W Polsce panuje nie wiadomo skąd wzięte, idiotyczne przekonanie, że istnieje coś takiego jak promocja kraju, a także, że czynność ta odbywa się poprzez lansowanie literatury tego kraju w innych państwach. A nie dość, że literatury, to jeszcze filmu. Literatura rzeczywiście służy czasem promocji innych kultur, ale to jest zawsze promocja agresywna, dynamiczna, czyniona bez zgody tych, u których sprzedaje się nowe treści, a także podstępna. Tak było z literaturą francuską lansowaną na terenie Austro-Węgier przez niejakiego Tadeusza Żeleńskiego, od początku XX wieku. Literaturą, której nikt nie czytał, nikt nie chciał, ale która rozbudzała namiętności pensjonarek i dobrze ułożonych panienek i zalegała składy księgarń. Uporczywe te działania przyniosły w końcu efekty i my do dziś te efekty odczuwamy. Taka jest rzeczywistość. Tymczasem nasi i nie-nasi uważają, że to jest taka zabawa, a stawką w niej są jakieś pieniążki. Nasi nie mogą się przebić bo im Żydzi przeszkadzają, a nie-nasi się przebijają na obce rynki i tam istnieją, bo są z Żydami w zmowie. Proszę Państwa, nie można tak myśleć, bo to jest aberracja. Z faktu, że Olga Tokarczuk dostała jakąś nagrodę nie wynika nic, ponadto, o czym pisał Toyah – czyli, że jej tłumaczka może sobie zarobić. I to jest prawdopodobnie clou tej imprezy. Oni – mam na myśli Brytyjczyków – mają dziś jakiś kłopot, którego nie rozumiemy. Myślę, że chodzi o to iż starzy agenci nie mogą już pisać o swoich przygodach i rynek wewnętrzny im się sypie. Nie wiedzą co zrobić, a chcieliby nadal zasysać pieniądze. To więc lansują jakichś obcych autorów, którzy mają zwrócić uwagę na nich – na Brytyjczyków, a nie na siebie, jak się zdaje Tokarczukowej. No i mają tę rodzinę królewską, która załatwia dziś wszystkie sprawy promocyjne, dawniej należące do Bonda, Robin Hooda, i autorów powieści szpiegowskich. Źle się dzieje, tym razem w Londynie, a dla Olgi Tokarczuk jest to jedynie powód do głupkowatych uśmiechów. Bo się babinie zdaje, że coś wygrała. Ta nagroda to objaw kryzysu. A poznajemy to jeszcze po tym, że wczoraj w radio powiedzieli iż brytyjskie służby rekrutują pracowników puszczając reklamy w telewizji. Reklamy w telewizji!!! To jest niesamowite…Wyobrażacie sobie, że John Dee rekrutował pracowników przybijając na wrotach kościołów odezwy? O wiele lepiej jest w USA, bardziej profesjonalnie. Nowa szefowa CIA wygląda dokładnie jak była dyrektor wydawnicza AS Polska, w czasach gdy był tam segment pism kobiecych. I to jest moim zdaniem objaw dobry, świadczący o tym, że ktoś rozumie na czym polega jego praca.
Wracajmy jednak do książek. Nie chcę demontować suspensów, które zawarł w swojej książce Szymon Stalagmit, ale wynika z niej jasno, że literatura popularna, głównie szpiegowska i obyczajowa służy temu, by wprowadzać ludzi w błąd, a także by manifestować wyższość jednej kultury nad inną. Do tego samego służą nagrody literackie wręczane różnym pariasom z odległych lądów. Tylko kretyn może myśleć, że dostaje coś za darmo, bo jest świetny. Tak więc wszelkie aspiracje do hierarchii obcych są pułapką. I dobrze rozumieli to tacy bohaterowie masowej wyobraźni jak Vito Corleone oraz Czyngis Chan. Są jednak w Polsce środowiska, skupione wokół różnych osób i ośrodków, którym się zdaje, że wydawanie pieniędzy na kokieterię to jest świetny pomysł i on poprawi wszystkim samopoczucie, a także spowoduje, że będą nas na świecie bardziej lubić. Pokażemy bowiem co mamy najlepszego w naszych wigwamach. Obłęd ten został rozkręcony dawno temu i nie ma, jak widzimy końca. Wszystkie portale pisały o tym, że Olga Tokarczuk została doceniona na świecie, że wszyscy już wiedzą o jej geniuszu. Nasi w tym czasie pisali, że łódka biało-czerwona pływać będzie po morzach i oceanach rozsławiając imię Polski. Nie ma, powiadam, końca tym idiotyzmom. Nie może być, bo ludzie dysponujący publicznymi pieniędzmi rozumieją tyle, że trzeba je wydawać. Przykład nagrody dla Tokarczuk, mówi, że oczywiście, można coś wydać, ale bez szału, niech przynajmniej połowa zostanie w kraju. No, ale to jest sposób myślenia obcy ludziom decydującym o promocji. Cóż w takim razie trzeba czynić? Ja się będę powtarzał, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Będę się powtarzał, po podjąłem kilka ważnych decyzji dotyczących nowych edycji i mogę tylko rzec jeszcze raz to samo – trzeba tworzyć rynek lokalny i wychowywać lokalną publiczność, która – biorąc pod uwagę, że w kraju mieszka 38 milionów ludzi, a za granicą drugie tyle, nie musi być wcale mała. To jest misja – tworzenie rynku, udostępnianie treści rzadkich i nieczęsto publikowanych, a także próba zainteresowania tymi treściami jak najszerszego grona odbiorców. To się niestety musi odbywać naprawdę, czyli w trudzie i znoju, wszelka powierzchowność jest tutaj pułapką, a wszelkie łatwizny zwiastują klęskę. Celem bowiem nie jest wyrwanie kilku baniek z tego czy innego budżetu i szybka ucieczka, ale przedłużenie istnienia świadomego narodu, w nadchodzących, niewesołych czasach. Brytyjczycy czynią to po swojemu – zastawiając pułapkę na szczury i Tokarczuki, a także rekrutując nowych agentów, rozumiem, że także spośród grup nowych imigrantów, w tym Polaków. Nasi zaś czynią to po swojemu, oczekując oklasków. Nie-nasi zaś uważają, że nagroda jest dla nich i kłaniają się w pas. Patrzymy na to wszystko ze zdumieniem. Ja zaś, po zakończeniu prac nad II tomem Baśni socjalistycznej, który nastąpił wczoraj zabiorę się za pisanie posłowia do powieści Floriana Czarnyszewicza „Nadberezyńcy”, którą zamierzam wydać nie bacząc na to iż rynek jest nią zalany. W środku bowiem kryje się pewna tajemnica i suspens taki, że klękajcie wszystkie Dżejmsy Bondy i Agaty Christi. No, ale to za chwilę. Na razie mamy w sklepie nową książkę – dawno lub nigdy nie publikowane źródła do historii Ukrainy – Okraina królestwa Polskiego. Krach koncepcji Międzymorza. Zapraszam do sklepu www.basnjakniedzwiedz.pl a także na portal www.prawygornyrog.pl gdzie dziś zamieściłem wywiad, którego Julkowi-Kamiuszkowi udzieliła Magdalena Ogórek.
Jakbyśmy nie mieli kim się chwalić.
Skoro wiesz kto to Tokarczuk, a nie wiesz kto to Czochralski, Olszewski, czy Hirszfeld to jesteś tępakiem a nie Polakiem.
Dodam wspolczesne nazwiska, ze szczytow elektroniki: Tomasz (Thomas) Skotnicki, Janusz Bryzek
Indywidualny sukces Polaka za granicą nie daje Polsce nic.
Prawdopodobnie nie daje bezposrednio. Ale mysle, ze ujawnia pewne zjawiska i mechanizmy, z ktorych mozna wyciagac wnioski.
„W Polsce panuje nie wiadomo skąd wzięte, idiotyczne przekonanie, że istnieje coś takiego jak promocja kraju, a także, że czynność ta odbywa się poprzez lansowanie literatury tego kraju w innych państwach. (…) Uporczywe te działania przyniosły w końcu efekty i my do dziś te efekty odczuwamy. ” czyli to przekonanie nie jest aż tak skrajnie idiotyczne ?
Od wielu lat biblioteki publiczne organizują coś na wzór kiermaszów na których wyprzedają cześć swoich zbiorów. Jednym z widocznych efektów jest to, że połowa klasyki na Allegro sprzedawana jest z adnotacją „posiada pieczątki biblioteczne”. Kolejnym faktem jest, że niemal wszyscy krytykowani na tym blogu, powiedzmy ludzie pióra (w tym np. pani Tokarczuk), mają zaklepany odbiór swojej pracy w bibliotekach. Jeżeli oba trendy odpowiednio regulować, można w kilkadziesiąt lat dokonać istotnej zmiany zawartości zbiorów bibliotek publicznych. Wtedy „uporczywe te działania przyniosą w końcu efekty, które nasze dzieci i wnuki będą odczuwać”.
„czyli to przekonanie nie jest aż tak skrajnie idiotyczne ?”
Promocja ma zabarwienie pozytywne, a my ta ekspansja ksiazczyn sp znaku Nike odczuwamy skutki, niestety negatywne. To nie jest zadna promocja tylko przyprawianie geby. Po ksiazkach tlumaczonych na francuski widze, ze tam jest scisla umowa miedzy srodowiskiem Michnika i zagranica. Sa na to duze fundusze.
Coś takiego jak promocja kraju czy narodu istnieje. Dobrze o tym wiedzą eskimosi. Promocja (prawdziwa robiona przez profesjonalne np agentury, czy służby). Najczęściej wśród ludu utrwala się jakiś stereotyp. Np teraz jest chyba promowany antypolonizm, jak np kiedyś był na jakimś etapie III Rzeszy promowany antyeskimosizm. Promocja to istotna część propagandy ;).
Diabeł sam nie zgrzeszy a grzesznikom do kościoła drzwi zamknie.
>Pokażemy bowiem co mamy najlepszego…
Kokieteria i czyn
-Macie tu jakieś atrakcje turystyczne?
-Mieliśmy, ale w zeszłym tygodniu wyszła za mąż.
To jest problem: poważne biblioteki w Polsce są likwidowane. Najczęściej podaje się z jednej strony wypieranie książki przez internet, z drugiej – koszty utrzymania jakoby niepotrzebnych zbiorów, skoro wszystko prędzej czy później będzie dostępne w postaci elektronicznej. Brak słów na tę głupotę – jeśli to tylko głupota, w co trudno uwierzyć, skoro tylko w USA obligatoryjnie najważniejsze dla interesów tego państwa treści są archiwizowane na papierze: od poezji po instrukcje technologiczne. Pod koniec lat. 90. rozpoczęto np. likwidację biblioteki Wyd. Nauk. PWN. Do likwidacji poszły też biblioteki klasztorne (!), itd.
Dopóki ludzie nie nauczą się odróżniać głupoty od premedytacji – BIADA NAM !
Na tym forum były jęki i załamywanie rąk nad Staszicem, Kołłątajem i reformami KEN, a to było małe Miki w porównaniu do tego co się dzieje na naszych oczach.
Biblioteki niszczy się też w Szwajcarii. Szkoła średnia mojego syna ma ponad dwieście lat. Przez dwieście lat pokoju w bogatym kraju, jakim jest Szwajcaria, można zgromadzić naprawdę dużą bibliotekę. Mój syn mówi, że dziadziuś w Warszawie ma w domu 3 razy więcej książek niż to, co można znaleźć w jego bibliotece szkolnej. Rozmawiałam z bibliotekarką szkolną. Od niej dowiedziałam się, że jeżeli jakaś książka jest w bibliotece miejskiej, to ona ma jej już nie kupować do biblioteki szkolnej. Co więcej w bibliotece mają być tylko książki, które interesujące współczesną młodzież, z kolorowymi okładkami i ładnymi obrazkami.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.