gru 262017
 

Powinienem, każdego dnia właściwie, robić coś pożytecznego. Nie czynię tego jednak i głównie coś zajadam, a jak już skończę, biorę się za lekturę. Zwykle nieodpowiednią. W wigilię, zamiast zająć się sczytywaniem rozdziałów kolejnego tomu Baśń, albo poczytać coś stosownego, sięgnąłem po książkę Bogdana Danowicza zatytułowaną „Był cyrk olimpijski”. Otworzyłem ją, przeczytałem wstęp i zamarłem. Potem od razu przeskoczyłem na stronę 34 gdzie zaczyna się rozdział pod tytułem „Cyrk Astleya”, a jeszcze później po przeczytaniu tego rozdziału, natychmiast zacząłem inny, który nazywał się „Ojcowie klownów”.

Kim był Philip Astley, pewnie się zastanawiacie. O, to bardzo popularna postać, nazywali go, bo nie wiem czy jeszcze nazywają, ojcem nowoczesnego cyrku. Astley sam siebie nie nazywa cyrkowcem, a swojego przedsiębiorstwa cyrkiem. On był posiadaczem Amfiteatru królewskiego w Londynie, czyli budowli składającej się z maneżu otoczonego lożami, z których publiczność mogła oglądać popisy jeźdźców. Maneż był bardzo charakterystyczny, miał średnicę 42 stopy, czyli mniej więcej 13 metrów. Tyle samo wynosić dziś powinna standardowa arena cyrkowa. Wcześniej Astley występował na arenie o średnicy 62 stóp, ale zmniejszył ją z przyczyn praktycznych. Otóż, o czym nie miałem pojęcia, człowiek nie może zbyt długo galopować na grzbiecie konia stojąc, w czasie kiedy koń biegnie po linii prostej. To znaczy chwilę może, ale zaraz zleci, choćby miał nie wiem jakie mocne uda. A jeśli jego występ polega na ujeżdżaniu stojąc kilku koni to można zapomnieć o jeździe na wprost. Trzeba kręcić się w kółko. Najlepiej po okręgu, który ma średnicę 13 metrów. Tak wyszło Astleyowi z doświadczeń. Daje to artyście cyrkowemu inne jeszcze przewagi i informacje konieczne do tego, by jego występ dobrze wypadł. Ja Wam oszczędzę opisów tych zależności, bo jeszcze coś pokręcę. Pan Danowicz ładnie to wyłuszczył w swojej książce. W każdym razie sprawy mają się tak, że artysta cyrkowy jest w swojej sztuce dużo poważniejszy i bardziej się w nią angażuje niż Witold Gombrowicz i Szczepan Twardoch razem wzięci w literaturę.

Astley szybko zorientował się, że popisy jeźdźców, z których sam był najgłówniejszym wodzirejem, nie zadowolą publiczności. Wprowadził więc do swojego amfiteatru inne atrakcje, pomiędzy popisami woltyżerki występowali ekwilibryści, akrobaci, baletnice, tańczące psy i klowni. Ci ostatni mieli swój charakterystyczny sznyt, który i my dzisiaj dobrze rozpoznajemy. Clown angielski to nie był smętny Pierrot odtrącony przez Colombinę, to nie był złośliwy Arlekin kokietujący swoimi podłostkami publiczność, klown angielski to był kawał chama, który ładował się na arenę z brudnymi buciorami, zmierzwionymi włosami i od samego początku, drąc się wniebogłosy zaczynał obrażać i drażnić widzów, którzy, wszyscy jak jeden uwielbiali takie występy. Clown angielski mógł zrobić na zestandaryzowanej arenie wszystko, mógł kląć, pluć, szarpać za klapy surduta siedzących najbliżej widzów, a także im ubliżać. No, jasne, nie mógł obrazić króla, ale tego nie mógł zrobić nawet jego dyrektor – wielki Philip Astley. Klown angielski był po prostu dziadkiem dzisiejszego standupera. Faceta, który stoi przed mikrofonem i opowiada coś niby zabawnego, ale utrzymanego w ściśle określonej konwencji. I tak, klown angielski nie mógł obrażać królowej, a klown polski anno domini 2017 musi obrażać Kaczyńskiego. To jest ten sam format, podobnie jak współczesny cyrk, ale różnica jest istotna i demaskująca. Format, który dawno temu stworzył Philip Astley. Ja powiem wprost – po tym co przeczytałem uważam Philipa Astleya za geniusza. Bo jak widzimy wiele się od jego czasów nie zmieniło jeśli idzie o arenę i klownadę, a także inne sprawy, o których za chwilę. Pewnie się zastanawiacie dlaczego ja w dzień męczeństwa św. Szczepana piszę Wam tutaj o dyrektorze pierwszego nowoczesnego cyrku. Oto powody. Pan Astley zaczął swoją karierę cyrkowca w 15, królewskim pułku dragonów, gdzie nauczył się po mistrzowsku jeździć konno. Jeździł tak świetnie, że został zauważony przez twórcę tej jednostki, przemianowanej potem na 15 królewski pułk huzarów, George’a Augustusa Elliota pierwszego barona Heathfield. I to jest kwestia, nad którą powinniśmy się zadumać. Jest także inna, w tymże pułku młody pan Astley, jak piszą, człowiek żądny przygód, poznał także pewnego Włocha nazwiskiem Domenico Angelo.

Opiszmy jednak najpierw Elliota, który w roku 1759 dosłużył się stopnia generała majora. Brał on udział we wszystkich najważniejszych wojnach XVIII wieku, które śmiało możemy nazwać wojnami o utrwalenie brytyjskiej dominacji na świecie. Wraz z Elliotem na polach bitew Europy pojawiał się Philip Astley, znakomity jeździec, jeszcze lepszy fechmistrz i zaufany człowiek pierwszego barona Heathfield. Skąd ja wiem, że zaufany? Nie darowuje się byle komu białego konia wysokiej klasy, a taki właśnie prezent przekazał generał major Elliot sierżantowi majorowi Astleyowi. Charakterystyka i nawyki brytyjskich wojskowych wyższych szarż jeśli nawet nie są nam znane, to przez dostępne w filmach historycznych formaty, łatwo możemy sobie je wyobrazić. Podarować podoficerowi konia wartego pieniądze? To jest rzecz spoza zasięgu tych panów, jeśli więc coś takiego miało miejsce, to znaczy, że więź pomiędzy pierwszym baronem Heathfield a synem stolarza z Newcastle nazwiskiem Astley musiała być szczególna.

Obaj brali udział w wojnie siedmioletniej, walczyli po stronie króla Prus, Fryderyka Wielkiego, przeciwko Francuzom. Elliot dowodził także brytyjską inwazją na Kubę i Belle Ile. No, ale nie to jest najważniejsze. George Augustus Elliot znany jest przede wszystkim z tego, że obronił Gibraltar przed największą w dziejach XVIII wieku szarżą piechoty i artylerii, która liczyła sobie ponoć 70 tysięcy ludzi. Skały broniło ponoć ledwie 5 tysięcy żołnierzy brytyjskich wspartych kontyngentem heskim i korsykańskim. Oblegający – Hiszpanie i Francuzi – mieli różne pomysłowe sposoby na zintensyfikowanie ostrzału umocnień brytyjskich, wymyślili na przykład pływające baterie, które waliły w stanowiska Anglików z morza. Elliot wymyślił za to płonące kule i, jak poucza nas malarstwo batalistyczne tamtych czasów, spalił te baterie ostrzeliwując je tymi właśnie kulami, a przy tym okrywając się wieczną chwałą. Oblężenie Gibraltaru było najdłuższym oblężeniem w jakim brała udział armia brytyjska, trwało 3 lata i siedem miesięcy. Niewielka, w porównaniu z armią oblężniczą, załoga brytyjska, wytrzymała to piekło i podobnie jak jej dowódca, także okryła się chwałą. Ma się rozumieć, także wieczną. Pewnie myślicie, że dzielny Philip Astley stawał u boku swojego dowódcy i z sercem nie znającym trwogi ruszał do ataku wprost na nadbiegających od strony morza Francuzów. A gdzie tam….w czasie kiedy trwało oblężenie Philip Astley zajęty był montowanie dekoracji swojego cyrku w Paryżu. Nie pomyliłem się – jego dowódca pierwszy baron Heathfield bronił się zaciekle na skale – jego podwładny zaś przygotowywał się do występu przed królem Ludwikiem XVI i Marią Antoniną. Był rok 1782.

Nie macie racji, nie napiszę teraz, że ten format współpracy stworzył Astley, nie napiszę, bo to nieprawda, stworzył go Walsingham o wiele wcześniej. Astley stworzył zupełnie inny format, o którym opowiem za chwilę, przypomnę tylko jeszcze dwa wcześniejsze jego wynalazki – standardowa arena ułatwiająca pracę woltyżera oraz klown standuper.

Ciekawi Was zapewne czy królowi Ludwikowi i jego małżonce podobało się przedstawienie Astleya. O tak, bardzo, królowa Maria Antonina była szczerze wzruszona nie tylko skalą przedsięwzięcia, nie tylko skalą niebezpiecznych ewolucji, ale także osobistym urokiem samego dyrektora oraz głównego gwiazdora królewskiego amfiteatru. Mawiano, że przystojniejszy do Astleya jest tylko jego syn – John. No, ale to było już w późniejszych czasach. Królowa podziwiała tylko Philippa, a on uśmiechał się do niej promiennie wprost z grzbietu konia galopującego po maneżu o średnicy 42 stóp.

Pora zdradzić czym charakteryzował się największy wynalazek naszego bohatera. Otóż czytając opisy zmagań w czasie oblężenia Gibraltaru nie mogłem się opędzić od myśli, że jest to dobrze zestandaryzowany format. Niewielka załoga, zamknięta na małej przestrzeni, przeżywająca bardzo ciężkie chwile i potężna armia wokół, która może się z nią rozprawić łatwo i bez kłopotu. A jednak tego nie czyni. Zastanawia nas przede wszystkim nie bezwład armii sprzymierzonych, oblegających Anglików, ale bezwład lordów admiralicji, którzy przez trzy lata nie pomyśleli o tym, by po prostu wysłać pod skałę dużą eskadrę, która salwami z liniowców rozwali wszystko co nie będzie dobrze i właściwie oznaczone. Taka eskadra przypłynęła, ale dopiero pod sam koniec oblężenia i nie myślcie sobie, że ono zostało zdjęte dzięki jej obecności. Liniowce rozwaliły tylko to co tam na wodzie poustawiali Hiszpanie, następnie wyładowały prowiant i wróciły nie niepokojone przez nikogo do Anglii. Wcześniej na skałę docierały mniejsze eskadry z prowiantem, ale było go ciągle za mało, by utrzymać załogę w zdrowiu i dobrej kondycji. Wszystkie przeczytane przeze mnie relacje mówią o szkorbucie i szerzących się chorobach. To są niezwykle ujmujące opisy, ale jak tu uwierzyć, że bezzębny i schorowany żołnierz miał siłę obsługiwać armaty i walczyć pałaszem z dwoma nacierającymi nań, a dobrze odżywionymi mięsem i warzywem Hiszpanami? Takie rzeczy mogły się odbywać, ale w cyrku Astleya, a nie w rzeczywistości, która jest dość brutalna i koryguje ludzkie błędy bez żadnej litości. Oblężenie trwało 3 lata i siedem miesięcy, w tym czasie do skały dobijały angielskie statki z prowiantem, a propaganda w Londynie rozpowszechniała informacje o nieludzkich cierpieniach załogi. W londyńskim zaś cyrku Astleya pokazywano numery polegające na tym, że jadący stojąc na czterech jednocześnie koniach brytyjski dragon opędzał się szablą od trzech o wiele odeń bardziej niemrawych jeźdźców we francuskich mundurach. Publiczność szalała.

Mamy więc wojnę i cyrk, który służy do budzenia uczuć patriotycznych w publiczności miejskiej. Mamy lordów admiralicji, którzy po dokładnym obliczeniu kosztów i rozważeniu szans stwierdzili, że Elliot utrzyma się na skale, wystarczy mu tylko podsyłać jedzenie, co nie było ani kłopotliwe, ani szczególnie trudne. Kiedy zaś wreszcie – już po obejrzeniu przedstawienia w paryskim cyrku Astleya – król Francji i jego generałowie podjęli decyzję o ostatecznym ataku na Gibraltar okazało się, że uderzenie zostało wyprzedzone. Załoga zorganizowała tak zwaną wycieczkę i wyrżnęła sporą część szykujących się do szturmu francuskich i hiszpańskich grenadierów. Natarcie zostało powtórzone, ale już bez tego, właściwego dla akcji z zaskoczenia, impetu. Zostało oczywiście odparte.

Pewnie Was ciekawi jak się nazywał koń, którego pierwszy baron Heathfield podarował swojemu byłemu sierżantowi. To chyba jasne – Gibraltar. Astley wykonywał na nim później swoje najtrudniejsze ewolucje.

Nigdy nie uwierzycie, w którym roku Philip Astley wyjechał z Paryża, ja sam nie uwierzyłem – w 1793. Ponoć dlatego, że właśnie zaczęła się wojna pomiędzy Anglią a Francją. To jest wyjaśnienie dla idiotów, dla jakiegoś Szczepana Twardocha, albo kogoś o podobnej mu konstytucji umysłowej. Wojna pomiędzy Francją a Anglią trwała cały czas, rok zaś 1793 to rok ścięcia króla Ludwika, wielkiego wielbiciela talentu Philipa Astleya.

Przyjrzyjmy się jeszcze bliżej wszystkim okolicznościom – twa wojna, najdłuższe oblężenie w historii brytyjskiej armii, a były sierżant Astley bawi króla i królową Francji popisami jeździeckimi. Potem wybucha rewolucja, po ulicach włóczą się bandy mordujące arystokratów i każdego, kto nie wygląda jak przedstawiciel mas ludowych gnębionych przez bogaczy. Cyrk zaś Astleya stoi w najlepsze i daje przedstawienie za przedstawieniem. Kłopot zaczyna się dopiero kiedy ścinają króla. Jest to kłopot chwilowy, o czym zaraz się przekonacie. Philip wraca na wyspę i tam daje nowe przedstawienia, wystawia między innymi numer, który nosi nazwę „Zburzenie Bastylii”. Nie zmyślam wcale, tak się nazywał ten występ. No więc wiemy już skąd świat dowiedział się o bohaterskim szturmie na Bastylię i o jej zburzeniu przez lud francuski dopominający się należnych mu praw – z cyrku Astleya. Prawda przestała mieć znaczenie, a liczyło się tylko to ile razy Astley pokaże ten numer w Londynie. Nie tylko w Londynie zresztą, bo Philip był właścicielem osiemnastu obiektów rozrywkowych w różnych miastach Europy. Najważniejszy był oczywiście Paryż, ale Dublin też miał swoje znaczenie. No i Londyn rzecz jasna.

Kiedy Astely wrócił do Francji? Nigdy byście nie zgadli. W 1802 roku. Dwa lata przed koronacją Napoleona na cesarza Francuzów. Philip siedział w Paryżu aż do śmierci w roku 1814. Trwała blokada kontynentalna, wojna w Hiszpanii, Europa zajęta była przez Francuzów, którzy triumfowali, a były sierżant 15 pułku królewskich dragonów przybył z pompą do Paryża i rozpoczął, jak zawsze w wielkanocny poniedziałek, kolejny sezon w swoim cyrku. I dawał te przedstawienia aż do samego końca, do śmierci. Francja go kochała i on kochał Francję. Niestety nie udało mi się ustalić jaki był stosunek Napoleona do byłego brytyjskiego sierżanta. Choć pewnie lepiej byłoby sprawdzić jak się na jego obecność w Paryżu zapatrywał Józef Fouche. Astley przywiózł ze sobą oczywiście swojego ulubionego konia imieniem Gibraltar.

Wróćmy teraz na chwilę do początku naszej historii, do człowieka nazwiskiem Domenico Angelo, który był także znajomym pierwszego barona Heathfield. Domenico był Włochem, mistrzem fechtunku, człowiekiem, który stworzył sportową szermierkę, nauczycielem fechtunku w domach brytyjskiej arystokracji, a także w na dworze królewskim. Ho, ho, tak tak…przypadkowe spotkanie generała majora, włoskiego mistrza fechtunku oraz syna stolarza z Newcastle zaowocowało niezwykłymi zupełnie konsekwencjami. Tym na przykład, że przez dwieście lat świat wierzył w zburzenie Bastylii. Czym jeszcze, jaką jeszcze inną naiwną wiarę tchnęli w ludzkie serca ci trzej ludzie? Może tę, że brytyjski generał może podarować sierżantowi konia do szarży wartego 50 funtów? Sam nie wiem, podpowiedzcie coś…

Mamy tu do czynienia z początkiem pewnej tradycji, tradycji ważnej i stanowiącej podstawę naszej dzisiejszej komunikacji. Któż bowiem jest sobie w stanie wyobrazić media bez publicystyki, a ta robiona jest – tego jestem pewien – przez późnych synów angielskich klownów. Bogdan Danowicz, autor książki „Był cyrk olimpijski” utwierdza nas, na każdej właściwie stronie swojej książki, że tradycja, jaką zapoczątkował Astley, jego żelazny profesjonalizm i praktyka, to podstawy dzisiejszej pop kultury. Z tradycją jest jednak tak, że może być ona rozumiana źle i dobrze. Jest jednak zawsze jakoś rozumiana. I tak, możemy sobie wyobrazić, że zaintrygowany postawą Astleya w bitwie pod Minden Eliott, wezwał go do siebie i przedstawił mu różne propozycje, na które syn stolarza z Newcastle się zgodził. To ważne, ta kolejność – postawa w bitwie, demonstracja umiejętności, a następnie angaż do cyrku zwanego polityką korony na kontynencie. To jest dobry i właściwy sposób rozumienia spraw. Jest jednak jeszcze niewłaściwy. Ludzie władzy, ale trochę mniej poważnej i nie zdobytej, nie odziedziczonej, ale pochodzącej z nadania, sądzą, że jeśli ktoś potrafi wsiąść na konia i nie zlecieć, może być Philipem Astelyem. No dobrze, dobrze, jeśli nie Astleyem, to jednym z jego klownów na pewno…Sądzą też, że skoro publiczność w Londynie uwierzyła w zdobycie Bastylii i oblężenie Gibraltaru, uwierzy we wszystko. Stąd obecność w naszych telewizorach takich imitacji angielskich klownów jak Marcin Wolski, Jacek Kurski, Łukasz Warzecha i inni….To jest złe rozumienie formatów stworzonych przez Astleya. On oczywiście także robił podobne numery, ale miały one całkiem inną wymowę. Pokazywano w jego londyńskim cyrku występ, który nazywał się „wojskowy krawiec”. Numer polegał na tym, że znakomity jeździec, przebierał się za wojskowego krawca, tak jak go sobie wyobrażała publiczność i usiłował jeździć konno. Oczywiście szło mu słabo, zwalał się z siodła, przewracał, gubił swoje akcesoria, a także – celowo – wpadał pod końskie kopyta i zawsze wychodził z tego bez szwanku. Podkreślam jednak, że numer zawsze był wykonywany przez znakomitych jeźdźców. Nie przez ludzi, którzy naprawdę spadali z konia i naprawdę byli wojskowymi krawcami. U nas jest odwrotnie – wojskowy krawiec nazwiskiem Jan Pietrzak, od 50 lat bawi publiczność, która udaje, że niczego nie rozumie. To jest pomyłka proszę Państwa.

Tradycja, o której piszę ma jeszcze jeden aspekt. Kiedy widzimy standupera, to znaczy angielskiego klowna, możemy być pewni, że pomiędzy nim, a bohaterskim jakimś generałem stoi tylko jeden pośrednik. I zawsze jest nim ktoś w rodzaju Domenico Angelo, królewskiego nauczyciela fechtunku. Także w tych przypadkach, kiedy tradycja i formaty stworzone przez Astleya rozumiane są źle i opacznie.

Mamy drugi dzień świąt. Zbliża się koniec roku, a ja muszę opróżnić magazyn. Postanowiłem więc, że zrobimy późną, grudniową promocję i przecenimy stare numery nawigatorów do 10 zł za egzemplarz. Do tego poziomu obniżmy też cenę „Straży przedniej” księdza Mariana Tokarzewskiego. W ciągu dnia zmienię ceny w sklepie. Uwaga, numer 3 nawigatora nie jest już dostępny. Trzeba było się spieszyć.

  44 komentarze do “Człowiek, który stworzył format”

  1. Na stronie basnjakniedzwiedz.pl mamy także nowy numer Okna wiary

  2. Z tą Bastylią praweziwy cymes. Wszyscy sądzą że tak jakoś wyszedł sam ten mit o zburzeniu a tu stara wesoła Anglia gdzie nie pidrabiać. I ten sposób postępowania przy rekrutacji agentów. Liczy się jakość sama w sobie aby budować potęgę Imperium a nie kto pod kim jest podwieszony. Tzw. Nasi nigdy nie zrozumieją co to jest skuteczność.

  3. Czemuż to akurat luteranie wiedzieli jak?

  4. Jacy luteranie, Karol? O czym ty piszesz?

  5. Aleś trafił książkę… Rewelacja! To znaczy: książka + notka = rewelacja.

    Wśród koniarzy mawia się: nie miał dobrego, kto nie miał siwego/białego. Siwy ma białą sierść na czarnej skórze. Biały ma skórę różową mniej więcej. „Białe” konie są droższe w utrzymaniu i pielęgnacji. Np. do wiadra z woda trzeba wycisnąć sporo cytryn, by zmyć ślady /brązowe…/ po nocnym zaleganiu konia w ściółce.

    Jednak męczy mnie kwestia poczty węgierskiej – galopowali oczywiście po prostej na grzbietach koni. Poczmistrz stał na dwóch koniach.

    To tylko glossy do końskich kwestii tej arcyciekawej notki.

  6. W jednym z pożarów londyńskiego teatru (1803) spłonęła teściowa jego syna.
    „Dzisiejszey nocy mieliśmy tu okropny pożar. Sławny teatr Pana Astley, nad mostem ku Westminster, wystawia teraz smutny widok pogorzeliska. Wczoray ieszcze wieczorem grano na nim sztukę stosowną do wylądowania Francuzow….Matka Pani Astley, 60letnia niewiasta, stała się ofiarą płomieni. Chciano ią uratować z okna po drabinie, lecz nieszczęściem odeszła od niego, chcąc, iak mówią, wziąść papiery i pieniądze zebrane za widowiska w dwoch dniach ostatnich….Dwóma dniami wprzód pochował swoią matkę, oyciec zaś iego jest teraz we Francyi, iako ieniec woienny [?]…”
    Dziwne z tym jeńcem, chyba tylko tutaj tak napisali, może nie wypadało inaczey?

  7. Rzeczywiście dziwne. Poczekaj, przypomniałem sobie. Filip wstąpił do wojska jeszcze raz jako pięćdziesięciolatek, ale to chyba kolejny format, bo kto by go przyjął i niby jak miał się znaleźć we Francji? Gdzie walczył? Śladu po tym nie ma.

  8. Kogo trzeba mieć za patrona aby być „właścicielem osiemnastu obiektów rozrywkowych w różnych miastach Europy” wonczas? Bo domyślam się, ze nie chodzi o jakieś tam oberże  tylko obiekty w których mógł działać cyrk Astleya.

    Wspomnę również, że od 1801r władcy brytyjscy usunęli z oficjalnej tytulatury słowo „France” https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adcy_brytyjscy obecnego tam od czasów Edwarda II Plantageneta następcy Edwarda I Długonogiego czyli po prawie pięciu wiekach

  9. A sztuka o wylądowaniu Francuzów skorelowana jest z:
    Lord Whitworth wystawia w Knowels korpus ochotnikow złożony z 100 głow, którego sam będzie Pułkownikiem. W tym celu dał na składkę 500 funtów szterlingow; tyleż ofiarował iego pasierb, młody Xiąże Dorset. Hrabia Warwick złożył 1000 funtów szterlingów na kupno broni dla ochotnikow Hrabstwa tego nazwiska; nadto, zapisał się na 1000 funtów szterl. w gospodzie Loyds. Pięć portow, nad któremi Pan Pitt iest przełożonym, wystawiaią 5000; a Hrabstwo Kent 15,000 ochotnikow. Lady Sinclair dała nowe chorągwie dla milicyi w Berwickshire….Fałszywe pogłoski o pospolitym ruszeniu sprawiły zamieszki w pospolstwie Nowey Szkocyi, gdzie iednak teraz zupełna panuie spokoyność. Zebrano w Birnigham 11,000 funtow szterlingow; w Leeds, 24,000; a w Manchester, 20,000 funtow szter; wszystko to dla korpusow ochotniczych….
    Na zgromadzeniu ochotnikow w Leed, mial mowę Pan Fawkes, w którey między innemi to powiedział: „Bierzemy się do broni, ażebyśmy zapobiegli wprowadzeniu zaraźliwego chwastu, który nieprzyiaciele nasi mylnie drzewem wolności nazywaia; iest to drzewo zgubę przynoszące. Każdy, kto tylko kosztuie zakazanego owocu iego, na zawsze ray swoy utraca. Drzewo wolności, obywatele ta droga roślina, iest płodem naszey własney ziemi; bogactwo nasze i pomyślność są nieoszacowanemi iego owocami; pod rozłożystym iego cieniem pędziemy szczęśliwe i spokoyne życie”…
    Liczba ludzi uzbroionych teraz w Anglii, przewyższa znacznie potęgę, na iaką Francja kiedykolwiek w czasie rewolucyi zdobyć się mogła….”

  10. Daj linka do tego fantastycznego chyba Hiszpana albo Włocha, który ujezdza kilka koni na raz. Zapomniałam jak się nazywa. To co on robi zapiera dech w piersiach.

  11. królewski nauczyciel fechtunku

    tak jest

  12. Nb. ja jestem za tym, zebys przez trzy dni glownie zajadal, a czwartego wypuszczal taka notke jak dzis. Mi dwie bombowe na tydzien wystarcza.

    PS.

    A co do przedswiatecznej fizyki – mam ksiazke Penrose o fizyce i matematyce. Fascynujace, jak od poczatku pokazuje co z czego i jak jest wymyslane.

  13. autor: Grygiel

    Hawkins Penrose spór o rzeczywistość

    też dobra

  14. Kogo trzeba mieć za patrona aby być „właścicielem osiemnastu obiektów rozrywkowych w różnych miastach Europy” wonczas?

    Tą liczbę 18 nie należy brać dosłownie. To jest jedynie stempel/cynk, kto za nim stał albo w jakiej stajni był trzymany jako personel do specjalnych poruczeń.  Albion i trzy szóstki to ciekawa historia.

  15. Znalazłem się pod zasięgiem sieci, a temat notki mi bliski i trudno, by było inaczej, gdy na co dzień mam obok siebie ten angielski cyrk, nawet jak jestem w Szkocji teraz, więc chciałem się podzielić jednym z efektów tej klaunady, jaką kultura angielska zafundowała światu w każdym jej zakątku już.
    Dzisiaj oczywiscie Boxing Day, dzień sklepowych wyprzedaży, żaden drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Ba, jakie Boże Narodzenie, jest Ojciec Christmas, dosłownie. Teraz juz tak. Bilet wstępu kosztuje £2 i prowadzi się dzieci do groty tegoż.
    Father Christmas

  16. W  ogromnym skrócie na myśli miałem spadkobierców „nauk” Lutrowych.

    Czy oni mieli wyłączność na wielowymiarowe  knucie prowokacji w prowokacji?

  17. Ważny tekst a tu cisza. Korona i jej pisarze, aktorzy, a teraz jeszcze pięknie wyłuskany cyrkowiec z teatrami, wszystko szpiedzy albo/i agenci od propagandy.

  18. Z tych starych książek, którym poświęciłem dziś godzinę lub dwie, Philip Astley wyłania się jako wielowymiarowy superbohater o zdolnościach biznesowych. Potrafi wskoczyć do wody, by ratować konia, który spadł do wody przed desantem, i jest z nim na brzegu przed całą resztą desantu. Jego londyńskie nie ubezpieczone teatry płoną, a on buduje natychmiast jeszcze lepsze. Do budowy areany wykorzystuje pokład pokonanego przez Anglików francuskiego statku. Pisze książki. Wymyśla obowiązujące do dziś formaty rozrywki. Angażuje zdolnych żydów, przez co jego trupa zyskuje miano Żydów Astleya.
    Jeden z jego trików jeszcze się nie upowszechnił. Otóż w pobliżu jego teatru, gdzie w godzinach przedstawień nie można było spokojnie przejść ze względu na tłumy publiczności, on osobiście znalazł pierścień z wielkim diamentem wart 60 funtów, do którego nikt nie zgłosił pretensji. Czyż nie jest to fantastyczny magnes dla gawiedzi?

  19. Zaraz cisza. Trzeba wyjadać zapasy pożywienia i dużo odpoczywać. Odpoczywanie strasznie męczy, więc dopiero po Nowym Roku coś się ruszy. Mówię o sobie, oczywiście.

  20. srał poczmistrz, ale nie na grzbiecie, a tylko nogi trzymał w wysoko podwieszonych strzemionach. Artysta  w cyrku nie używa strzemion, gdyż nie mógłby swobodnie wykonywać akrobacji.

  21. zupełnie niezła literówka

  22. Toż to nie pocztmistrz ,jenpo akrobata!

  23. Nawet nie zauważyłam,że literówka 🙂

  24. Tu Węgrzy /czikosze/ w poczcie /od 5:40/:

    https://www.youtube.com/watch?v=oIRXHuiOGRE

     

    No ten poczmistrz jednak stał na zadach, a nie w strzemionach.

  25. :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))!

  26. W tym drugim filmie z Flying Lorenzo są prawdziwe czarymaryniedowiary. On to robi na dwóch batach ujeżdżeniowych i głosem…

  27. Co za tekst,  co za tekst, Panie Gabrielu  !!!…  normalnie zwala z nog  !!!

    Pieknie sie zaczelo… wpis Deszcznocity na SN… potem riposta Stalagmita – naturalnie, ze na SN… a dzisiaj Pan jeszcze  „dolozyl do pieca”  !!!

    Ta deta  CHistoria jest naprawde wystrugana z banana… dla wyjatkowych debili, kretynow i idiotow…

    … wpis  fe-no-me-nal-ny  !!!

  28. ale tylko na filmie (zapewne kaskader ucharakteryzowany do takiej sceny)

  29. Nie ma znaczenia 18, 16 czy 5. Amfiteatr w Londynie to ogromna fortuna, byle kto takiej nie ma, a bajek o karierach od zera do milionera nie kupuję, bo tak sie legenduje figurantów w typie pana Sorosa, którego zadaniem jest odwracanie powszechnej uwagi. Do czego służył teatr czy igrzyska Władza wiedziała zawsze, tak więc inwestycje w typie amfiteatru to nie tylko kwestia pieniędzy ale przede wszystkim układów, pozwoleń i znajomosci w najwyższych kręgach. Ponieważ rozrywka jest funkcją propagandy to trzeba szukać takiej organizacji która ma gigantyczne pieniądze na inwestycje i znajomosci na szczytach władzy wielu ówczesnych dworów. Poza tym rozrywka to nawet nie połowa działalności cyrku, ktory przyciągał jak magnes nie tylko sztukmistrzów. Jednymi z największych miłośników cyrku są… szacowne rodziny cygańskie. Jednym z największych i najlepszych cyrków miał ZSRR, a przegląd nazwisk z nim związanych to po prostu mroczna lektura wywiadowcza.

  30. „Czym jeszcze, jaką jeszcze inną naiwną wiarę tchnęli w ludzkie serca ci trzej ludzie?”

    Że brytyjski gentelman/oficer to człowiek honoru, który i owszem na miejscu ubije każdego chama, zwłaszcza słowiańskiego kalibana, ale piękną jego córkę galantnie pocałuje w dłoń, strzeli obcasami i nie da jej skrzywdzić swoim żołdakom, podobnie i obroni wiecznego tułacza cierpiącego.

    To są bardzo dobrze skrojone narracje bo człowieki honoru, tacy jak ci trzej, albo jak Szekspir, count Wriothesley i ten trzeci (chodzą trójkami, jak patrole zbawców ludzkości) mają taką wyższość nad tłumem filistynów, którą daje im ten ich honor, a która sprawia że raz spojrzą i już wiedzą, czego trzeba tym skołatanym duszom. Zapewne inna trójca raz spojrzała i wiedziała od razu, że dotychczasowe osiągnięcia w uszczęśliwianiu ludzkości trzeba zmaterializować w postaci psychoanalizy. Inaczej filistyni za dużo by zaczęli się domyślać.

  31. Ciekawe czy owe amfiteatry (arturiańskie?) pojawiły sie w miastach istotnych ze względu na późniejsza kampanię Napoleona. Kim był sam Napoleon !?

  32. -:))))))))))))))))))))))))))))))))))! Ło matko!  -:))))))))))))))))))))))!

    Też nie zauważyłam, że to literówka. :))))))))))

  33. Korona brytyjska kupiła sobie cyrk w Polsce zupełnie niedawno…

  34. Nie dałem tej ilustracji do mojego komentarza o superbohaterze, bo data jest o dziesięć lat wcześniejsza od jego osiągnięć. Choć ilustracja pokazuje Irlandczyków, to jednak odwołuje się do Tatarów.

  35. Szczerze mówiąc to z tym zmniejszeniem średnicy to chyba nie do końca jest tak jak opisał pan Danowicz. Gdy konie „idą” koło siebie to każdy zatacza kręgi o innym promieniu. Zapewne jest tak, że im mniejszy krąg tym łatwiej wykonywać akrobacje, a owe 42 stopy wystarczają aż nadto. Ale czy nie można robić mniejszych kręgów po większej arenie ?  Poza tym na większej arenie na długości promienia „mieściły się” o 2 lub3 konie więcej, a to oznaczało większe koszty (to nawet 8-12 koni więcej przy pewnych figurach).

    Wydaje mi się, że zmniejszenie areny to także „zasługa” klaunów. By byli lepiej słyszalni. No i dodatkowe miejsca z przodu. Choć akurat te miejsca z przodu mogły być zrównoważone ubytkiem jednego rzędu na końcu. Wtedy zmniejszałyby się gabaryty całego cyrku.

  36. Bo stał na dwóch, nie jednym.

  37. Świetna notka, książka też musi być świetna.

    U nas ani nasi, ani elektorscy nie rozumieją o co chodzi w dobrej propagandzie. Nasi przynajmniej zrozumieli tyle, że musi być oparta na jakichś obiektywnie stwierdzalnych faktach. Elektorscy nadal tworzą nawet fakty. Wszyscy zaś rzeźbią w… no, powiedzmy, papier-mache.

  38. To jest słynna trupa cyrkowa występująca pod taką właśnie nazwą. Danowicz też o nich pisze.

  39. Irish Tartar” tak osobliwie stoją!? Bowiem jeden na jednym koniu, drugi na dwóch a trzeci na trzech. Patrząc od lewej do prawej to 111213 .  Jakiś labirynt odniesień czy inne biesy?!

  40. 🙂

    Tak po końsku/ludzku rzecz biorąc, to na miejscu konia wqrzylabym się, gdyby ktoś mi stał na miejscu za kłębem. Wolałabym na początku zadu /z przeproszeniem/.

  41. Radziccy akrobaci cyrkowi zostali kim ?… tak, szkoleniowcami specnazu!

  42. Piękny tekst! Mini-esej historyczny czystej wody. (Weszło?)

    Pzdrwm

  43. „…Sądzą też, że skoro publiczność w Londynie uwierzyła w zdobycie Bastylii i oblężenie Gibraltaru, uwierzy we wszystko. Stąd obecność w naszych telewizorach takich imitacji angielskich klownów jak Marcin Wolski, Jacek Kurski, Łukasz Warzecha i inni….”

    Dopiero będzie cyrk, kiedy publiczność się odwróci

    Kaczmarski: Linoskoczek II 

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.