wrz 052022
 

Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że skończył się, w zasadzie na naszych oczach, czas autorów. Widzimy jak łatwo i bezczelnie przy tym można kreować tego czy innego autora, żeby uprawiał jakiś rodzaj propagandy, drapując się w dziwne pozy. Widzimy też, jak łatwo można takiego schować gdzieś w tapczanie, kiedy jego obecność na rynku propagandy przestanie być potrzebna. Nie tak dawno przecież szydziliśmy ze Szczepana Twardocha, którego książka została przerobiona na libretto opery, wystawionej następnie w śląskiej filharmonii. Dziś mało kto już pamięta o Szczepanie, albowiem jego niemieccy mocodawcy mają inne kłopoty na głowie niż lans jakiegoś tam pisarza, który miał mącić Polakom w głowach. To nie znaczy wcale, że Twardoch nie powróci. Kiedy przyjdzie pora i odwrócą się koniunktury zalegenduje się go na nowo. To samo będzie z innymi – z Bondą, Mrozem i całą resztą. Tylko czy ludzie będą wtedy chcieli jeszcze coś czytać? To jest dobre pytanie, albowiem cała machina propagandowa państwa, a także machina propagandowa wroga państwu pracują teraz intensywnie nad tym, by całkowicie i nieodwołalnie zniechęcić ludzi do czytania. Ja to widziałem wczoraj w telewizji. Zrobili jakieś przedstawienie promujące Mickiewicza. Nie wiem kto wpadł na ten pomysł, ale myślę, że należałoby go za to zamknąć w izolatce. Jak można namawiać kogoś na czytanie XIX wiecznej poezji za pomocą braci Golec i Natalii Kukulskiej występujących na scenie? Nie wiem, ale okazało się, że można. W ten sposób wyraża się misja państwa na niwie kultury. I to oznacza jedno – nieodwołalny koniec tej kultury. Tłumaczenie ludziom za takie wyczyny odpowiedzialnym, że Mickiewicz został poetą i wieszczem, w okolicznościach innych zgoła, mniej może hucznych i promocyjnie sprofilowanych inaczej, nie ma najmniejszego sensu. Komunikacja bowiem władzy z narodem i agentury z narodem zmieniła się dziś całkowicie i zamiast autorów przemawiających do ludzi w zakresach intymnych i osobistych, mamy aktorów, którzy za niemałe pieniądze odstawiają nędzne bardzo przedstawienia. Niewyrobiona zaś publiczność, wyglądająca jak stare garusy, odsiadujące wyroki za wymuszenia rozbójnicze, bije im brawo i wyje w niebogłosy.

Jeszcze przed weekendem pojawiła się w sieci informacja, że Olszański chce zakładać partię polityczną. Wczoraj zaś już puszczano filmy, na których widać bojówki tej partii, odziane w odpowiedniego kroju koszule i trzymające w rękach flagi z orłem bardzo podobnym do hitlerowskiej gapy. I nikt, póki co, nie wpadł na pomysł, żeby sprawdzić, co jest napisane na metkach tych koszul, a także gdzie są faktury regulujące ich zakup i jaka firma tam figuruje. Komunikat który wysyłają w przestrzeń publiczną ci ludzie jest jasny – nie ma już sensu niczego pisać i szukać czytelników albowiem skończył się czas komunikacji, a zaczął się czas demonstracji – im bardziej wyrazistych tym lepiej. Tylko demonstracje bowiem gwarantują, że treść kryjąca się za nimi obudzi emocje w masach. Na razie bowiem skuteczność propagandy blokowana była przez ograniczenia ludzi, którzy nie nadążali za tekstem, nawet za tekstem bardzo prostym, wręcz idiotycznym. Demonstracje, szczególnie realizowane przez zawodowych aktorów, którzy celowo i z premedytacją przejaskrawiają przekaz, poruszą więcej serc i umysłów. Oczywiście umysłów, do których docierają tylko najbardziej prymitywne bodźce. Oto bowiem chodzi w tej chwili, żeby wszyscy ci, którzy nie mieli – przez przyrodzone ograniczenia – kontaktu z treścią polityczną lub kreującą postawy, mogli wreszcie także się nasycić. Żeby z ludzi budujących hierarchie wzorowane na więziennych, awansowali do roli pełnoprawnych uczestników dyskusji. Do tego służą właśnie aktorskie demonstracje. Do degradacji treści, a nie do podnoszenia znaczenia publiczności. Ta publiczność bowiem, która została przez współczesny teatr polityczny wykreowana nie rozumie, że jest w teatrze. Myśli o tym co widzi w innych kategoriach i jest przekonana, że występy ulicznych agitatorów to wyraz ich rzeczywistego oburzenia na zaistniały stan rzeczy. I to jest przyznam zdumiewające, jeśli przypomnimy sobie, jak wielu twórców teatralnych, jak silnie dążyło do tego, by podkreślić odrębność teatru i oddzielić przedstawienie od życia. Dziś, za sprawą tajniaków, wszystko to poszło w cholerę, jak krew w piach, a komedianci udają zaangażowanych w politykę naturszczyków. To się musi zakończyć jakimś dramatem, a im silniej od tej hucpy oddzielać się będą tak zwani poważni komentatorzy życia publicznego tym katastrofa będzie większa. Stracą oni bowiem całkowicie wpływ na publiczność i staną się bez reszty zależni od sponsorów. Tak, jak to się już stało z wymienionymi na początku autorami.

Czy ktoś zadał sobie kiedyś trud i policzył ilu aktorów i ludzi teatru czynnych jest w polityce? Chyba nie choć przecież łatwo ich rozpoznać i wskazać, także tych, którzy nie są zawodowymi aktorami, ale przeszli jakieś kursy i szkolenia, żeby lepiej wypadać przed publicznością. Tak, jak poseł Braun, na przykład, któremu ustawiono głos, żeby brzmiał bardziej dostojnie. Podobny zabieg przeszedł także ponoć Grzegorz Górny, którego pamiętamy z bardzo wysokiego i piskliwego głosu. Nie wiem, jak wy, ale ja osobiście uważam, że podobne praktyki powinny być zakazane, tak jak doping w sporcie, powinny kończyć się dożywotnią dyskwalifikacją. Polityka bowiem staje się polem gdzie demonstrowane są postawy wyuczone, a nie postawy, za które bierze odpowiedzialność polityk, który – nawet jeśli jest oszustem – musi ryzykować swoimi emocjami i bezpieczeństwem. Aktor w polityce nie ryzykuje niczym, zawsze może powiedzieć, że był tylko aktorem, wynajętym człowiekiem, który odegrał pewną rolę i nie czuję się z tym nawet specjalnie źle. Wobec całkowitego braku odpowiedzialności politycznej, odpowiedzialności za słowa i czyny, nic takiemu człowiekowi nie grozi. Nie grozi mu nawet ostracyzm. Przeciwnie, znajdzie się wielu, którzy zechcą go naśladować, całkowicie przekonani, że udawanie polityka, deprawowanie wyborców i degradowanie ich nie jest czynnością naganną, ale na odwrót – zasługującą na podziw.

Uważam, że stan ten będzie się pogłębiał, a dobrego wyjścia z tej sytuacji nie widać.

 

  4 komentarze do “Czas autorów, czas aktorów”

  1. dbałość o dykcję i tonację jest ważna , tembre głosu jest atutem, pamiętam panią Targosz,  czytała teksty do przyrodniczych filmów i jeszcze jakichś tam  i to się podobało , ona mnie usypiała, swoją monotonnią  … no ale powiedzmy że przemawia przeze mnie zazdrość

    a co do autorów … to nie wiem … ja teraz czytam Rembeka i polecam

  2. Taki czas, że już nie rozpoznasz marionetki od pacynki.

    Tej drugiej to można jeszcze uciąć rękę przy samej .. .

    W pozostałych  przypadkach to już nic nie zrobi.

    Kobiecie lubiącej turystykę i rekrację jak naplujesz w twarz to przynajmniej odpowie że pada deszcz

  3. Olszański palił jakąś książkę na jakimś rynku i co bez nagany żadnej  i bez porównania go do nazistów co palili książki – dostał nowe zadanie – budowa partii

    (no bo nie porównam go do bolszewików palących biblioteki dworów  polskich bo ci byli analfabetami i nie wiedzieli co czynią ) a p. Olszański jest świadom tego co robi.

  4. takie jakieś dziwne w treści są Pana komentarze, ale w tym temacie o naszych ludziach na wschodzie , radzę przeczytać Imperium, będzie akurat w temacie zadanym przez Coryllusa , są tam rozważania co jest atrakcyjniejsze dla Białorusinów /Rosja czy Polska/ , no i urzędnik białoruski mówi że Polska jest atrakcyjniejsza – taka opinia to była niezwykła odwaga , ale to zdarzyło się  akurat po Czernobylu , to może stąd płynęła ta hardość białoruskiego urzędnika.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.