gru 182022
 

Żeby zaistnieć w Polsce na rynku literatury trzeba się wstrzelić z tematem. To są zawody, które trwają nieustająco i nikt ich nie potrafi odwołać, choć widzimy przecież, że za każdym razem taki strzał jest chybiony. Bo cóż to znaczy – wstrzelić się z tematem? Praktycznie chodzi o to, by trafić do przekonania ludziom dzielącym pieniądze, nie zaś o to, by podnieść ciśnienie czytelnikom, uwieść ich jakoś i dać im coś, czego wcześniej nie mieli.

Ta okoliczność z kolei czyni wszystkie poczynania na rodzimym rynku treści akcjami o zabarwieniu politycznym. Dziś wręcz jest tak, że trendy w tematach literackich wyznacza TVP oraz Ministerstwo Kultury poprzez różne konkursy na biografie i przygody bohaterów. Kłopot w tym, że lista tych tematów jest niesłychanie krótka, albowiem dla obecnych władz Polska przed rokiem 1918 nie istniała, a jeśli dla kogoś istniała to w poezji jedynie. Mamy oczywiście jakieś tam dawne czasy, ale o nich pisze Cherezińska ze znanym wszystkim zaśpiewem, a jeśli chodzi o tak zwane rozbudzanie wyobraźni, to mamy przecież serial Korona królów. O co więc chodzi? Gdybyśmy mieli ten komfort, że nasza własna historia interesuje tylko nas i nikt się poza tym do niej nie wtrąca, nie byłoby problemu. Wiemy jednak, że tak nie jest. Jest gorzej, ale do owego „gorzej” już się zdążyliśmy przyzwyczaić i nawet gdzieś tam organizuje się sesje naukowe, w czasie których mędrcy różnych specjalności roztrząsają, dlaczego to za granicą Polakom przyprawia się gębę. Że też ci sami mędrcy nie potrafią ułożyć jakiegoś inwazyjnego biznesplanu, który – w oparciu o rodzimą literaturę – spowoduje, że ci przyprawiacze gęby się zamkną, a ludzie w innych krajach zaczną myśleć o nas inaczej. To mnie nieustająco zdumiewa, ale widocznie na takie inwestycje nie ma pieniędzy, a starcza ich tylko na to zastanawianie się i głębokie zamyślenie. Z tą gębą – jak powiadam – nie byłoby jeszcze tak źle, bo żeśmy się już wszyscy do niej przyzwyczaili i nawet co niektórzy sądzą, że nie ma sensu nic zmieniać. Niech już zostanie tak jak jest. Okazuje się jednak, że są ludzie, w dodatku z zagranicy, którzy potrafią napisać o Polsce powieść i ta powieść jest nie dość, że interesująca, to jeszcze prawdziwa. Osiągnięcie tego drugiego efektu nie jest bynajmniej trudne. O wiele gorzej bywa z nadaniem akcji tempa i kreacją bohaterów, ale sprawny autor, o ile nie jest krewnym jakiegoś ministra, na pewno sobie z tym poradzi. Niestety książki takie powstają poza sferą zainteresowania polskich władz. Być może wymagam za wiele, ale te dawniejsze władze, czyli ekipa Tuska, w ogóle miały w nosie jakieś książki, wizerunki, literackie konkursy i temu podobne brednie. Obecne zaś poruszają się w opisanym wcześniej, wąskim bardzo zakresie tematów. Bo to chyba gwarantuje udział właściwych ludzi w partycypacji budżetów – tak sądzę. Dodatkowo jeszcze ich program polega na tym, by nie dostrzegać żadnych innych poza ściśle wyselekcjonowanymi dzieł i nazwisk, które tematykę polską poruszają. Jeśli dotyczy ten proceder nazwisk polskich, wzruszamy ramionami, bo żeśmy się już do tego przyzwyczaili. Zaciekawia nas to jednak, kiedy dotyczy autorów zagranicznych, mających jakieś tam wsparcie instytucji kulturalnych w swoich krajach, dysponujących pieniędzmi na promocję. W tym miejscu porzućmy ogólniki i przejdźmy do konkretów.

Przed trzynastu laty ukazała się w Polsce książka, która w zasadzie przeszła bez echa. Ktoś tam ją czytał, ktoś o niej wspominał, ale szerzej znana nie była. Można powiedzieć, że taki już los dobrych i wartościowych książek, które wstrząsają wszystkimi narządami, jakie człowiek ma w środku, od mózgu zaczynając na jelitach kończąc. Są one po prostu niepotrzebne, albowiem wspomniane wstrząsy nie podlegają kontroli, a to znaczy, że są propagandowo nie do wykorzystania. O czym ja w ogóle mówię? O książce Gyorgy Spiro Mesjasze. Rzecz jest w najwyższym stopniu interesujca. Przeczytałem ledwie kilkadziesiąt stron i nie mogę się otrząsnąć. Jest to powieść, bardzo gruba w dodatku, czego się już w zasadzie nie spotyka, albowiem rodzimi autorzy ledwo zaczną pisać już pędzą do pointy, żeby móc tam wykazać się wszystkimi tymi cechami, których oczekują dzielący budżety na literaturę urzędnicy. Tu jest inaczej, Spiro, który jest Węgrem wyłupał ponad 700 stron na temat polskiej emigracji po Powstaniu Listopadowym. Wszystko tam jest, jak w prawdziwej powieści. To znaczy mamy masę szczegółów, których wcale byśmy się nie spodziewali. Nie ma tam grama kokieterii, bo też i kogo może kokietować węgierski Żyd, piszący coś, czego w Polsce nikt nie będzie chciał czytać? Jest tam sporo obsceny, która nosi znamiona autentyczności, a nie doszedłem przecież jeszcze ani do Mickiewicza, ani do Słowackiego. Spiro był w latach osiemdziesiątych mocno krytykowany przez Jerzego Roberta Nowaka, za to, że nie dość patriotycznie pisał o Polsce. O jego przygodach możecie sobie poczytać tutaj https://pl.wikipedia.org/wiki/Gy%C3%B6rgy_Spir%C3%B3

Z taką laurką nie miał szans, i nie ma ich nadal, na zaistnienie w polu widzenia polskiego czytelnika. Ja zaś przyznam, że nie miałem pojęcia o tym, iż takie ciekawe rzeczy działy się w polskiej literaturze w latach osiemdziesiątych. Żeby Jerzy Robert Nowak blokował przyjazd do Polski węgierskiego pisarza? I jeszcze skargi do KC w tej sprawie pisał?

Właśnie na to jesteśmy skazani – zawsze znajdzie się jakiś pastuszek, który wie lepiej od nas, czego chcemy i co należy uznać za obrazę narodu. Spiro dostał co prawda w roku 2010 nagrodę Angelus, ale wszyscy wiemy czym są nagrody literackie w Polsce – kamieniem u szyi. Poza tym rok 2010 stanowi cezurę, która sama domaga się literackiego opisu, w duchu i z talentem jaki ma Gyorgy Spiro. Na to, by ktoś się takiej roboty podjął nie ma szans. Bo emocje związane z tą datą, zostały wydzierżawione twórcom filmu „Smoleńsk”.

Wracajmy do powieści Mesjasze. Rzecz jest o towiańczykach, to jest jasne i wynika z tytułu. Jest to też także powieść o emigracji i jak każda dobra powieść opiera się na pamiętnikach. W tym przypadku są to wydane ostatni raz w roku 1974 pamiętniki Józefa Alfonsa Potrykowskiego, podporucznika, powstańca, emigranta. Nie wiem co one zawierają, ale to co wycisnął z nich Spiro jest niesłychane. Dowiedziałem się, na przykład, że Legia Cudzoziemska powstała z inspiracji generała Józefa Bema, a jej przeznaczeniem było znalezienie zatrudnienia dla uciekających z kraju żołnierzy i oficerów polskich. To się nie podobało wszystkim stronnictwom emigracyjnym, ani też samym żołnierzom, którzy nie chcieli służyć w Algierze. Niesamowite jest to, że autor pochodzący z zagranicy pisze tak jasno i klarownie o sprawach, które w kraju nie omawiane są wcale lub omawiane półgębkiem, a wszystko po to, by ocalić różne mity – i tak przecież odrzucane, i tak wyszydzane, i tak nieautentyczne, i tak fatalne.

Właśnie to, że Spiro wychodzi, bardzo lekko, poza znany nam z podręczników i różnych patriotycznych ramot format jest najlepsze. No i opiera swoją gawędę na autentycznych wspomnieniach, trudno mu więc zarzucić konfabulację, albowiem wiele spraw można ustalić porównując je z tekstami, do których sięgał. Czekam co będzie tam dalej i jak się rozwinie akcja. Dawno nie czytałem czegoś tak wciągającego, a przecież chodzi o ten moment dziejowy, który został nam ze szczętem obrzydzony przez podręczniki szkolne i obowiązkową lekturę. Jeśli ktoś czytał tę powieść będę wdzięczny za wnioski, a jeśli nie, niech spróbuje ją przeczytać.

  22 komentarze do “Czy da się napisać ciekawą powieść historyczną o Polsce?”

  1. czyli znowu wychodzi na to, że historia Polski i Polaków to zbyt poważna sprawa, żeby zajmowali się nią Polacy.

  2. No tak. Może byłoby inaczej, ale Polacy nie są w stanie rozpoznać czego zagraniczny czytelnik oczekuje. No i są nieznośnie kokieteryjni

  3. Nowak postąpił tak jak postąpiłby Spiro, gdyby był na jego miejscu. Poważne narody dbają o swój honor.

  4. Myślę jednak, że jest tak jak jest napisane w Wiki, tzn. że krytyka jest komiczna, liczy tam J.R. Nowak ilość słowa „głupiec”…. W jaki sposób go to obraża??! Kilka lat temu prof. Nowak miał cykl u Rafał Mossakowskiego pod tytułem „zdrajcy Polski”, tam też umieścił Andrzeja Dudę. To taki patriotyzm na dopalaczach, coś jak Bąkiewicz na ulicy w W-wie ze swoim hasłem „Christus Rex”. Nikogo to nie przyciąga, mnie o patriotycznych poglądach jedynie odstrasza, nie zaciekawia, a raczej odpycha.

  5. Niech pani da spokój, Nowak postąpił tak, bo sam chciałbym zjeść wszystko i wszystko pomacać

  6. O czym tu gadać to jest komunistyczna kreatura

  7. Jeden komunistyczna kreatura a drugi już nie?

  8. Spiro przynajmniej potrafi powieść napisać.

  9. Pan Spiro miał swojego czasu zapewnioną pewną promocję w Polsce, chociażby na łamach rp, kiedy wznawiani byli jego „Iksowie”, a potem publikowana była „Niewola”. Mam wrażenie, że takie, odwołujące się do obsceny artykuły z rp (https://archiwum.rp.pl/artykul/1011163-%E2%80%9EMesjasze%E2%80%9D:–Mistycyzm–seksem-podszyty.html) pojawiały się nawet w czasach, kiedy naczelnym rp był Pan Paweł Lisicki. Jeżeli sięgnę pamięcią dekadę wstecz, to raczej nie mam wrażenia, że Spiro był pomijany lub że nie był czytany. W 2013 r. wznowiono mu Iksów, w 2015 wydano w Polsce „Niewolę” napisaną w 2004 r., także raczej miał swój okres, kiedy jego twórczość cieszyła się zainteresowaniem w Polsce.

    „Iksowie” to starsza pozycja niż „Mesjasze” (pierwotnie wydana w 1981 r.) i wydaje się, że ze względu na tematykę może być też ciekawym źródłem inspiracji dla Pana. Książka dotyczy okresu przed Powstaniem Listopadowym i warszawskiego rynku sztuki w branży teatralnej. Rzekłbym, że też zawiera sporo demaskacji.

    Co do „Niewoli” to wydawała mi się być dość smutną książką o wcale niezbyt głęboko zaszytym wątku antychrześcijańskim. Być może, gdybym zaczął od tej powieści, to nie sięgnąłbym do wcześniejszych „Iksów”, bo miałbym wrażenie, że autor, mimo wielu ciekawych wątków, ma jednak na koniec niezbyt piękne intencje wobec czytelników.

  10. Zastanawia się Pan czy da się napisać dobrą powieść historyczną o Polsce, a przecież tę powieść napisała już Olga Tokarczuk i są to „Księgi Jakubowe”. Czy to tak trudno zrozumieć, że nic się tu już nie zmieści?

  11. Zobaczę na końcu. Ja o nim usłyszałem teraz.

  12. Napisałem czym jest nagroda literacka w Polsce – kamieniem u szyi. I tak jest z Księgami Jakubowymi

  13. Powodzenia, jestem bardzo ciekaw Pańskiej opinii!

  14. Myli się Pan. To nie jest książka dla publiki w Polsce.

  15. Księgi Jakubowe to bardzo kiepska książka. Nie zainteresuje chyba nikogo. Napisano ją i zapłacono za nią tylko w jednym celu, aby spalić temat.

  16. A dla kogo? Myśli pani, że poza Polską ktoś ją czyta?

  17. Czy nie czyta, jakie to ma znaczenie? Jest po to, by można się było na nią powoływać, utrwalać stereotypy, zadekretowane wyobrażenia na pewne tematy. Warto czytać co o tej książce pisze się np.: w prasie izraelskiej, amerykańskiej czy niemieckiej. Nie mam wiedzy jak funkcjonuje w różnych katedrach literatury na świecie.

     

    ;

  18. powinno być ” ” czyta czy nie czyta”

  19. No a jak już się nazbiera takich właśnie różnych książczyn, to potem jakiś prawda Gross, pisze publikację „naukową” która  jest „solidna”, bo  rzęsiście „uźródłowiona”.

  20. „Księgi Jakubowe” – rozciągnięty do granic nudy gniot. Dla każdego kto czytał trochę więcej powieści historycznych jest oczywiste, e że Tokarczuk przegrywa z wieloma autorami, przykładowo z prawie każdą powieścią Cherezińskiej. No ale Cherezińska nie podbija ojkofobicznie bzdur o polskim kolonializmie, czy ściganiu przez Polaków na równi z Niemcami Żydów w IIWŚ, więc nagle przeciętna Tokarczuk stała się sławą światową po przyznaniu jej z czapy Nobla.

  21. Panie Gabrielu, jeśli można coś polecić… Uważam, że najznakomitszą książką nt. Wielkiej Emigracji polistopadowej jest Aliny Witkowskiej „Cześć i skandale. O emigracyjnym doświadczeniu Polaków”. Otwiera oczy wszystkim tym, którzy dzieje tego wychodźstwa widzą sztampowo czy też podręcznikowo: obozy polityczne plus próby podłączenia się do kolejnych nieudanych rewolucji europejskich. A to przecież byli ludzie wyrwani ze swojego środowiska, pozbawieni korzeni, borykający się z problemami finansowymi, przeżywający kryzysy wiary, staczający się w margines społeczny. Ot, kultura samotnych mężczyzn… Naprawdę warto przeczytać, bo czyta się jednym tchem.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.