lip 142017
 

Wczoraj dowiedziałem się, że Empik zamierza stworzyć nową sieć sklepów z książkami. Mają to być podobno małe, kameralne księgarnie, gdzie zmęczony wielką powierzchnią tradycyjnego Empiku oraz jego światową ofertą czytelnik, będzie mógł poszukać prawdziwych książek, takich wiecie, z duszą. Jeśli to prawda to znaczy, że przed nami ostateczny koniec księgarstwa w tradycyjnym rozumieniu. Nie przetrwa nikt, a państwo wbije ostatni gwóźdź do tej trumny dystrybuując podręczniki przez szkoły i urzędy.

Jeśli wyjdziemy z założenia podstawowego, to znaczy, że literatura to propaganda dystrybuowana przez przygotowane dla tego specyficznego rodzaju propagandy kanały, to znaczy, że jesteśmy o krok od wprowadzenia cenzury i od dwa kroki od regulacji dotyczących dystrybucji, a być może także przydziałów papieru. Nie może być inaczej, albowiem nie można utrzymać wysokiej sprzedaży tłoczonej przez Empik i jego mutacje pulpy tak po prostu. Nikt jej nie weźmie do ręki, a skoro nie będzie można utrzymać sprzedaży, to trzeba będzie ludzi zmusić do tego, by kupowali. To się nie odbędzie łatwo, bo potrzeba do tego wyhodować specyficznego odbiorcę. To zajmie ze dwie dekady, ale wszyscy współcześni autorzy się do tego projektu przyłączą, bo im się będzie zdawać, że tworzą czytelników dla siebie. To nie będzie prawda, już nie jest, ale wyjaśnić się tego nikomu nie da. Jeśli bowiem ktoś dostaje gotowe pieniądze za nic, nie ma siły, by przemówić mu do rozumu.

Proces wychowywania nowego czytelnika już się zaczął. Nikt tego nie widzi, ale on się zaczął od degradacji autorów. To ważniejsze niż degradacja dystrybutorów, bo nad nimi nikt nie będzie się litował. Kto bowiem, prócz mnie ma się przejąć losem jakichś tam sklepikarzy?

Na czym polega degradacja autorów? Na obniżeniu rangi ich pracy. To się robi poprzez dotację. Biedny, a nawet i bogaty autor, pisze książkę i chce mieć swoje pięć minut sławy, ale wydawca publikuje jego książkę za darowane pieniądze. I rzeczywiście jest trochę tej sławy, ale ona trwa pół sekundy, potem wydawca zaczyna się martwić o powierzchnię magazynową i książka w cenie druku, albo lekko zawyżonej, trafia do krakowskiego dyskontu Bonito, gdzie także leży, choć jest elegancko wydana. Nikt nie kupi bowiem luksusowej książki za 15 złotych, bo będzie czuł się oszukany. To jest sprzedażowy kolaps. Ludzie, którzy chcą kupować książki, nie będą się zastanawiać czy wydać 15 czy 35 złotych, a ci, którzy ich nie kupują, nie kupią także tej przecenionej. Na rynku zostaje zdegradowany autor, który jakoś próbuje tłumaczyć się w swoim środowisku i wśród zaprzyjaźnionych plemion, że oto wydał książkę i ona nie dość, że jest fajna, to jeszcze ładnie wydana. No, ale ktoś z tego towarzystwa zagląda na allegro i sprawdza cenę – aha – mówi, to ty jesteś tym pisarzem za 12, 90? Tak to z grubsza wygląda.

Zatkana dystrybucja, zdegradowani autorzy, zbankrutowani księgarze i oszukani czytelnicy. Kto na tym zyskuje? Teoretycznie wielkie sieci, ale dobrze wszyscy wiecie, że nie chodzi o pieniądze, nie chodzi nawet o umysły i władzę nad nimi. To jest wojna o serca i te resztki szlachetności, które w nich pozostały. Dlatego wczoraj, chowając w kieszeń wszystkie dawne urazy i animozje, poszedłem do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim, żeby porozumieć się z właścicielką i umieścić tam nasze książki. No i rzeczywiście udało się. Ciekawe co z tego wyjdzie, bo może się okazać, że nic. Nie można jednak, wobec tego co dzieje się na rynku książki i wobec całkowitego niezrozumienia czym jest książka i jaka jest jej funkcja, niezrozumienia jakie zdradzają urzędnicy od kultury, odpuścić ani jednej możliwości spotkania z nowym czytelnikiem. To jest wojna, a my w tej wojnie zostaliśmy skazani na zagładę. To jest najbardziej oczywista oczywistość, ze wszystkich oczywistości.

Wielokrotnie pisaliśmy tu o ludziach nazywających siebie pisarzami, o tych dewastatorach emocji, patentowanych durniach bez elementarnych doświadczeń, którym się zdaje, że trafiają do serc czytelników. Nie zaszkodzi jednak napisać o tym jeszcze raz. To jest ekipa kreowana specjalnie, pod nadzorem jeszcze gorszych oszustów, to jest kolejna odsłona tradycji socjalistycznej i postępowej w literaturze, która się już nie ochrzania i nie kokietuje przygodami małego Soso. Wszystko co piszą jest wymierzone wprost w duszę biednego czytelnika, albowiem jest on dla nich abstraktem i nie przedstawia żadnej wartości. Wartość ma jedynie umowa zawarta z wydawcą, który pozostaje na łasce i niełasce dystrybutora.

Czy nie ma wyjścia z tego okrążenia? Moim zdaniem jest. Jeden z czytelników, bardzo zaangażowany w naszą pracę, podjął trud wyszukania sklepów na południu kraju, które mogłyby zająć się dystrybucją naszych książek. To nie będzie łatwe, jak wiecie, bo umieszczenie książek w sklepie to jedno, a ich sprzedaż to drugie. Wielu księgarzy nie da się przekonać do zrobienia lepszej ekspozycji książek, bo oni wierzą, że sprzedadzą tylko to o czym piszą media. Nie sprzedadzą, bo książka w mediach nie istnieje, pojawia tam okazyjnie, kiedy trzeba, żeby jakiś rzekomy autorytet powiedział coś o tradycyjnym antysemityzmie Polaków. Tylko ktoś bardzo nierozgarnięty może wierzyć, że oparta na czymś takim promocja da mu sukces. Trzeba więc szukać kontaktu ze sprzedawcami i przekonywać ich do nawiązania współpracy bezpośrednio z wydawcą. Sukcesu nie będzie można oglądać od razu, ale być może uda się go zobaczyć za rok lub półtora. Wielu księgarzy nie zorientuje się co się dzieje na rynku, a nawet jeśli się zorientują nic im to nie pomoże, bo, nie będą mieli żadnego sposobu na konkurencję z nową siecią. Empik dostanie wszystkie tak zwane bestsellery wcześniej i taniej niż mali sprzedawcy. Jest jeszcze jedno światełko w tunelu, które może przywrócić przytomność ludziom. Kiedy sieci uporają się już z małymi księgarniami, przyjdzie kolej na hurtownie. Propaganda nie będzie tłoczona w lud za ich pośrednictwem, Empik sam zostanie wydawcą, albo będzie na najkorzystniejszych z możliwych warunków, odbierał niewielkie ilości książek bezpośrednio od wydawców. Jeśli tak się stanie, ja z całą pewnością nie będę żałował hurtowników. Ludzie ci nie, podobnie zresztą jak większość księgarzy, nie rozumieją jednego – książka to treść. I konkurować można tylko za pomocą treści. To znaczy trzeba poszukiwać autorów, którzy odrywają się od głównego nurtu propagandy i promować ich we własnym zakresie. Nie mówcie mi, że nie ma takich autorów. Wczoraj dowiedziałem się, że w Grodzisku mieszka pani, która przetłumaczyła na hiszpański wiersza Jana Brzechwy i dostała tam za to jakąś nagrodę. Czy ktoś może o tym słyszał? Czy media o tym mówiły? W lokalnej prasie nie było chyba nic. Jest mnóstwo zdolnych ludzi, którzy piszą i rysują, trzeba im tylko dać szansę. Empik nie da im tej szansy, po to podniesie koszta produkcji. Empik zaleje nas chłamem, albo licencjami z Zachodu i się spod tego nie wygrzebiemy. To znaczy ja się wygrzebię, ale nie wiem co z resztą.

Tak więc od jutra, prócz tych co dotychczas, na naszej liście znajdzie się jeszcze jeden punkt sprzedaży – księgarnia Konkret w Grodzisku na deptaku. Zapraszam. Zapraszam także na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl

  76 komentarzy do “Ciekawe kiedy wprowadzą cenzurę?”

  1. niestety, masz rację w 100% i jest to opis wojny o przetrwanie

  2. Empik nie ma ludzi do poprowadzenia sieci „małych, kameralnych księgarni” gdzie koncepcja przewiduje fotelik (lub dwa) i lampę i stolik i ekspresik do kawy stojący dyskretnie na kontuarze. Plus półki dębowe (plastik o wyglądze dębu jako okleina stalowych regałów) i sztuczny dywan, udający tazbir.

    Hehe.

    Koncepcja przewiduje tam też plastikowego sprzedawcę, którego nie ma i nie będzie. Śpij spokojniej, nie przemogą. Empicza grandziarnia wyłoży się z hukiem, jeśli w ogóle chwyci trakcję.

  3. Nie ma wojen o przetrwanie, są tylko wojny o zwycięstwo. I my musimy wygrać

  4. Po jednej stronie dewastacja, po drugiej stronie walka o przetrwanie.

  5. historia powstania i rozwoju EMPIKU zasługuje na jeden tom Baśni 🙂 Żeby było śmieszniej twórcą sukcesu jest mój kolega z liceum, ale wątpię czy będzie chciał się tym przede mną pochwalić, gdyż ponieważ w szkole uchodził za wzorcowego buntownika.

    Ale sypią się. Próbowałem zamówić u nich książkę z odbiorem w którymś z wrocławskich Empików i się nie udało z powodów technicznych.
    Ja rozpoczynam system redystrybucji pod tytułem – kup komuś w prezencie jedną i pokaż gdzie kupić kolejną.

  6. Kiedyś zbierano puszki po piwie i ustawiano na regale może to samo czeka ładne okładki książek.

  7. Kiedy sieci uporają się już z małymi księgarniami

    Póki co, to padają księgarnie sieciowe. Na krakowskim Rynku zamknięto właśnie księgarnię Matras… z powodu niepłacenia czynszu. Taki napis przynajmniej znajduje się w jej dawnej witrynie. Posiadam nawet dokumentację fotograficzną;-).

  8. Matras został zamknięty z powodu zidiocenia zarządu, nie z powodu niepłacenia czynszu

  9. Tak anegdotycznie. Jedna z księgarń w Warszawie wprowadziła zachętę zakupu książek, częstując nabywcę kawą o ile zakup wynosił pow. (chyba 120 zł). Ja zaszłam tam po zakup książek Mackiewicza, wydałam przy kasie nieco ponad 100 zł. A pani przy kasie mówi do mnie. No gdyby te kilka zł więcej …., to byłaby kawa.

    Śmialiśmy się w domu, z tej „przynęty”, bo podanie filiżanki kawy kosztuje ok 1 zł, a robienie z tego chwytu marketingowego, poprzez rezygnację z powierzchni sprzedażowej na rzecz powierzchni dla wypicia kawy, nowego etatu dla kawiarki, w relacji do jednak zbyt wysokiego pułapu dochodu ze sprzedaży książek bo  pow. 120 zł (chyba), wydawała nam się nieefektywna marketingowo.

    Jeśli marketing to: cena, produkt, miejsce sprzedaży (sieć), promocja – to wystarczy na sukces. Coryllus powiększył – miejsce sprzedaży(sieć) o księgarnię „Konkret” na deptaku w Grodzisku.

  10. to jest dobry pomysł na swoisty kanał dystrybucji tematycznie zorientowanej, skorzystam z podpowiedzi

  11. brak zdolności do handlu i socjalistyczna doktryna jak norma 120 to norma 120; a cel sprzedaż? się nie liczy

  12. Za komuny jeżeli człowiek chciał kupić kalesony, to musiał dodatkowo nabyć „Dzieła” Lenina nb. te ostatnie za bezcen.

  13. Ale do wiadomości publicznej podali tylko ostatnie ogniwo w łańcuszku przyczyn;-)

  14. Jest w Łodzi coś takiego, taka księgarnio – kawiarnia. Już parę lat temu musiała się przenieść ze ścisłego centrum do bocznego centrum. Zaglądałem tam bo np  były tam fajne zagraniczne wydawnictwa albumowe. Tam kupiłem album z architekturą Wrighta czy Bauhausu . Niestety dziś jest opanowana przez publikę LTGBT i nikt poważny tam nie przyjdzie cokolwiek kupić  wnioskując po klientach o zawartości półek. Sądzę, że te kawiarenki szybko zostaną opanowane przez podobne środowiska + hipsterów + innych sztucznych ludzi i o sprzedaży będzie można tylko pomarzyć. Chyba, że jest tak jak piszesz Coryllusie, że Empik zacznie wydawać, skierowane do klienteli tych przybytków, książki. Ale, moim zdaniem, to też będzie klapa. Jedyne co może się sprawdzić w kawiarni to gazety i czasopisma „na kiju”.

  15. Pieknie !!!

    Ripley, pls !!!

  16. Czy nie ma wyjścia z tego okrążenia? Moim zdaniem jest. Jeden z czytelników, bardzo zaangażowany w naszą pracę, podjął trud wyszukania sklepów na południu kraju, które mogłyby zająć się dystrybucją naszych książek.

    Moja pierwsza firma, gdy uwierzyłem w przemiany gospodarcze po 1989 roku, to była dystrybucja towaru, jaki miałem z pierwszej ręki od producenta z płatnością po sprzedaży, a mój “kapitał początkowy” to był samochód marki Fiat 126p, kupiona przeze mnie przyczepa, czynsz za magazyn i mój entuzjazm bycia na swoim, a sprzedawałem akcesoria samochodowe, potem buty zdrowotne, klapki, tzw fakirki i potem też inne. W pierwszych miesiącach działalności stworzyłem rynek ponad 120 punktów sprzedaży w Krakowie, okolicach bliższych i dalszych tegoż ale też aż do Nowego Sącza i Zakopanego i oczywiście na moim rodzinnym Śląsku, a też niedzielne moje bywanie na Krakowskiej Giełdzie Samochodowej przed południem, by potem skoczyć sobie do Zakopanego i być w Tatrach :-). I tez wtedy w 1991 kupiłem mój pierwszy PC, bo Urząd Skarbowy, ewidencja klientów, papierki ale też najważniejsze, podliczanie zyskow i strat, rzucilem to wszystko do komputera i grała muzyka :-), a potem w pierwsze wakacje pojechałem, tak, tak, tym maluchem do Austrii i jak ktos zna, przejechalem nim też trasę Großglockner Hochalpenstraße do Heiligenblut am Großglockner, to naprawde nie lada wyzwanie było, taki ze mnie był wariat. Potem kupiłem Fiata 125p i większą przyczepę, a potem … no właśnie, odechciało mi się z roznych wzgledow. Ale już wtedy spostrzegłem, ze naprawde mozna coś zrobić praktycznie z niczego.

    https://www.grossglockner.at/gg/de/index

  17. z sympatią do owego 'uwierzenia’ – wszyscy się nabraliśmy jak jasna cholera, kreatywność jest bez granic ale problemy i to niezawinione zaczynają się później, po sukcesach i po skumulowaniu kasy, .. hordy potencjalnych 'wspólników’ w togach i w zarękawkach na każdym kroku.., a gdzie tutaj miejsce na wizje zwycięstw? na kim? to jest wojna o przetrwanie i przeciwnicy są oznaczeni, zwycięstwem jest to że żyjemy i łatwo sie nas nie eliminuje z ..

  18. Wiem, że to już pewnie wiele razy było pisane… Z jednej strony empic, duży sklep w którym nic nie ma ciekawego. A przecież powinno im zależeć na sprzedaży. Z drugiej strony akcje „nie czytasz nie pójdę z tobą do łóżka” czy coś w tym stylu robiące z czytania zajęcie elitarne. Niby akcja propagująca a podszyta tym szyderstwem, że ciemna masa nie czyta a my jaśnieoświeceni czytamy. To jest wszystko bardzo dwuznaczne i bezsensowne.

  19. SZTUCZNI LUDZIE a reszta to rozporządzalna masa, pewnie. Kamiuszek w SZKOLE NAWIGATORÓW, wystartował z teorią inicjatywy. Fajny, jasny i oczywiście uproszczony model. EMPIK ma inicjatywę i ciekawe jaką odgrywa rolę ? Kooperanta, kolaboranta, wykonawcy, a może sponsora ?

    Statystyki czytelnictwa to dziś większy kit niż PRL-owskie statystyki wyborcze.

  20. Licze…

    … ze juz niedlugo Empik padnie… tak jak  Matras… dlatego trzeba mu dopomoc i omijac te „siec” zerujaca na panstwowym budzecie  szerokim lukiem.

  21. A Empik nie miał już bankrutować?

    Od kilku lat czytam, że z roku na rok, coraz gorzej z nimi i co? Nie płacą wydawcom za książki, nie mają nic ciekawego w ofercie (ostatni raz kupowałem tam w latach 90-tych), zamykają kolejne salony i jakoś nie mogą upaść.  (???)

  22. … i od poczatku do konca… zlodziejskie i  o-szu-ka-ne !!!

  23. Ciekawe…

    … pewnie za duzy zlodziej… by upasc !!!    To pewnie tak samo jak z banksterami.

  24. czy empik przypakiem nie by na skraju bankructwa jakie 2-3 lata temu?

  25. wspomnienia Mannerheima o których pan pisał to z serii editions spotkania?

  26. „literatura to propaganda”
    Sceptycznie podchodziłem do tych słów Gabriela, zanim kilka lat temu nie zacząłem robić zdjęć tego, co się w Empiku wystawia ludziom do nabycia na wejściu.

    Takiego festiwalu szmat, zdrajców, świń, aferzystów, jakie oni wystawiają, z świecą szukać.
    Szkoda że na blogu nie można zdjęć umieszczać.

  27. Ciekawe kiedy skończą proskrypcję.

    Jak uczą rewolucje, cenzura to zaledwie wstęp do hurrapatriotycznej proskrypcji szkodników.
    W związku z francuskim świętem narodowym załączam ilustrację z okresu Proskrypcji (1793-1794). Francja depcze hydrę federalizmu a na tarczy ma związane badyle jako symbol jedności i niepodzielności. Terror jest łagodnie zaznaczony przez płonące książki.

  28. a cenzura będzie, zybertowicz nawołuje do tego co miesiąc

  29. mam duże wątpliwości, czy ten schemat marketingowy (4p) sprawdza się w przypadku książki. Książka bowiem ma charakter propagandowy, czego pozbawione są przedmioty martwe (książka nie jest przedmiotem martwym – mam nadzieję, że będę zrozumiany). Jakość książki to nie tylko rysunek, papier, jakość złożenia, otp, itd. Jakość to treść. A tu są emocje.

  30. Zgadza się. Produkt musi spełniać bazowe wymagania – hotdog ma smakować hotdogiem, książka musi mieć treść.

  31. To wszystko jest jasne. Gazowniana propaganda czytelnictwa jest kierowana do ich odbiorców i naiwnych. Oni lansują swoich „ałtorów” również po to, aby usunąć innych z rynku albo w nisze. Naiwniacy przeczytają ten chłam reklamowany jako sztuka i uznają, że przeczytali, co trzeba, są na bieżąco z kulturą i czują się lepsi. Razem z nimi współdziałają ich ukryci sojusznicy i głupcy, którzy nic nie rozumieją.

    W tej księgarni https://server3.kproxy.com/servlet/redirect.srv/sqv/siimcaoml/sngdumg/p1/krakow/7,44425,21937004,ksiegarnia-matras-przy-rynku-glownym-zamknieta-nie-placili.html  szefem jest Koranowicz. W Polsce jest 10 osób o takim nazwisku, a on od razu został szefem. Taki przypadek. Jak wiele innych.

  32. A w jakiś czas potem zabiera się za reaktywowanie dialektów prowansalskich

  33. Ja to bym jeszcze popatrzyła na  rynek książki, przez pryzmat dochodów derogich nabywców. Nabywcy /czytelnicy po spłaceniu kosztów stałych (czynsz, bilet mies., paliwo, szewc), mają nie za dużo na kulturę, i chyba do tego jest dostosowana, ta dystrybucja książek w sieciowych spożywczakach. Zapewne chodzi o wpasowanie książek w poziom typowych „wydatków spożywczych”. Nabywca zakupił typowy zestaw spożywki, no i z rozpędu jeszcze książka tanio, akurat się nawinęła, chyba o niej coś kumple/koleżanki ostatnio mówiły. Ta książka chyba nie pełni w spożywczaku  roli szmelcu, tylko dodatku, coś  „jakby uczestnictwo w kulturze” .

    Uważam że sprzedaż  książek w sieciówkach spożywczych, to taki element strategii.

  34. no jest to takie bałamutne uczestniczenie w kulturze, ale dla tych co te książki dostarczają liczy się sprzedaż.

  35. Sprzedaż się właśnie nie liczy, liczy się pozór sprzedaży, czyli obniżenie ceny, co jest równoznaczne z degradacją autora. Nie może liczyć się sprzedaż, bo na książkę wzięto dotację, moment zysku został wyeliminowany.

  36. obrót zawartością koszyka i wszystkie produkty w koszyku równe znaczeniowo tj. pap.toalet. plus książka za 9.90 co za papier toalet. stanie na żądanie

  37. doczekamy spotkań z autorami i prelekcji/wykładów w dyskontach w celu uatrakcyjnienia dystrybucji;- mistrz będzie autografy przy kasie nr 11 w ….. rozdawał, dla tych co 2/3/4/.. egz. rabat i dotyk mistrza gratis

  38. Edukacja domowa jako dystrybucja książek. Takie coś mi zaświtało. Nie wiem co z tym zrobić, bo na pierwszy rzut oka w grę wchodzą tylko podręczniki szkolne. Jeśli rodzice interesują się jakąś dziedziną to można oferować im pogłębienie wiedzy np. z historii o Baśnie niedźwiedzie. Znp i jego wtyczki w biurokracji oczywiście tępi edukację domową. Podobno nie mają łatwo.

    Kojarzy mi się to z Fahrenheit 451. Książki na pamięć. Zapraszasz za „miskę ciepłej strawy” faceta albo kobitę do dzieci żeby im odegrała z pamięci Trylogię albo Pamiętnik św. Felińskiego albo Kossakową. Dla dorosłych Korwin-Milewski i Jałowiecki. Z tą „miską strawy” to taki horror-żart. Na razie jeszcze za pieniądze.

  39. Takie molochy czasami zdychają powoli. Jak ranny nosorożec, zanim padnie jeszcze dużo rozrabia.
    Wynika to ze sposobu zasilania. Normalny sklep jak nie przynosi zysku, albo przynajmniej nie wychodzi na zero to pada w ciągu miesiąca. Takie molochy mają funkcje do spełnienia(najważniejszą z nich jest monopolizacja, a następnie niszczenie rynku) i one są zasilane z różnych stron, padają dopiero jak wyżej zostanie podjęta decyzja, że „już wystarczy”.

  40. A co z oświeceniem? Aha, rozumiem że oświecenie znaczy oświetlenie … płomieniami płonącej makulatury. Fakt, książek ci u nas pod dostatkiem.

    Pogaście światła obywatele, rzućcie książki na stos.

  41. Daj mu pan czas do namysłu. Ma jeszcze tydzień. A potem? ….I-n-n-o-w-a-c-y-j-n-o-ś-ć.

    Pisze profesor o „Perfidnej konstrukcji rzeczywistości”, że nawet tyran „najwymyślniejszymi torturami” nie może „wydobyć z osoby przesłuchiwanej” tych jej „pragnień i urazów”, których ona jest nieświadoma. Co za pech. Co za perfidna konstrukcja rzeczywistości. No chyba że postawimy na innowacje. Za tydzień zobaczymy bo tekst jest z 09 07.

    Na marginesie, klasyk filozofii polityki, heretyk swoją drogą, Eric Voegelin, opisał bunt przeciw zastanej rzeczywistości jako pierwszy wyznacznik gnozy politycznej, czyli herezji.

  42. Strach się bać a nawet myśleć o przyszłości. Spełniają się horrory propagandystów.

  43. na stos, na stos;- jak w legionowej pieśni

  44. taka  zasada obowiązuje we wszelkich korporacyjnych sieciach w Polsce.

    Dajmy na to, jest taka sieć o nazwie „Piotr i Paweł’ nastawiona  na klienta z warstwy  przynajmniej średniej wyższej.

    No i razu pewnego dokonałem zakupów, bodajże za ponad 300 zeta (kilka win na imprezę okolicznosciowa i inne takie). Przy kasie mówię, że potrzebna mi jeszcze jedna torba (reklamówka), a kasjerka mówi, że reklamówka kosztuje 0,12 zł i musze zapłacić dodatkowo. Byłem bliski pozostawienia całego towaru na ladzie i zrezygnowania z usług tego sklepu. Ale przecież to żaden wyjątek, w „Leroy Merlin” tak samo, itd., itp.

    Nic dziwnego, ze ci sami sprzedawcy, którzy wczoraj pracowali w „Leroy Merlin”, jutro będą w analogiczny sposób pracować przy sprzedaży książek bądź butów. A także ich kierownicy i „managerowie”. To są jednofunkcyjne śrubokręty po pięciu szablonowych szkoleniach. Czyli koń w kieracie z klapkami na oczach.

    Spróbowaly by te sieci wprowadzić taki obyczaj w Szwajcarii albo w Szwecji.

  45. @coryllus (kj)

    wielka paczka doszła z szybkością światła, dziękuję

    wkładki są miłym zaskoczeniem, będzie się czytało!

    am

  46. No pewnie jest tak jak mówisz, ale pozostaje ten moment „wciskania” nabywcy, tego  towaru „kulturowego”, co ja szumnie to „wciskanie”  nazwałam sprzedażą. Jest w koszyku piwo, pieczywo, standardowe parówki, warzywa na patelnię no  i za dychę zależnie od opcji:  „Konfidenci”, albo 3 kg drabiny Jakubowe autorstwa Tokarczuk.

  47. Proskrybowany za zdradę narodowego fałszerstwa

    „Uczony, którego zdanie było już wówczas uwaźanem za najwyższą instancyę w kwestyach filologicznych, w tej jednej kwestyi poszedł, że tak powiem, pod powszechne głosowanie i został proskrybowanym, i to tak skutecznie, że żaden czeski księgarz nie chciał być nakładcą jego dzieł, z obawy, żeby sam nie uległ proskrypcyi.”

  48. Tak, to chamstwo jest aż śmieszne: celują w klienta z wyższej półki a traktują go jak chłopa w sowchozie.

    Z krajów zachodu sprowadzają za to całkiem nietrafione obyczaje i na szczęście reakcja klientów prawidłowa- bunt:

    http://www.kurierlubelski.pl/artykul/110765,w-empiku-do-klientow-po-imieniu,id,t.html

  49. To mi przypomina obyczaje lat 90-tych, kiedy to w księgarni (!) zostałam obezwładniona (fizycznie) przez pana ochroniarza za niemanie koszyka na zakupy:)

  50. Ciemny gwint! Ale skojarzenie! Zestresowałem się. Nigdy bym nie zgadł, że to o tym.

  51. w empiku po imieniu tylko do klientów, którzy płacą za pomocą karty.
    Wówczas sprzedawca ma w czytniku dane personalne użytkownika karty i spoufala się, bo tak ich szkolą.

  52. Tak właśnie parobek z czworaków wyobraża sobie tą światową elegancję zmiksowaną z anglosaskim luzem 🙂

  53. Zagadywanie do klienta po imieniu, to i tak innowacja techniki sprzedaży, wynikająca z dostosowania się do naszej odmiennosci kulturowej, bo wcześniej uczyli, żeby zwracać się po nazwisku. Tak bardziej z niemiecka. Polski klient tak zagadniety, raczej sztywnieje, dlatego wymyślili, „elegancka i serdeczną” formę, zwracania się po imieniu. Obcy  chłopak zagaduje teraz: witam Panie Jacku, a wcześniej uczono, żeby sprzedawca mówił: witam Panie Malinowski.

  54. Masarykowi jakoś ta zdrada w karierze nie przeszkodziła. I ojcem narodu nawet został nazwany…

  55. Polonia Christiana też (bez brudzia) po imieniu nawołuje do kupowania nowej książki Brauna. A tacy niby konserwatywni.

  56. wcześniej pomijali „Panie” przed Jacku.

    Może były jakieś protesty, bo sam doznałem lekkiego szoku, gdy na oko 20-latek, właśnie w  „empiku”  (warszawskie Złote Tarasy), rzecze do mnie per „Stanisławie” .
    A ja już byłem  60+ . Od tej pory omijam empiki szerokim łukiem.

  57. Można tylko ubolewać nad tymi sprzedawcami, szkolnymi na siłę. Przecież większość ludzi wie, że to nie wypada, ale „pan płaci, pan wymaga”. Czasem, nawet znajomy, ale o pokolenie, czy dwa młodszy powie, bez wcześniejszej zachęty np. Pani Aniu. Pani Ani oczy otwierają się szerzej, bo co to za poufalość?

    Chociaż faktycznie udało się nas przystosować  do tykania. Moja mama np. miała serdecznego znajomego, starszego o kilkanaście lat, z którym przez kilkadziesiąt lat byli na pan/pani.  A z innymi też się nie spieszyła, a często jak już do tego doszło to żałowała, bo jej wtedy łatwo i bez ogródek, wchodzono na głowę. I wbrew pozorom właśnie wtedy, kiedy to ona miała niższą pozycję zawodową, nie odwrotnie.

    A teraz, jak się kogoś lubi, to szybko go się tyka… Jak się nie lubi, jeszcze szybciej. Czyli tresura działa, tylko wymaga więcej czasu.

  58. To chyba ma stworzyć wrażenie, że email jest skierowany specjalnie do Pani, a nie do tysiąca innych, tzn. oni tak myślą, a efekt jest odwrotny. Ogólnie dział marketingu w tych różnych firmach to leży, począwszy od: „witam, moja godność to Mariusz Drewniany” , a skończywszy na „proszę o połączenie z panem Zygmunt Kołek” 🙂

  59. Masaryk to standard, według którego mierzeni są wielcy Czesi w swym kraju.
    Czeskie badania opinii publicznej w 2003 roku umieściły na pierwszym miejscu Tomasza Masaryka, a za nim kolejno Karola IV, Jana Husa, Vaclava Havla, Jana Amosa Komeńskiego, Jana Żiżkę.
    Ciekawe, że takie same badania w roku 1978 umieściły na pierwszym miejscu Klementa Gottwalda, a za nim Ludwika Svobodę.

  60. brakuje JiriegoSPodjebradu

  61. *panie i tu imię* to forma zwracania się do hydraulika

  62. A gdzie Karel Gott? Bez Karela Gotta się nie liczy 😉

  63. Niebawem zaczną mówić – mój człowieku…

  64. I Jiri Korn jeszcze, bez niego też się nie liczy.

  65. Skąd ci Czesi takie aparaty biorą…

  66. Czyli chcą nam wybić pańskość z głów. Bodajże w Rosji albo na Ukrainie mieli pretensje że w Polsce to same pany.

  67. Tak, ale moje  koleżanki korzystające z pracy Ukrainek, też doświadczają tego chichotu z racji  tytułowania ich per „Pani Irino”. Im jest przyjemnie być Panią Iriną (ale chichoczą). A problem tkwi w gramatyce.

    Tak dla wyjaśnienia,  jak u nas co trzecia to Ania, to u nich co druga to Irina.

    No ale te rozważania, niewiele wnoszą do zapodanego tematu, kiedyż wreszcie będzie wprowadzona cenzura?

  68. Bo my nie mamy swobody oddzielania relacji biznesowych od prywatnych. Tykanie w sytuacjach prywatnych i „panowanie” w biznesowych wobec tej samej osoby w zasadzie nie wchodzi u nas w grę.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.