maj 072020
 

Doznałem wczoraj podwójnego olśnienia. Dotarło do mnie nagle czego nie potrafią zrozumieć marksiści i dlaczego to niezrozumienie całkowicie ich degraduje. Otóż marksiści nie rozumieją czym jest i jakie możliwości dalej kumulacja kapitału, a poza tym nie rozumieją ewolucji, którą sami głoszą.

Nie istnieje nic takiego jak ewolucja społeczeństw. To jest fejk przeniesiony z nauk przyrodniczych do społecznych, przez jakiegoś niechluja. Zanim przejdę dalej mała dykresja-żart. O Marksie. Ponoć londyński wydawca Marksa napisał do niego kiedyś list tej treści: Szanowny Panie Marks, jeśli do przyszłej środy nie dostarczy nam Pan kolejnego rozdziału swojej książki „Kapitał”, zlecimy tę robotę komuś innemu.

Myślę, że to prawda. Marksizm jest taki jaki jest, bo wydawcę goniły terminy i trzeba było te puste strony czymś wypełnić. Wracajmy jednak do olśnienia. Dostałem wczoraj do ręki niewielką broszurkę wydaną w roku 1953, a napisaną przez jak najbardziej marksistowskiego historyka profesora Stanisława Arnolda. Nie wiem, który już raz, ale to powtórzę – tylko takich historyków warto czytać i tylko przez nich napisane treści warto analizować i porównywać. Dodam jeszcze, że nie ma to nic wspólnego z marksizmem. Dlaczego tak? Albowiem oni, przez wyznawaną wiarę, nie mogą się oddalić od faktów istotnych, czyli od mechanizmów gospodarczych. Nigdy więc nie napiszą żadnego idiotyzmu, w rodzaju tych, co zajmują się historią sztuki, albo historią wojen. Historycy marksiści przy tym mają jedną wielką zaletę – kiedy natrafiają na fakty, które wymykają się marksistowskiej interpretacji i idiotycznej teorii o ewolucji społeczeństw, wyrażają zdziwienie. Czynią to, albowiem są ludźmi poważnymi i muszą dbać o pozycję w środowisku. No i dodać koniecznie trzeba, że na owe wymykające się metodzie zaproponowanej przez Marksa fakty, napotykają co chwila.

Przeczytałem wczoraj takie oto zdanie: Obroty niektórych kupców osiągają pozycje wprost zastanawiające.

Mnie zaś zastanawia, jak to jest, że ludzie ogłaszający iż przyczyną biedy i upodlenia ludu jest kumulacja kapitału potrafią napisać takie oto zdanie. To znaczy, że według nich kapitał kumulować się zaczął dopiero w stuleciu XVIII, a wcześniej był rozproszony, albowiem rozproszone były środki produkcji? To jest obłęd albowiem w tej samej, niezbyt przecież obszernej książeczce czytamy, że w czasach króla Zygmunta I, w Polsce zaczął się wielki ruch w interesie i do wielkich pieniędzy doszły grupy miejscowe. Których zyski, wskutek unifikacji prawnej – likwidacja prawa składu w wielu miastach tranzytowych – i technologicznej – regulacja rzek – skoczyły do pozycji zastanawiających. To znaczy jakich? A proszę bardzo, oto przykład. Oto warszawski kupiec Melchior Walbach, człowiek handlujący suknem. Nabrał on towaru od Norymberczyków, ale coś się stało – być może chodzi o numerasy związane z przyłączaniem Mazowsza do Korony – przestał być wypłacalny. Tamci polecieli na niego ze skargą do trybunału. Nie chodziło im jednak bynajmniej o wysokość sum, ale o zasadę – jak raz się nauczy, że można nie płacić, to będzie to powtarzał.

On zaś wystosował do rady pismo treści następującej:

Zara, zara… do tej pory żem płacił i było dobrze i nikt do trybunału nie latał. Sprawozdania radzie żem przedstawiał w terminie i gites. I przypomnę jeszcze – od roku 1544 do 1569 wybuliłem na ich konto milion dwieście tysięcy florenów. Teraz też zapłacę, trza tylko poczekać aż król Mazowsze przyłączy.

Przewodniczący rady miasta Warszawy aż się tak zaruszał niespokojnie na zydlu.

– Milion dwieście, kto by pomyślał – zastanowił się – taki łyk, co surowym suknem obraca. A król jegomość ma przecież rocznego dochodu tylko 200 tysięcy, a całym krajem rządzi. I gdzie on taki obrót robi?! Żeby jeszcze w Krakowie…ale tutaj?!

To są owe zastanawiające pozycje, które dziwią historyków marksistów, nie rozumiejących, że jak się ma dobrego dostawcę, spławną rzekę i sieć pośredników, to człowiek może żyć jak król, a nawet lepiej. To marksistów dziwi, albowiem nie zgadza się z marksizmem. A wiemy przecież, że jak coś nie zgadza się z marksizmem to po prostu nie może istnieć. I tu dochodzimy do paradoksu najważniejszego – książki marksistów w zasadzie w całości składają się ze zjawisk nieistniejących.

Teraz zastanówmy się jak to jest z tą ewolucją społeczeństw. Marksiści piszą, że najpierw była wspólnota pierwotna, potem feudalizm, następnie kapitalizm, socjalizm i komunizm. Ja to jeszcze pamiętam ze szkoły podstawowej. Niestety w książkach marksistów pojęcia te zaczynają się rozłazić. Otóż okazuje się, że kupcy, którzy osiągają zastanawiające pozycje i takież obroty potrafią również zapędzić do produkcji całe rzesze ludu, obniżając za pomocą różnych sprytnych sztuczek, koszta pracy i produkcji. I nie jest wcale do tego potrzebne niewolnictwo, które po prostu jest za drogie. Niewolnik niczego nie wyprodukuje, bo on w nic nie wierzy. Najemnik to zrobi, albowiem wierzy w nagłą, rewolucyjną poprawę swojego losu. O tym już pisaliśmy i nie ma sensu tego powtarzać, choć w tym właśnie ujawnia się rzeczywisty sens marksizmu i socjalizmu. To też zastanawia marksistów, ale nie potrafią oni zrozumieć, że XX wieczny komunizm nie był wynikiem żadnej ewolucji, albowiem ewolucje społeczne nie istnieją, istnieją tylko ewolucje technologiczne, nie wiadomo dlaczego zwane rewolucjami. XX wieczny komunizm to przeskalowane średniowieczne niewolnictwo oparte na herezji, które nieco zostało poluzowane w XVI wieku. Stało się tak, przynajmniej w Polsce, z tego powodu, że państwo zostało zunifikowane, zajęło duży obszar i można się było przemieszczać, a także robić różne biznesy. Było też gdzie uciekać. Marksiści wskazują jednak od razu na to, że chłop został wykolegowany z interesu. Tak właśnie, w XVI wieku chłopi przestali stanowić konkurencję w handlu dla innych grup. Jakoś jednak marksiści nie zauważają, że z tego samego handlu została wykolegowana szlachta poprzez dekret o utracie indygenatu. To już jest w porządku, albowiem źle jest tylko wtedy kiedy Kalemu ukraść krowę. Owo wykluczenie z handlu jest istotne, albowiem handel to poważna sprawa i kiedy zaczyna się rozkręcać, w krótkim niezwykle czasie można stać się człowiekiem, którego obroty osiągają pozycje wprost zastanawiające. Nie są to żadne dla sprzedawcy arkana, że sparafrazuję nieśmiertelnego Andrzeja Kmicica. Żeby więc wykolegować z handlu energicznych, zdecydowanych i do tego uzbrojonych ludzi, wymyśla się różne doktryny – na przykład marksizm. Ten zaś – o czym wiemy – nie jest etapem w ewolucji, albowiem tej nie ma, ale próbą ustalenia stosunków handlowych i produkcyjnych na wielkich bardzo obszarach, w tym miejscu, w którym znajdowały się one na przełomie XIII i XIV wieku. Potem bowiem było już tylko lepiej. Takich momentów, pasujących do realiów marksistowskich można znaleźć w historii więcej, ale na ten temat powinni się wypowiedzieć znawcy gospodarek w systemach starożytnych. Tam to bowiem widać najlepiej.

Cóż takiego jeszcze wydarzyło się w czasach króla Zygmunta I, że interesują one nie tylko historyków sztuki, ale także marksistowskich historyków gospodarki? O, wiele bardzo ciekawych rzeczy. Na przykład – o czym już wspomniałem – do wielkich pieniędzy doszły elity miejscowe, także szlacheckie. Patrycjaty przestały zarządzać zamkniętymi obszarami, ale za pomocą swoich agentów ekspandowały do innych miast – na przykład Gdańsk instalował swoich ludzi w radzie warszawskiej i poznańskiej. Kraków tak samo. Inne miasta, mniejsze, czyniły podobnie. Tworzyła się jednym słowem sieć powiązań niejawnych i nieoczywistych. Jakby tego było mało dostęp do magnatów i króla, czyli do zasobów żywności wyprodukowanej na wielkich areałach i do pochodzących z ich upłynnienia budżetów na różne zlecenia mieli też kupcy i bankierzy obcy. Na przykład ludzie Fuggera, udający, że nie są ludźmi Fuggera, tak jak niektórzy patrycjusze warszawscy udawać musieli, że nie mają żadnych związków z Gdańskiem. Cóż taka sytuacja powoduje? No jak to, wszyscy wiemy – wojnę gangów, w której padają ofiary i to nie byle jakie. Ofiary z bezpośredniego otoczenia władcy, ofiary mające dostęp do królewskich pieniędzy i zleceń, ofiary znane. Nikt jednak nie próbuje wyjaśnić zagadki ich śmierci, przeciwnie, jest ona przez stulecia całe zaciemniana. Nie powinniśmy się temu dziwić, albowiem przez stulecia całe dominantą w piśmiennictwie historycznym był protomarksizm i marksizm. Ten zaś musiał przede wszystkim udowodnić, że istnieje. I na to właśnie historycy marksiści zużywali całą swoją energię. Musimy ich jednak czytać – podkreślę – albowiem oni nie mogli i nie mogą nadal uciekać od faktów. Muszą je wymieniać i interpretować. To już wystarczy. Jeśli zaś idzie o historię prawdziwą i ciekawą, to polecam książkę Joli Gancarz „Kto zabił Bartolomeo Berecciego”, książkę o tym, jak niemieckie gangi zlikwidowały człowieka, który stał blisko króla i przebudowywał jego rezydencję na Wawelu. Jeśli wydaje Wam się, że gdziekolwiek jeszcze poza wydawnictwem Klinika Języka mogłaby zaistnieć taka publikacja, to jesteście w błędzie. Może w obszarze języka angielskiego, ale nie u nas. I nie w Krakowie, który od czasów Bonerów, Josta Decjusza i wynajmowanych przez nich nożowników wiele się nie zmienił. Choć przecież autorka właśnie w Krakowie mieszka.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kto-zabil-bartolomeo-berecciego/

  17 komentarzy do “Czego nie rozumieją marksiści?”

  1. Otóż marksiści nie rozumieją czym jest i jakie możliwości dalej kumulacja kapitału. Eskimosi rozumieją a marksiści nie – dobry żart tymfa wart ☺

  2. Poczytaj prof. Arnolda to sam zobaczysz

  3. :)^:)

    Byt określa świadomość. I odwrotnie.

    Botticini, Eckstein: „Garstka wybranych

  4. Melchior Walbach (zm. 1603) – syn Jakuba da Lauge, pochodzenia niemieckiego, prowadząc szerokie interesy handlowe stał się człowiekiem zamożnym, posiadał wiele nieruchomości miejskich. Poprzez ożywioną działalność kredytową i lichwiarską stał się posiadaczem olbrzymiego majątku. W Warszawie pojawił się w połowie XVI wieku, stał się dostawcą króla Zygmunta Augusta, któremu z Zachodu sprowadzał dzieła sztuki. W 1564 uzyskał od Habsburgów akt nobilitacyjny, który w cztery lata później został wpisany do akt królewskich. Będąc szlachcicem, szukał w tym celu oprawy ziemskiej. Jego wybór padł na Ostrówiec, który zakupił i osadził tam swego syna Baltazara. Walbachowie wybudowali w tej wsi folwark i zaczęli gospodarzyć. Melchior prowadził handel z Norymbergą, organizował produkcję rolną na eksport, prowadził handel wiślany. W 1566 od Zygmunta Augusta otrzymał przywilej, według którego bez opłacania cła mógł rocznie wywozić z kraju 200 sztuk wołów. Rozwijająca się gospodarka Walbachów legła w gruzach, gdy jego syn Baltazar zmarł przedwcześnie, a rychło po nim sam ojciec (1603). Przed śmiercią wyznaczył opiekunów dla swych wnucząt. Na tym urywają się dalsze o nich wiadomości. Melchior Walbach przybudował do kościoła karczewskiego kaplicę tzw. „walbachowską” z której pochodzi płaskorzeźba, przedstawiająca jego postać, a która wmurowana jest w ścianę kościoła od strony ulicy Żaboklickiego. Łaciński napis na płycie w języku polskim znaczy: „Czy umieramy czy żyjemy, jesteśmy Chrystusowi. Roku Zbawienia Ludzkiego 1595”.

  5. chciałam wstawić jakiś cytat z „Dziejów handlu Żydowskiego na ziemiach polskich „Ignacego Schipera, ale nie da się tego zrobić, bo całą książka (oba tomy) zdanie w zdanie jest właśnie o tym jak od Bordeaux do Kijowa i dalej czyli raczej jak od Atlantyku do Morza Czarnego kupiectwo żydowskie miało swoje karczmy, swoich przedstawicieli, swoje domy handlowe i zapewne magazyny  .. itd. Jeśli czytam takie zdanie : W latach 1467 – 1479 trzej kupcy z Konstantynopola Dawid , Abraham i Mojżesz zmonopolizowali cały handel polsko – turecki  (str 36 t.I) to przecież wiadomo, że przez 12 lat było to ogromne gospodarcze przedsięwzięcie, angażujące wiele osób, całe rodziny, taki rozwój prze pączkowanie.

    Oto  „’cały handel” polsko turecki przez tyle lat, dawał dochód trzem rodzinom, przedsięwzięcie zapewne potem przez kogoś przejęte, tego autor nie pisze, ale kolejny król zapewne mógł okazać zrozumienie dla kolejnych kupców… przecież popyt nie ginął tylko się zwiększał (rozwój i stabilizacja w kraju ) a podaż nadążała bo oferta produktowa dawała zyski.

  6. Marksiści to produkt eskimoski.

  7. Trzeba by całą książkę wstawić

  8. I po to się zalogowałeś, żeby to odkrycie nam oznajmić?

  9. Produkt jest w stanie rozumieć tylko to co zaplanował jego  ( twórca) producent a więc skąd to zdziwienie że, „Eskimosi rozumieją a marksiści nie – dobry żart tymfa wart ☺” Ten produkt nawet jak mógłby zrozumieć to nie chce. Nie jest to odkrywcze ale też żaden truizm.

  10. @pigmeju – pij mleko, będziesz wielki ☺

  11. Wpadła mi w ręce książeczka pod tytułem „Kupcy angielscy w Elblągu w latach 1583-1628” rewelacja, wydana w 86 roku przez wydawnictwo Morskie Gdańsk, to chyba potwierdza teorię zawartą w tekście dzisiejszego wpisu.

  12. najlepiej o Marxie pisał Johnson, że zmarnotrawił posag żony, ile miał dzieci wszystkie mu umarły z zaniedbania, brak stałego dochodu na utrzymanie rodziny, w końcu słowa jego żony „wszystko co kochałam leży w ziemi” – przecież ta lektura Johnsona odstręcza od Marksa,

  13. ale literatura mówi że najlepiej kumulować kapitał handlując bronią,  tak jak kiedyś czyli w okolicach I W Ś, niejaki pan Zaharoff – szczegóły w „Jak nakręcić bombę. Kulisy światowego konfliktu” Szymon Modzelewski

  14. Jak się odsieje całą spolegliwość wobec kleru, jaką Pan okazuje, to pisze Pan bardzo mądrze. Wypracowałem sobie taką technikę, że jak widzę jakiekolwiek nawiązanie do wymysłów sekty watykańskiej, to dalej nie czytam.

    Całe życie walczę z marksizmem i zastanawiam się z czego to zboczenie wynika. Pana odpowiedz jest zbyt prosta, by była wyczerpująca pytanie. Fundamentem marksizmu jest toksyczny koktail frustratem, życiowym przegrywem, roszczeniowcem a także dawanie wiary w populistyczne hasła cynicznych polityków.

    Nie bez znaczenia jest  także proste niezrozumienie ekonomii – gdyby lewacy rozumieli ekonomię, to nie byliby lewakami.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.