Wygląda na to, że nie, albowiem serio traktuje on jedynie deklaracje i wierzy w formułę, jaką jego partii nadał kiedyś Jacek Kurski, czyli w prawo i sprawiedliwość. Z tym, że prawo jest bardziej dla działaczy, a sprawiedliwość bardziej dla ludu. Zacznę swój wywód od końca czyli od prawa i sprawiedliwości właśnie. Prezes wierzy w prawo, a jednocześnie nie ma mocy, które by to prawo mogły efektywnie wykorzystać. I nie ma tu co gadać o przyczynach tego stanu. Jeśli ktoś jest uważany za najwybitniejszego polityka w Polsce, to powinien demonstrować skuteczność. Przynajmniej w propagandzie, jeśli inaczej okoliczności nie pozwalają. Jak wszyscy wiemy jest odwrotnie. PR PiSu to katastrofa. Trochę się tam poprawiło, ale generalnie po przegranych wyborach wszystko wróciło do normy. Mamy płacz i zgrzytanie zębów, w większości przypadków wstawianych. Skuteczność to także możliwości negocjacyjne i takowe chęci, które można przecież ukryć. Nikt nikogo nie zmusza do uporczywego ich demonstrowania. Jakoś tak się jednak dzieje, że widzimy albo te demonstracje, całkowicie przez przeciwnika lekceważone i uznawane za słabość, albo jakieś kompletnie głupkowate upory. Wracajmy jednak do prawa. Tu chęci i możliwości negocjacyjne zostały z jakichś powodów odłożone na bok, efektem tego jest obecność Romana Giertycha w sejmie. Pan ten podejrzewany jest o różne niepiękne rzeczy, ale nic mu zrobić nie można, albowiem staje się on powoli uosobieniem prawa w Polsce. Nie prezes, ale on. Jego demonstracje, choć wielokrotnie żenowały nas one, zamieniają się na naszych oczach w działania skuteczne. Jest to widok przykry, a może się okazać, że do jego opisu używać trzeba będzie zwrotu „nie do zniesienia”. Giertych i jego triumf jest symbolem porażki całego PiS i bezradności tej partii. Prezes jednak nadal wierzy w prawo, a jego ludzie przekonują wyborców, że nastanie sprawiedliwość. Jeśli prowadzi z kimś jakieś negocjacje to są one nieskuteczne, albowiem widząc jego słabość ewentualni partnerzy stawiają warunki zbyt wygórowane, których nie ma czym skontrować. PiS bowiem nie jest mocny siłą swoich struktur, ale siłą wyborców, którzy partię popierają. Być może jest tak, że całe otoczenie prezesa przekonuje go iż jest na odwrót, ale w takim razie – jeśli on w to wierzy – nie pozostaje nic innego, jak stwierdzić, że nie jest tym człowiekiem, za którego go uważaliśmy. To bardzo ważny moment, bo każdy, nawet najgłupszy gangster co jakiś czas organizuje pokazówkę, czy wręcz ustawkę, która przekonuje jego ludzi, że słuchają właściwego człowieka. Takiego wrażenia prezes nie potrafi zrobić na wyborcach, za to – być może – wkręcony jest w różne wewnętrzne pokazówki ustawione przez otaczających go cwaniaków. Powtórzę – prezes wierzy w prawo, a jednocześnie ma przeciwko sobie sędziów. Niestety z prawem jest tak, że ktoś je musi uosabiać. Tymczasem my jesteśmy w fazie permanentnego przesilenia, a walka toczy się właśnie o to, kto będzie uosabiał prawo. Prezes przegrywa, w dodatku trzy, albo nawet cztery do zera i nie widać, by coś się miało w tym zakresie zmienić, choć mecz trwa. Moim zdaniem ostatnią rzeczą, jaką należy teraz wykonywać, jest demonstrowanie współczucia i zrozumienia dla prezesa i jego otoczenia. Na tym poziomie, na którym ludzie ci sami się umieścili lub umieszczeni zostali w wyniku bolesnych jakichś pomyłek i błędnych ocen, nic takiego w grę nie wchodzi.
Zapytałem wczoraj jednego z komentatorów, czy myślał kiedyś dlaczego templariusze kazali nowicjuszom pluć na krzyż. Odpowiedział zwrotem dość lekceważącym zarówno moje pytanie, jak i cały problem. Czym dał wyraz temu samemu przywiązaniu, które powoduje, że prezes przegrywa cztery do jaja z jakimiś patałachami. Wskazał, że deklaracje są najważniejsze. Otóż nie są. Najważniejsze są sytuacje i możliwość oraz umiejętność ich aranżowania, z pozytywnym skutkiem dla samego siebie.
Dlaczego templariusze kazali pluć na krzyż? Jak sądzę powodów było wiele, najważniejszy zaś był ten, że ilość żydowskich, muzułmańskich, greckich i Bóg jeden jeszcze wie jakich agentów, próbujących dostać się w struktury zgromadzenia była tak wielka, że trzeba było założyć jakieś poważne sito. To zaś musiało przede wszystkim odsiać tych, którzy nie rozumieli czym jest posłuszeństwo, a także tych, którzy nie rozumieli czym jest doktryna i jak działa ona w praktyce. Ludzie ci, deklarując chęć przystąpienia do zgromadzenia wyrażali swoją wolę, w wielu przypadkach całkowicie fałszywą, ta wola musiała być jakoś zweryfikowana, a to nie mogło się odbyć inaczej, jak poprzez próby, których istota była dla adepta niezrozumiała, a przy tym całkowicie dewastowała jego intencje. Wychodzili z niej zwycięsko ci, którzy rozumieli czym jest posłuszeństwo, a także założyli, że pokazywany im krucyfiks, który mieli sprofanować, może być niepoświęcony. To zaś oznaczało, że hierarchia, którą reprezentowali bracia zakonni, jest ważniejsza niż symbole. Jeśli ktoś próbował wejść do zgromadzenia z kręgów kulturowo i organizacyjnie obcych, musiał najpierw przetrawić całą doktrynę, uwierzyć w nią, zachowywać pozory, udawać, przekonywać sam siebie, że czyni właściwie, żyć w obawie demaskacji, która niechybnie zakończyłaby się, w najlepszym razie, niezrealizowaniem misji, a w najgorszym śmiercią. Ktoś taki plując na krzyż zachowałby się wbrew instrukcjom własnej organizacji. I to jest dość oczywiste, dla każdego kto rozumie, że sytuacje są ważniejsze niż deklaracje. Czasem po prostu trzeba włożyć rękę w ogień i już. Nikt nie będzie od nas wymagał, byśmy tę rękę trzymali tam długo, chodzi o to, by pokazać, że potrafimy odnaleźć się w trudnych sytuacjach.
Prezes zaś wierzy w prawo, które uważa za swoją domenę, ludzi zaś werbuje na podstawie deklaracji. Nie wiemy czego dotyczą deklaracje składane wewnątrz partii, ale jak widzimy ich efektem jest dramatyczna wprost nieskuteczność i seria kompromitacji. Wiemy natomiast czego dotyczą deklaracje mające uwiarygodnić polityków i propagandystów PiS w oczach wyborców. Przede wszystkim ochrony życia poczętego oraz oceny wydarzeń smoleńskich, potem deklaracje te przechodzą na sprawy związane z żołnierzami wyklętymi, a wszystko to razem jest przez próbujących się uwiarygodnić ludzi, traktowane jak folklor dla naiwnych turystów. Wyobraźmy sobie teraz muzułmańskiego, albo żydowskiego agenta, który chce wstąpić do zakonu rycerzy świątyni z misją zrobienia tam kariery i przejęcia aktywów. Niekoniecznie finansowych, ale, na przykład, dowództwa portu w Akce, czy w jakimś innym, strategicznie ważnym miejscu, Człowiek te musi nagle zacząć traktować serio wszystko to, co lekceważył, wyśmiewał i czego być może nienawidził. Mówimy o czasach dawnych, nieco bardziej poważnych niż nasze. Niektórym więc, traktującym serio wyłącznie deklaracje, w dodatku głośne, będzie trudno to zrozumieć. Może nadmienię tylko, że profanacja symbolu była tylko częścią procesu rekrutacji, wcześniej były inne próby. Nie wystarczyło z ochotą sprofanować symbol, żeby się dostać do organizacji. Ktoś może powiedzieć, że zapewne się mylę, albowiem jeden taki przypadek – kiedy ktoś nasłany przez wrogie struktury odmówiłby splunięcia na krzyż – wyklucza dalsze próby. Następni bowiem pluliby z ochotą. No, właśnie niekoniecznie, bo nie wiadomo co działo się z tymi, którzy zaszli aż tak daleko, a następnie odmówili wykonania tego dziwnego rozkazu. Myślę, że nie wracali do rodzin. Tajemnica bowiem musiała być zachowana.
Komentator, którego wczoraj zaczepiłem w związku z deklaracjami w sprawie aborcji określił opisywane wyżej zachowania jako „harcerskie”. Dziś być może byłby właśnie takie. No, ale w XII i XIII wieku świat był nieco inny i ludzie mieli więcej do stracenia. Moim zdaniem te światy, współczesny i dawniejszy, nie różnią się wiele. Prezes zaś ma do stracenia wszystko. Podobnie jest z jego ludźmi. Mam jednak wrażenie, że oni tego ni cholery nie rozumieją. I jeszcze nas wciągają w tę pułapkę.
Wiara prezesa w to, że wyborcom wystarczą głupkowate i nieautentyczne deklaracje składane przez członków partii, na chybcika w dodatku, niestety go dyskwalifikuje. Szczególnie mam tu na myśli ostatnie deklaracje dotyczące Kurskiego.
Ochrona struktur organizacji jest najważniejszą rzeczą na świecie i to się dokonuje poprzez surowe reguły, które są egzekwowane za każdym razem gdy dochodzi do niesubordynacji czy choćby tylko działań nieskutecznych. Ochrona ta nie może w dodatku kolidować w obszarze personalnym ze skutecznością organizacji. To znaczy żaden ulubieniec szefa nie może być ważniejszy niż skuteczne działania. I teraz zastanówmy się czy w PiS i popierających prezesa mediach tak jest. Na dziś to tyle. Jarosław Kaczyński nie mógłby być wielkim mistrzem zakonu templariuszy. Niestety.
Na koniec, jak co dzień, prośba o wsparcie moich starań zmierzających do utrzymania w Polsce dwójki sierot – Saszy, któremu umarła żona i jego córki Ani, której umarła mama. Sasza jest u nas reżyserem, bez niego nie będzie niestety nagrań. Będę wdzięczny za każdą pomoc. Tu jest link do zrzutki
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
PiS był u władzy 8 lat. To długi okres. Komentowano go tutaj wielokrotnie i przekrojowo. Zestawienie oczekiwań z efektami wyszło rozczarowująco. Jeżeli założymy czyste intencje Jarosława Kaczyńskiego, musi być zawiedziony. Po uwzględnieniu sił z jakimi należy się zmagać, dotychczasowych rezultatów i wieku prezesa, oceńmy realistycznie, czy może jeszcze stać się zwycięskim wodzem. Czy jest kandydat na wodza w PiS? Nie, bo go tam być nie może. Wspomniałem o intencjach. Gospodarz poruszał tą kwestię wczoraj. Probierzem szczerości wypowiedzi, jest źródło utrzymania wypowiadającego. Dlatego na słuchanie wielu wypowiedzi, szkoda czasu. Dla wyrobienia poglądu, warte wysłuchania są słowa rozdzielających pieniądze. Teraz mam pytanie, takie sondażowe w tym miejscu, czy bylibyśmy wstanie określić, o co nam chodzi? Jaki mamy cel? Jeśli bylibyśmy go wstanie, tutaj w wąskim gronie określić, to oszacujmy, ilu ludzi mieszkających na terytorium Polski i mówiących po Polsku, zgodziłoby się dzisiaj z nami. Myślę, że grzecznie będzie, gdy sam rozpocznę określenie celów (skoro zaproponowałem): pozbycie się tchórzostwa, zwalczenie lenistwa, przywrócenie odpowiedzialności za samego siebie i najbliższych.
Ponieważ zostałem wywołany do tablicy, powinienem coś powiedzieć, ale więcej nie komentuję tematu.
Przy okazji warto zrobić krótki przegląd historii zakonów rycerskich – wiele z nich istnieje do dziś.
W Polsce joannici byli na Śląsku, templariusze na Pomorzu Zachodnim a krzyżacy osobno na Mazurach, więc niesłusznie twórcy Pana Samochodzika wmieszali templariuszy do Malborka i Radzynia. W ogóle twórczość literacka, filmowa i teatralna – muzyczna tylko w luźny sposób nawiązuje do prawdziwych wydarzeń i czerpie inspirację z czego się da wyłącznie dla rozrywki widowni nie oferując nic wartościowego, dlatego prawdziwie pobożny człowiek, poważny człowiek nie będzie trwonił czasu na literaturę popularną, chodzenie do kina, teatru czy opery, a więc na tak zwaną kulturę.
Podczas urlopu w Polsce i w ciepłych krajach myślę, że warto było by coś poczytać o zakonach rycerskich albo wstąpić na chwilę do najbliższej siedziby zakonnej.
Ale jaki sens ma legalizacja aborcji w kraju, gdzie na jakikolwiek zabieg czeka się dwa lata?…
Zapraszam do Elbląga, Tczewa, Gniewu etc.
https://youtu.be/SAhYjXJtT3U?si=FdvsWOtY5x5Q0gIO
Restauracja cnót po prostu
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.