Już nie mogę o tych wyborach. Tym bardziej, że Wielgucki napisał wczoraj, iż Szefernaker zwrócił się do niego osobiście z podziękowaniami za wsparcie Karola Nawrockiego. Dodał też, że jeden z polityków – jak rozumiem z PiS – oferował mu pieniądze za moralne wsparcie. Tak to zrozumiałem, choć mogło chodzić o coś innego, bo wiadomo jaki jest Wielgucki. Nawet jeśli 10 procent z tego bełkotu jest prawdą, wystarczy, żeby na dłużysz czas przestać zajmować się wyborami.
Wpadłem niestety z deszczu pod rynnę, bo jedna z czytelniczek napisała mi, że Bartosiak ma nowy plan i omawia go u Rymanowskiego. Plan ten to projekt nowego, wolnego miasta, o nazwie Stanisławów, które miałoby się mieścić pomiędzy Warszawą a Łodzią, w bezpośredniej bliskości CPK. Na swoje nieszczęście wysłuchałem tej gawędy. Zrozumiałem też od razu o co chodzi Jackowi Bartosiakowi. Oto mianowicie, by w środku Polski powstał organizm niezależny od państwa polskiego, a zależny od Izraela. Być może projekt ten jest realizowany, a ktoś wypuścił parę lat temu jakieś szczury – w sensie półprawdziwe informacje – za którymi pobiegli Braun z Gryguciem. Obaj bowiem kolportowali koncepcję taką – całe know how z Izraela przeniesie się w podziemia CPK. Bardzośmy się dobrze przy tym bawili.
No nic, Jacek Bartosiak jest znanym fantastą, ale lekceważyć go nie można, albowiem jako kolporter treści kontrowersyjnych jest promowany i obecny wszędzie. Nie można się w zasadzie odezwać, żeby nie zahaczyć o Bartosiaka. Ma on w dodatku taką manierę, że łączy w sposób dowolny fakty z odległej historii z czasami całkiem współczesnymi. I tak mówiąc o tym wolnym mieście, w dwóch słowach przeskoczył z wioski Stanisławów w powiecie grodziskim, do Strykowa, który nazwał testamentalną ziemią Krzywoustego i centrum handlowym kraju już od średniowiecza. Mnie to bardzo bawi zawsze, jak ludzie nie mający dostępu do źródeł, a my wszyscy znajdujemy się w tej sytuacji, orzekają o czymś w kontekstach tak szerokich, że gubi się w nich całkiem sens zdarzeń. Zapomina pan Jacek bowiem o rzeczy najważniejszej czyli o konsekwencjach testamentu Krzywoustego, którym był trwały podział królestwa, dokonany jak przypuszczam na zlecenie. Krzywousty bowiem to w historii Polski pewien mit, stworzony na potrzeby odradzającego się Państwa, a nie byt rzeczywisty zmagający się z ograniczeniami politycznymi i ekonomicznymi XII wieku. Można oczywiście posługiwać się nim jako metaforą, ale warto pamiętać o wspomnianych konsekwencjach. Ja wiem co w tym miejscu powiedziałby Jacek Bartosiak – że choć państwa nie było, Kraków stracił znaczenie metropolitalne, ale za to kraj prosperował. Na czyich zasadach? Tego już nie mówimy, bo chodzi o to jedynie, by położyć na stole zamiast karty dobrej, kartę prawie-dobrą. Jakiś zamiennik, który ma uśpić czujność graczy.
Marzeniem pana Jacka jest, by Polska brała udział w rozgrywce globalnej. Fajnie. Może więc, zamiast pierniczyć o wolnym mieście, które miałby powstać na prywatnych gruntach rolników z gminy Baranów, którzy sami szykują się do tego, by coś na CPK zarobić, podać kilka przykładów – z odległej historii – które pokazują, jak i czym kończą się globalne ambicje w Europie Środkowej. Bo to jest akurat proste. Możemy na początek wziąć Przemyślidów i ich wielki sukces, a potem równie wielką klęskę. Możemy porozmawiać o sukcesie Jagiellonów, jeszcze większym i także zakończonym degradacją, choć mniej spektakularną. Najlepszym jednak przykładem będą Węgry. No, ale nie mówimy o tym, bo pan Jacek nic o tym nie wie, żongluje jedynie przykładami, chcąc wskazać na swoje bezdyskusyjne znawstwo. I to właściwie tyle.
Opowieści o tym, że gdzieś pod Szanghajem były krzaki, a teraz jest tam dużo wieżowców to oczywiście wizja bardzo uwodzicielska. Są jednak inne, które łatwo zaprezentować. Pan Jacek mówi – przyjdzie kapitał i zainwestuje w ten Stanisławów, a miasto będzie się rozwijało samo, bez ingerencji państwa polskiego. Niesamowite. To Szanghaj rozwijał się bez ingerencji państwa chińskiego? Dubaj tak samo? Żadne państwo nie ingerowało w rozwój Dubaju? Ja oczywiście rozumiem o co chodzi panu Jackowi, o to, by stał się on głównym, certyfikowanym wizjonerem na Europę Środkową. No, ale on to już osiągnął. Nic więcej, poza kolejnymi publikacjami się nie zdarzy w jego życiu. Zwłaszcza, że prezesem CPK już był i z tego – o ile dobrze pamiętam – zrezygnował. Problemem pana Jacka jest również to, że prywatne inicjatywy w Polsce są kontrolowane przez służby. Dotyczy to projektów zbrojeniowych. Nie powinny zaś być, albowiem te projekty to także część świata cywilnego i można je realizować udając, że nie są przeznaczone do wojny. No, ale to nie jest nic nowego – w ZSRR budowano fabryki traktorów, które potem okazywały się fabrykami czołgów. I zawsze była nad tym jakaś kontrola. Bo ZSRR przygotowywał się do wojny najezdniczej. Do czego ma się przygotowywać Polska realizując ten, nazwany tak przez Jacka Bartosiaka, sektor B? Tak do końca to nie wiadomo – do jakichś porozumień na osi północ-południe – pomiędzy Finlandią a Turcją. Te zaś mają być realizowane po cichu, w tajemnicy przed UE i USA. Niezwykłe doprawdy…
Powołuje się pan Jacek na Gdynię, a nie zajrzał, o czym wiemy, do pamiętników Feliksa Młynarskiego, bo tam jak byk stoi, że port w Gdyni zaczęto budować, by ewakuowani z Rosji sowieckiej żydzi nie musieli przejeżdżać przez wolne miasto Gdańsk. No, ale to są kwestie zbyt szczegółowe, by miały spędzać sen z powiek pana Jacka.
Ma być wolne miasto Stanisławów, które będzie centrum ekonomicznym, innowacyjnym i logistycznym w Polsce i stworzy przeciwwagę dla budowanego właśnie porozumienia francusko niemieckiego. Praktyka uczy, że coś takiego może powstać tylko pod egidą Londynu. I na to też wskazują tradycje skandynawskie, a od Skandynawii pan Jacek odczepić się nie chce. Idąc dalej meandrami jego myśli, wpadamy w koleinę taką oto – interesy Londynu na południu Europy są od dawna czytelne i koncentrują się na Grecji. Jak więc teraz pogodzić tę i wcześniejszą konstatację nie tyle z Turcją, bo na ten pomysł Londyn już wpadł, ale z Izraelem? Podejrzewamy bowiem, a wynika to z licznych deklaracji pana Jacka, że on tu jednak nie reprezentuje innowacyjnej myśli polskich inżynierów, którzy puszczeni samopas, bez kontroli służb zbudowaliby drugi Singapur, ale jakieś koła izraelskie. Okay, ja to rozumiem i nie mam nic przeciwko, bo w ogóle nie sądzę, byśmy na tym etapie mogli się znacząco oddalić od niejawnej polityki Izraela. Pytanie – jak na to zareagują inni gracze w regionie i poza, jak to malowniczo określa poseł Braun, państwem położonym w Palestynie? No, patrząc daleko wstecz, na próby stworzenia w Europie Środkowej obszarów samodzielnych politycznie i ekonomicznie, domyślamy się jak. Albo samo cesarstwo, czyli Niemcy, uzbroi się i zdławi te ciągoty, jak to miało miejsce w bitwie pod Suchymi Krutami, albo wynajmie się „kogoś na mieście”, czy wręcz stworzy się dla tego kogoś program ekspansji po to tylko, by zdewastował Europę Środkową i zniszczył tu te pięknie zapowiadające się projekty, w które tak wierzy Jacek Bartosiak. W przypadku Węgier byli to Turcy, a w przypadku Polski i Litwy – Moskwa, która nie miała prawa się rozwijać ze względu na odległości i brak surowców w bezpośredniej bliskości stolicy, a jednak się rozwinęła i to jak.
Ja rozumiem niechęć pana Jacka do prowincji i prowincjonalnych inicjatyw. Przypominam mu jednak, że jest taki kraj jak Czechy, będący jedną wielką prowincją, a przy okazji – w okresie przed II wojną światową – najbogatszym po Holandii obszarem w Europie. Czesi porzucili marzenia o mocarstwowości już dawno. Przestali się łudzić i zaczęli myśleć o sobie. W oparciu o potężnego sojusznika, który ich oczywiście sprzedał – mam na myśli Londyn. Wobec jednak konsolidacji wewnętrznej narodu, nie miało to znaczenia. Rosjanie nie zdewastowali Czech tak, jak zdewastowali Polskę czy Węgry po wojnie. Pomijając już administracyjny absurd pomysłu na polski Szanghaj w centrum kraju, tuż pod Grodziskiem, gdzie jest masa jednostek administracyjnych takich jak Żyrardów, Skierniewice, Sochaczew i Pruszków, może nie warto przesadnie zwracać na siebie uwagi? No chyba, że zależy na tym Izraelowi. Wtedy co innego…Taki projekt ma szansę na realizację, ale też zaraz będzie storpedowany, a obszar na którym się znajduje zamieniony w pustynię. Nie jest bowiem tak, jak się zdaje panu Jackowi – że skrzyżowanie się szlaków handlowych na jakimś terenie to dobrodziejstwo. To przekleństwo, albowiem ktoś chce mieć zawsze ten obszar pod kontrolą i wywozić z niego aktywa, które się tu, wskutek przecięcia tych szlaków gromadzą. I to jest do potwierdzenia na licznych przykładach. Dwie najlepiej prosperujące od stuleci ekonomie świata – Anglia i Japonia – nie leżą na skrzyżowaniu żadnych szlaków. Leżą na uboczu. Mechanika rabunku zaś tych niby złotonośnych obszarów, które promuje pan Jacek, wygląda tak: lokalna dynastia lub gang, uspokaja sytuację i zaczyna ciągnąć zyski z tego co nieuniknione, czyli z przepływu kapitału. Dorabia się i konstruuje politykę, która – siłą bezwładu dotacza się do peryferii, gdzie powstają inne ośrodki władzy. Po serii konfliktów, nie przynoszących rozstrzygnięcia, następuje stabilizacja. Ta jednak trwa krótko, albowiem wewnątrz dynastii lub gangu narastają napięcia, które nie mogą być zniwelowane. Podsycają je oczywiście ośrodki polityki na zewnątrz, świadome, że w bezpośrednim starciu, bez koalicjanta w dodatku, nie mogą sobie z tym gangiem poradzić. Historia Polski wczesnopiastowskiej wyczerpująco egzemplifikuje te problemy. Mamy przykład likwidacji państwa, przy udziale koalicjantów. Mamy przykład jego odbudowy jako emporium cesarskiego. Mamy kolejny przykład wzmocnienia lokalsów za Krzywoustego, nie wiadomo dokładnie pod czyją egidą, a następnie jego likwidację za pomocą testamentu politycznego. Co doprowadziło do powstania na jednolitym i jednolicie zarządzanym terenie kilku ośrodków podporządkowanych interesom zewnętrznym. No i wiązało się z prosperity tych ośrodków, co jest przez niektórych postrzegane jako sukces. Teatr ten został zlikwidowany brutalnie, w całym pasie porozumień północ-południe, o którym mówi pan Jacek. Uczynili to Mongołowie na polecenie Wenecjan.
Odbudowa Europy po najeździe mongolskim to odbudowa złudzeń. Podobnie jak dziś. Pan Jacek uważa, że marzenia o przeszłej Polsce się nie ziszczą, bo tej Polski już nie ma. I ja się z nim zgadzam. Potrzebny jest nowy projekt. Tyle, że to, na co on wskazuje nie jest nowe i było ćwiczone już kilka razy. Za każdym razem z tym samym skutkiem. Jeśli zrozumiemy, że to, do czego najchętniej wracamy, czyli Europa wczesnych Jagiellonów jest próbą odbudowania pax mongolica, o czym napisał swego czasu nasz kolega Rafał, próbą czynioną przez banki weneckie, zrozumiemy, że nic tu nie może wydarzyć się bez inspiracji, ingerencji i inwestycji z zewnątrz. Te zaś nie będą niezależne, jak opowiada Jacek Bartosiak, ale skażone bardzo konkretną polityką, bardzo konkretnych ośrodków. Pytanie dla nas dziś istotne brzmi – kto naprawdę jest w grze? I kto składa ofertę? Jeśli jest tak, że mamy do wyboru – kontakt z USA poprzez Niemcy, kiedy rządzą demokraci, albo kontakt z USA przez Rosję, kiedy rządzą republikanie, to propozycja pana Jacka, po urealnieniu jej na poziomie prostej komunikacji i wskazanie kto jest gdzie, a także kto mówi do nas w czyim imieniu, warta jest rozważenia. Lepiej bowiem być emporium potęgi odległej, która prowadzi liczne interesy na całym świecie i czyni to z morderczą skutecznością, niż obozem pracy dla metropolii wyrastającej nam za płotem, która stroi się w nie swoje piórka i wyciska z obszaru, gdzie zainstalowała produkcję ostatnie soki. To zaś nas czeka w przypadku dominacji Niemiec i Rosji. I te warianty ćwiczyliśmy już całkiem niedawno. Nie chcemy ich powtarzać. Mój apel do Jacka Bartosiaka brzmi więc tak – chętnie posłuchamy pańskich gawęd Panie Jacku, ale dopiero, kiedy będzie jasne co jest na stole. I kiedy opcja „chorobliwy entuzjazm” zostanie wyłączona.
Dziękuję za uwagę. Tu macie całe nagranie, trwa ponad godzinę i jest w większości nie do zaakceptowania. Gadanie o wolnym mieście Stanisławów jest w drugiej jego części.
https://www.youtube.com/watch?v=tKw_3D6nWcs
Wyjaśnię może jeszcze na koniec o co chodzi z tym Wesleyem Andersonem. Jest to reżyser kilku zabawnych i utrzymanych w świetnej konwencji filmów, takich jak „Grand Budapest Hotel”. Filmy te to czysta konwencja, czyli – jak by dawniej powiedziano – czysta sztuka. Nic tu nie pasuje do niczego i nic nie trzyma się realiów, ale jest wewnętrznie spójne i bawi widza do rozpuku. Przynajmniej mnie bawi, a raczej bawiło. Poszedłem bowiem wczoraj z żoną, na film „Fenicki układ” i zrozumiałem, że Wes przegiął. To znaczy konteksty pochodzące z Europy Środkowej są u nas czytelne i pewnie są też czytelne w USA. Fikcja jaką zaproponował w „Fenickim układzie” niestety się nie sprawdza. Ja zaś kiedy patrzę na Jacka Bartosiaka i jego stylizacje, mam wrażenie, że za chwilę przed moimi oczami zacznie rozwijać się akcja jednego z filmów Wesa Andersona. Wszystko pasuje, widz jest przygotowany na jazdę bez trzymanki i na zaskakującą pointę. Tej jednak nie ma. Dlaczego? Bo Jacek Bartosiak nie został dyrektorem CPK, a to oznacza, że zdjął z siebie lub zdjęto z niego odpowiedzialność. I teraz on próbuje ją przerzucić na państwo, obywateli, służby i w ogóle lokalne układy. I czyni to bez krzty poczucia humoru. Inaczej niż Wes. Ten – do wczoraj na pewno – mówił do nas zza stosu zabawnych gadżetów – bracie, śmiej się. Nie musisz tego wszystkiego traktować serio. Na pytanie zawarte w tytule – czy Jacek Bartosiak obsługuje konwencję Wesleya Andersona, odpowiadam – nie. Może chciałby, ale nie daje rady. Na szczęście Wes także słabnie, więc może obaj spotkają się pewnego dnia na jakiejś pustyni, przez którą biegły będą pordzewiałe tory magistrali Berlin-Bagdad i porozmawiaj sobie przez minutę o tym, dlaczego projekt budowy Wielkiej Fenicji jednak upadł i już się nie podniesie.
Niebawem będą nasze targi.
Polska ,Węgry, Mieszko I potomek Parcifala i pra pradziadek Prezbitera Jana Grupa uczonych odczytała pradawne kroniki .niestety 2 tygodnie temu zjadły je skoczogonki, ale na szczęście żyje wielu świadków,którzy mieli do nich dostęp, na przykład ja. W nich stoi jak wół, że matka Mieszka I( 922– 992) i Nieznana z imienia córka Mieszka II Lamberta(990- 1034), znana jako Rycheza lub Adelajda https://pl.wikipedia.org/wiki/Nieznana_z_imienia_c%C3%B3rka_Mieszka_II_Lamberta są tak naprawdę potomkami króla Popiela,a więc bezspornymi dziedzicami polskich rdzennych autochtonów .Bierzmy przykład od „starszych i mądrzejszych „.że pochodzenie roztrzyga pokrewieństwo po matce bo ojciec w 100% nigdy nie jest znany i sprawa załatwiona………. Rycheza lub Adelajda została przyjęta na dwór Mieszka II którego syn Kazimierz I Odnowiciel (1016- 1058) traktował ją jak siostrę. Na dworze przebywał też Bela I (1015- 1063), brat Andrzeja I (1015- 1061),syn Vazula, stryjecznego brata Stefana I Świętego( 969- 1038) . Gdy Vazul za próbę zamachu stanu został oślepiony na rozkaz króla Stefana I, synowie buntownika zbiegli z Węgier. Stało się to ok. 1035.Bela I najpierw przebywał w Czechach, później w Polsce. Tam w zamian za zasługi położone w walce z Pomorzanami otrzymał rękę Nieznanej z imienia córki Mieszka II Lamberta, znaną jako Rycheza lub Adelajda
. Bela I w 1048 powrócił do ojczyzny.Od swojego brata Andrzeja I otrzymał trzecią część królestwa oraz zapewnienie, że po jego śmierci obejmie tron. Wspierał brata w walkach z Niemcami. Współpraca między braćmi załamała się po narodzinach Salomona( 1052- 1087), syna Andrzeja I. Jego koronacja w 1057 doprowadziła do otwartego wystąpienia Beli I przeciwko bratu. Andrzej I zapewnił sobie pomoc niemiecką, zaręczając Salomona z Judytą Marią Salicką (1047- 1105) , siostrą króla Henryka IV( 1050 -1106 ). W takiej sytuacji Bela I udał się do Polski, gdzie panował Bolesław II Szczodry (Śmiały) 1042- ?) , bratanek jego żony,czyli Nieznanej z imienia córki Mieszka II Lamberta, znanej jako Rycheza lub Adelajda. Bela I, wspierany przez Polaków, w 1060 wkroczył na Węgry i w bitwie pod Mosony pokonał Andrzeja I, który zmarł w wyniku ran odniesionych w walce. Bela I i jego polska żona doczekali się synów – byli nimi: Gejza I,( 1044/1045- 1077) król Węgier, Władysław I Święty,( 1048-1095) , król Węgier. Po śmierci Beli I królem Węgier nie został najstarszy syn zmarłego (czyli Gejza), lecz bratanek – Salomon. Bracia stryjeczni zdołali się porozumieć: Salomon wydzielił Gejzie osobne księstwo, a wspólnie zorganizowali wyprawę przeciwko Bizancjum, zajmując w 1071 roku Belgrad. W 1074 roku wybuchł konflikt między krewnymi. W bitwie pod Magyaród Gejza pokonał Salomona i został kolejnym władcą. Pokonawszy interweniującego na rzecz Salomona jego szwagra, niemieckiego króla Henryka IV, koronował się w 1075 roku. Gejza zmarł i walkę o królestwo podjął jego brat Władysław I Święty bo kuzyn Salomon mimo wcześniejszego porozumienia nadal się buntował .
W 1077 roku, po śmierci Gejzy I, Salomon próbował ponownie odzyskać władzę mimo że panowie węgierscy wnet wybrali na króla brata Gejzy I, Władysława. Plany Salomona pokrzyżowała zbrojna interwencja Bolesława II Szczodrego. W 1083 r. Salomon po oskarżeniu o próbę zamordowania Władysława I został zmuszony do ucieczki. Udał się do Pieczyngów. Prawdopodobnie zginął w trakcie bitwy z wojskami bizantyjskimi. Władysław I Święty objął panowanie nad Węgrami i poślubił Adelajdę Szwabską(1060 – 1090), córkę Rudolfa, księcia Szwabii. Mieli córkę:
Irenę (Pryskę)( 1088- 1134) , żonę Jana II Komnena (1087- 1143)cesarza bizantyjskiego, matkę Manuela I Komnena(1118- 1180)cesarza bizantyjskiego który rzekomo miał być obiorcą listów od króla Indii Prezbitera Jana………………………… uwaga!!! uwaga!!!…… ….teraz dalsza narracja będzie na podstawie pradawnych kronik zjedzonych przez skoczogonki…… Biologicznym ojcem Ireny Węgierskiej-Pryski nie był Władysław I Święty tylko Bolesław II Szczodry (Śmiały) z którym Adelajda Szwabska zetknęła sie w klasztorze w Ossiach ,wywiązała się relacja, nie tylko romantyczna ,zaowocowała w postaci Ireny Węgierskiej-Pryska. Matka sporządziła dokumenty z adnotacją przekazania ich pełnoletniej córce .W kwitach w sposób nie zawoalowany obnażona została misja Judyty Marii Salickiej,która nie ograniczała się stricte do funkcji małżeńskich na dworze węgierskim jako żona Salomona i na dworze polskim jako żona Władysława I Hermana (1043- 1102),agenturalna działalność na rzecz brata Henryka IV króla niemieckiego,cesarza rzymskiego zdaje się nie podlegać dyskusji….W aktach jest osobny rozdział zatytuowany „Kto zabił Mieszko Bolesławowica”.Archiwa zostały zdeponowane przez Irenę Węgierską- Pryskę w podziemiach klasztoru Chrystusa Pantokratora w Konstantynopolu , dzisiaj jest tu meczet Zeyrek . Wydobycie dokumentów wymagałoby wyburzenia meczetu, co z oczywistych względów natychmiast się nie stanie a więc prawda musi trochę poczekać na ujawnienie……….
Zdjęcia do filmu Grand Hotel Budapest kręcono w secesyjnym domu towarowym w Görlitz. Właścicielem domu towarowego jest ciekawa postać: lekarz Luftwaffe i profesor uniwersytetu w Wuhan (1999) Winfried Stöcker. W latach osiemdziesiątych założył organizację promującą szczepienia a szczepionkę na COVID miał już na długo przed pojawieniem się pandemii. Fenicja, żydzi, naziści – to te kilka pięter wyżej nad prezydentami miejscowej ludożerki z tak zwanych wyborów.
Łużycki wieśniak w młodym wieku nagle zakłada a potem sprzedaje firmę za 1,2 miliarda dolarów? Zaangażowany w politykę migracyjną Europy i debatę metoo. Filmy fabularne są w 100% prawdziwe odbierane we właściwym kontekście i języku przekazu – co reżyser chciał nam powiedzieć.
Jakieś kopie mogą być w Pannonhalmie albo w Berlinie. Nie wiem dlaczego, ale po przeczytaniu Pańskiego wywodu przyszło mi na myśl, że Hitler był żałosną marionetką, jak nasi przywódcy. Rola Bartosiaka jest jasna i nie wymaga komentarza.
Dzień dobry. Cóż, każdy kto w dzisiejszej Polsce używa terminu „wolne miasto” w zasadzie sam skreśla się z listy ludzi poważnych. Nie znaczy to, że nie ma poważnych pomysłów na postawienie stopy w środku Polski pod jakimś łatwo strawnym pretekstem. Niemcy, czyli kolonia USA jakoś nie potrafią ukryć niechęci do pomysłu CPK, chyba bojąc się dalszego osłabiania koniunktury na ich własne ośrodki. Pozostaje Londyn, który nasze kasztany z ognia wyjmuje zawsze rękami a to Żydów a to Ruskich. Ci ostatnio mają tu słabe karty, ale też dlatego Angole wycisną z nich więcej. Koszerni zrobią co trzeba, bo wciąż mają tu ludzi no i Niemcy działają na ich korzyść wypowiadając swoje pożal się Boże proroctwa. Mamy zatem alternatywę; oś Rosja/Izrael – Londyn versus oś Niemcy – USA – Londyn. Co ma wisieć… Wybór nasz sprowadza się do tego, kto z nich lepiej traktuje personel niższego szczebla. A to już każdy musi sam wymyślić.
Tak właśnie myślałem, że to pan. Wyleci pan zaraz
No niestety. Z opowieści korporacyjnych wychodzi, że najlepiej personel traktują Amerykanie.
Mieliśmy już jedno Wolne Miasto … .
A „Stanisławów” może sprawić że zasiedlą to Ukraińcy … . Tylko unitaryzm!
Dr JB od pewnego czasu po prostu nie trawię – tych jego słowotoków. Tych książek-cegieł „pisanych po nocach”. Tych dysput w S&F, z Budziszem Nudziarzem. – Ci ludzie nikogo za sobą nie porwą … .
Pan Bartosiak (i zresztą nie tylko on) pełni ważną funkcję: po pierwsze to bezpieczny tester różnego rodzaju koncepcji. Rzuca jakiś pomysł i ktoś inny sprawdza jaki będzie odzew społeczny. Po drugie: wiadomo, że jak Pan Bartosiak (i nie tylko on) zaproponuje jakiś pomysł na poważnie to oczywiste, że to się nie stanie. Tym samym służy do palenia różnych projektów, które mogłyby być szkodliwe. (Starzy ludzie pamiętają jak swego czasu w tej roli wystąpił pan Jarosław Gowin ujawniając, że PiS ma zamiar olać wyrok TSUE czym spalił cały „szczwany” plan).
Po trzecie koncecpja, że jakaś Wenecja, czy tam Geuna sfinansowała coś Mongołom jest co najmniej zabawna Panie Coryllusie. Po pierwsze, wojsko walczy za pieniądze (złoto i srebro) a nie za kredyt. Po drugie pieniądze to nie wszystko, trzeba mieć jeszcze zasoby. Te ostatnie Mongołowie i to nie tylko na wojnę, ale także i na utrzynamie imperium w trakcie wojny (zabezpieczenie wenętrzne, pozostałych granic, broń, konie, żarcie, burdele objazdowe i wszystko inne czego nowoczesna armia potrzebuje etc.), czyli nie tylko „kredyt” ale i dostęp do towarów. A nawet jeżeli, to mowa tutaj o „kredycie” w takiej wysokości, który zdecydowanie pozostawał poza możliwościami takiego kupieckiego miasteczka. Czyli albo Mongołowie byli finansowani przez kogoś zupełnie innego (Chiny, Persja, Indie ?), a Geuna (czy inna tam Europejska lub blisko-wschodnia nędzo-bieda) była tylko listkiem figowym, któremu zdawało się, że coś finansuje. Albo Geuna była przedstawicielem jakiegoś szerszego konsorcjum, które potrzebowało tej nadmorskiej wioski jako parawanu i zasłony dymnej.
Na koniec, jeżeli już trzymać się analogii historycznych, to poddaję pod rozwagę Pana Coryllusa następujący przykład: Dawno, dawno temu w odległej galaktyce istniała sobie tzw. Rzeczpospolita Obojga Narodów, która zapewniała pewnemu ludkowi hadlowo-pożyczkowemu coś, co dzisiaj nazywa się „suwerennością wyspową”. Jednak trzy złe czarownice „ta dobra interes” skasowały. Potem – kiedy potomkowie tych geniuszy intelektu (dać sobie skasować kraj na trzy raty pod rząd – czegoś takiego do tej pory świat nie widział) – torchę sprytem (Piłsudski), a trochę fartem (śląsk), a trochę ładną grą na pianinie (endecja) odzyskali kadłubek będący resztkami dawnej „potęgi”, to ówczesnemu naczelnikowi państwa postawiono dość zasadnicze pytanie: jakie mają być korzenie historyczne i propagandowe danego tworu nazywanego roboczo przez grzeczność II RP ? Wtedy rywalizowały dwie koncepcje: odwołanie się do księstwa Warszawskiego (bo w końcu to demokracja bardziej nowożytna i bardziej zjadliwa dla Europy, zwłaszcza dla pieniądzo-dajnych i bronio-dajnych Francusko-Anglosaskich jozuzdników stategocznoj) czy do Rzeczpospolitej Obojga Narodów (też dekokracja, ale jakaś taka – sami wiecie jaka – i tylko dla 12-15% ludności i to bez praw politycznych kobiet, co było modne i nowoczesne tak jak skrobanki i zniesienie karalności ówczesnego LGBTQ). Ostatecznie zwyciężyła oficjalnie ta pierwsza (patrz konstytcja marcowa), ale z takim mrugnięciem perskim okiem w stronę tej drugiej. To ostatnie oczywiście od razu rozkodował sobie ludek handlowo-pożyczkowy i uznał logicznie, że skoro to na prawdę „wraca nowe” to oni położyli w miejscowym sejmie projekt swojej „suwerenności wyspowej” (inna kwestia jest taka, że mieli dodatkową podstawę, bo śląsk dostał autonomię, więc precedens był) i argumentowali, „żeby było tak jak było” (cytat wiadomo czyj). A tu dostali od miejscowych jaśniepanów przez aklamację natychmiastową rekuzę. Pierwsze co pomyśleli, to oczywiście staropolskie WTF ? Ale skoro wy miejscowi tak sobie pograli, a to w takim razie „wszędzie nas spotkacie na swojej drodze, bo to sprawa honoru narodu” (cytat wiadomo czyj i z jakiego spotkania). No i się zaczęło…
Podsumowanie: oczywiście miejscowi dali sobie znów rozpiździć kraj (czwarta rata) i doznali hekatomby, którą można porównać chyba tylko z japońską okupacją w Chinach i do tego celem wychowawczym dostali 50 lat poprawczaka w obozie socjalistycznym, ale za to niczego się nie nauczyli. Dalej nazywają swój grajdołek w Konstytucji „Rzeczpospolita” (i to bez względu na ustrój, co najwyżej z przymiotnikami…) co jest jawnym odwołaniem, do tradycji imperialnej państwa, którego byli jedynie częścią składową (toż to nawet Niemcy i Ruscy nie są na tyle bezczelni i jedni uznawali się za „drugi Rzym”, a tamci za „Trzeci Rzym” a nie za „jedyny, prawowity i wyłączny Rzym po chwilowym zniknięciu pierwszego”) i uporczywie odmawiają uznania samych siebie za „Koronę” (czyli prowincję i część składową czegoś większego !!!). To jest to jawna, chamska zapowiedź bezczelnej rewindykacji terenów dawnego imperium, jak wpisanie do konstytucji Węgier Korony św. Wacława przez W. Orbana. Do tego ciągle chodzą i coś pieprzą o międzymorzach, trójmorzach, sojuszach strategicznych i podobnych bzdetach, które w oczach wszystkich dookoła wyglądają jak polityka soft-power zmierzająca do restauracji imperium, tylko w formie takiej gminno-powiatowej wersji niemieckiej mittel-europy (w języku tutejszych to się nazywa: polska polityka wschodnia). Tak to odbierają wszyscy dookoła, a potem miejscowi się dziwią, że Ukraińcy podchodzą do nich jak pies do jeża, Litwini, Białorusini, Czegi i Słowacy (którzy od jakiegoś czasu są już samodzielnymi narodami ulepionymi z wiadomo czego przez Otto von Bismarcka) wręcz wrogo (bo oni to już ćwiczyli albo w ramach RON albo w ramach niemieckiego lub austro-węgierskiego albo ruskiego panowania) i jak mają do wyboru to wybiorą mittel-europę w oryginale (bo to lepsza oferta gospodarcza i polityczna, a poza tym wszyscy pamiętają nauczkę jaką Niemcy, a potem USA dały Jugosławi za tzw. „hexagonale” (tak, to starzy ludzie też pamiętają), czemu miejscowi nie mogą się nadziwić, że tamci są tacy „niewdzięczni”. Oczywiście cały ten cyrk widzą także i poważne mocarstwa i wyciągają sobie z tego stosowne wnioski na temat miescowych. A gdzie pobyt tam i podaż, a potem miejscowi się dziwią, że pewien ludek handlowo-pożyczkowy jest „genetycznie” pasterzami, to mocarstwa chętnie go wynajmują do pilnowania tego stada baranów. To ostatnie jest tym bardziej uzasadnione, że miejscowi wszędzie wciskają się na chama ze swoją wersją katolicyzmu (który uważają za bardziej „prawilny” od oficjalnego), na który generalnie wszystkie kraje dookoła mają mniejszą lub większą alergię. Efekt jest taki, że świeżo upieczony premier miejscowych Mateusz M. jedzie do UE i w parlamencie Europejskim wygłasza swoje espose, w którym wprost zapowiada chrystianizację Unii Europejskiej jako kierunek polityki miejscowych (tak, starzy ludzie pamiętają to wielkopomne przemówienie), a potem tutejsi nie mogą się nadziwić, że cała UE plus wsparcie z USAID rozjeżdza ich walcem na pełnym gazie (w pewnym momencie nawet Watykan dołączył się do tego rozjeżdżania, bo nie wytrzymali nerwowo tej heretyckiej hucpy (bo raz: dziwnie to przypomina amerykańskich chrześcijan-syjonistów, a dwa od zarządzania krucjat i wypraw krzyżowych to jest tutaj inny decydent !).
Pinta jest następująca: Panie Coryllusie, oczywiście słuszne i zbawienne jest wytykanie przez Pana miejscowej maskarady czy to wprost czy to przez hagaddy historyczne. Nie zmienia to jednak faktu, że ta maskarada służy także i miejscowym do podejmowania pewnych realnych działań w polityce wewnętrznej i międzynarodowej, które są szkodliwe. Niestedy nie wszystko da się zwalić na diaboliczne banki, zaborców, obce imperia i wrażą propagandę. Niestety sporo w tym wszystkim głupoty organicznej, która nieraz potrafi wyprzedzić knowania najlepszych agentów i szpiegów.
Taka ciekawostka: pod pewnymi względami nie wytrzymał nawet P. Czarnek, który w jednym ze swoich wystąpień w ramach wspierania kampanii K. Nawrockiego, zaczął się wydzierać: „przestańcie żyć w zakłamaniu” (można znaleźć na YouTube, o ile już cenzura nie skasowała).
No chyba, że zaczną stosować przymus
tekst dobry a komentarze jeszcze lepsze.
chyba się zdenerwowałam, proszę aż tak nie stresować tych co to są „maluczcy”
(ciekawe jak AI przeczyta słowo „maluczki” , bo Merz czyta prześmiesznie)
Też nie wydaje mi się, żeby paru facetów z bagien mogło trząść Eurazją. Moim zdaniem to był większy projekt. AI podpowiada, że Mongołowie zostawili w spokoju Chazarów. Prawdopodobnie było to ich zaplecze. Wenecjanie z Azowa chcąc nie chcąc musieli się temu układowi podporządkować.
A to nie jest przypadkiem ta suwerenność wyspowa plus powiązania sieciowe?
Wszystkie mądre rozważania można snuć, jednak tylko w takich małych grupach jak tutaj. Bartosiak i jemu podobni to środowisko całkiem sztuczne.
Wybory pokazują rzeczy proste. Choćby to że wyborcy nie życzą sobie by uważano ich za głupich. Był taki moment po okrągłym stole, gdy wydawało się że zamiana buraczanych nawet z wyglądu twarzy na intelektualistów jest oczekiwana. A jednak, cokolwiek dziś o nim wiemy, inteligent Mazowiecki przegrał nie tylko z Wałęsą.
Jest taka historia o wyborach w USA. Słabnący Busch i kontrkandydat w wyborach, Karry.
Obserwujący kampanię wyborczą obywatele podobno mówili: gdy mówi Busch to wydaje się że dla niego angielski jest drugim językiem. Ale gdy mówi Karry to jakby dla wyborców język angielski był drugim językiem.
W tej sytuacji wygrał oczywiście słaby już bardzo Busch.
KO zbyt się wynosiła nad wyborców. Nikt nie jest tak głupi, żeby nie czuć, że mają go za głupiego lub choćby głupszego.
Identyczną opinię wygłosił porucznik Piotr Powałka. Nie zapominajmy o tym, że tzw. wybory są przede wszystkim wentylem bezpieczeństwa dla społecznego niezadowolenia i nie mają zbyt wiele wspólnego z praktyczną polityką.
https://youtu.be/UEN8ea53RY8?si=c30csZ-KA2ZzoFdZ
Ojciec Muska gości na jakiejś konferencji w Moskwie. I dla tamtejszych mediów wypowiedział się iż jego syn cierpi na stres pourazowy po obecności w białym domu.
Przepraszam za poniższe, ale ten Bartosiak to straszny mętniak, próbowałem go kilka razy słuchać i nic z tego nie wyszło. To marzyciel, budujący swoje projekcje na otulinie medialnej, a nie istocie rzeczy. Może powinien wylądować na Istrze i przejechać się wzdłuż wybrzeża do granicy z Albanią, to może wówczas coś by zrozumiał? I to na klinicznie czystym przykładzie weneckim. A przy okazji zostawiłby trochę pieniędzy zręcznym Chorwatom i na pewno zakolegował się z nimi, bo widać, że dobrze by się z nimi czuł. Po umysłowości jego tak sądzę. A już poważnie, to Momo Kapor przytoczył anegdotę o pewnej kobiecie z Dubrownika, która za młodu parała się tzw. najstarszą profesją. Codziennie rano przechodziła Stradunem, chyba do sklepu, a dzieciaki wołały za nią: Kurwa! Kurwa! Codziennie też pewien emerytowany kapitan marynarki przychodził tam na kawę. I tak kobieta któregoś razu do kapitana: Kapitanie, dlaczego one mnie wyzywają, przecież od dawna już sie tym nie zajmuję!? Na co kapitan: Ja też od dawna nie pływam, a przecież wszyscy mówią do mnie kapitanie.
I to najpierw Bartosiak powinien zrozumieć, gdy już dojedzie do Ulcinja i zobaczy, jak całą dobę kursują tam i z powrotem eszelony małych jednostek wypełnioną kontrabandą z Italii. A zapyta może Bartosiak: A co płynie do Italii? Och, Panie Doktorze, nie wiem, czy Pan to pojmie, ale żywy towar tam często płynie i takie tam różne towary, o których zapewne tylko Pan słyszał. Lepiej niech Pan nie drąży tematu, nie zadaje zbędnych pytań, bo może Pan sobie zaszkodzić.
Ale dla nas to chyba dobrze, że Niemcy się kłócą (Trump – Musk)?
Ale co ma wspólnego Wenecja z Ulcinjem? Ulcinj to jest tureckie miasto, Wenecja kończyła się na Dubrowniku. To świadczy tylko o tym, że jest kryzys w krajach post-tureckich, bo kiedyś kobiety jako towar płynęły w druga stronę, ale mają jeszcze wiarę, bo tam stoi meczet na meczecie. Ta kobieta lekkich obyczajów z Raguzy była przynajmniej patriotką i na tyle cwana, że nie dała się wywieźć. Naoglądał się Pan filmów o tym, jak Włosi traktują kobiety z Albanii i tyle.
Anegdota dobrze świadczy również o honorze mężczyzn z Raguzy, którzy płacili sułtanowi za pokój potężny okup w formie pieniędzy, ale nie wydawali swoich kobiet.
Musk dysponuje unikatową siecią Starlinków. Europa właśnie się przekonała że nie ma odpowiednich alternatywnych satelitów.
Nie widziałem żadnego filmu o Włochach traktujących kobiety w Albanii i nie interesuje mnie ten temat.
Dubrownik to koniec Wenecji? A Boka i dalej za Boką? Pan się naczytał przewodników dla turystów.
Ulcinj turecki? A ja myślałem, że czarnogórski, czyli serbski. Pan najwyraźniej zwolennik utrwalania islamu w historii? Wcześniej Ulcinj też był wenecki, a jeszcze wcześniej grecki, a wcześniej…
Nic Pan nie zrozumiał; tej kobiety nikt nigdy by nie wywiózł.
To było za Jugosławii, a nie za Turka. Turcy zaś mieli zwyczaj sami sobie wypłacać. W naturze, nie pytając nikogo o zgodę.
https://www.youtube.com/watch?v=pZE30mDdegA
To jest link do tego co opowiada u Orła Bartosiak. Polska da Ukrainie głębię strategiczną. Na terytorium dzisiejszej PL maja powstać ukraińskie fabryki dronów. A wojsko polskie ma wykonać jako pierwsze uderzenie na okręg kaliningradzki i Białoruś.Polska powinna zostać juniorprartnerem UA, gdyż UA dysponuje niespotykaną nigdzie indziej bronią dronową, na co dowodem jest zniszczenie samolotów RU za 2 mld USD. Dla mnie jest to realizacja planu Kissingera, który twierdził w 2012 roku, że w ciągu dziesięciu lat nie będzie Izraela. A zatem należy znaleźć terytorium zastępcze dla ewakuacji i ekspansji.Najlepiej nadaje się Polin, ale Polin to nie dzisiejsza ale przedrozbiorowa Polska. A więc UA, najlepiej zjednoczona z PL.
Znakomity tekst.1) kiedy w latach 80’ marzyłem aby pozbyć się zależności od Związku Radzieckiego nazywanej dla niepoznaki socjalizmem/komunizmem nie spodziewałem się że to się tak skończy. 2) winien jest brak ciągłości elit, elity muszą kształtować się przez kilka pokoleń, a na to nie ma szans 3) pod pewnymi względami jest gorzej. Nie ma socjalu, nie ma produkcji, nie ma sprawnego państwa. A dobrobyt? Granitowe chodniki, ścieżki rowerowe, aqua parki? Gdyby od tego majątku odjąć zadłużenie zostałaby kurna chata z klepiskiem