gru 242021
 

Doczytałem się wczoraj, że redaktor Morozowski ogłasza w TVN takie oto prawdy: po roku 1945 nie wszystko w Polsce było złe, albowiem zlikwidowano analfabetyzm i do każdej wioski podłączono prąd. Wszyscy dobrze wiemy, że te kwestie podnoszone są już po raz kolejny, a ja dokładnie pamiętam, jak w latach dziewięćdziesiątych zaczęła mówić o tym świętej już pamięci Izabela Sierakowska. To co się wówczas przewaliło przez media, bo nie było przecież internetu, szczególnie to, co z Sierakowskiej zrobiła gazownia, a także jak na te treści zareagowali studenci w akademikach, zasługuje na epopeję. I wydawać by się mogło, że już nikt nigdy nie zechce zaliczyć takiej wtopy. No, ale redaktor Morozowski był w latach dziewięćdziesiątych jakimś szczylem i przebywał nie wiadomo gdzie. Tak więc reakcja na słowa Sierakowskiej go najwyraźniej nie dotknęła. Ja chciałem poświęcić dzisiejszy, wigilijny tekst właśnie jednemu z problemów jakie podniósł Morozowski, to znaczy analfabetyzmowi. Po roku 1945 mieliśmy do czynienia z II wojną przeciwko analfabetyzmowi. III wybuchła wówczas, gdy gazownia szydziła z Sierakowskiej, ale została sromotnie przegrana z czego niewielu zdaje sobie sprawę. Sukces analfabetyzmu ostatecznie przypieczętowała ta właśnie, zacytowana tu wypowiedź Morozowskiego. Analfabetyzm bowiem to nie prosta umiejętność czytania i pisania, jak chce nas przekonać Morozowski, człowiek nie tylko roszczeniowy, ale także bardzo prymitywny. Jemu się zdaje, że jak ludzie będą pisać donosy jeden na drugiego i czytać neony oraz nagłówki w gazetach, to zwycięży kultura i postęp. Nie, będzie dokładnie na odwrót, kultura zaniknie całkiem, a ten tak zwany postęp zamieni się w sieczkarnie do ucinania głów i rąk. Przez moment, nawet całkiem długi mieliśmy złudzenie, że pokonaliśmy analfabetyzm. Ostatnie miesiące pokazały jednak, że jest całkiem na odwrót. Cofamy się, a analfabetyzm triumfuje. Słowo pisane i cała związana z nim kultura zostały zepchnięte do narożnika. Triumfują pokazy wrestlingu dla cherlawych ambicjonerów, którzy piszczą na widok markujących walkę zawodników przebranych w dziwne łachy, niczym nastolatki na widok Lennona w 1969. Musi więc paść pytanie – czy czeka nas IV wojna z analfabetyzmem i na czym ona może polegać? W zasadzie, jak mówią klasycy, ta wojna już trwa. Więcej, pierwsze starcia już zostały przegrane i w zasadzie jedyne co można zrobić to zarządzić odwrót. Wynika to z prostego faktu, że oglądanie jest łatwiejsze niż czytanie. A oglądanie ludzi dysfunkcyjnych lub oszustów, jest ciekawe podwójnie, bo nigdy nie wiadomo, co oni zrobią i czym nakarmią głodne emocje widza. Trudno więc wymagać, by ktoś kto raz zasmakował tej frajdy powrócił tak zwyczajnie do czytania ze zrozumieniem. Zwłaszcza, że drzwi przez które można wrócić pilnuje już Morozowski, który mówi – nie wszystko było złe po roku 1945, pokonaliśmy analfabetyzm – i uśmiecha się tak trochę kretyńsko, a trochę kokieteryjnie.

Kiedy wybuchła I wojna z analfabetyzmem? Otóż wybuchła ona dokładnie wtedy kiedy zaistniało niepodległe państwo polskie. Czy organizacja ta z sukcesem walczyła z plagą, jaką był analfabetyzm. Nie. To ona właśnie przegrała pierwszą wojnę z analfabetyzmem. Druga wojna z tym zjawiskiem była w zasadzie ustawką i pułapką na ludzi nie potrafiących czytać i pisać, którym coś obiecano w związku z tą nauką, a potem nie dotrzymano tej obietnicy. Trzecią wywołano w latach dziewięćdziesiątych, ujawniając przed ludźmi iż byli jednak oszukiwani i samo czytanie i pisanie nie wystarczy, by zwalczyć analfabetyzm. Po czym, kiedy zorientowano się, że niektórzy wzięli to sobie do serca, ci co rozpoczęli tę wojnę, natychmiast przeszli w szeregi obrońców analfabetyzmu. I tak zostało do dziś.

Żeby zorientować się, jakim oszustwem były dwie pierwsze wojny z analfabetyzmem wystarczy porównać możliwości techniczne drukarni XIX i początku XX wieku z tymi jakie miały drukarnie powojenne. Potem zaś porównać jakość publikacji sprzed I wojny światowej z tymi, wydawanymi po drugiej wojnie. No i koniecznie trzeba też porównać style i intencje poszczególnych autorów, którzy znaleźli się w bibliotekach publicznych w czasie opisywanych tu przeze mnie tytanicznych zmagań. Dopiero wtedy zauważymy, jak rzeczywiście wygląda schemat każdej wojny z analfabetyzmem. Po dokonaniu tych oględzin nasunie się nam prosta bardzo konstatacja – nie można wygrać z analfabetyzmem, a redaktor Morozowski jest na to żywym dowodem. Nie można, albowiem ci, co głoszą potrzebę takiej walki, chcą pokonać analfabetyzm, ale tylko trochę. Chodzi im bowiem w istocie o kontrolę dystrybucji treści. To znaczy o to, by ci, co nauczą się czytać i pisać, czytali przede wszystkim ich produkcję i pisali peany na ich cześć, albo donosy jeden na drugiego. Wspomniałem tu wczoraj Zygmunta Kamińskiego, grafika, profesora ASP, człowieka, który zostawił po sobie fantastyczne zupełnie wspomnienia. Po lekturze fragmentów tych wspomnień naszkicowałem sobie w myślach schemat według którego rozgrywają się kolejne starcia świadomości z tępotą, a także schemat pułapki, w jaką ci świadomi wpadają za każdym razem. Oto przed I wojną światową, na cesarsko-królewskiej uczelni artystycznej w mieście Krakowie, rektorem był Malczewski, a zajęcia prowadzili ludzie tacy, jak Wyspiański. Nikt tym osobom, jakże przecież niepraktycznym życiowo i nie nadającym się do systematycznych, urzędniczych czynności, niczego nie narzucał. Oni mieli tylko pilnować, by studenci nauczyli się zawodu, odkryli swoje powołanie, a najważniejszym elementem tej nauki był przykład, jaki sami dawali. I to wystarczyło. Żaden państwowy urzędnik nawet nie pomyślał, że można by wymienionych rozliczać z jakichś zajęć dydaktycznych i sprawdzać czy oni aby dobrze sobie radzą z tym przekazywaniem wiedzy. Wynikało to wprost z faktu, że każdy był świadomy pewnej istotnej prawidłowości. Są w człowieku ograniczenia, których pokonać się nie da, jeśli on sam tego nie chce. Są i takie, których nie da się pokonać, nawet jeśli on sam tego bardzo chce. Podejmowanie więc ciągłych i bezowocnych prób „nauczenia” kogoś czegoś, co jest mu z natury obce, służy najpewniej – taki wniosek się nasuwa – innym jakimś celom.

Kamiński opisuje, o czym wspomniałem wczoraj, jak zmieniła się sytuacja po odzyskaniu niepodległości. Na tej samej uczelni, artysta taki jak Szukalski, człowiek bezwzględnego talentu, choć całkiem sfiksowany, był już wyłącznie niszczony, albowiem w swoich wypowiedziach śmiał krytykować, wręcz szydził, z aparatu urzędniczego, niepodległego państwa. A przecież Wyspiański i Malczewski nie byli dobrze usposobieni do państwa, które ich zatrudniało, a do dynastii w nim panującej mieli stosunek, delikatnie mówiąc, ambiwalentny. Państwo to zaś i jego urzędnicy obrastało legendami i anegdotami na temat funkcjonowania aparatu. Było wręcz modelem urzędolenia.

To, co się stało z artystami w czasie największego nasilenia walki z analfabetyzmem, czyli po roku 1945, wszyscy dobrze wiedzą. Nie ma potrzeby o tym przypominać. Dobrze też wiemy, że każdy wykształcony analfabeta, taki jak Morozowski, zadałby w tym miejscu pytanie – ale co artyści i ASP mają w ogóle wspólnego z analfabetyzmem? No właśnie…Ja tego tłumaczył nie będę, bo nie na tym polega walka z analfabetyzmem.

Kluczowe pytanie dla naszych dalszych rozważań brzmi – czy Pan Bóg dał nam wszystkim naturalną wrażliwość, która spowoduje w pewnym momencie, że występy zarośniętych, zezowatych, kokieteryjnych i wrzeszczących gnomów, domagających się nachalnie naszej uwagi, zmęczą widownię tak, iż zacznie ona szukać czegoś innego? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wpadłem jednak wczoraj na pomysł, jak zmodyfikować doktrynę obronną Polski. I jaki cel powinna owa doktryna posiadać. Mniejsza w tym momencie o środki, jakimi powinniśmy dążyć do jej realizacji. Wszystkie omawiane na wizji doktryny zakładają, że Polska i jej najbliższe okolice mają być terenem krwawych walk. Jacek Bartosiak używa nawet różnych dziwnych sformułowań na określenie tych miejsc. Mówi, na przykład, strefa śmierci. I wszyscy klaszczą, albo dostają wypieków. O matko! Strefa śmierci, będziemy w strefie śmierci? Naprawdę! To cudownie!

Proszę Państwa, strategia obronna Polski i jej strategia propagandowa powinna przede wszystkim dążyć do tego, by usunąć ze świadomości wszystkich ludzi żyjących na zachodzie Europy, w tym polityków, przeświadczenie, że Polska to jest jakiś przedsionek piekła, jakaś strefa zgniotu, w której dokonywać się mają rzezie i różne horrenda. To jest zadanie dla wszystkich nie-analfabetów czynnych w naszym kraju, tych z rządu, tych z mediów, tych z internetu i tych z biznesu. Ilu ich jest? Tego właśnie nie wiadomo, bo na razie widać samych dowódców oddziałów złożonych z niepiśmiennych ciemniaków. Oni robią najwięcej szumu. Kiedy nie-analfabeci zaczną temu przeciwdziałać? Nie wiem i trudno mi o tym orzekać.

Życzę wszystkim błogosławionych, zdrowych, ciepłych, spokojnych i dobrze przeżytych świąt. Bardzo przepraszam, że nie odpisuję na sms-y, nie oddzwaniam i nie dzwonię z życzeniami. Może w przyszłym roku się to zmieni. Na razie muszę odpocząć i wszystko przemyśleć. Tak więc jeszcze raz życzę wszystkim dobrych i ciepłych świąt.

Gabriel Maciejewski – Coryllus.

  15 komentarzy do “Czy czeka nas IV wojna… z analfabetyzmem? Tekst wigilijny”

  1. Takiej właśnie, fantastycznej intelektualnej formy, panu Gabrielowi  ,życzę na jak najdłuższe lata życia.Wszystkim Nawigatorom, bardzo serdeczne życzenia Bożonarodzeniowe

  2. Dzień dobry. Ano właśnie. Żadnych krwawych walk nie będzie, szczególnie dlatego, że krew jest dziś przedmiotem obrotu handlowego, cennym i rzadkim. Mam mieszane uczucia co do tego wpływania na obraz Polski na tym całym zachodzie, bo ani środków nie mamy, ani nam nikt nie pozwoli. Lepiej zajmijmy się naszym obrazem w naszych własnych oczach, kultywujmy dobre zwyczaje, bądźmy ludzcy dla siebie nawzajem. Zdrowych, spokojnych Świąt, dużo siły, wiary i cierpliwości – Gospodarzowi i Czytelnikom. Bóg się rodzi!

  3. Dziękuję za ten tekst!

    Jak na dłoni widzimy, że wszystkie wojny z analfabetyzmem zostały przegrane.

    I że umiejętność czytania może być drogą do zatracenia, a umiejętność pisania drogą do sukcesu 😉

  4. Tekst pisany i potem czytany nie nadaje się do tępej propagandy, jak czytasz masz czas na refleksje nad tym co przeczytałeś, jak tylko oglądasz nie masz czasu na refleksje i w mózgu zostają ci pewne obrazy i tylko te które mają Ci zostać.
    Nie czytamy, nie mamy refleksji i potem się nie dziwmy.
    Wojna na kartkach książki nie jest taka straszna jak na ekranach kinowych czy TV.

    Błogosławieństwa na Święta i na na ten Nowy Rok

  5. jednym słowem Polska nie jest strefą zgniotu  … i bardzo dobrze, a tak na poważnie to mówiąc językiem młodzieżowym  -ciężko powiedzieć-

     

    Wesołych Świąt życzy – KOMINIARZ

  6. ostatnio zwerbalizowałem to co zauważyłem tak:
    „Jeżeli chcesz aby dotarło do czytelnika, musisz pisać tak, żeby ludzie poczuli, bo na zrozumienie nie ma co liczyć”

    Korzystając z okazji. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia dla całej Rodziny!

  7. Dziękuję Panie Gabrielu,

    Gloria in excelsis Deo,  et in terra pax hominibus bonae voluntatis.

  8. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. 

  9. Panie Gabrielu, nakreślając strategię obronną Polski zwrócił Pan uwagę na sprawę znacznie ważniejsza niż sojusze i uzbrojenie, zupełnie nie braną pod uwagę przez naszych „strategów” i ogół publiczności wsłuchującej się w ich słowa. Żeby Polska przestała być na Zachodzie postrzegana jako strefa zgniotu. W sumie trzeba przyznać, że wyobrażenia Zachodu na nasz temat ewoluują, choć nie wiem, czy w dobrym kierunku. W każdym razie podnieśliśmy się w ich oczach cywilizacyjnie – od nieprzebytego obszaru leśnego do strefy zgniotu w której zachodzą jakieś operacje wojskowe, i to z naszym czynnym udziałem. Przekonałem się o tym czytając „Przygody idei” Whiteheada. W owej popularnej i często cytowanej na Zachodzie książce autor napisał snując swoje historyczne wizje coś takiego: „Szczęśliwie dla Europy północna nawała Tatarów z Rosji została wstrzymana przez polskie lasy i południowe góry”.

    Miłych Świąt!

  10. czyli ukształtowanie terenu jako element tworzący państwu warunki zgniotu lub ochrony przed wrogiem

    sądząc po naturalnych granicach Polski, to  ich  ukształtowanie jakoś tam chroni, ale z opcją na jakoś tam … czyli raczej … no nie wiem …

  11. Jako człowiek czytający Pana regularnie, czyli codziennie, lecz komentujący bardzo ale to bardzo sporadycznie, serdecznie dziękuję za ten i wszystkie pozostałe teksty. Życzę Panu wszelkiej pomyślności, a nade wszystko siły i wytrwałości na kolejne lata. Bóg się rodzi moc truchleje – nie wiem czy wszędzie ale tutaj z pewnością.

    Zdrowych i pogodnych świat dla Pana i Pana Rodziny.

  12. Myślę że dla tego autora, wykształconego na najlepszych anglosaskich uniwersytetach, byliśmy w tym czasie wyłącznie ukształtowaniem terenu 🙂

  13. tak, niczym więcej , też mam takie wrażenie, wrażenie  graniczące z pewnością

    bez potrzeby przeprowadzania dowodu i uzasadnienia

  14. Błogosławionych i zdrowych świąt Bożego Narodzenia!

    Żeby wzmocniły nas przed dalszą wędrówką pod prąd 🙂

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.