i potencjał ludzi własność zdobywających i własnością zarządzających, a więc ich siłę, przemyślność, spryt i inteligencję. Kwestionuje się posiadanie w ogóle, po to, by własność podporządkować hierarchii i uczynić z niej zasób do wynagradzania tych, którzy wyczuwają najdelikatniejsze drgnienia koniunktur w tej hierarchii, czyli dla najwierniejszych, najbardziej ambitnych, uczących się na pamięć regulaminów i gotowych do największych poświęceń w imię pełni bycia. Tą zaś jest – co było do okazania – spychanie bliźnich w przepaść. Nie można bowiem inaczej zaznaczyć swojej egzystencji w strukturze pionowej, gdzie awans jest wszystkim. Nie można też w bardziej wyrazisty sposób zaprzeczyć równości i temu co nazywamy demokracją niż wykrzykując głośno – wolę być!

To co tu opisałem wydaje się być pułapką na młodocianych, ale w rzeczywistości jest to pułapka na wszystkich, albowiem jej konstrukcja zewnętrzna może być nieco bardziej kusząca dla osób dojrzałych, choć mechanizm pozostanie ten sam. Dlatego zawsze musimy opowiadać się po stronie własności i dostępu do niej, a także nieskrępowanego korzystania z dobrodziejstw posiadania majątku. Tylko to bowiem gwarantuje nam bezpieczeństwo.

Struktury gwarantujące pełnię bycia bywają często karykaturyzowane, tak w wymiarze grupowym, jak i indywidualnym. To znaczy opisuje się je tak, żeby każdy średnio sprawnie myślący człowiek wiedział, że są one niepoważne, albo wręcz nie istnieją, bądź by problem być sprowadzał się do kabotyńskich występów jakiegoś pajaca. Niektóre z tych przypadków to działania celowe, które służą do tego, by istnienie bycia o którym poinformował nas dawno temu pan Mistewicz ukryć przed oczami bliźnich.

Podajmy przykłady. Na początek niech będzie to masoneria i badania nad nią prowadzone przez pana Krajskiego, który twierdzi, że finałem awansów masońskich jest przejścia na islam. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że do konwersji na islam potrzeba dwóch świadków wyznania muzułmańskiego, w obecności których wypowiada się sakramentalną formułę, wywody pana Krajskiego zaczynają prezentować się dziwnie. Nie tracą jednak swojej uwodzicielskiej mocy. Bo każdy wie, że struktury tajne istnieją, a także chce poznać wokół jakich jakości się organizują i co to znaczy być masonem.

Jeśli idzie o karykaturalną manifestację bycia w wymiarze indywidualnym, niech za przykład posłuży nam redaktor Durczok. Jak pamiętamy przypierniczał on po autostradzie pijany, z dużą prędkością, a kiedy go zatrzymano, wysiadł z auta i zaczął wywijać grabiami manifestując swoją indywidualność i styl. Później zaś okazało się, że redaktor Durczok, składał jakieś fałszywe podpisy pod umowami, bo nie zrozumiał zupełnie, że hierarchia, w której tkwi cofnęła mu uwierzytelnienia i nie może on już w niej być. Prostodusznie więc, nie rozumiejąc istoty problemu próbował się samowolnie przerzucić na manie. Tu jednak okazało się, że posiadanie poza hierarchią, gdzie on był przez całe życia, oznacza jednak trochę co innego niż mu się zdawało. I dziś, żeby wreszcie powrócić do bycia w całej pełni redaktor Durczok ogłosił, że jest alkoholikiem. Co za, prawda, niespodzianka. Bez tej deklaracji ani my, ani sąd, ani nikt w ogóle nie zorientowałby się kim jest redaktor Durczok. Musimy jednak wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt. On przyznał się do pijaństwa, po to, by odwrócić uwagę od jeszcze jednego aspektu bycia w całej pełni i okazałości, jaki podsuwała mu jego hierarchia – od narkotyków. Lepiej być bowiem – dla ludzi spoza hierarchii – pijakiem niż ćpunem. To zawsze lepiej wygląda i zawsze znajdzie się grupa osób, która pijakowi okaże współczucie. Ćpun, szczególnie wpływowy, opowiadający często o swoich dochodach nie znajdzie zrozumienia u nikogo. On jest dla siebie tylko, a czym charakteryzuje się bycie dla siebie powiedziałem już na początku. Mogę jednak powtórzyć – być w samotności to wprost kwestionować swoje istnienie, którego nie można porównać z żadnym innym. Dlatego właśnie redaktor Durczok, rzutem na taśmę, przyłączył się do grona wesołków, birbantów i osób nachalnie towarzyskich, zwanych też niekiedy nałogowymi alkoholikami. Dziękuję bardzo za uwagę.

  20 komentarzy do “Być czy mieć czyli między wiedzą a własnością”

  1. Lepiej być znanym pijakiem niż anonimowym alkoholikiem ☺
     

  2. …. nawet AA,  niż krypto (ukrywającym się) ćpunem
    być czy mieć czyli problemy ontologii antropologicznej 

  3. Doktor Krajski ma racje! W naszym spoleczenstwie abstynent jest na minus 32 miejscu (muzulmanie nie pija alkoholu), a nizej tzn. na minus 33 stopniu moze byc tylko szatan!
    Jest w interii artykul o nowych serialach, ktore Coryllus prawdopodobnie bedzie ogladal i recenzowal. Zauwazylem pewna prawidlowosc. Otoz w tych serialach istnieje hierarchia analogiczna do gry planszowej „Dzungla”, w ktorej lampart zbija szakala, lew zbija lamparta, a slon jest najsilniejszy ze wszystkich i moze pogonic lwa. Jest tez mysz, ktora moze wejsc do traby slonia i go udusic. Jest niby najslabsza, ale w pewnych warunkach jest najsilniejsza.
    W serialu „Szadz” na podstawie prozy Brejdyganta (nie znam postaci) i ze Stuhrem w roli glownej wystepuje policjantka, a zatem dosc wyskoko w hierarchii, ale zbija ja – w przenosni i doslownie – seryjny morderca kobiet i jest tez zapewne silniejszy od policjantki Wasiluk z serialu „Archiwista”, chociaz nie spotykaja sie razem na jednym planie filmowym. Oczywista oczywistosc, ze „seryjny morderca kobiet” ma w grach planszowych wieksza sile od wiekszosci kobiet, poniewaz je zabija, a one z kolei sa silniejsze od wiekszosci mezczyzn, bo mowimy o lewicowych grach planszowych. „Mysza”, ktora zbija slonia jest kobieta myslaca, czyli Agnieszka Osiecka z serialu o tym samym tytule. Daniel Passent i Agata Passent stoja wysoko w hierarchii, ale oni nie graja, bo nie musza. Sa gdzies w tle.
    Ciekawa propozycja CANAL+ to serial „Król”, ktory „opowiada o mafijnym półświatku Warszawy lat 30. XX wieku. Akcja serialu rozpoczyna się w momencie bokserskiego pojedynku między falangistą Andrzejem Ziembińskim a Jakubem Szapirą, dopingowanym przez środowisko żydowskie. Walce przygląda się Kum Kaplica – stary bojownik PPS, socjalista i król warszawskiego półświatka”. Lepiej, zeby Coryllus tego nie ogladal, bo moze sie skonczyc zawalem, a teraz podobno nie beda leczyc tych, co nie dawali na WOSP.

  4. Fałszywość dylematu „być czy mieć” obnażyła era gierkowskich prostopadłościanów dla öwczesnej nomenklatury. Dla niepoznaki pewien promil szaraczköw też się załapał na kredyty. Potem był jeszxze lans bohatera-intelektualisty („dorastanie”, „siekierezada”, „ostatni dzwonek” itd.). Ostatnim produktem z gatunku tego rzekomo durnopolskiego nurtu jest Belfer ż młodym Stuhrem. Mając do wyboru taki scenariusz, dzisiejszy narybek przyszłych elit z np. Batorego woli dekadencki lans życia w stylu pato-inteligencji…to ja już wolę nurt piosenki turystycznej sprzed ćwierćwiecza, choć to odgrzewane kotlety. Ale przynajmniej estetycznie bl melodycznie bardziej strawne niż nachalny rap, pusty pop z jednej lub niewybredne estetycznie i na dłuższą metę niestrawne d-p z drugiej. Ale w tym wszystkim DP jest po prostu szczere. Jaki naröd i jakie czasy, taki bard.

  5. przeraziłeś mnie, że ten Mata jest w samraźnym odzwierciedleniem epoki ?
    bo piszesz jakie czasy taki bard, to raczej chwilowy odlot
    No ja się nie zgadzam, że to reprezentant epoki, przecież to co Mata reprezentuje to degradacja, bełkot ubliżający jemu samemu, rodzicom, szkole, tradycji  i dobremu wychowaniu itd. Jeszcze nie są te czasy żeby Mata był bardem, on za chwilę zda sobie sprawę ze swoich wygłupów i przestanie. Gra się czasami rolę durnia, ale po jakimś czasie przestaje to rajcować.
    A co do być czy mieć to większość na tym blogu jeśli nie wszyscy –  wolą być. 

  6. Tak się kończy kiedy ludzi czytają i słuchają debila

  7. Ale jaja! Maja wypuscic zabojce Pawla Adamowicza, a zamkna tego plastusia z animacji w TVP, ktory byl ludzaco podobny do Jurka Owsiaka!

  8.             ☺ WWW ☺
    Wiedza+Własność=Wolność
     

  9. To o Zenku było… bard Mart. Zenko Muzykant. Melodisco jako odZETtrutka od pustopopu. Na patorap szkoda słuchu.

  10. Czasem w tych cashkryminałach (möwię tu o Belfrze akurat) trafi się smaczny i autentyczny kąsek – w 1 czēści był to wuefista-molestator czy też biznesmen z branży padliniarskiej (najlepsza rola). I jakaś tam generalna prawda jednak o polskiej prowincji się przebija: jak ważne jest mieć. Nie po to, by mieć, ale właśnie by móc być. By bardziej być. A producent amerykańskim czujem wyczuł, że kryminał siē zwróci. A że nieco plastik? Ano plastik…

  11. Choć dumnie brzmi to BYĆ
    To jednak trzeba MIEĆ
    By było za co pić
    i życie jakoś wlec.
    Być i mieć na ilustracjach własnych

  12. Bardzo ciekawy…
    … i pouczajacy wpis…  dobrze wiedziec  i  widziec  jak to  zdegenerowane dziadostwo,  zwykla mierzwa  i  prostactwo  sie stacza…
    … dalby  Bog aby te  rozne durczoki,  najsztuby,  rusiny  czy  lisienki  stoczyli sie  CZYM  PREDZEJ  !!! 

  13. Zenek się nie narzuca (zatrudniają go to wykonuje zlecenie czyli śpiewa)  i nikogo i niczego nie dezawuuje  , a Mata dewastuje normy wychowawcze.
    Zanim się młodzież połapie że on jest oddelegowany na odcinek niszczenia resztek szacunku do liceum, a młodzi lubią zagrandzić, im się podoba negowanie sytuacji  zastanej, jeszcze nie wiedzą ile się trzeba natrudzić żeby przeżyć od pierwszego do pierwszego. No to część mu uwierzy i …. skończy naukę na zawodowym szczeblu kształcenia (noszenie cegieł i gumofilców).  

  14. kontynuują myśl Paryżanki: także Jażdżewskie, Matczaki … et consortes 

  15. Tekst „Maty” (geniusz? nie, rymowana papka jadąca na fali rzekomej obrazoburczości, nawet jeśli to ma być parodia) to jeden wielki bigos znaczeń, to wrzucenie bez sensu wszystkiego do jednego wora. „My to patointeligencja, katolickie przedszkola, strzeżone osiedla, kurator angielski i gegra”. Fałsz i nieprawda, a dodatkowo jeszcze bez sensu wrzucony tam epitet „katolicki”. Tęsknota za folklorem blokowiska? Trudno o coś mniej autentycznego. O ile pamiętam i się orientuję i o ile słyszę dziś, podziały w środowiskach szkolnych przebiegały, o ile pamiętam (i nadal przebiegają) zupełnie inaczej: na kasiasto-nihilistyczno-bezideową, a przy tym wcale nieantykonsumpcyjną młodzież (Gomułka mówił na nich „bikiniarze”, ale kiedyś to był komplement, interesowali się jazzem) i na uczesanych obowiązkowych wrażliwców z gitarą lub tomikiem poezji (dziś: z okularami i tendencją do laptopa) i kompasem moralnym w sercu, którzy raczej robią zadania domowe, raczej są punktualni i raczej myślą o tym, by dostać się na studia na kierunku medycyna, architektura lub prawo (ci co zdolniejsi) lub Akademia Rolnicza, politologia lub marketing i zarządzanie (by nie wyjść na głupka z gołą maturą). I potem, w dorosłości, tak zdychotomizowana młodzież bez mydła wchodzi w podział społeczny na liberalną wielkoświatowo aspirującą PO i siermiężny dłoń-biskupowi-całuśny PiS. Kulturą i normalnością, zarówno 30 lat temu jak i dziś, jest wszystko to, co rodzi się na obrzeżach tych uproszczonych podziałów i je przekracza, nie mieszcząc się w wyznaczonych dychotomicznych ramach. „Harnaś, perełka w plenerkach, … nie jemy mięsa”. Nie jest to autentyczny obraz świata młodzieży, choćby z tego względu, że ci, co piją harnasia, z reguły nie myślą o losie biednych świnek, a ci, co nie jedzą mięsa, najczęściej też nie nadużywają alkoholu, tak już jakoś jest…  od czasów starożytnych bardziej przydatne do opisu świata (także współczesnego) są dwa klasyczne pojęcia: hedonizm i stoicyzm. Dlatego – sorry – bigos znaczeniowy Patointeligencji, czyli treść sztucznie spreparowana, nieprawdziwa,  skądinąd współgra to z (rzekomo spontaniczną) popularnością tego utworu – do mnie nie przemawia. A 10% szajbusów znajdzie się w każdej szkole.

  16. „oddelegowany na odcinek niszczenia resztek szacunku do liceum” – genialne.
     

  17. Kiedyś podobną próbą, równie fałszywą (mieszającą w jednym tyglu bez sensu ze sobą dwa skądinąd uprawnione podziały: hedomizm-asceza oraz inteligencja-robotnicy) było „Stańcie przed Lustrami” Róż Europy. Ale w przeciwieństwie do „patolinteligencji” było to przynajmniej strawne melodycznie i rytmicznie i nie dewastowało norm przyzwoitości.

  18. Wybór konwencji estetycznej bardzo dużo mówi o intencjach.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.