Najpierw ogłoszenia związane z konferencją. Bardzo proszę, by ci, którzy tego jeszcze nie zrobili uiścili opłatę. Wykładowcy przyjeżdżający ze świata do Krakowa, a jest ich trzech, mają pokoje wynajęte na swoje nazwiska. Muszą się zgłosić do recepcji i powiedzieć, że mają rezerwację. Uwaga! Jest kłopot z parkingiem, bo przed hotelem są tylko dwie koperty od ulicy Basztowej i nie można tam stać dłużej niż 15 minut. Dlatego proszę wszystkich, którzy mogą, by pomogli mi rozpakować książki, jak już się tam zatrzymam. Hotel ma parking, ale wjazd na ten parking prowadzi przez bardzo wąską i długą bramę. Ja tam nie wjadę żadnym ze swoich aut. Są za duże. Jeśli ktoś ma coś mniejszego może próbować i pewnie mu się uda. Doba kosztuje chyba 70 zł. Parkingi w pobliżu hotelu Polonia są, ale przeważnie też są zajęte, no i płatne. Jest oczywiście wielki parking w galerii handlowej, ale ja tam nie umiem wjechać. Jeśli potraficie dokonać tej sztuki, zachęcam do zatrzymania się właśnie tam.
Teraz do rzeczy. Program Elżbiety Jaworowicz, „Sprawa dla reportera” był mi całkowicie nieznany. To znaczy mniej więcej wiedziałem co się tam dzieje, ale nie przypuszczałem jak daleko zaszły sprawy. Dopiero kiedy okazało się, że treścią „Sprawy” żywią się standuperzy coś do mnie dotarło. I teraz uwaga, od niedzieli oglądam sobie występy tego gościa, które robią się niestrawne dopiero gdzieś po dwudziestym kawałku.
https://www.youtube.com/watch?v=HMvw8L85OpE
https://www.youtube.com/watch?v=VnwbfPzUYfc&t=117s
Przyznam, że kiedy to zobaczyłem poczułem się lekko zaskoczony, bo nie miałem pojęcia, że w tym programie latają takie rzeczy i że to jest format o tak wysokim poziomie artystycznego absurdu. Można śmiało rzec, że wszelkie prowokacje, które się odbywały, odbywają i będą obywać w we wszystkich galeriach świata to, przy programie pani Jaworowicz, jakieś smęty i męty ściągane z dna beczki po oleju do traktora. Pani Jaworowicz, która jest za każdym razem przedstawiana jako osoba znająca życie w stopniu eksperckim, potrafi do programu, w którym występuje jakiś ograbiony z majątku człowiek, albo matka, co jej odebrali dzieci, zaprosić Zanussiego, który czyta na głos fraszki Kochanowskiego. Detektyw Rutkowski jest w tym programie niemal stałym gościem. Wchodzi i wychodzi. No i w ogóle formuła tego widowiska jest otwarta niczym dzieła artystów różnych awangardowych nurtów. Taki mecenas Kaszewiak, który jest stale powoływany tam jako ekspert, wchodzi i wychodzi ze studia, jak się bardzo zdenerwuje, i nikt z tego powodu nie robi afer. Słowem – w programie Elżbiety Jaworowicz jest jak w domu. A może nawet lepiej, bo program ten daje chleb także Danielowi Midasowi, standuperowi, bardzo w dodatku popularnemu, który sobie i Elżbiecie Jaworowicz robi taką promocję, że klękajcie narody. Teraz tylko trzeba spokojnie czekać aż oboje – Jaworowicz i Midas – znajdą się w programie Stanowskiego. Skoro się kręci tak ładnie, trzeba trochę tego napędu przełożyć na koła coraz smętniejszego i rozklekotanego Kanału Zero.
I teraz popatrzcie; Onet podaje, że pani Elżbieta ma 78 lat, bo urodziła się 31 marca 1946. Jacek Kurski zaś urodził się 22 lutego 1966 roku. Moje przypuszczenia, choć zapewne chybione, mają więc jednak jakieś podstawy, nie są rozważaniami w próżni, bo przecież – czysto teoretycznie – mogłaby zaistnieć okoliczność zasugerowana w tytule. Dlaczego ja o tym pomyślałem? Oto prezes Kurski, który pojawił się parę miesięcy temu niczym nowa gwiazda na firmamencie polskiej polityki, zrobił sobie kilka zdjęć z prezesem Kaczyńskim i wypowiedział kilka fraz, które zbliżyły go bardzo do formatu firmowanego przez Elżbietę Jaworowicz. Kurski nazwany też został przez jednego z twitterowiczów, niegdyś sławnego blogera – naszym Sukinsynem. Ja to specjalnie napisałem wielką literą, żeby wszyscy widzieli, że sprawa jest poważna. Kurski jak pamiętamy urodził się w Gdańsku. Dla wielu ludzi tam urodzonych jest to pewien rodzaj zobowiązania i pewien rodzaj dumy. I ja to rozumiem, ale jak sobie zerkniecie na twitter, na profil Jacka Kurskiego, który służy mu do promocji wyborczej, to nie znajdziecie tam ani grama Gdańska. Są za to wszystkie małe miejscowości, w których był ostatnio Jacek Kurski, a nagrania z nich świadczą, że z życia mieszkańców tych ośrodków nasz bohater rozumie tyle co Elżbieta Jaworowicz, czyli wszystko. I prowadzi swoją kampanię dokładnie tak samo, jak ona swój program. Tyle, że nie zaprasza mecenasa Kaszewiaka, co jest moim zdaniem błędem. Kurski, gdyby miał głowę, a nie nosił ją tylko od parady, zaangażowałby Piotra Kaszewiaka, a może i samą panią Jaworowicz i w ten sposób zdobyłby głosy społeczności romskiej. Co nie jest, jak wiecie, łatwe, ale ja słyszałem o jednym takim, któremu się to udało. A nie zrobił przy tym nic. Rzecz działa się w małym miasteczku nad Wisłą. Jego przeciwnik, startujący w wyborach lokalnych, powiedział, że w końcu zrobi porządek z Cyganami. To znaczy, chciałem rzec, ze społecznością romską. I ta społeczność, jak się o tym dowiedziała, że on chce robić z nią porządek, tak wstała i poszła jak jeden mąż zagłosować na tego drugiego. A nigdy wcześniej jej to nie obchodziło, bo kwestie takie jak wybory były poza horyzontem jej zainteresowań. Można? Można. I to jest dopiero mistrzostwo prowokacji. A Kurski co robi? Nagrywa filmy z Martyniukiem, fotografuje się z gościem z Bayer Full, bo uważa, że to jest ta Polska, która wyniesie go do PE i on tam będzie mógł już robić co mu się podoba. Ktoś powie, że się zagalopowałem, bo to co napisałem świadczyłoby, że Kurski traktuje Polaków, jak społeczność romską. Tej bowiem najbardziej zależy na tym, żeby wszyscy, a szczególnie władza, zostawili ją w spokoju i nie wtrącali się w jej sprawy. I Kurski do tego dąży – usiłuje się wylansować na tym, co uważa za autentyczne w Polakach, a następnie – kiedy już znajdzie się w PE – chce zostawić ich w spokoju. Niech sobie grają, śpiewają to disco polo, niech słuchają Bayer Full i Zenka i nie wtrącają się do spraw, których nie rozumieją. To jest modus operandi człowieka, którego sławny niegdyś bloger nazwał „naszym sukinsynem”.
Jakby tego było mało wczoraj na twitterze pojawił się wpis, który niestety szybko zniknął. Nie mogę więc ponad wszelką wątpliwość stwierdzić czy był autentyczny. Jacek Kurski, albo ktoś się pod niego podszywający, napisał, że to on pierwszy kochał się w druhnie Jolancie Konty, która była jego drużynową w gdańskim hufcu ZHP. Jolanta Konty to późniejsza Jolanta Kwaśniewska, rocznik 1955, co czyni całą rzecz mocno prawdopodobną. Ona też pochodzi z Gdańska i była harcerką. Jeśli wpis był autentyczny, to czyni Jacka Kurskiego jeszcze bliższym duchowo Elżbiecie Jaworowicz niż nam się wcześniej zdawało. I teraz ważne pytanie – jak PiS ma wygrać wybory do PE i wszystkie kolejne, bo o to przecież chodzi? Sądzę, że bez zaangażowania Don Wasyla i jego braci się nie obejdzie. Trzeba się dogadać z Rzymianami, jak ich nazywa standuper Midas i oni – jeśli dostaną takie polecenie od króla – pójdą jak jeden mąż głosować na tę partię, która im coś obieca. I Kurski jest na dobrej drodze do tego sukcesu, ale brakuje mu tego prostego dopełnienia – nie można traktować Polaków jak Romów, bo Polacy mają w nosie władzę realną, oni są przywiązani do pozorów. Inaczej Romowie – ci gardzą pozorami i na wybory nie chodzą. Władza realna jednak ma na nich duży wpływ. I jeśli ta władza – czyli królowie cygańscy – powiedzą, że trzeba głosować, oni zagłosują. No i ja za darmo przekazuję tę tajemnicę, która przecież żadną tajemnicą nie jest, Jackowi Kurskiemu i całemu zarządowi PiS. Decydujcie się póki czas, bo jak weszliście na drogę festynu, cekinów i całego cygańskiego folkloru, musicie być konsekwentni. Słowem – jeśli Kurski powiedział a, wy musicie powiedzieć – b. No i zaprosić do swoich szeregów Elżbietę Jaworowicz oraz jednego przynajmniej z cygańskich królów.
A Wy drodzy czytelnicy nie zapominajcie o naszych książkach
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gniew-bitwa-wazow-gabriel-maciejewski/
Beata Szydło już poparła Jacka Kurskiego – этого хватит 😉
Beata Szydło robi wszystko, by być największą przegraną polskiej polityki, choć ma jeden z większych potencjałów
Dzień dobry. A ja tam chodzę na wybory, choć nie przeceniam ich wpływu na moje życie doczesne. Ale kombinuję sobie tak; jak nie będę chodził, ja i mi podobni, to w końcu ktoś je zlikwiduje, żeby ludożerkę ostatecznie oduczyć takich niestosownych konceptów jak udział w stanowieniu prawa. A w następnej kolejności zlikwiduje się inne urządzenia, może nie jakieś cudownie działające i polskie do głębi, ale takie, bez których życie będzie jak nie przymierzając bez toalety na dworcu. Likwidowano już poczty, komisariaty, szkoły… Jest potencjał. Zatem – „agresywność – zero!” https://www.youtube.com/watch?v=lwleaxA0ps0
A może to obaj bracia Kurscy kochali się w pięknej Pani Jolancie?
Uczuciem tym pochwalił się Jarosław w wywiadzie, jaki przeprowadzał z Olkiem „Alkiem” Kwaśniewskim dla Magazynu GW.
Ja też chodzę
Cudowni, 60 letni chłopcy…Tylko miłość im w głowie
Panie Gabrielu, o co dokładnie chodzi w tej sytuacji? Kwoty, które widnieją pod opisem książki jako dofinansowanie publikacji, wydają się być horrendalne w kontekście Pańskiego wydawnictwa.
https://andegavenum.pl/ksiazki/
Nie rozumiem, co znaczy wyrażenie: wydają się być horrendalne w kontekście Pańskiego wydawnictwa?
Rozumiem, że może to brzmieć niejasno. Chodzi mi o to, że kwoty dofinansowania publikacji, które są podane pod opisem książki, wydają się być wyjątkowo wysokie, zwłaszcza biorąc pod uwagę skalę działalności Pańskiego wydawnictwa, gdzie wykonuje Pan wszystko własnym sumptem (okładki, treść, research).
Jest gorzej niż Pan myśli. Wydawcy dostają takie kwoty na druk książek i na „badania” prowadzące do ich napisania, a potem te książki wciskają pośrednikom takim jak ja z rabatem 25 do 30 procent ceny egzemplarza. Kiedy już to zrobią, natychmiast obniżają swoją cenę, bo w końcu nic ich to wydanie nie kosztowało, żeby pozbyć się nakładu. Pośrednicy zaś, którzy muszą czymś handlować, zostają z tymi tytułami jak nie powiem kto i gdzie. I jeszcze muszą terminowo zapłacić fakturę. Po wyczerpaniu nakładu, cena tych książek leci na pysk i są one dostępne praktycznie za darmo. Jakby tego było mało, niektórzy dotowani wydawcy mają dotowanych pośredników, którzy dostają dobry rabat – na przykład 50-60 proc. I mają najlepszą cenę na rynku. Ponieważ ja muszę czymś handlować także się zgłaszam do nich po różne tytuły. I dostaję połowę tego rabatu, co ci certyfikowani, tacy jak empik. To wszystko prowadzi do degradacji rynku i degradacji treści, ale nikogo nie obchodzi ta degradacja, bo najważniejsze, że książka się ukazała. To nie jest najważniejsze. Najważniejsze bowiem jest czy autor ma co jeść i czy stać go na dobry samochód. Dziękuję, że Pan to tu umieścił
Na dodatek, cała strona jest pełna takich „perełek” w postaci dotacji, nie tylko w zakładce książki. Na pierwszy rzut oka, jakość formy i treści pozostawia wiele do życzenia. Nawiasem mówiąc, dzisiaj otrzymałem publikację „Lepsze czasy” i próbuję znaleźć informacje na temat jej dofinansowania, ale jak dotąd nie udało mi się niczego doszukać.
W z Kędzierzyna
Pannie Jolancie
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.