lut 042020
 

Wczoraj byłem przez cały dzień poza domem, a kiedy wróciłem okazało się, że w skrzynce pocztowej czeka na mnie niespodzianka. Jedna z czytelniczek napisała wiersz, który zadedykowała właśnie mi. Ja nie jestem, jak to się czasem mówi, za bardzo sercowy i nie ulegam łatwo wzruszeniom, ale pomyślałem, że dobrze będzie ten wiersz tu opublikować, wraz z didaskaliami do niego. Nawet jeśli nie zrobi wrażenia na nikim poza mną, to z całą pewnością rozjuszy snujące się po okolicy trole. Oto on.

List do Aleksandrii  (II)

Gabrielowi Maciejewskiemu

Nie ma czasu na nudę drogi przyjacielu

Układam  mozaikę  z podejrzanych zdarzeń

Strzępków dawnych ksiąg rachunkowych

Ocalałych wyciągów zapomnianych kronik

Listów zastawnych  oraz  palimpsestów

Badam także freski  choć są zamazane

Odbyłem kilka wypraw żeby się upewnić

Co zostało o nas w obcych bibliotekach

Widać dziś jak na dłoni kto pociągał sznurki

Kto podawał kielich  usuwał przeszkody

I dla czyich kupców torowano drogi

Gdybyśmy  wiedzieli

Nie oddalibyśmy  miasta

BM.

Wasza Wysokość musi odzyskać tereny i poprzez podboje poszerzyć granice

Wspomnianego królewskiego tytułu Waszego Majestatu

(Fragment memoriału Johna Dee: „Britanici Imperii Limites” 1578 r.)

Tegoż roku1390 mistrz pruski Konrad Walerod mając na pomoc Lankastra królewica angelskiego i Algerda grofa von Hohenstein, z wielkimi wojskami rozmaitego narodu do Litwy, nie wiary nauczać nowookrzczonych krześcijan, ale ich pod moc i panowanie swe przywieść, jechał.

Marcin Murinius, Kronika  do druku podana w Krakowie, z Drukarnie Symona Kęmpińskiego. Roku pańskiego 1606.

Prócz wiersza czekała na mnie także okładka nowej książki, którą musiałem poprawiać, bo recenzja na skrzydełku była za obszerna. Nie ja napisałem tę książkę, ale ja ją wydam i będzie to, jak sądzę, spora niespodzianka dla wielu osób. Skończyłem ostatnie poprawki do III tomu Baśni socjalistycznej. Teraz cała nadzieja w Tomku, że do 27 lutego narysuje 10 ilustracji, które zostaną wklejone do środka, bo tylko po spełnieniu takiego warunku, będziemy mieli tę książkę gotową na konferencję 28 marca, w Kazimierzu Dolnym.

Byłem ostatnio w Grodziskim Empiku, gdzie wszędzie porozkładano książki sławnych i uznanych autorów. Zauważyłem, że na okładkach są krótkie, jednozdaniowe recenzje, które mają podkręcić sprzedaż. Kiedyś były to recenzje pisane przez znanych publicystów i dziennikarzy. Dziś już nikt o tych ludziach nie pamięta, recenzje zaś podpisywane są nazwiskami aktorów. Tylko oni bowiem z czymś się kojarzą czytelnikowi idiocie, do którego adresuje swoją ofertę Empik. Być może jest to jakaś metoda, ale nie wyobrażam sobie, że ktoś przez całe życie pisze serio książki, które potem – żeby znaleźć się w sieci – muszą być certyfikowane przez jakiegoś aktora. Po co są te książki? Nic innego poza zamachem na budżety samorządów nie przychodzi mi do głowy. Wyobrażam to sobie tak – wydawca pojawia się w urzędzie marszałkowskim, w Białymstoku i składa propozycje oraz przedstawia konspekt dzieła, którego akcja rozgrywać się będzie na Podlasiu. Dzieło ma wyrazistych bohaterów i wartką akcje, choć pogoda na kartach książki nie zmienia się przez cztery miesiące, a akcja toczy się wokół procesu o morderstwo, kiedy nie ujawniono jeszcze stanu zwłok, ani w ogóle samych zwłok. Nie ma to jednak znaczenia, albowiem podstawę rozliczeń i widoków na zyski stanowi wiara czytelnika, w to, że Empik handluje wyłącznie wysoką jakością. Zafascynowany literaturą urzędnik, a może nawet nie zafascynowany, ale zblatowany, oczywiście godzi się na proponowany deal i książka idzie najpierw druku, a potem zostaje zekranizowana. I telewizja Polsat, albo telewizja Kurska, puszcza to, ku udręce widzów, w sobotę wieczorem. Machina jest rozpędzona i nie może się zatrzymać. No, ale okazuje się, że sprzedaż książki spada, a to z kolei musi rzutować na oglądalność ekranizacji i na odbiór tego regionu, który jest tam lokowany. W dodatku rośnie konkurencja. I jakby tego było mało, inni, podstępni wydawcy przy udziale swoich zapomnianych już prawie kolegów przygotowują, jakieś szydercze polemiki z tym mechanizmem, które, nawet jeśli nie wpłyną na ilość sprzedanych egzemplarzy, to mogą odciągnąć od tak fantastycznie zorganizowanego samograja część czytelników. Skąd ja wiem, że sprzedaż spada? Gdyby rosła, autorzy zaczęliby się bawić konwencją, albowiem na pewnym etapie dzieło zaczyna dyscyplinować autora i wpływać na jego wybory. Oni zaś tego nie czynią. Oni kładą uszy po sobie i słuchają co mówi producent i wydawca. On zaś mówi

– Musi być ku…wa morderstwo w galerii sławnych obrazów, bo to się na pewno sprzeda…

– Ale ja się nie znam na sztuce – autor na to

– A na bieganiu, albo na pogodzie to się ku…wa znasz?

– No tak, No tak – odpowiada autor i zasiada do pisania.

Wydawca zaś rozgląda się za nowym sposobem promocji swoich projektów i wpada na pomysł, żeby zapłacić Dorocińskiemu, za reklamę w postaci jednowierszowej recenzji. Dłuższej mogliby nie zrozumieć – myśli wydawca. Dorociński zaś wystąpił właśnie w filmie „Psy” i jest bardzo sławny. Za użycie zaś swojego nazwiska na okładce nie liczy sobie drogo.

No ciekawe – myśli konkurencja – a jakby tak na okładce użyć nazwisk, za które w ogóle nie trzeba płacić? Albo napisać recenzje z gazety, które wychodzą gdzieś hen, hen, w świecie…co by to było? Że nie było tych recenzji w tych gazetach? A kogo to obchodzi? Przecież Dorociński nawet nie widział tej książki, na której są te zachwyty podpisane jego nazwiskiem.

Takich rzeczy wydawca lokujący produkty, regiony i miasta w swoich książkach z całą pewnością się nie spodziewa, albowiem on musi biec ile sił do przodu i już się martwić o to, co będzie, jak film Psy zejdzie z ekranów. Kto wtedy będzie polecał jego książki wyrobionej i dojrzałej publiczności w Empiku? Może Małga Kubiak, którą tam pewnie zaproszą niebawem.

Michał wczoraj opowiadał mi taką historię. Jakaś pani robiła u niego zdjęcie i zauważyła, że na półce stoi książka „Tajemnice talmuda”, stara jak świat ramota, demaskująca antychrześcijańskie treści w babilońskim talmudzie. Pani napisała Michałowi brzydką recenzję – że robi złe zdjęcia i sprzedaje antysemickie książki. Michał jej podziękował, a na drugi dzień do jego sklepu zwaliło się dwadzieścia osób w poszukiwaniu tych „Tajemnic Talmuda”. Już chyba wszystko sprzedał, a może zostały mu ze dwa egzemplarze? Nie pamiętam. Bywają, jak widać sytuację, w których nie trzeba płacić aktorom za promocję. Pytanie istotne brzmi, czy uda się je przeskalować tak, by stały się promocyjną dźwignią w takich zakresach w jakich działa Empik? To się mam nadzieję okaże już niebawem. Przyznam, że bardzo zainspirowała mnie lista topowych tytułów sprzedawanych w tej sieci, a szczególnie te cyfry z sześcioma zerami.

Na dziś to tyle, bo muszę kończyć pewien projekt.

  5 komentarzy do “Czy dzieło dyscyplinuje autora?”

  1. A na mój e-list z 27.11.2019 to nie raczyłeś odpowiedzieć ☺
     

  2. pogoda na Wyspach Owczych i sprzedaż książek – się ustabilizowała …. i wystarczy. 

  3. Niedawno zjechał Pan poetów a tu taka niespodzianka, nie ma przypadków są znaki.

  4. Pierzasty aktor na skrzydełko czyli prototyp Sat-Okha z lat 20-tych 20. wieku.
    Szarlatan – Wódz Biały Jeleń.

  5. Ja jak zwykle nieco obok tematu, choć teraz jakby w najmniejszym stopniu.
    Tak mi się pomyślało, dzięki genialnemu jak zwykle potraktowaniu tematu przez Gospodarza, iż każde dzieło, nie tylko literackie, może i powinno jego twórcę dyscyplinować, t.j. skłaniać do jak najbardziej rzeczowego, dogłębnego, starannego etc. potraktowania swej pracy i jej wyniku, t.j. dążenia do możliwie najwyższej doskonałości, nawet wbrew przyziemnym przeszkodom i niekorzystnym okolicznościom.
    Ot taka nieskromna może myśl zalęgła się w mojej inżynierskiej („śrubokrętnej”) głowie mimo, iż mało któremu dziełu z przeszłości mógłbym z czystym sumieniem przypisać ww. pochwalne atrybuty.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.