Zacznę od wytłumaczenia się. Musiałem wczoraj zmienić w sklepie wagę książki „Dwór w Kraśnicy i hubalowy Demon”, ale się pomyliłem i zmieniłem cenę. Internet działa fatalnie i nie zauważyłem tego, dopiero dziś rano kolega dał mi znać, że mamy takiego babola na stronie. Teraz już jest dobrze, cena jest poprawiona i waga jest właściwa. Nie mogę przestać pisać o książce „Dwór w Kraśnicy i hubalowy Demon” albowiem dostaję całe elaboraty związane z tekstem, który o niej napisałem. Wszystkiego mógłbym się spodziewać, ale nie takiej reakcji. Pewien pan tłumaczy mi wręcz wprost jak powinienem napisać recenzję, żeby ta książka się sprzedawała, żeby czytelnicy byli nią zainteresowani. Bo moja jest oczywiście zła. Nie rozumie także ów człowiek, dlaczego ja do tej książki mieszam historię własnej rodziny i co moja babcia może mieć z tym wszystkim wspólnego. Nie odpowiedziałem na ostatni list i nie odpowiem, napiszę tyle tylko, że ten tekst, to nie jest recenzja.
Dziś zaś chciałem porozmawiać o jakości i atrakcyjności tekstów. Mam w tym względzie duże i nie ulegające ani korozji, ani erozji doświadczenie, a moje opinie są wiążące i powszechnie ważne. Kiedy pracowałem w tygodniku Pani domu zdobyłem najważniejsze w życiu doświadczenia dotyczące jakości publikacji, potem je tylko uzupełniałem. Moją najważniejszą szefową była Gośka (kłaniam się nisko Małgosiu, mam nadzieję, że żyjesz i jesteś zdrowa). Gośka wyrzuciła mnie z pracy w momencie kiedy miałem zacząć budowę domu i znienawidziłem ją za to szczerze i na długo. Dziś dziękuję jej z tego miejsca za to wywalenie z roboty, bo gdybym tam został na pewno bym się zmarnował. No, a tak mamy jakiś sukces. Gośki wiele osób się bało, a na mieście opowiadano o niej różne niepiękne rzeczy. Moim zdaniem niesłusznie. Różniła się ona w sposób zasadniczy od tak zwanych legend prasy kobiecej, takich jak Krystyna Kaszuba, czy inne, podobne egzemplarze, całkowicie sfiksowane. Mam na myśli oczywiście różnice pozytywne. W konkurencyjnym wydawnictwie szydzono na przykład z tego, że ona uzależnia wysłanie strony do druku od doboru koloru w ramkach. A od czego powinna, że spytam? Tamci, żeby podnieść sobie samoocenę, jak mniemam, twierdzili, że od jakości i walorów tekstu. To jest oczywiście krystaliczny idiotyzm. W piśmie dla ludzi czytających mało i nie przyzwyczajonych ani do analiz, ani do porównywania jednego tekstu z drugim, tak zwana jakość ma znaczenie o tyle, o ile autor jest w stanie produkować dużo, w miarę równych i atrakcyjnych w prostym odbiorze tekstów. Jeśli mamy autora, który raz napisze coś fajnego, a potem już tylko pieprzy jak potłuczony, jakość przestaje mieć znaczenie, a zaczyna liczyć się kolor ramek. I to jest wiedza podstawowa, powszechnie obowiązująca. Pismo bowiem musi wychodzić bez względu na to czy są w nim dobrzy autorzy czy ich nie ma. A naczelny jest od pilnowania terminów wysyłki do drukarni. Gośka nie miała łatwego życia jako szefowa, bo w zasadzie cała obsada tygodnika, mam na myśli autorów, pochodziła z rozdzielnika politycznego. Mam tu na myśli politykę rodzinną i koleżeńską. Ja byłem z ogłoszenia, jako jeden z nielicznych wyjątków. Pilnowanie tych koleżeńsko-rodzinnych układów ograniczało Gośkę bardzo i dlatego nie miała litości dla nikogo i niczego. Ja to rozumiem i podtrzymuję jej opinię i ocenę – o jakości publikacji decyduje wygląd strony, a nie treść tekstów. Jestem też całkowicie pewien, że gdyby w redakcji nie było nikogo, ani autorów, ani grafików tylko ona sama i ten nadzorca z Niemiec, gazeta ukazywałaby się normalnie, bez żadnych przestojów.
Sądzę też, że my w Szkole nawigatorów doszliśmy do takiego właśnie momentu, kiedy trzeba powiedzieć wprost, że najważniejszy jest u nas kolor ramek. Ponieważ on jest od początku taki sam i to bardzo przeszkadza w odbiorze, będziemy musieli coś z tym zrobić. Szans bowiem na poprawę jakości tekstów nie mamy żadnych. Wzorem i zwyczajem zaczerpniętym przeze mnie z tygodnika Pani domu, o jakości i atrakcyjności tekstów i całej naszej strony będzie decydował teraz kolor ramek. To jest tylko wstęp do zmian, bo wiem, że parasol nie będzie miał czasu na żadne dodatkowe prace jeszcze długo. Zapowiadam jednak to już dzisiaj, żeby się potem nikt nie zdziwił. Jedno mogę obiecać, ramki nie będą na pewno żółte, już prędzej różowe.
Teraz z innej beczki. Wbrew stawianym mi czasem zarzutom, nigdy nie byłem mizoginem. To są głupstwa wyplatane przez skończonych bałwanów. Nigdy też nie śmiałem się z dowcipów stawiających w złym świetle dziewczyny, zawsze uważałem, że to jest poniżej godności. Słyszałem jednak takich kawałów sporo i one zawsze były nędzne. Przytoczę teraz jeden z nich – czy jest coś gorszego niż ciepła wódka? Tak – spocone dziewczyny. To jest jak widzicie nędza, ale ja powiem Wam, że ta hierarchia ma swoje niższe jeszcze pięterko. Czy jest coś gorszego niż spocone dziewczyny? Tak, starzejący się faceci dyskutujący o najlżejszych drgnieniach swoich dusz, które odczuli słuchając w młodości ulubionej muzyki jednoczącej pokolenia całe. Panowie…do jasnej, ciężkiej cholery…a jak oni zaczną wymierać teraz jeden po drugim i jedna po drugiej, to co? Będziemy tu mieli ten festiwal nieboszczyków dzień w dzień? I każdy będzie uważał za stosowne i właściwe wymieniać uwagi na temat emocji jakie ta czy inna piosenka, tego czy innego umarlaka wzbudziły w nim trzydzieści lat temu na jakimś koncercie? Ja oczywiście wiem, że jak dziewczyny się na kogoś obrażają to im potem przechodzi, ale jak to samo przydarzy się facetom, to koniec – zostaje na całe życie. Mam to jednak w nosie, bo wiem, że o atrakcyjności tekstów decyduje kolor ramek. Wiem też, że nawet jak tu nie będzie nikogo, bo wszyscy wyjdą nadąsani, to SN działać będzie nadal i nic się nie zmieni. Nawet jeśli ramki jeszcze przez pół roku pozostaną niebieskie. Zmienimy je potem i wszyscy czytelnicy uznają to za rewolucję pachnącą świeżością.
Nie pozwolę na zamianę SN w rezerwat bawołów przeżuwających jakieś zetlałe paprochy. Nie ma mowy. To jest miejsce publiczne, które podnosi znaczenie wszystkich publikujących tu autorów i komentatorów. I tej formuły się trzymajmy. Nie ma nic gorszego niż popadający w rozrzewnienie faceci. I nie mam tu teraz na myśli ocen jakie ktoś może wystawić SN, bo te akurat mogą być pozytywne. Portale społecznościowe pełne są mamłających coś gości, którzy spierają się o jakieś istotne dla nich jedynie drobiazgi. Mam na myśli sprzedaż. Co jakiś czas słyszę taki zarzut, że ja to wszystko urządzam i nakręcam dla sprzedaży jedynie, że emocje nie są dla mnie ważne. Bardzo przepraszam, ale ostatnie afery, z którymi tu mieliśmy do czynienia dotyczą sprzedaży, czyż nie? I nie ja je zainicjowałem. Przestańcie biadolić i łasić się jeden do drugiego, bo nie będzie sprzedaży. Gośka potrafiła zrobić tygodnik opierając wszystko na kolorach strony, przy całej świadomości, że dysonuje autorami głupkami, autorami rozedrganymi emocjonalnie, albo leniami nie umiejącymi zdążyć z niczym na czas. To jest do wykonania, naprawdę…Ja w tym już uczestniczyłem i wszystko sobie dobrze zapamiętałem. Na dodatek posiadłem tę sztukę, że potrafię pracować w warunkach skrajnie niekorzystnych, to znaczy wtedy, kiedy wszyscy, absolutnie wszyscy, łącznie z całkiem nowymi czytelnikami, wiedzą lepiej niż ja co należy zrobić, żeby osiągnąć sukces. W takiej sytuacji zawsze trzeba postawić na zmianę koloru ramek, skuteczność murowana.
Zapraszam na www.prawygornyrog.pl gdzie dziś ukaże się nowa pogadanka z doktorem Andrzejem Gliwą.
na niebiesko i wężykiem
pani Małgosia, redaktor z „Pani domu” to absolutna kariatyda.
no to ja będę świnia i sięgnę głębiej niż do kolorów ramek.
Publikację należy napisać na temat pomijany, mało znany i przemykający cieniem niemal na granicy plotki, po czym należy z wdziękiem prestigitatora umieścić ten temat jako przyczynę niedobrych rzeczy dziejących się powszechnie, aby uzyskać u „czytelnika” (cudzysłów specjalny) efekt przytaknięcia. Najlepiej wpleść niewiele mające wspólnego z tematem źródła, powołać się na obcobrzmiące nazwisko, oraz umieścić wewnątrz kilkuwyrazową sentencję do powtarzania.
Az zajrzałem na SN. Procz tekstów GM i Panthery – wyborne i w mojej ocenie średniego tekstu Stalagmita reszta to rzeczywiście słabizna. A te polemiki o „muzyce i sporcie” to zwykla strata czasu. Towarzystwo wzajemnej adoracji pracuje nad tematem, którego nie ma. Masz racje Gabrielu – pracujcie nad kolorem ramek. 🙂
Bardzo pieknie dziekuje.
Identycznie to widze, jesli chodzi o to nizsze pieterko w hierarchii „gorszosci”:-)
Plotki i podejrzenia,to się sprzedaje. Lepiej sprzeda się tajemnicze zabójstwo Hessa przez brytyjskich wartowników w Spandau niż jego (mało skądinąd prawdopodobna) śmierć samobójcza. Wiem po sobie, że lubię czytać różne niesamowitości, niż oczywistości.
A co do koloru ramek, to na ogół różne strony zmieniają się na gorsze i głupsze. To musi być jakaś reguła – początkowa nieporadność debiutanta, następnie skuteczne poprawianie błędów i grafiki a potem już psucie i infantylizacja. Na koniec kilka dużych zdjęć z krzykliwymi podpisami „Czy Merkel jest córką Hitlera”, „Całe Niemcy w szoku po tym co się stało” itp. Piosenki też próbują wywoływać emocje, tylko podaż przewyższyła popyt.
Absolutnie sie z Panem nie zgadzam !!!
Zdecydowana wiekszosc wpisow to teksty wyborne… Gospodarz, Pink Panther’a, Stalagmit – poza dyskusja… a co z tekstami Betacool’a, Jareckiego, Rotmeister’a… dzisiaj Marka Budzisza… to slabizna ?!?!?! Chyba sie Pan za mocno zagalopowal w swojej ocenie od tego „zajrzenia na SN”…
… w koncu sa wakacje, urlopy, a ludzie sa tylko ludzmi…
… ma Pan do wyboru bogato oferte publicystyczno w kurwizorach i „merdiach spolecznosciowych” od tych debili sssakiewiczowych, karnowskich i jankowych … jest w czym wybierac !!!
Swietne !!!
Otoz to… podaz przewyzszyla popyt… i dalej przewyzsza !!!… bo debile merdialne nie placa za te swoje kretynizmy z WLASNEJ KIESZENI… jak chlubny wyjatek nasz Gospodarz… za wszystko BECELUJE z wlasnej kieszeni !!!
Fajnie jest rozpier****c panstwowe pieniadze… wciskac ludziom ciemnote… i rozne takie wynalazki jak FEJKI bez jakiejkolwiek KONTROLI i ODPOWIEDZIALNOSCI…
… no zyc nie umierac !!!
Dlaczego chamskie dowcipy o kobietach są takie prymitywne i proste? By najgłupsi faceci potrafili je dalej powtórzyć. W dodatku chamstwo to niepotrzebna obrona przed sentymentalizmem.
Czy to jakieś aluzje w felietonie do wspominania Arethy Franklin u Osiejuka?
Bardzo ładna piosenka… https://youtu.be/n99NQ02Y7BE I to by było na tyle sentymentów, czas na sobotnie prace ogrodowe, których za mnie nikt nie zrobi.
Paryżanko, przy Panterze zaraz Rembikowska , bez dwóch zdań.
Bien sur…
… kazdy wpis Pani Rembikowskiej to… mucha nie siada !!!
Przy okazji przepraszam Pania Rembikowska Ewe za ten moj afront, jesli teraz czyta… ale Jej teksty czyta sie z zapartym tchem.
SN mówi, że jeśli łódź ma zbyt duże zanurzenie i znacznie zmniejsza prędkość to należy za burtę wywalić pierwszego Murzynka. Dobrze też działa powieszenie jednego delikwenta na maszcie. To tytułem żartu, a teraz do rzeczy – w pracy mieliśmy młodą, ładną koleżankę, która nie była tolerowana przez dyrektorkę, która nią pomiatała. Nie pomogło nawet ustawienie jej biurka w wąskim przechodnim pokoju. W końcu dyrektorka dała jej wymówienie z racji restrukturyzacji. Wszyscy jej żałowali, a ona trafiła do świetnej pracy. Powiedziała komuś, że dyrektorka nie tylko nie wyrządziła jej krzywdy tym zwolnieniem, dała jej kopa i nową pracę.
>potrafiła zrobić tygodnik opierając wszystko na kolorach strony…
Tak jak w 1937 redakcja Świata Pięknej Pani
Estetyka miesięcznika bez grafika
Nie ma sensu się porównywać do szamba 🙂 zresztą przyznam, ze sam jestem na urlopie wiec nie miałem za dużo czasu by czytać archiwa. Zdecydowanie preferuje książki i SN w wersji kwartalnika. Zajrzałem do sklepu – ilość przecenionych książek bardzo mnie zdziwiła. To za co płaciłem 100 % teraz leci po cenie z Biedronki…
Andy Warhol miał 9 lat w 1937. Może jego mama prenumerowała Świat Pięknej Pani? Wystarczy spojrzeć na jego kolaż Marilyn Monroe.
OK…
… Gospodarz wie co robi… prosze nie porownywac tego syfu biedronkowego do KJ… a nawet o tym nie wspominac…
… prosze w ogole zapomniec o biedronce, ze toto w ogole istnieje !!!
wiki podaje że Woody Allen urodził się w USA, a naprawdę miejsce urodzenia to Królewiec, wg wiki Andy urodził się w Pittsburgu, a może naprawdę urodził się dużo bliżej i miał szansę na obejrzenie pisma bez maminej prenumeraty (żart) .
Ja także wiem co robi Gospodarz. Wyprzedaje po kosztach towar zalegajacy magazyn. 🙂 Ja się oczywiście nie znam na sprzedaży książek ale już na utrzymywaniu prestiżu marki już tak i dlatego rozumiem dlaczego wiele firm nigdy nie pozwoli sobie na tak drastyczne wyprzedaże – chcąc się kojarzyć z jakością. Jeśli wydawnictwo prowadzi taka politykę kupowanie książek w dniu premiery traci sens skoro po niedługim czasie będzie można dostać towar po kosztach – wg mojej opinii to słaba polityka, która głównie uderza w wizerunek firmy ale także i to głownie w dystrybutorów. Jakość = cena. Wyprzedaże po cenie to porażka. Krótkie serie ograniczonych nakładów gwarantujące jakość i utrzymanie ceny to wręcz przymus kupna w trakcie premiery. Ten model podnosi prestiż firmy oraz satysfakcje klienta uczestniczenia w czymś wyjątkowym. A także nic nie zalega w magazynie…
Nie zgadzam sie z Pana opinia… poraz wtory…
… ze wyprzedaz towaru po kosztach to porazka… absolutnie nie. Handel to jest bardzo trudne… i ryzykowne zajecie… zwlaszcza dzisiaj w czasach nicnierobienia i powszechnego, panstwowego zlodziejstwa , bo sie nie oplaca… a poza tym zlodziejstwu jest wygodnie tylko BRAC… czyli PRZEWALAC KASE… czyli OKRADAC obywateli… i nic wartosciowego wzamian nie dawac.
Ja nie wiem, jakie firmy „prestizowe” ma Pan na mysli… bo ja takich firm nie znam… o pardon, moze za wyjatkiem wydawnictw zwiazanych z KJ, ktore wydaja ksiazki za swoje wlasne pieniadze…
… chyba nie ma Pan na mysli tego prestiRZowego PWN… ktore nb. nie jest juz polskie tylko sprzedane zlodziejom z raju podatkowego w Luxemburgu !!!… albo inszego empik’u.
W zwiazku z powyzszym, prosze Pana spoleczenstwo w zastraszajacym tempie dziadzieje… i przy tej zlodziejskiej odgornej polityce dziadziec bedzie… czy krotkie serie ograniczonych nakladow sa gwarantem jakosci i ceny – nie sadze… wedlug mnie jest to dzialanie krotkowzroczne.
Liczy sie konsekwencja i dyscyplina pracy, a ze czesto po kosztach… tak zawsze bylo i tak bedzie… ale jak to mowia Moski – lepszy bylejaki handel niz dobra robota.
Waldemar Łysiak budzi(ł) emocje i ma grono swoich oddanych czytelników. Nie wiem jak jest z nim teraz, ale były czasy, że świetnie mu szło z zarządzaniem emocjami czytelników i sprzedażą. Nie mam kompetencji, by oceniać, czy brał się za tematy odrzucane przez innych świadomie.
PARYŻANKO, ZE WSTYDEM PRZYZNAJĘ, ŻE PRZEOCZYŁAM P. J. GANCARZ I BARDZO SIĘ TEGO WSTYDZĘ. PANI JOLANTA GANCARZ TEŻ NALEŻY DO TEGO TEAMU DOBRYCH AUTOREK.
Budowanie wizerunku firmy to trudna droga i kosztowna. Handel jest o wiele łatwiejszym zajęciem niż produkcja – Królowa biznesu, szczególnie w czasach gdy numerem 1 jest spekulacja. Jest wiele prestiżowych firm, które miałem na myśli fakt, ze nie myślałem tylko o rynku wydawniczym ale ogólnie o modelu działalności. Z drugiej strony misją powinno być propagowanie treści en masse – treści z Kliniki Języka jak najbardziej się do tego nadają. Podejrzewam jednak, że bez zainwestowania w poważną reklamę to się nigdy nie stanie. Przecież chodzi nam o to by każdy Polak przeczytał odtrutkę – ale właśnie dlatego Polacy są bombardowani sprofilowanym przez Gwiazdę Śmierci shitem popartym akademią i podlanym milionami na promocje by jej nigdy nie zażyć.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.