Ja wiem, że teraz już dla wszystkich jest jasne, że mam po prostu napady manii. Pocieszcie się jednak tym, że mania ta nie jest przeplatana depresją, więc na pewno nie mam, jak wielu innych autorów, choroby afektywnej dwubiegunowej. Mam chorobę afektywną jednobiegunową, która polega na tym, że wszelkie moje zainteresowania mają charakter obsesyjny i ciągły.
Nie mogę przestać myśleć o pomniku tego komunisty co stoi przed pocztą główną w sławnym mieście Dublinie. Komunista nazywa się Jim Larkin i był przez jakiś czas szefem amerykańskiej partii bolszewickiej. W czasach zaś dla Irlandii najważniejszych przebywał nie w Dublinie wcale, ale na morzu załatwiając pomiędzy Australią a Nowym Jorkiem interesy Rotszylda i swoich kolegów z gangów wschodniego wybrzeża czyli jak to pięknie nieraz ujmują ludzie pokroju posła Kalisza, ze związków zawodowych.
Czas teraz zadać jedno z najważniejszych pytań dotyczących Irlandii. Czas zapytać czy Irlandia jest krajem katolickim. W mojej ocenie nie, bo gdyby była krajem katolickim przed pocztą główną stałby monument wyobrażający św. Patryka. Czy Irlandia jest krajem wolnym i czy kiedykolwiek była krajem wolnym? Wielu ludzi nie ma zapewne wątpliwości, że tak było i jest, Irlandia była i jest wolna. No, ale nam, ludziom z Europy wschodniej żaden bolszewik nie kojarzy się z wolnością, jak więc mogą Irlandczycy godzić się na jego obecność w miejscu tak szczególnym jak plac przed pocztą główną? Może ktoś ich oszukał? Może oni się w ogóle nie interesują niczym ponadto co im do głowy kładą miejscowi aktywiści dziwnych ruchów politycznych albo rząd. Ja nie wiem, bo w Irlandii nie byłem, a nawet gdybym był pewnie mało bym skorzystał. Zakładając, że oni nic nie rozumieją, nie mogliby mi też nic sensownego powiedzieć, ponad garść schematycznych opinii o sobie samych. Żeby się czegoś dowiedzieć musiałbym tam pomieszkać ładnych parę lat, a wcale mi się nie chce, bo stoi tam w środku stolicy pomnik ichniego Dzierżyńskiego i wszyscy uważają, że nie ma kłopotu.
No więc jak to jest? Oszukali Irlandczyków czy nie? Moim zdaniem oszukali. Popatrzcie sami. Przez całe stulecia wyspa dostarczała pod przymusem lub dobrowolnie taniej siły roboczej i rekruta. Irlandczycy pracowali na plantacjach jako niewolnicy, pracowali w fabrykach, służyli w armii wszystkich imperiów jakie istniały przez ostatnie 400 lat. W XIX wieku dojrzewa idea niepodległości, która wyraża się poprzez różne odrodzenia literackie zarządzane przez takich ludzi jak Yeats, czyli marzycieli z zacięciem satanistycznym. Trwa intensywne przygotowanie propagandowe, którego nikt oczywiście nie łączy z żadnymi pieniędzmi, bo poeci nie jedzą i nie piją, jak wiadomo i nie mają żadnych potrzeb, poza tą jedną by w spokoju pisać swoje wiersze i wyć do księżyca na miejscowym cmentarzu.
Wskutek tego odrodzenia Irlandczycy powracają do swojej, całkowicie zniszczonej i zapomnianej tradycji, a powrót ten dokonuje się przez całkiem nowoczesną w formie poezję i poprzez tak dobrze nam znaną ludowość, która u nas na szczęście się nie przyjęła. Kto za tym wszystkim stoi? Poeci bowiem to jest jedna strona medalu, ale jest także druga. Tę drugą reprezentują bardzo silne i dobrze uzbrojone organizacje irlandzkie w Ameryce, które obstawiają różne ważne dla USA sektory gospodarki i rządzą tam po swojemu. Są to związki zawodowe powiązane z bankami i innymi organizacjami finansowymi. To jest oczywiście skrzętnie ukrywane, bo do pokazywania ludziom służą elfy i inne mityczne stworki z wierszy nowych poetów.
Jak, w wielkim skrócie, wygląda wówczas polityka Wielkiej Brytanii wobec Irlandii? Jest to polityka asymilacyjna, Irlandia jest częścią Zjednoczonego Królestwa, a Irlandczycy choć wielu ma ich w pogardzie, mogą swobodnie poruszać się po rynkach imperium. Mogą także swobodnie poruszać się po rynkach amerykańskich penetrowanych przez organizacje gangsterskie, która mają wiele wspólnego z Irlandią i składają się z samych właściwie Irlandczyków, ale realizują interesy nierozpoznanych grup, dla których Irlandia i Irlandczycy są warci mniej więcej tyle samo co dla Winstona Churchilla, a może nawet mniej. I popatrzcie jak w dziwnie w zarysowanym tu kontekście wyglądają wojny gangów i eventy takie jak masakra w dzień św. Walentego. Kluczem do zrozumienia irlandzkiej niepodległości oraz powstań i wojen, które toczyły się na wyspie od roku 1916 do lat dwudziestych są różnice w płacach na rynkach brytyjskim i amerykańskim. Gangi chciały za wszelką cenę utrzymać na stałym poziomie ten nieprzerwany od stuleci strumień emigrantów, którzy przybywali do USA, by tyrać tam za psi grosz i żyć w nędzy. Gangi chciały utrzymać swoją strukturę i rekrutować najlepszych i najbardziej wartościowych młodych ludzi. Kto przeszkadzał w utrzymaniu tej tendencji? Polityka Londynu rzecz jasna, który rozprawiwszy się z autentyczną Irlandią wchłonął ją i z jej obywateli uczynił takich samych Brytyjczyków jak inni. W początkach XX wieku nie było już żadnej przepaści, która oddzielałaby bogaty świat protestantów od biednego świata katolików, nie było przepaści, na której zarabiałyby banki i gangi. Trzeba było taką przepaść na nowo wykopać. I wtedy właśnie zaczęła odradzać się Irlandia. Ja tego nie piszę po to, by zdeprecjonować irlandzkie dążenia do niepodległości, albo wyszydzić irlandzki patriotyzm. Ja to piszę po to, byśmy sobie uświadomili jak można wykreować potrzebę polityczną i jej przywódców, po to tylko, by po wykonaniu czarnej roboty zwinąć ich do wora. Na ich miejsce zaś postawić swoich ludzi, całość zaś odwojowanego terenu urządzić po swojemu przy zachowaniu propagandowych pozorów, czyli tańczących elfów w krótkich spódniczkach, pokazywanych wszędzie jak świat długi i szeroki.
Kilka razy rozmawiałem z prawdziwym Irlandczykiem, który mieszka tu niedaleko. On się nie interesuje takimi sprawami, ja te które tu omawiamy i każdorazowo kiedy zdarzy mu się ze mną pogadać jest straszliwie umordowany. No, ale spróbujcie przez dwie godziny słuchać maniaka, który mówi w obcym języku i domaga się konkretnych odpowiedzi. Nie ma się co chłopu dziwić. Ten mój Irlandczyk powiedział mi dwie rzeczy zupełnie moim zdaniem kapitalne. Przed wszystkim zdziwił się, że u nas w szkołach i przedszkolach prowadzone są jakieś kulturalne zajęcia z muzyką i rękodziełem, bo za jego czasów w Irlandii nic takiego nie było. Teraz oczywiście zajęcia te są, bo nasz kolega Oranje, żeby mnie nieco podbudować i umniejszyć wszystkie moje wątpliwości, przysłał mi nawet niedawno link do czegoś, co jest efektem takich działań. Wrzucę go na końcu. Nie było powiadam w tych biednym irlandzkich szkołach 30 lat temu niczego takiego, jak dodatkowe edukacyjne atrakcje, tylko raz na jakiś czas przychodził do szkoły ksiądz. Ja się nie dopytałem tego mojego znajomego jak to było dokładnie, ale nurtuje mnie problem, czy była w tych szkołach obowiązkowa religia? Bo jeśli była, to ksiądz powinien być tam cały czas. Skoro zaś szkołę tylko odwiedzał, to znaczy, że był jakiś deal pomiędzy rządem a Kościołem, który polegał na tym, że misja Kościoła wśród dzieci realizowana jest w niepełnym wymiarze, za to Kościół musi wydatnie pomagać w misji jaką przed sobą postawiło państwo – wolna Irlandia, republika, która po wielu złych przygodach wyzwoliła się w końcu spod brytyjskiej dominacji. Na czym polegała ta misja? Już o tym pisałem – na dostarczaniu taniej siły roboczej na rynek amerykański. A do tego jeszcze na dostarczaniu tam dzieci z ochronek, które to ochronki firmował swoją działalnością episkopat, już to zastraszony przez ludzi takich jak ten pan z pomnika przed pocztą i jego kumple, już to całkowicie zdeprawowany. W zamian za jakąś cenę lub wskutek jakiego strachu, episkopat irlandzki do dziś pozwala kopać się po tyłku i jest chłopcem do bicia dla wszystkich postępowych organizacji jak świat długi i szeroki? Cena ta z pewnością nie jest wysoka, a strach jak sądzę odgrywa tam rolę ważniejszą. Gdyby było inaczej przed pocztą główną nie stałby Larkin tylko normalnie Pearse z książką w ręku. O tym by postawili tam św. Patryka nie macie co nawet marzyć.
I jeszcze jedną rzecz powiedział mi ten mój Irlandczyk, oto kiedy po raz pierwszy minął samochodem granicę republiki i wjechał do Ulsteru samochód przestał się trząść. Po prostu po tamtej stronie był dobry asfalt, którego w republice nie było. Wszystko oczywiście przez to, że republika jest katolicka, a Ulster protestancki, a wszyscy wiedzą czym się różni gospodarka katolicka od protestanckiej. W katolickiej drogi są gorsze, bo katolicy zamiast pracować tylko się bez przerwy modlą.
Wróćmy do mechanizmu tych wszystkich działań i ich istoty. Oto rynek amerykański potrzebuje bardzo wielu mówiących po angielsku robotników i żołnierzy. Póki Irlandia jest biedna, a Irlandczycy prześladowani zaciekle, póki wyspę nawiedzają klęski głodu wszystko jest w porządku i każdy jest zarobiony. Bank, pośrednicy, gangi, nawet Londyn jest zadowolony, bo zdejmują mu garb z pleców i zmniejszają nieco tak zwane ciśnienie społeczne. I teraz przydałoby się odnaleźć taki moment w historii, w którym Kościół przyłączył się do tego interesu, dobrowolnie lub pod przymusem i warto byłoby poznać, który z hierarchów pierwszy poszedł na współpracę z gangami oraz dowiedzieć się dlaczego to zrobił.
Kłopot zaczyna się w chwili kiedy Londyn i Dublin promować zaczynają ideę autonomii. Irlandczycy nie będą już biedni, będą tacy sami jak Brytyjczycy. Rewolucja jest więc koniecznością, bo bez rewolucji cała struktura związków zawodowych z przymiotnikiem „irlandzki” w nazwie, działających a Ameryce przestanie być potrzebna. Mamy więc po kolei – przepraszam jeśli coś pomylę – eventy następujące: Powstanie Wielkanocne, wojnę z Wielką Brytanią, którą dowodzi szef IRA Collins, wojnę domową i negocjacje kończące się odzyskaniem niepodległości, czyli wprowadzeniem do rządu gangsterów, którym przewodzi Eamon de Valera, facet, który w czasie walk w Dublinie, wiosną 1916 przepędził ze swojego odcinka dziewczyny, pomagające rannym, bo ich nie lubił. Pan ten, o czym już pisałem, jest strażnikiem układu zwanego niepodległością Irlandii, dwie kadencje – po siedem lat – jest prezydentem i dwie kadencje premierem. Wolność rozkwita, nie ma dobrych dróg, ksiądz przychodzi do szkoły raz na kilka miesięcy, irlandzkie dzieci sprzedawane są jak za dawnych czasów do Ameryki, ale Irlandia jest wolna. Za wszystko zaś zło, które się tam dzieje nie odpowiada ani ten z pomnika przed pocztą, ani prezydent de Valera, ale Kościół.
Co z bohaterami spytacie? Zostali skazani na zapomnienie. Pearse nie ma pomnika w Dublinie, inni też nie mają, wszystko przez to, że Dublin jest miastem nowoczesnym i przeżywał po wojnie intensywny boom gospodarczy, nie starczyło miejsca na pomniki. Być może Yeats ma jakiś pomnik, ale on był satanistą i pewnie pedałem jak prezydent de Valera, tak więc jemu pomnik się należy. No, a na koniec ponawiam pytanie: czym postraszono, względnie ile zapłacono irlandzkiemu episkopatowi za milczenie przez te wszystkie lata? I dlaczego pozwala się on ustawiać każdorazowo w pozycji chłopca do bicia, dlaczego nie protestuje, nie wyciąga kontrargumentów? Ja nie wiem, ale może oni wszyscy po prostu są tacy, może chcą jedynie świętego spokoju i możliwości swobodnego wyjazdu za granicę, gdzieś do lepiej zarządzanych krajów, które może nie są tak wolne i swobodne jak Irlandia, ale żyje się tam zdecydowanie lepiej.
Teraz podsumowanie: musimy się poważnie zastanowić, czy istotą każdego ruchu niepodległościowego proponowanego małym lub tylko zagubionym narodom nie jest ratowanie upadających lub przeżywających boom sektorów gospodarki zarządzanych przez gangi. To ważne. Ważne, bo nam też ktoś może zaproponować taki deal, na jeden – w roku 1989 musieliśmy się zgodzić, bo nie było alternatywy. Czy teraz też jej nie będzie? Równie istotne jest dopilnowanie, by do tych wszystkich interesów, walk i przepychanek, odzyskiwania niepodległości, nie mieszać Kościoła i jego hierarchów. Bo to się zawsze kończy źle. Popatrzcie na Irlandię.
Na naszej stronie www.coryllus.pl pojawił się już regulamin konkursu na komiks według „Baśni jak niedźwiedź”. No więc jest tak, mamy trzy kategorie: bitwy, kresy, święci. Do każdej kategorii przyporządkowane jest jedno opowiadanie i można sobie wybrać co się chce rysować. Czy bitwę pod Żyrzynem według opowiadania „Żyrzyn 1863”, czy historię księcia Romana Sanguszki według opowiadania „Baśń kresowa”, czy może historię św. Ignacego de Loyola według opowiadania „Trzydniowa spowiedź kochanka królowej”. Nagrody są niekiepskie, w każdej kategorii po trzy. Za pierwszą 5 tysięcy minus podatek, który w takich razach koniecznie trzeba odprowadzić, za drugą 3 tysiące minus tenże podatek, a za trzecią 2 tysiące minus wspomniany podatek. Myślę, że warto się pokusić, tym bardziej, że z autorami najlepszych prac chciałbym potem podpisać umowy na stworzenie całych albumów, według mojego scenariusza. Aha, jeszcze jedno: na konkurs nie rysujemy całej historii, ale jedynie od 4 do 6 plansz formatu A 4 w pionie. Szczegóły są już na stronie www.coryllus.pl w specjalnej zakładce „Konkurs”. Prace będzie można nadsyłać do 20 maja, a ogłoszenie wyników nastąpi 20 czerwca.
Ponieważ intensywnie zbieramy pieniądze na nagrody, które są dość poważne, umieściłem w sklepie kilka nowych tytułów, są to albumy z archiwalnymi zdjęciami, dość szczególne o tematyce raczej mało spopularyzowanej. Opisy znajdziecie przy zdjęciach okładek. Zysk z ich sprzedaży przeznaczamy w całości na nagrody konkursowe.
Na stronie www.coryllus.pl mamy nowe obrazy Agnieszki Słodkowskiej, ze słynnej już serii „japończyków” mamy też cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a. No i jeszcze jedna księgarnia ma nasze książki. Księgarnia Radia Wnet, która mieści się na parterze budynku, przy ulicy Koszykowej 8.
zapomniałem o linku
http://www.edisproduction.de/2014/01/07/irish-version-of-the-cups-song/
Filozofie, tylko ten PGR cię tłumaczy, że mylisz Maciejewskiego z Michalkiewiczem 😉
Wiemy , że Gabriel lubi koty . Ten tekst jest tak cholernie poważny i ważny , że mogę tylko napisać tu pewną anegdotę która …….. zresztą poczytajcie :
Wędruję dwa koty po Saharze
wędrują , wędrują i końca nie widać ….
w końcu jeden , wycierając pot z czoła , mówi :
stary , ja nie ogarniam tej kuwety ….
Życzę nam wszystkim czytającym teksty Gabriela , żebyśmy nie mieli kociego problemu .
Z tego co pamiętam to jeszcze w latach 60 tych 90% szkolnictwa to były szkoły katolickie (w dużej części przy zakonach). Jestem pewien, że potrzeba skandali obyczajowych z udziałem księży pojawiła się w raz z instalacją nowoczesnej (czytaj – socjalistycznej) organizacji państwa z ichniejszą Komisją Edukacji Narodowej. Zapewne znaleźlibyśmy również irlandzkiego Kołłątaja i na dodatek organizatora gangu u nas zwanego ZNP.
Kościół katolicki w Irlandii nigdy nie musiał walczyć o życie poddany brutalnej opresji. Szczyci się, zasłużenie, swoją misją chrystianizacji i ucywilizowania barbarzyńskiej Europy. No i zawsze miał luźniejsze związki z Rzymem, kościołem rzymskim, z którym, od samego początku, musiał uzgadniać doktrynę.
Coryllusie, ta Twoja dociekliwość rewelacyjna – „to lubię” – ten sposób rozumowania.
Czyli otrzymywał różne oferty, którym nie mógł się oprzeć?
Zajrzałam na salon24 , a tam w komentarzach panowie dochodzą do bardzo ciekawych odkryć . Polecam jako uzupełnienie .
Moje uzupełnienie z wcześniejszej epoki . Była t.zw. niewola aviniońska . I czytając listy św. Katarzyny ze Sieny ze zdumieniem zobaczyłam , że ona długo i z sukcesem w końcu namawiała papieża aby wrócił do Rzymu . Pisała do Niego coraz bardziej stanowcze listy . Nawet pojechała do Niego . No więc ta niewola polegająca na tym , że papież sam nie chciał wracać do Rzymu .
Przypomnę tylko , że Katarzyna była prawie niepismienną tercjarką dominikańską . Córką farbiarza . ( listy dyktowała ) .
Myślę , że gdy w grę wchodzi duża własność , to zawsze są naciski z różnych stron i grup interesów .
Bardzo ciekawe dzisiejsze stanowisko ministra spraw zagranicznych Chin w sprawie Ukrainy .
To farbiarstwo jest bardzo ważne…
zajrzałam do Wiki żeby zobaczyć Big Jima (Larkina), no ten jego pomnik znakomity. Jego postać sprawia wrażenie jak gdyby za chwilę miała wznieść do nieba ? Te wysoko wzniesione ręce które uszczęśliwiały transportowców , nie no prawdziwy „majestat”.
A tak po ludzku to zwyczajny przerost monumentalnej formy nad nieciekawą treścią jego bolszewiclkiego życia opisanego w tejże Wiki.
Pani Aniu , dopiero teraz zajrzałam pod wczorajszy blog i zobaczyłam Pani ostatni wpis 🙂 . Ten wujek miał rację do pewnego stopnia 🙂 . Ja osobiście najbardziej polecam z jednej strony kontakty z Bogiem po prostu , dzień za dniem …. nie jako ostatnią deskę ratunku ….
No i polecam dbanie o wygląd w każdym wieku . Żeby był do wieku stosowny , w miarę możliwości mile zaskakiwał . Wtedy nie ma tej kolizji o której Pani wujek mówił 🙂 .
Czasem warto powalczyć o akceptację , bo jej brak wynika z nieporozumień . Ale oczywiście trzeba akceptować samego /samą siebie ….. bez tego reszta jest trudna lub niemożliwa ….
Po tym jak się tu powymądrzałam wyżej przyznam się , że mam osobiście skłonność do wychodzenia trzaskając drzwiami ….. aż tynk leci …. I zdarza się , że to dopiero uzyskuje akceptację … z tym że mnie niekoniecznie już na niej zależy . Tak to jest , przekornie 🙂
no ładnie, ale montażownia
mam nadzieję, że mi się to nie przyśni, galery jakieś paskudne
Tak ogólnie – to się nie da wymyśleć ze środy na czwartek to jest mozolna robota od fundamentów, od idei, budżetu, instrumentów, kierunków działania czyli poligonów aż do wychowania wykonawców czyli sprawnej obsady personalnej, żadnego zaniedbania.
A dla nas – mozolne studiowanie problemu przez coryllusa, pozwala nam to prześledzić, pojąć i wprawić nas w osłupienie, że można tak………..
Ciekawe. Kilka dni temu rozmawiałem z Polakami z Irlandii. Spotkaliśmy się w Budapeszcie. Mówią, że tam jeśli chodzi o media prawicowe, konserwatywne jest totalna nędza. Mówią, że Polska przy Irlandii to jest jakiś raj jeśli chodzi o dostęp do w miarę niezależnej i konserwatywnej treści. O ile dobrze zrozumiałem w kwestii dzienników to chyba są dwa liczące się: coś a la gazownia i coś jeszcze trochę centrowego. Zdaje się ze nie ma nawet ani jednego portalu konserwatywnego. Więc irlandzki Dzierżyński przed pocztą sobie stoi…
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.