Rzecz jasna nie. I to jest kwestia oczywista dla każdego posiadającego mózg na swoimi miejscu. Jeśli więc widzimy kandydatów na prezydenta, którzy nie występują z żonami, mamy stuprocentową pewność, że nie są oni poważni. A do tego jeszcze, że ich misja polega na czymś innym niż kandydowanie. I nie ma znaczenia jakich zaklęć używają, żeby się uwiarygodnić, ani też jakie organizacje i za jakie pieniądze zbierają dla nich setki tysięcy podpisów. Ich funkcja jest inna. Myślę, że badawcza. To znaczy obecność tych ludzi, degradujących przecież cały proces wyborczy i demokrację w ogóle, ma przekonać organizatora hucpy, w której biorą udział, jak daleko może się posunąć. No i widzimy, że bardzo daleko.
Minęło trzydzieści lat od tak zwanego upadku komunizmu. Przez te trzydzieści lat w Polsce działały wyższe studia politologiczne, dziesiątki fundacji i stowarzyszeń kształcących młodych i starych w zakresach – nazwijmy to – funkcjonowania demokratycznego państwa prawa. Po tych trzydziestu latach okazało się, że o tym kto będzie albo nie będzie prezydentem decydują stare, resortowe kadry komunistyczne, całkowicie nierozliczone ze swojej działalności, albo wykluczeni i zdegradowani wrogowie tych kadr gromadzący się, w coraz mniejszej, liczbie wokół ambon i ołtarzy. Czyli te grupy społeczne, którym wszelkie gadanie o demokracji potrzebne jest jak przysłowiowy wrzód na tyłku. Oni wiedzą swoje i zagłosują tak, jak im serce podpowiada. Ich wypowiedzi zaś w telewizji i Internecie, dobitnie wykażą, że wszelka nauka demokracji, to pieniądze wyrzucane w błoto i strata czasu. Chodzi o to, jak powiedział klasyk, żeby sprawiedliwość była po ich stronie.
Przy tak postawionej kwestii widzimy do czego potrzebni są kandydaci bez żon. Ludzie ci testują narracje potrzebne do wyłonienia z bezkształtnej masy wyborców równie zdeterminowanych i przekonanych grup, które – po stopniowym, ale nieuchronnym wykruszeniu się tamtych, decydować będą o wyborach. A tym samym ułatwią proces wpływania na nie za pomocą środków prostych i nieskomplikowanych. Po czym to poznajemy? Bo niezmieniającym się zestawie pytań i problemów, które inspirują kandydatów i przepytujących ich dziennikarzy. Nazwanie tego ustawką, to jest eufemizm. Jeden kandydat gada o płatnych studiach i demonstruje życiową bezradność młodego panicza, drugi opowiada, że pomoc zaoferowana Ukrainie to zdrada narodowa i on by na pewno tak nie zrobił. Trzeci lata z gaśnicą, a reszta próbuje się jakoś do tych widowiskowych wytycznych podłączyć, bo wierzy w demokrację oraz w to, że suflowane problemy są rzeczywiście autentyczne.
To jest drwina ze spraw bardzo poważnych i nie chciałbym, żebyśmy wszyscy kiedyś za tę szampańską zabawę paru idiotów zapłacili. Może się tak jednak zdarzyć, albowiem pogarda, jaką kandydaci bez żon okazują wyborcom zbliża się do niebezpiecznej granicy. A wszyscy klaszczą.
Jak może zauważyliście prezydent Trump wskazał ostatnio jak ma być realizowana procedura demokratyczna przy wyborach w USA. My zaś możemy to porównać z naszymi wyborami i kiedy już to zrobimy wypadnie nam się złapać za głowę i biegać z krzykiem wokoło. Tak nie wolno. Jeśli podporządkowujemy swoje życie pewnym procedurom, czy nawet manierze, nie możemy w następnej sekundzie z tego drwić. Każdy chyba pamięta film „Niebezpieczne związki” nakręcony na podstawie powieści Laclosa i każdy rozumie czym się kończy złamanie zasad, czy tylko ich zdemaskowanie w sferze prywatnej. Otóż kończy się ono śmiercią i hańbą. My zaś żyjemy w cyrku, do którego wnosi się coraz to świeższe nagrania z podsłuchów i tym zabawia naród. Dziś w zasadzie nawet te nagrania nie są potrzebne, bo wymyślono tańszy sposób demaskacji – pyta się po prostu kandydatów na wizji, co myślą o tym, czy tamtym, a oni ze szczerością, kłamliwego i rozkapryszonego dziecka wyznają, co im tam w duszy gra. Ja jednak mam wrażenie, że oni nie mają duszy. Coś tam próbują udawać w ramach udzielonych im gwarancji, ale wychodzi to raczej mało przekonująco.
Wróćmy do Trumpa i jego ostatniego podpisu. Widać, że nie można zrezygnować z procedury demokratycznej, bo powstanie chaos o jakim nie słyszano od czasów wojen Czyngis Chana. Ktoś powie, że to tylko pozory, bo i tam o wszystkim decydują mafie, służby i loże, a także Żydzi i korporacje. Proszę państwa, ktoś, kto rozpowszechnia takie brednie powinien być leczony jeśli nie aresztowany. Oznacza to bowiem, że nie rozumie on grozy sytuacji, ale przekonany jest iż za pomocą dziecinnych demaskacji osiągnie jakieś swoje osobiste cele.
Powróćmy do żon. W USA każdy poważny polityk ma żonę. I ta żona go wspiera na ile może i na ile potrafi. Politycy bez żon, a także wpływowi ludzie bez żon, powinni zostać usunięci z przestrzeni publicznej. Nawet jeśli te żony mają, ale z jakichś powodów ich nie pokazują. To jest demaskacja stokroć poważniejsza niż wszelkie antydemokratyczne zarzuty. Cóż bowiem zrobicie po ujawnieniu tajnych działań mafii, służb i lóż? Pójdziecie głosować w demokratycznych wyborach na waszego kandydata, który Wam to objawił? No bez żartów…
Tak, jak to już wielokrotnie pisałem – demaskacja jest narzędziem porządkowania a nie narzędziem odsłaniania prawdy. Bo tej i tak większość ludzi nie rozumie, a także nie dostrzega jej praktycznego zastosowania. Przeciwnie – prawda jawi się jako rzecz niepotrzebna, często groteskowa i nie mająca zastosowania w sytuacjach życiowych. Zabiegi demaskatorskie to zapędzanie była do wskazanej zagrody, gdzie poddaje się je dalszej obróbce informacyjnej. Jesteśmy więc dziś w fazie przejściowej ze schyłkowego komunizmu, po którym odziedziczyliśmy język, podziały i hierarchie, do czasów nowych, które budowane będą na paradygmatach kreowanych przez kandydatów na polityków nie posiadających żon. Ma to ten praktyczny wymiar, że młode pokolenia wariatek, robiących karierę na tik toku łatwiej się ku takim zwrócą, a za nimi ta publiczność, która im klaszcze. My zaś – ludzie, którzy nie mają za sobą doświadczeń wojennych, czy nawet zbytnio stresujących, zostaniemy postawieni wobec świata, które zaprogramowały dla nas naćpane nastolatki wierzące w coś, czego nie wymyśliłby żaden autor SF.
Wybierając więc osobę, na którą zagłosujecie, przede wszystkim skupcie się na tym, jak wygląda i co mówi żona kandydata, a także na tym, czym ona się zajmuje zawodowo. Kiedy już rozważycie w swoim sercu i umyśle która z kandydatek jest najodpowiedniejsza, oddajcie na nią głos, poprzez wskazanie jej męża. I wtedy będziecie mieli 100 procent gwarancji, że dokonaliście właściwego wyboru.
Na dziś to tyle. Miłego dnia.
Jak co dzień polecam naszą księgarnię i przypominam o konferencji, a także o Targach Książki i Sztuki, które odbędą się w Ojrzanowie, w pałacu, w dniach 5-6 lipca
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/
A propos żon polityków. Na Netflixie jest serial detektywistyczny, w której zostaje zamordowany prezydent USA. Pozostawia za sobą pogrążonego w żałobie męża.
Co do głosowania na żony: w przypadku obecnego prezydenta to się doskonale sprawdza. w pewnych granicach oczywiście.
Z tymi mężami to prawdziwe utrapienie. Przerzuciłem się na HBO
Dzień dobry. Ha, pomysł nie jest nowy, podobno w średniowieczu w niektórych królestwach nie wolno było koronować nieżonatego. W starożytnej Grecji nie wolno było piastować urzędów publicznych tym, którzy się rozwiedli i wstąpili ponownie w związek małżeński. Drugi raz ten sam błąd… Reasumując – życie osobiste kandydata do powierzenia mu władzy ma znaczenie oraz może i powinno być przedmiotem oceny wyborców. Rzecz w tym, że oni nie mają za wiele do powiedzenia, bo od lat odcinani są od prawdziwej informacji i karmieni kłamstwami. Jedyne co mamy teraz do uratowania to pozory. Zły bowiem deprecjonuje cały czas tę tak zwaną demokrację, bo kiedy już wystarczająca liczba ludzi uzna ją za nic nie wartą to się ją po prostu zlikwiduje. A potem wymaże wszelką o niej pamięć. Takie rzeczy jak koncepcja wpływu społeczeństwa na władzę będą prześladowane jak heteroseksualizm i patriarchalna rodzina. Nie będzie w tedy lepiej. Dlatego powinniśmy we własnym interesie bronić tej naszej niedoskonałej demokracji, od koncepcji ideologicznych poczynając na celebrze kończąc. Korona – która w ten sposób dba o swoje mechanizmy sprawowania władzy – rządzi światem. Uczmy się od mądrzejszych, niekoniecznie od Żydów…
Tak, a dokona się to w kolebce demokracji i parlamentaryzmu czyli w Wielkiej Brytanii, która zamieni się w kalifat
– ten kalifat to tam już jest od czasów Tudorów. Ale formy mogą się zmienić i to nie na lepsze. Mam jednak cichą nadzieję, że ktoś tam zauważy, że skuteczność angielskiej polityki bierze się ze skrywanego podziwu reszty świata dla… form uważanych za angielskie. Tak jak kiedyś jakiś rosyjski urzędnik napisał do cara żeby go awansował na Niemca, tak dziś większość „cywilizowanych” ludzi na świecie marzy o tym, żeby awansować na Anglika. Wprowadzenie szariatu może to mocno zmienić. A to jednak praktyczni i skuteczni ludzie…
W angielskim kalifacie, szariat nie musi być konieczny, a napewno nie od razu w jakiejś rsdykalnej formie. Pozatym oni więdzą jak sprzedać taką transformację, tak żeby każdy z tzw prowincji tego świata, też tak chciał. No i nie muszą chyba się śpieszyć.
Co z Jaroslawem Kaczynskim?
Zona Mentzena zajmuje sie domem i dziecmi on zarabia.
Ma moj glos!
Pozdrawiam
jednak żonę powinien mieć ale nie wolno mu w czasie poważnych spotkań z wyborcami, gdzie omawia się sprawy ad futurum nie można być z hulajnogą., trzeba być bez hulajnogi.
sama nazwa tego ustrojstwa jest śmieszna, niepoważna , więc wkrada się dysonans między polityka i omawianie planów na przyszłość kraju a takim jakimś środkiem lokomocji i to z czeplendżem czasowym. wyborca całą sprawę ocenia jako niepoważną z niepoważnym kandydatem i jego pojazdem
Glosowalem na Dude nic nie mowil o polin i nie gadal nic o wspolnych korzeniach z zydami. Wybaczylem nawet zone zydowke ktora milczy bo gardzi polakami i Polska.
Na koniez zablokowal wszytskie ustawy ktore zalatwily by tuskowych.
A pani przeszkadza hulajnoga?
Pozdrawiam
odradzam branie tych tabletek co je Pan zażył zanim umieścił komentarz.
Moje uwagi:
kandydat aspirujący do bycia „OJCEM NARODU”, po hucznym ogłoszeniu że w dacie, w godzinie i miejscu (nazwa Miasta), kandydat ..spotka się ..i zaprezentuje swój program i zaprasza …. i co ? Mieszkańcy oczekują, że także ich wysłucha , że będzie wymiana zdań, rozważna rozmowa itd
i nie wiadomo jak to nazwać, bo dzieje się tak – kandydat nie zwraca uwagi na słuchaczy, kończy wyuczony tekst, szybko schodzi z podwyższenia i rzuca się biegiem (jak się potem okazuje) w kierunku swojego samochodu by zdążyć na czas do kolejnego miasta, wyznaczonego przez trasę wyborczą itd itd
Kim są dla kandydata zaproszeni na spotkanie mieszkańcy ?
Są JEDYNIE „Wypełniaczem”
trzeba mieć bardzo mało lat żeby nie zauważyć tej asymetrii i niestosowności
zapewne trzeba być przed 40-tką
Jaki program mial Duda?
Co zrobil z tego programu?
Slucham XD
w jaki inny sposób można odwiedzić 4 powiaty w jeden dzień?
no jak celem są odwiedziny w 4 powiatach jednego dnia , to pisz na plakacie ze nie jest to spotkanie z wyborcami tylko taki próbny czelendż, taka przymiarka wstępna, rozpoznawcza , materiał próbny, do zorganizowania za kilka lat kampanii wyborczej (właściwej) .
realizowany obecnie plan odwiedzenia powiatów dla samego odwiedzenia jest ośmieszaniem kandydata i jego zaplecza, narzucone tempo … jest dobre moze przy łapaniu pcheł
Chłodna kalkulacja, jak to w demokracji. Czy lepiej zostawić kilka osób rozczarowanych z dużej grupy uczestników, a dotrzeć do setek więcej na czterech wiecach, czy odbyć jeden wiec z dyskusjami z kilkoma aktywnymi uczestnikami, niekoniecznie je przekonując.
Mentzen logicznie wykorzystuje wszystkie dostępne środki do promowania siebie.
Mam nadzieję, że w sztabie Nawrockiego wiedzą co robią.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.