gru 052021
 

Targi we Wrocławiu upadły bardzo nisko. Stało się to z kilku powodów, których dawniej, przed covidem nie dostrzegałem. Pierwszy to odległość od centrum, korki, które ją powiększają i bożonarodzeniowy jarmark na rynku. Nie ma mowy, żeby ktoś się zjawił w hali mając do wyboru rynek. Komunikacja taksówkowa nie istnieje właściwie, trzeba czekać godzinę na auto. Ilość wystawców na targach jest wręcz żadna. To znaczy, że żadna jest także oferta. Na moim stoisku zatrzymywali się ludzie po to, by pochwalić okładki, kilka osób ze względu na te okładki kupiło książki. Pieniądze wydają tu najczęściej najbardziej obdarci emeryci w dziurawych butach, wysupłujący grosze z obszarpanych, pamiętających Fundusz Wczasów Pracowniczych portmonetek. Reszta ogląda. Na jakieś indagacje dotyczące treści książek ludzie ci odpowiadają – o wie pan, życia by nie starczyło, żeby wszystko przeczytać. Zapewne, ale w takim razie po co przyjeżdżać na targi książki?

Tak zwanych wydawnictw prawicowych nie ma wcale. Myślę, że w ogóle nie ma tu wydawnictw niedotowanych. Co nie znaczy, że uważam prawicowych wydawców za tych, którzy nie pobierają dotacji. W każdym razie pamiętam czasy, kiedy targi były obok hali, w ogrzewanych namiotach, a wystawców było około 200. Miałem wtedy olbrzymi ruch na stoisku, a obok siedział smutny i samotny Tomasz Łysiak ze swoją książką o pancerzach. Dziś sytuacja zmieniła się o tyle, że Łysiaka nie ma, bo nikogo nie interesują jego publikacje, a ja siedzę tak, jak on wtedy. Dlaczego tak się dzieje i czy wszystkiemu winny jest covid? Raczej nie, moim zdaniem wszystkiemu winny jest Igor Janke. Prawicowi wydawcy i związani z nimi czytelnicy żywili się przez 10 lat przynajmniej treścią salonu24 i całej politycznej blogosfery. Tę pracowicie, pocąc się upiornie, mordowano przez długie lata, chcąc wypromować gadające głowy na YT, czyli przekaz łatwiejszy i nie dający się zweryfikować pod kątem umiejętności autorskich opowiadającego. Dawniej bowiem nie było szans, by ktokolwiek czytał Zychowicza, jeśli on próbował coś pisać na blogu. Dziś po prostu opowiada, jak każdy i wystarczy mu trochę podkręcić popularność kupionymi gdzieś lajkami.

Igor Janke założył właśnie bloga w salonie24, co raczej na pewno ma wymowę symboliczną. Jest to ostateczne potwierdzenie triumfu intelektualnej nędzy, powierzchownych sądów, niezrozumienia niczego i przede wszystkim całkowitego braku wyczucia we wszystkim. Ofiarami jesteśmy my wszyscy. Dopiero do tego zestawu możemy dodać covid, wszystkie towarzyszące mu lęki i szajby. To znaczy obawę jednych przed zarażeniem się i niechęć drugich do poddania się covidowym reżimom. Wszystkie te elementy, plus drogie stoiska, droga kawa i drogie obiady, składają się na klęskę targów we Wrocławiu i targów w ogóle.

Jakie będą konsekwencje tego wszystkiego? Myślę, że mogą być poważne. Doszło bowiem do sytuacji, o której wszyscy mainstreamowi dziennikarze z prawicy marzyli od bardzo dawna. To znaczy mogą wreszcie rozmawiać we własnym gronie wyłączywszy głosy płynące ze strony publiczności. To zawsze najbardziej ich kręciło i do tego dążyli. Mogą też we własnym gronie promować swoje książki i odczuwać radość ze zwycięstw w konkursach, które sami ustawili, wskazując – w ich mniemaniu – tych autorów, którzy zasługują na uwagę publiczności. Ludziom tym, czego dowodem jest Igor Janke, nie da się wytłumaczyć, że publiczność ucieknie, bo oni są, pojedynczo i w masie, zwyczajnie nieciekawi. Nie da się wytłumaczyć Wolskiemu, że kiedy odpowiada na fikcyjne telefony w programie o nazwie W tyle wizji, nie wywołuje przy tym żadnej autentycznej reakcji u widzów. No, ale jak to zostało już po wielokroć ustalone nie o to im chodzi. Najważniejsze jest, by właściciele mediów zadekretowali kto jest fajny, a kto nie. Reszta, jak jej się coś nie podoba może iść na twitter i tam do upojenia ćwierkać dzień cały licząc, że wywoła czyjeś zainteresowanie.

Jeśli chodzi o wydawców i autorów gra nie toczy się o zainteresowanie czytelnika, ale o dotacje. Reszta jest milczeniem. Największe triumfy tu we Wrocławiu święci wydawnictwo Znak. Sprzedają oni stare książki w pakietach po dwie lub trzy, a publiczność wali tam drzwiami i oknami. Jest też trochę towaru na czasie i wcale nie covidowego. Można sobie poczytać, na przykład, o przeniewierstwach kardynała Dziwisza, albo o Lityńskim co się w zeszłym roku utopił. I gra muzyka. Ja im trochę zazdroszczę, bo nawet mając na składzie Proces Eligiusza Niewiadomskiego, nie mam z nimi szans. Nie mam, bowiem wiele osób pyta mnie – a kto to był Eligiusz Niewiadomski? Otrzymawszy zaś odpowiedź mówią one to, co już tu cytowałem – o panie, na przeczytanie wszystkiego to życia nie starczy.

I tak sobie siedzimy z kolegą umami i patrzymy na ludzi, jak pingwiny z Madagaskaru w nowojorskim metrze. Dziś ta hańba nareszcie się kończy i wracam do domu. Spadł śnieg, właściwie ciągle pada i zaraz topnieje, a w związku z tym jest raczej parszywie. Targi kończą się o 17, raczej nikt nie przyjdzie, bo rynek wciągnie wszystkich kupujących prezenty. Raczej na pewno nie przyjadę do hali w przyszłym roku, ale będę tu, jak Bóg pozwoli, 27 stycznia, bo mam zaplanowaną pogadankę przy Ołbińskiej 1. Nie wiem czy będą jakieś nowości. Powinny być, ale kto tam na pewno może dziś coś przewidzieć.

  8 komentarzy do “Chyba tu więcej nie przyjadę”

  1. Panie Coryllusie, Igor Janke to anioł pokoju. Spełnia marzenia Polaków, by wszyscy ze sobą żyli w zgodzie. Taka nowa wersja starego „Różnijmy się pięknie”.

  2. Może zamiast jeździć na te beznadziejne targi lepiej sprawić sobie kampera „booktrack’a” (na wzór foodtrack’a) ale takiego z opcją nocowania i handlowania i ustawiać się na rynkach, przy plaży, etc. Do tego kamerka i relacje z rozmów z kupującymi lub „kibicującymi”. Może to zadziała. Chyba jeszcze nikt tego nie zrobił. Cejrowski wykupuje stoiska na deptakach ale o trucku z książkami jeszcze nie słyszałem. Jak nie ma klienta to zawsze można się przestawić w inne miejsce, a jak nic nie idzie to stanąć w lesie i wykorzystać czas na pisanie. Kolega, który trzydzieści lat temu wprowadzał mnie w arkana biznesu powtarzał stale: pamiętaj, że jak jedne drzwi się zamykają to natychmiast drugie się otwierają więc skup swoją uwagę na ich odnalezieniu. Tamte stare były już nie dla ciebie więc nie ma czego żałować bo na pewno czeka coś lepszego. Trzymam się tego i to działa, choć nie zawsze pierwszy pomysł, który przychodzi do głowy jest najlepszy więc i ten z truckiem nie musi wcale być dobry, natomiast ten algorytm z „drzwiami” jest sprawdzony.

  3. Salon24 dla mnie był odkryciem do czasu pojawienia się tam zawodowców z licencją zawodowca. Potem klikałem już tylko w corrylus toyah i brixen (dokładnie nie pamiętam ten od świata za 5 lat). Kładka dla mnie było skopiowanie salon24 do natemat. Szkła kontaktowego i w tylewizji  psychicznie nie wstrzymuje. Pamiętam pozytywne przeżycia z pierwszej Rozety w Bytomiu. Rozmowa z Coryllusem, dobry film Brauna, jeszcze wtedy reżysera. Targi oprócz handlowania powinny mieć jakiś element towarzyszący. Powodzenia dla Coryllusa

  4. Ostatnio miałem nieprzyjemność rozmawiać o religijności i kościele w Europie Zachodniej. Rozmówca, zgodnie z prawdą, podkreślał odejście od religii, pustych kościołach itd. Uzasadniał to pozbywaniem się niepotrzebnych przeżytków przez nowoczesne i bogate społeczeństwo. Też zgodnie z prawdą, bo bogacenie się powoduje obniżenie religijności. Trudna dyskusja, bo po drugiej stronie zabetonowanie poglądów i wypowiedzi jak cytaty z „Faktów i Mitów”.

    Dlaczego o tym piszę ? Kryzys czytelnictwa skojarzył mi się z kryzysem chrześcijaństwa. Po co czytać książki, jeśli jest tak bogata oferta innych atrakcji? Jak np. wykwintne dania w Chlewiskach, luksusowe samochody, internet w każdej dziurze. Życie uproszczone do przyjemności, konsumpcji, klarowne i zdrowe. Widzę ten sfatygowany emerycki portfel, symbol znikających ludzi i przemijającej epoki. Nie chce się wierzyć, ale to następuje, tak jak zmiany na półkach sklepów z elektroniką – zawsze przegapiałem, gdy znikały porządne wzmacniacze czy odtwarzacze, a pojawiały się malutkie inteligentne systemy nagłośnienia, roboty sprzątające czy telewizory w kształcie kolorowego naleśnika.

    Jest oczywiście nadzieja, przywrócenie proporcji, tak jak wróciły winyle i powoli wracają kasety. Z jednej strony jest coraz więcej użytkowników strumieniowych źródeł dźwięku, z drugiej strony potrzeba naturalnego trzasku płyty czy szumu kaseciaka.

    Tak więc urok zapachu i szelestu papieru będzie zawsze przyciągał, ale póki co grupa odbiorców się kurczy, a moda musi chyba dopiero wrócić.

    I pytanie – czy nie przesłyszałem się, że w Czechach kupują 14 książek na łebka, a w Polsce 1,5 ? Jeśli to prawda, to palę się przed Czechami ze wstydu.

  5. Za chwilę dojdzie Pan do wniosku, że jak będziemy jeść byle co to wzrośnie czytelnictwo

  6. Moje wizyty w Chlewiskach tego nie potwierdzają, ale co do innych pewny nie jestem 🙂

    Zbyt wiele widziałem całkiem zamożnych domów zasiedlonych przez tzw. podmiejską inteligencję, z pustymi ścianami i półkami, a właściwie bez półek.

  7. Sam nie byłem, bo mieszka 10kkm od katolandu. ale widziałem zdjęcia kolejek do wejscia. Cos mi pan tu sciemniasz.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.