Kiedy byłem w Empiku i zobaczyłem tam książkę pod tytułem Mohacz 1526, kupiłem ją od razu. Ze względów wiadomych. W środku znalazłem fragment opisujący wystąpienie węgierskiego posła na sejmie Rzeszy, który mówił, że wszystkie ciosy imperium tureckiego, przyjmują na siebie Węgry, mogą więc chyba oczekiwać, że udzielona im zostanie pomoc. Ten krótki fragment, oraz wszystko co zdarzyło się na Węgrzech po roku 1526 demaskuje polityczną doktrynę niemiecką. Nie jest to doktryna szczególnie wyszukana, a jej celem jest panowanie na Europą Środkową, w tych momentach, kiedy warto o to zabiegać. To znaczy, kiedy Europa Środkowa jest w miarę zasobna i jest tam co dzielić. Z kim dzielić – wiadomo. Albo z Turkiem, albo z Moskwą, która w tradycyjnej polityce niemieckiej uprawianej przez stulecia, zastąpiła świat muzułmański. Od wystąpienia Rosji i wojen śląskich można datować nowy rozdział w polityce Niemiec – współpracę z Moskwą. Można to ująć bardziej syntetycznie i wskazać, że polityka niemiecka nastawiona była, od samego początku na współpracę ze wschodem. Ta współpraca odbywała się zawsze kosztem krajów i organizacji, które położone były pomiędzy Niemcami, a owym wyobrażonym bardziej niż realnym wschodem. Była to jednak pewna stała. Kłopot Niemiec polega na tym, że ich pomysły wykolejają się zwykle w tych samych miejscach, czyli w okolicach Azji Mniejszej i Kaukazu. I nie ma doprawdy znaczenia czy dochodzą tam od południa jak Fryderyk Barbarossa, czy od północy jak Adolf Hitler. Niemcy nie rozumieją też morza. To można udowadniać na różne sposoby i wskazywać w dowolnym momencie dziejowym, na ślepo właściwie, w jaki sposób oni tego morza nie rozumieją. Henryk VI zajął Sycylię, wymordował normańską arystokrację i zdewastował najlepszą flotę, jaka pływała pomiędzy Tyrem a Palermo. Po co? Żeby się przypodobać swoim arabskim kontrahentom a także Bizancjum. W czasach wcześniejszych cesarstwo Ottonów wskazywało taki właśnie kierunek polityki – współpracę z Bizancjum i na tym tle można było rozwijać jakaś samodzielną politykę w kraju Polan. Myślę, że poważną. Ponieważ jednak Niemcy nie rozumieli morza (i nie rozumieją go nadal), ich sprawy w Bizancjum przejęli Wenecjanie, którzy morze rozumieli doskonale, a port był instytucją, którą udoskonalili w taki sposób, że nawet do dziś trudno to poprawić. Ta zmiana natychmiast zaczęła rzutować na stosunki w kraju Polan, o czym wspominamy często. Wobec zablokowania opcji wschodniej w Azji Mniejszej, ktoś Niemcom podsunął nowe kontrakty i wykreślił nowe perspektywy. Byli to Arabowie. Żeby jednak współpracować z Arabami trzeba mieć do dyspozycji porty. Te zaś były w Italii i nad Zatoką Lwią. Jak to już pisałem, do czasu, kiedy Fryderyk Barbarossa ożenił Ryksę Śląską z Rajmundem V z Tuluzy, Niemcy zamieniają się powoli w kraj muzułmański. Pomiędzy nimi a Arabami leży Italia, którą należy opanować lub zgnieść. Sytuacja wygląda groźnie, ale miękkości papieża, uległość niektórych miast i bezwzględna przewaga, jaką Niemcy mają w Italii, trochę usypia ich czujność. Poza tym do rozgrywek włącza się dynastia Plantagenet, która defasonuje nieco prosty i klarowny obraz sytuacji. Nie będę wchodził w szczegóły, które są w książce. Chodzi o to, że wobec podstawowego założenia niemieckiej polityki, wszelkie składane przez Niemców obietnice dotyczące organizacji położonych pomiędzy nimi, a ich istotnym kontrahentem są z istoty fałszywe. Można nawet rzec, że nie jest to wina Niemców. Oni po prostu nie mogą inaczej, a żeby przestawić politykę jakiegoś kraju na inne tory trzeba prawdziwego wizjonera. Takiego zaś w Niemczech nie było do czasów cesarza Ottona I. Cały świat wie o tym, że Niemcy są krajem, który wciąga się w pułapkę. Wiedzą o tym przede wszystkim Anglicy, ale wiedzą także Amerykanie. W dawnych czasach nie dowiedzieli się tego Arabowie, ale Moskwa, zarządzana z tylnego siedzenia przez Londyn ma pełną świadomość tych zależności.
Jak zachować się więc, będąc Polską lub Węgrami, wobec agresywnego pasera z nożem, który ma interes za lasem, należącym w całości do nas? To jest clou naszej polityki, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś się tym na poważnie przejmował. Problem ten można rozwiązywać na różne sposoby. My zaś rozwiązujemy go w taki sposób, że także wpadamy w pułapkę. Myślimy bowiem, że istnieje wybór między Niemcami a Rosją. To jest łatwy do zdemaskowania idiotyzm, albowiem papież w XIII wieku nie mógł powiedzieć, że ma wybór między kalifem a cesarzem. Musiał coś wymyślić. No i wymyślił – rodzinę d’Anoju. Ktoś powie, że to były inne czasy. Jasne, czasy zawsze są inne, a Robert Andegaweński był tym człowiekiem, który zmienił całą politykę, nie tylko na południu, ale także na Węgrzech. Za to Węgrzy nie lubią jego potomków, albowiem zmienili oni na tronie w Budzie dynastię rodzimą, a stało się tak na wyraźne życzenie papieża. Jak widać na tym przykładzie polityka prowadzona w XIII wieku i później miała wymiar światowy. Nie można jej więc opisywać używając pojęć z polityki lokalnej, czego notorycznie nie rozumieją historycy w Polsce. Może politycy to zrozumieją? Nie wiem.
Metody polityczne Niemiec polegają na tym, by obietnicą bez pokrycia zbliżyć do siebie kraje Europy Środkowej, a następnie podzielić się nimi z mocarstwem położonym na wschodzie. Z Italią w XIII wieku ten numer się nie udał, ale udał się w XVI wieku z Węgrami i w XVIII z Polską. Niczego innego ponad powtórkę tych wydarzeń Niemcy z siebie nie wygenerują. Nie rozumieją bowiem morza. Ich sukcesy są nędzne i krótkotrwałe jeśli porównać je z sukcesami Anglików. Nie można też z nimi negocjować, albowiem nie rozumieją, że ktoś wywiera cały czas wpływ na koła polityczne w Niemczech urabiając je tak, by wpadły w pułapkę. Czy ta pułapka powtórzy się po raz kolejny? Nie wiem. Wydaje mi się, ze obecnie Niemcy próbują przeskalować swoje stare koncepcje i szukają kontrahentów zarówno w Rosji, jak i w świecie muzułmańskich, a także w Chinach. Jeśli metoda ich się powiedzie, można mieć pewność, że w Niemczech nie zostanie kamień na kamieniu. Nasza polityka powinna być skoncentrowana na tym, jak przetrwać przy takim zagrożeniu. Na razie ktoś testuje wschodnią, od wieków całkowicie nieważną granicę. To może być zaskoczeniem dla wielu osób w Polsce, mam na myśli rozwój wydarzeń na Podlasiu. Może to być też zaskoczeniem dla tych durniów, którzy jadą tam i wymachując legitymacjami poselskimi, usiłują zwrócić na siebie uwagę mediów. Jest to bowiem obecnie kwestia najpoważniejsza. Chodzi o to, czy państwo polskie jest w stanie wykonać przypisane sobie czynności w zakresie podstawowym. Naprawdę nie chodzi o nic wielkiego, tylko o to, czy funkcjonariusze wykonują rozkazy i wszystko działa jak należy. Uważam wobec tego, że każdy kto naraża na cokolwiek funkcjonariuszy, w sytuacji kryzysu, powinien podpadać pod paragraf zdrady stanu. Wliczam w to także Frasyniuka.
Wróćmy do pułapek zastawianych przez Niemców. Najważniejszą było zmodyfikowane, cesarskie chrześcijaństwo, które było lepsze – bo mniej załgane i czytelniejsze jeśli chodzi i podział władzy w terenie – od papieskiego. Poza tym Niemcy potrafili wpływać na wybór papieża, a co za tym idzie mogli defasonować w dowolny sposób politykę Rzymu. I tylko uporowi i wierności krajów peryferyjnych papież zawdzięczał to, że Rzym przetrwał. Niemcy od XIII wieku bardzo sprawnie posługiwały się herezją jako narzędziem politycznym. W pewnym momencie jednak herezja wymknęła im się z rąk. I nagle, niespodziewanie dla siebie, stali się obiektem ataku wszystkich potęg europejskich, albowiem zaczęli – wprowadzeni w pułapkę – legitymować ortodoksję chrześcijańską w wymiarze politycznym. Nie mając w swoich granicach Rzymu, co istotne.
Współcześnie przynętą jest demokracja i dobrobyt. Tym narzędziem Niemcy posługują się prawie tak samo chętnie jak wcześniej herezją. I ten projekt zakończy się dla nich w taki sam sposób. Ktoś wyjmie im z rąk kwestie dotyczące uchodźców i zacznie ich tym młotkiem okładać po łbie. Bo to uchodźcy są dziś herezją. To oni mają świadczyć o tym, kto jest zwyczajnym, załganym, „papieskim” zwolennikiem demokracji, a kto tym lepszym, rozumiejącym wszystko głębiej. Kłopot polega na tym, że my nie mamy pojęcia, jak się zachować wobec takiego rozwoju spraw. No i autorytety medialne, a także kościelne, z siostrą Chmielewską na czele zaczynają krytykować państwo polskie za politykę wobec uchodźców. Oczywiście w dobrej wierze.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/
pamiętam wygłupy F. na jednej z ostatnich smoleńskich miesięcznic, …. pozostawiam bez komentarza
Rozumiem, że powyższy tekst odnosi się do treści z „Kredyt i Wojna” i można „Kredyt i Wojna” traktować jako swego rodzaju „Baśn-jak-niedźwiedź-o-Niemczech”.
Pytam bo potrzebuję odtrutki na germanofilię członka rodziny.
Niekoniecznie, tam jest trochę o polityce cesarstwa i relacji, dość oczywistej, pomiędzy cesarstwem a herezją
Ciekawą informację podała prasa. W związku z konpromitacją USA w Afganistanie, Izrael jest właściwie gotowy do przejęcia kierowniczej roli w NATO. Ciekawe czy Niemcy zaczną wtedy płacić składki?
Który Izrael? To ważne pytanie. Ten dzisiejszy, czy ten sprzed wyborów?
Jakież to aktualne – wlepiają nam załgane chrześcijaństwo. Wystarczy popatrzeć jak wygląda ich katolicki Kościół. Podobno niemieckie fundacje kościelne zaczynają coraz bardziej grantować nasze organizacji kościelne, wspólnoty młodych i parafie
Ten obecny.
Futrowali i futrują historyków, pisarzy, aktorów i innych, to mogą i tych.
I jeszcze jedno. Piszą, że w 1945 r. najważniejszy był Berlin, ale teraz to Kabul.
No to dramat
Kolejny dramat
Zgadzam się w obu ważnych kwestiach. Niemcy znów poniosą klęskę. A jeśli chodzi o Polskę, najwyższy czas, aby karać zdradę stanu, choćby wykluczeniem, towarzyskim, wskazaniem palcem, jak pan wskazał Frasyniuka.
To może i lepiej, że tak piszą. Niech wyjadą do Indii wszyscy, tak będzie najlepiej
Niechby chociaż to, nie mówię, żeby od razu wieszać na latarni
Dzień dobry. Ja też myślę, że wobec powyższego jedyną opcją dla nas jest udawać normalne państwo. To nic, że nikt w to nie uwierzy, ważne że zamanifestujemy chęć bycia takim państwem w oczach tych, którzy zdecydują o losach wschodu Europy, czyli Anglików. Oni już są pewni, że scheda po RON, czyli Wielkie Księstwo im się przyda i uruchomili tam swój projekt. Na nas patrzą trochę podejrzliwie, bo to jednak Polska, kraj który musieli niszczyć długo a i to bez całkowitego sukcesu. Jednak dziś nie przypominamy nawet ich niegdysiejszych przeciwników, mogą więc nas do czegoś wynająć w tym projekcie, bo WKL nawet nie poudaje normalnego państwa i oni to wiedzą. A to jest spory obszar, spora logistyka i ktoś to musi administrować, może nie w standardach londyńskich, ale z jakąś dającą się ograniczyć korupcją i bezwładem. Poza tym jesteśmy „chorobliwie antyrosyjscy” a to będzie chyba śpiewka na najbliższe 50-100 lat. Więc się nadajemy i nieświadomie już bierzemy udział w tej rekrutacji. Lepiej, żebyśmy ją przeszli, bo alternatywą jest pokawałkowanie. Cesarstwo nie śpi, choć może wszystkiego nie ogarnia.
Do rozważenia, szczególnie wobec niektórych wypowiedzi nt. Argentyńczyka:
https://www.youtube.com/watch?v=FFFqFIYNiMY
Indie nie uciekną. Na razie na tapecie jest Hiszpania. Nie chcą potomkom pokrzywdzonych i wypędzonych przez inkwizycję wydawać paszportów. Okazało się, że w Ameryce Południowej żyją potomkowie Sefardów, mogą się wylegitymować na podstawie dokumentów, że są naprawdę ich potomkami. Z tego co zrozumiałam, chcą też rekompensaty. Nie należy wszak kraść rowerów, nie mówiąc o innych dobrach.
Miki na to jest paragraf. Zdrada jest karana z mocy prawa.
Jesteśmy normalnym państwem. Mocarstwo wysyła do Turcji swój najwięszy samolot gaśniczy i co bum. Nasi pojechali, zrobili co do nich należało i żadnego bum nie było. Przykłady można mnożyć. A my widzimy posła Strusia- Pędziwiatra i przesłania nam to cały świat.
Zwalczanie zdrady stanu powinno iść kilkoma ścieżkami. Ostracyzm społeczny, tak jak było w Wielkopolsce na początku 20w. Egzekwowanie odpowiedzialności karnej. Działanie służb, nie bojówek wieszających na latarniach, ale sprawnych służb.
– wszystko co widzimy ma nam przesłaniać rzeczywistość. A ona niestety jest taka, że jesteśmy sterowanym z zewnątrz terytorium zależnym, którego mieszkańcy nie mają większego wpływu na rządy w ich kraju, gdzie wybory są rodzajem badania opinii publicznej, gdzie gospodarka jest doraźnie wydzierżawiana różnym chętnym gotowym za to zapłacić a potem w ten czy inny sposób eksploatować ten teren. Przy całkowitym niezrozumieniu tubylców, żyjących w świecie iluzji, celowo tworzonej i rozpowszechnianej.
„…panią Chmielewską”, może z dodatkiem „ps. Siostra”. Jej zgromadzenie (we Francji, więc niby pierwszorzędne) utraciło status organizacji kościelnej, katolickiej. Pozwoli to być może – wcale nie paradoksalnie – w sposób bardziej klarowny, harmonijny i spójny postrzegać zarówno postawę, jak i tak starannie plasowane w mediach wypowiedzi tej Pani na tematy różne, zawsze aktualne i gorące społecznie. Emploi pozostaje oczywiście bez zmian.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ma%C5%82gorzata_Chmielewska
https://www.tygodnikpowszechny.pl/czy-siostra-chmielewska-jest-zakonnica-166858
(może to przejdzie)
W niemieckiej prasie: bezlitosny polski rząd i fotka z granicy. Po kilku godzinach główny opozycjonista wydaje empatyczne oświadczenie. Za chwilę rusza orkiestra współczucia.
Pozostaje ustalić głównego dyrygenta. Coryllus bez pudła nakreślił sytuację.
8 sierpnia 1991 r. do włoskiego portu Bari dotarł „Słodki statek” z ponad 20 tysiącami uchodźców albańskich. Słodki, bo wcześniej woził cukier z Kuby. Załączam zdjęcia, które pokazują jak słodko tam było. Burmistrz Enrico Dalfino wygłosił wówczas swe słynne powiedzenie „Sono persone…” (To są ludzie…). Za jego humanitarną postawę prezydent Włoch nazwał go kretynem. Wkrótce ponad 17 tys. uchodźców władze włoskie wywiozły samolotami i statkami do Albanii. Niektórzy myśleli, że płyną do Wenecji.
„Po pierwsze: spalić okręty”
Pierwsza humanitarna akcja przyjmowania uchodźców to byli Goci.
Chrześcijanie uciekający przed Hunami. Przyjęto ich, a już wkrótce zabili cesarza i spalili Italię i Iberię.
Imigracja = wojna. Zawsze.
A ciotka wikipedia donosi ,że Małgorzata Chmielewska nie jest żadną siostrą bo jej wspólnota „Chleb życia ” jest świeckim stowarzyszeniem i nie ma stausu zakonu . To wychodzi na to ,że mamy do czynienia z przebierańcem .
Bo to uchodźcy są dziś herezją.Jest pan Wielki!!!
Przepraszam ,
ale dzisiaj wspomnienie Sw. Ludwika
Goci to byli arianie, nie chrześcijanie…
Chmielewska jest siostrą w takim sensie jak my wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami. Nie jest zakonnicą, jest osobą świecką.
Dobre, ale trzeba jednak rozróżnić esencjonalną analizę polityki Niemiec, od spraw mniej pewnych, jak ich „nierozumienie morza”, czy odgadywania przyszłości, która oby!
Wandale czy Rzymianie z czasów Wojen Punickich także morza nie rozumieli, a sobie poradzili.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.