Jednak nie wróciłem do domu. Dziś wracam. Opowiem więc, krótko w jaki sposób zmieniają się cmentarze, które odwiedzam co roku. Cmentarz w Nałęczowie, który położony jest na górze schodzącej wprost ku dolince niewielkiego strumienia, nie zmieniał się przez wiele lat. Wszystko było tam takie samo, a ja przyjeżdżając z rodzicami na groby dziadków, ślizgałem się po glinie, schodząc po północnym zboczu góry, ku naszemu pomnikowi. Pół biedy jeśli nie padało. Po deszczu, albo w czasie ulewy, był to prawdziwy koszmar. Trzeba było bardzo uważać, żeby nie upaść na plecy i nie zjechać, jak saneczkarz, na plecach, wprost do drucianej siatki ograniczającej cmentarz.
Nie pamiętam, w którym roku zrobili schodki, ale musiało pojawić się sporo nowych nagrobków, zanim to się stało. I tak z tymi schodami, było już dużo łatwiej i łatwiej jest do dziś. Cmentarz, jak wszystkie cmentarze rozrósł się znacznie i składa się teraz z dwóch odrębnych części. W tej nowej jest bardziej elegancko, więcej tam granitowych, błyszczących nagrobków. Stało się jednak coś dziwnego. Rzeczka w dole, a właściwie strumyk, który okresowo zanikał i na który nikt nie zwracał uwagi, został przegrodzony tamą przez bobry. To jest ciekawe, bo wszędzie można by się tych bobrów spodziewać, ale nie na uprawianym regularnie i całkowicie opanowanym przez ludzi terenie rolniczym, w pobliżu miasta, przy starym, zabytkowym cmentarzu, gdzie ciągle ktoś się kręci. A jednak. Na sam dół nie można zejść od strony cmentarza, żeby podziwiać arcydzieło bobrowej inżynierii, ale ze skarby co nieco widać. Bobrów nie zaobserwowałem, ale przy sporym bajorku, które się utworzyło mieszka czapla siwa. Siedzi na gałęzi i poluje na ryby. Ludzie chodzą, gadają, dzieci wrzeszczą, jest hałas, ale czapli to nie przeszkadza. Być może przeszkadza trochę bobrom, bo nie pojawiły się ani na moment, ale pewnie w dni powszednie biegają sobie po swojej tamie.
Jeszcze jedno zmieniło się na tym cmentarzu. I to jest jeszcze ciekawsze niż bobry w kotlince. Przy sklepie, gdzie sprzedają znicze i wiązanki pojawił się zniczomat – automat, w którym można kupić znicze. Nowoczesność w domu i zagrodzie. Ja jestem za. Nie widziałem, żeby ktoś ze zniczomatu korzystał, ale urządzenie robi wrażenie, przynajmniej na mnie. Czekajmy, aż oprotestują je ekologowie, gazownia i pani Diduszko z Mariuszem Szczygłem.
Cmentarz w Nałęczowie jest cichy i spokojny, w odróżnieniu od tego w Dęblinie, który był kiedyś gęsto zarośnięty drzewami, ale pewnego dnia ze względu na to, że drzewa stały się już bardzo wysokie i zagrażały ludziom i nagrobkom, większość z nich wycięto. Pewnie nikt by się ta to nie zdecydował, ale do Wisły jest stamtąd bardzo blisko i wiejących od rzeki wiatrów nie zatrzymują domy, ani tym bardziej pusta przestrzeń boiska klubu „Czarni” Dęblin. Wieje więc na tym cmentarzu okropnie. Nie ma drzew, więc jego dawna malowniczość też się gdzieś ulotniła. Przybywa tylko nagrobków. Do naszego skręca się przy tak zwanej trumience. Lata całe, tuż przy głównej alei stał pomnik – bardzo duży – w którym pochowano małą dziewczynkę, Hanusię Respondek. – Żyła rok i trzy miesiące – tak było i jest nadal napisane na tablicy. Jako dziecko zawsze się przy tym pomniku zatrzymywałem i, jak wszystkie dzieci, zadawałem matce serię głupich pytań, związanych z tym zmarłym dzieckiem, o którym ona przecież nic nie wiedziała. Pomnik budził ciekawość, albowiem była tam mała, otwarta, chroniona jedynie kratą, krypta, w której stała niewielka, biała trumienka. Widać ją było wyraźnie i każdy się tam zatrzymywał zaskoczony i onieśmielonym tym widokiem. Nie pamiętam, w którym roku, ale chyba całkiem niedawno, kryptę zamurowano i trumienki już nie widać. Grobów przybyło jak wszędzie. Stawia się je nawet trochę dziwnie, prawie w samych alejkach, które są bardzo wąskie. Rozsypują się powoli nagrobki lotników, którzy zginęli w katastrofach, te ze śmigłami przyczepionymi do krzyży. Wielki, nie pamiętam czyj, pomnik, który przez całe lata stał samotnie na wprost bramy cmentarza zniknął zupełnie, został zabudowany innymi grobami i nie widać go już wcale. To co mnie nieodmiennie zaskakuje na tym cmentarzu, to mogiłki dzieci. Jest ich bardzo dużo. Czasem ktoś stawia na nich wiatraczki, które porusza ten okropny, wiejący od rzeki wicher.
Michalkiewicz pana reklamuje co mnie cieszy.
w Kanadzie na cmentarzu natknęłam się na wiele spraw nie mieszczących się w mojej tradycyjnej głowie, ale wstrząsnęła mną marmurowa tabliczka w trawie z napisem „aunt Maud” i tylko tyle nic więcej … Aunt Maud czyli kto? Prawie jakby napis brzmiał „Nikt”.
>położony jest na górze schodzącej wprost ku dolince…
>rozsypują się powoli nagrobki lotników, którzy zginęli w katastrofach, te ze śmigłami przyczepionymi do krzyży…
Nie komentowałem od ponad tygodnia, gdyż podróżowałem tysiąc kilometrów na południe w poszukiwaniu historii. Przywiozłem masę zdjęć, z których dwa umieszczam w ilustracji. Trzecie pochodzi z cmentarza wojskowego na Powązkach. Takie śmigła widziałem jako dziecko na cmentarzu w Białymstoku z okien autobusu jadącego szosą wasilkowską. Niestety ktoś „zabrał mi dzieciństwo”, bo drogi unowocześniono, a z okna samochodu osobowego nie można się tych śmigieł dopatrzeć. Sprawdzałem źródła internetowe upamiętniąjce polskich lotników, ale nic nie znalazłem.
Daleki cmentarz i zaduma nad przemijaniem
Bardzo lubie odwiedzac cmentarze…
… i to zupelnie tak zwyczajnie, bez okazji czy swieta… takze po zmroku. Rzeczywiscie wszystkie uczeszczane przeze mnie cmentarze znacznie sie powiekszyly, bo grobow przybylo…
… ale zniczomat przy cmentarzu w Naleczowie zrobil i na mnie wrazenie… mam nadzieje, ze WSZYSCY odwiedzajacy tamten cmentarz beda omijac go szerokim lukiem !!!
chodzi w tym o odebranie pamieci w kazdym obszarze rzeczywistosci . wtedy latwiej przeprogramowac przeszlosc
„Kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością, kto kontroluje teraźniejszość, w tego rękach jest przeszłość”
G. Orwell
na tym nie koniec
i tu wiecej
deprawacja nie ma granic
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.