W przyszłym tygodniu ukaże się kolejny numer Szkoły nawigatorów, zamieszczam więc jako zapowiedź fragment mojego tekstu, który się tam znajduje.
Wydział Antropologii Uniwersytetu Kalifornii, wraz z budynkiem muzeum przeznaczonym na zbiory sztuki z całego świata powołany został do życia w roku 1901. Instytucja ta, nigdy by nie powstała, gdyby nie zaangażowanie pewnej kobiety. Zanim przejdziemy do omówienia jej udziału w tym ważnym dla statusu i prestiżu całego stanu dziele, musimy nadmienić, że głównym bohaterem tej opowieści nie będzie kobieta, ale mężczyzna. Tak się złożyło, że człowiekowi temu przez ostatnie, interesujące nas najbardziej lata życia towarzyszyli wyłącznie mężczyźni, oni też otaczali go w chwili śmierci. Gdyby nie kobiety jednak, nie pozostałby po nim żaden ślad, my zaś, polscy czytelnicy zainteresowani Ameryką i jej historią nie mielibyśmy żadnej szansy, by poznać jego niezwykłą historię. Tak więc wszystko musimy zacząć od kobiet, w dodatku od ostatniej z nich, której życie i sukces w żaden widoczny sposób nie łączą się z życiem i odejściem naszego bohatera.
Pamiętam dokładnie dzień kiedy dowiedziałem się, że w kanonie lektur szkolnych, w dodatku tych przeznaczonych dla szkoły podstawowej znajdują się książki Ursuli Le Guin. Nie lubię fantastyki, a fantastyki zaprawionej socjologią i anarchią nie lubię w dwójnasób. Nie mogłem więc zrozumieć, co książki tej kobiety mają dać uczniom szkół w Europie środkowej. Wtedy, kiedy dotarła do mnie ta niezbyt ekscytująca wiadomość, nie miałem jeszcze pojęcia kim jest Ursula Le Guin i jakie są dzieje je rodziny. Była dla mnie po prostu jedną z wielu lansowanych w Polsce pisarek SF, jej książki były dostępne w każdej księgarni i bibliotece. Dziś jak wiemy to się zmieniło i trudno znaleźć na rynku choć jeden tytuł jej autorstwa. Ursula Le Guin nosi nazwisko po swoim mężu, francuskim historyku, którego poznała w początku lat pięćdziesiątych, a poślubiła w roku 1953. W tym czasie biografia, jedyna istniejąca biografia, naszego bohatera, nie była jeszcze napisana. Materiały do niej były pracowicie zbierane, kiedy jednak zagłębimy się w lekturze tej książki uderzy nas jak jednostronny ma ona charakter, w zasadzie jest to zbeletryzowany zapis wrażeń jednego lub kilku ludzi, przefiltrowany przez cztery dekady, na które przypadają dwie światowej wojny i kryzys. Książka ta została wydana po raz pierwszy w roku 1960, cztery lata po ślubie Ursuli, jednej z najwybitniejszych, amerykańskich pisarek SF. Jej autorką jest Teodora Kroeber, matka naszej pierwszej bohaterki i zarazem druga z istotnych dla naszej historii kobiet. Teodora pochodziła z Denver w stanie Kolorado, a jej rodowe nazwisko brzmiało Kracaw. Była Żydówką, której rodzina, pokolenie wcześniej przybyła do USA gdzieś z zakamarków środkowej Europy.
Książka, którą napisała Teodora jest z wielu względów niezwykła. Ot choćby fakt, że autorka nigdy nie spotkała się z bohaterem swojej historii, miała jedynie okazję oglądać jego pośmiertną maskę i przedmioty, które pozostawił w muzeum Uniwersytetu Kalifornii. Relacje o nim zebrała, jak sama deklaruje od trzech czy czterech osób, ale ja podejrzewam, że wysłuchała jedynie jednej osoby, której status był w dodatku daleki od obiektywizmu. W czasie pisania tej niezwykłej biografii Teodora Kroeber miała ponad sześćdziesiąt lat, a człowiek, który był dla niej głównym źródłem informacji przekroczył osiemdziesiątkę. Muzeum, w którym żył przez najważniejszej lata bohater jej opowieści już dawno nie istniało, zostało rozebrane w latach trzydziestych, a przechowywane tam zbiory przewieziono do Berkeley i złożono najpierw w prowizorycznych magazynach, a następnie przeniesiono do nowego, żelbetowego obiektu. Wiele z pamiątek po bohaterze biografii napisanej przez Teodorę po prostu zniknęło. Ona sama przyznaje, że film z jego udziałem, nagrany kilka miesięcy przed śmiercią był przechowywany w tak fatalnych warunkach, że zamienił się po prostu w galaretę. Można więc wnosić, że nie tylko warunki były okropne, ale także zainteresowanie tym niezwykłym materiałem nie było zbyt intensywne. Kłopot był także z nagranym na woskowych wałkach głosem tego człowieka, kilka z nich, nie zabezpieczonych należycie po prostu się rozsypało. Kilka udało się ocalić i korzystając z nowych technologii przenieść na trwalsze nośniki. Tak naprawdę, pozostały po nim jedynie fotografie i narzędzia które sam wykonał, aha i jeszcze podpis, wyuczony z trudem, ślamazarnie ciągnięty szereg czterech znaków, którymi kwitował pensję odźwiernego, jaką wypłacało mu muzeum.
Pora zapoznać się z człowiekiem, który udzielił Teodorze najważniejszych informacji na temat jej bohatera. Był nim Alfred Louis Kroeber, profesor antropologii na Uniwersytecie Kalifornii, w swoim czasie jeden z najsłynniejszych i najbardziej kontrowersyjnych badaczy przeszłości człowieka. Alfred był mężem Teodory. Ślub wzięli w roku 1929, w tym czasie nasz główny bohater nie żył już od trzynastu lat. Theodora zaś miała już za sobą jedno małżeństwo. Jej mąż Clinton Spencer Brown zmarł w roku 1923 i pozostawił ją z dwojgiem dzieci. Alfred Kroeber dał tym dzieciom swoje nazwisko, a z małżeństwa z Teodorą miał jeszcze dwoje potomków, równie sławnych jak on sam. Prócz Ursuli urodził im się także syn Karl, znany amerykański historyk.
Optymistyczna wersja powstania biografii naszego najważniejszego bohatera zakłada, że Teodora napisała ją w oparciu o relacje ustne męża, który znał go osobiście i był uważany za jednego z odkrywców tej niesamowitej postaci. Pesymiści i ludzie chorobliwie podejrzliwi twierdzą jednak, że Teodora korzystała jedynie z notatek Alfreda, a z wydaniem swojej książki czekała, aż jej mąż zamknie oczy na wieki. W całej tej historii jest tyle zaskakujących i dziwnych momentów, że trudno przypuścić, by wspomniane okoliczności mogły realnie wpłynąć na jakość narracji zaprezentowanej przez Teodorę. Cóż bowiem dziwnego w tym, że biograf korzysta z notatek badacza, opisujących obiekt jego zainteresowań.
Pora teraz przedstawić kolejną kobietę, tę o której wspomniałem na początku, fundatorkę wydziału antropologii i muzeum sztuki na Uniwersytecie Kalifornii. Jest nią Phoebe Apperson Hearst, żona senatora Hearsta, miliardera i pierwszego amerykańskiego potentata medialnego, a do tego właściciela kopalń rozsianych po całych Stanach. George Hearst powołał do życia jedno z tych nieprawdopodobnych imperiów finansowych, które przez cały XX wiek tworzyły legendę Ameryki, jego syn, który odziedziczył fortunę, wzmocnił je i utrzymał w ręku. Imperium istnieje do dziś i posiada spory kawałek medialnego rynku w USA. U początków tej fortuny stała jednak, prócz obydwu panów Hearst także kobieta – żona pierwszego z nich i matka drugiego – Phoebe Apperson. Osoba niezwykła, jak wszystkie wymieniane w naszej opowieści. Na fundację wydziału antropologii i muzeum zdecydowała się, jak nadmieniłem już w roku 1901, jednak swoje podwoje placówka otworzyła dopiero w październiku roku 1911, dwa miesiąca po przybyciu do niej naszego głównego bohatera. Cóż za zbieg okoliczności, w październiku mają otworzyć muzeum, a wydarzeniem tym żyje całe San Francisco, a tuż przed otwarciem, w sierpniu, pojawia się tam ktoś tak niesamowity, tak niezwykły, ostatni dziki człowiek Ameryki Północnej, samotny Indianin z wymarłego już szczepu Yahi należącego do grupy plemion Yana, zamieszkujących północną Kalifornię.
Całość w najbliższym numerze „Szkoły nawigatorów”
Zostawiam wam nagranie dyskusji z Bielska Białej
Mam jeszcze ważny komunikat. Ponieważ rozpoczyna się rok szkolny, postanowiliśmy, że album Sanctum Regnum opowiadający historię upadku średniowiecznych Węgier, album w języku angielskim, zaopatrzony w płytę długogrającą z muzyką Tomka Bereźnickiego, będzie do 30 września kosztował 30 zł za egzemplarz plus koszta wysyłki. Tak szkolna promocja.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, do księgarni Tarabuk przy Browanej 6 i przypominam, że 18 września będziemy mieli z Toyahem wieczór autorski w Kietrzu, niedaleko Raciborza, początek o 19.00, następnego zaś dnia można nas będzie spotkań na jarmarku franciszkańskim w Opolu, wieczorem zaś w auli uniwersyteckiej będzie nasz kolejny wieczór autorski. Początek chyba o 18, ale pewien nie jestem. 3 i 4 października będzie można mnie spotkać na festiwalu komiksów i gier w Łodzi. Zostawiam Wam jeszcze nagranie z Zielonej Góry i z Bielska Białej.
Aha, rozpoczęliśmy współpracę z zaprzyjaźnionym wydawnictwem turystycznym i od dziś można u nas kupić ich przewodniki. Są naprawdę ciekawe.
Zbiegi okoliczności sa mniejsze (gang poetów organizuje prozaikowi wieczorek zapoznawczy) i większe gdy na wydział antropologi przybywa dziki człowiek 😉
Warto przeczytać jak pod koniec XIX wieku potraktowano Pigmeja Ota Bengę i jak to przyczyniło się do jego tragicznego zejścia z tego świata. Protestantyzm jest piękny.
https://en.wikipedia.org/wiki/Ota_Benga
http://www.smithsonianmag.com/science-nature/the-tragic-tale-of-the-pygmy-in-the-zoo-2787905/?no-ist
Niezła łamigłówka nazwisk, pokrewieństw i adopcji i ten Kraków w nazwisku. Chyba to rozrysuję, żeby po zakupie „SN” już przeczytać ze zrozumieniem.
Przydałaby się jakaś mapa wszystkich sztetli z legendą, pokrewieństwami, didaskaliami… Oni mają zapewne takie opracowania, bo są nader dobrze zorientowani kto, co, gdzie i kiedy.
I tu spotykamy wymienianego w Historiach amerykańskich Geronimo.
Ota Banga po powrocie z polowania znalazł swoją rodzinę i innych mieszkańców pigmejskiej wioski wymordowanych. Pojmano go, a na targu niewolników w 1904(!) zakupił go Amerykanin S.P. Verner. Banga wraz z innymi ośmioma Pigmejami miał być wystawiany w ramach ekspozycji antropologicznej na Wielkiej Wystawie Światowej w Saint Louis. Pigmeje zajęli stanowisko obok grupy Indian, wśród której był legendarny Geronimo.
http://pulldragontail.blogspot.com/2015/09/kwestia-struktury-emigracji.html
Poza tematem, ale według mnie to ważne i im więcej osób może się z tym zapoznać, tym lepiej
I wszystko jasne.
A co do tego co się wokół dzieje, znany bloger G. Maciejewski ” Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie . ” t. II s. 130, podaje schemat buntu: na niedużym obszarze zgromadzić wielu niezadowolonych i zdolnych do posługiwania się bronią mężczyzn. Mogą to być chłopi, górnicy, ktokolwiek, ..imigranci (przyp. AzUW). Potem trzeba pomiędzy nich rzucić jakieś chwytliwe hasła oraz obiecać im bezkarność (…) wszystko najlepiej pozostawić w ich rękach i pozwolić na rabunek mienia 0oraz morderstwa” „
… jak czytamy w angielskiej wiki, był w końcu pracownikiem tytoniowym, cenionym za wchodzenie po towar na wyższe miejsca bez drabiny.
Koledzy w pracy wołali na niego…”Bingo!”
No to wracamy do tego co juz było, czyli rabacji galicyjskiej. Wystarczył szpieg Szela i dużo wódki oraz przyrzeczenie Metternicha, że płacić będą za dostarczonego polskiego pana żywego lub umarłego. Mimo takiej okropnej zawieruchy byli tacy, którym pomimo bogactwa włos z głowy nie spadł. Scenariusz gotowy, a brunetów nam dostarczą.
Dzien dobry,
Uuuu, la, la… przeczytalam wlasnie dzisiejsze notki i Pana i Pana Osiejuka… ale rozbudziliscie
ciekawosc! Widze, ze nowy SN zapowiada sie szczegolnie atrakcyjnie, powiedzialabym nawet,
ze wprost rewelacyjnie!!!
… szykuje sie do kosciolka… ale zajrze wieczorem.
Obydwu Panow i milych czytelnikow, komentatorow – jak zwykle – serdecznie pozdrawiam
i zycze cudownego, niedzielnego popoludnia,
Salut!
Tak tadmanie to są bardzo liczni, sprawni fizycznie, młodzi mężczyźni, umiejący się posługiwać bronią, , emocjonalnie nie związani ze społeczeństwem na terenie którego aktualnie „nomadują”.
Typ wyłącznie roszczeniowy, nie przebierający w środkach działania. Co do urody- typ lewantyński.
Po ostatnim oświadczeniu wiceprezydenta Warszawy Jóźwiaka (PO) wiadomo, co tu się będzie dalej. dziać. Zatem koniom trojańskim trzeba szybko przygotować trojańskie stajnie.
Już teraz powinniście tworzyć i mnożyć organizacje w rodzaju: Polskie Towarzystwo Tolerancji Religijjej, Polska Liga na Rzecz Współpracy z Islamem, Federacja Towarzystw Przyjaźni Polsko-Muzułmańskiej, czy wypuszczać na rynek produkty żywnościowe pod tytułem Kasza Proroka itp. aktywności czy iwenty, jak to się modnie dziś określa. Niemcy ich witają, a Wy co robicie? Na szyje im się powinniście rzucić… Zabić uprzejmością i gościnnością na śmierć!
No, ale czy Wy jesteście do takich działań zdolni?
Według mnie nie wszystko. Ale jeden czynnik, który w sposób wyraźny oddziałuje na sytuację związaną z falą emigrancką jest dość dokładnie i w sposób naukowy opisany.
Dobry wieczor,
Alez, Eternalstudencie… sorry, ale my Polacy powinnismy zachowac absolutny spokoj…
i z zimna krwia obserwowac jak ten bardak zwany UE… sami glowni architekci rozpier…ja.
To nie nasza broszka!
Wlasnie przed chwila uslyszalam i zobaczylam na wlasne oczy jak w wiadomosciach we francuskiej
TV wszyscy „swieci francuskiej sceny politycznej”… cala plejada: Lagarde, Sarko, Filon, Valse, Jupe, Hollande, Hidalgo… i wszelki pomniejszy plankton… jak m.in. przedwczoraj sprzedawcy – „konsule honorowi” – pontonow i innych akcesoriow dla „uchodzcow”… zwyczajnie zostali zdemaskowali…
To calkowita kompromitacja i skandal!!!
… A w Monachium sytuacja wyrywa sie szwabom spod kontroli.
Piekne to… naprawde piekne!
Droga Pani,
A jutro w tych całkiem niezależnych, a już na pewno francuskich mediach podadzą, że tylko Etruskowie i Waldensi mogą sytuację uratować.
Tak.
Drogi Panie,
Alez jak najbardziej, sa to merdia zalezne! Czy francuskie tego nie wiem, ale francuskojezyczne.
Nie wiem co podadza jutro… podzielilam sie tylko radoscia, ze bylo to piekne… widziec
„moznych tego swiata” wqr…nych na maxa… a poza tym to nie sa media z mojej bajki.
Dobranoc,
Spokój? A jakże inaczej.
Ale co Pani zrobi, jak któryś z tych gości strzeli do Pani? Cały prom z kontenerami wypełnionymi bronią ręczną i amunicją. Czy Pani myśli, że Grecy „niefortunnie” przejęli całe zaopatrzenie dla „uchodźców”? To jest wojna, na którą jesteście zupełnie nieprzygotowani, dlatego konieczne są już teraz wszelkie działania pacyfikujące tych ludzi. Proszę sobie wyobrazić, jak strzelają do pani gospodarzy np. na Polach Elizejskich: jak do kaczek i żadna policja, żadna żandarmeria, ani Legia Cudzoziemska – nie poradzą sobie z tym.
You tube filmuje sytuacje w których smagli, wyspani, dobrzezbudowani, wywracają bagażówki zaparkowane na francuskich ulicach – wniosek z oglądania tych filmów oględnie mówiąc: są b. aktywni i b skuteczni (co do tych wywróceń).
Dobry wieczor,
Francuzi biora czynny udzial w tej – jak to Pan nazwal – „wojnie”. Nie martwie sie o Francuzow,
oni sobie poradza. Wie Pan w Polsce mamy takie piekne przyslowie, np. „Kto mieczem wojuje
ten od miecza ginie”… wiec cierp cialo jak chcialo!
„À le, co Pani zrobi…” A co ja bede mogla wtedy zrobic, Eternalstudencie? Nic… zwyczajnie
zgine… ale absolutnie o tym nie mysle!
Dobry wieczor,
Aniu, co tu duzo gadac… sa to prowokacje, czy ludzie temu ulegna… nie sadze. Wydaje mi sie,
ze jednak wladza przypeka, widze, ze sytuacja ich przerosla, merdia kombinuja, ale to wszystko
do czasu, tym bardziej, ze… miedzy destabilizacja sytuacji,
a strata kontroli nad nia – jest ogromna roznica… a Francja i Niemcy, nie wspomne
o naszej czesci Europy… to po prostu wierzcholek piramidy Pontiego!
To wszystko sa bankruci, nie ma kasy, a co gorsza nie ma jej kto wylozyc. Probuja reanimowac
trupa i tyle. To jest straszne dziadostwo! Propaganda propagande propaganda pogania!
Pic na wode fotomontaz!
… a do tego jeszcze na poludniu Francji straszliwe ulewy, rwace rzeki rozwalaja wszystko
co po drodze, zywiol straszny!
Trzeba to wszystko bardzo uwaznie obserwowac i byc spokojnym, bo to wszystko jest
naprawde u Pana Boga w reku… a Frankom tez otwieraja sie oczy.
Dobranoc,
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.