mar 192025
 

Pisałem już o tym, ale jeszcze powtórzę. Dawno, dawno temu na latach dziewięćdziesiątych, kiedy wszyscy kupowali dodatek Gazety Wyborczej z ogłoszeniami o pracę, można było tam znaleźć werbunkowe ogłoszenia UOP. Były bardzo dobrze widoczne, albowiem nie miały ani ramek, ani wytłuszczeń. Ktoś zdecydował, że taki kamuflaż będzie najlepszy. Treść ogłoszenia też była charakterystyczna, bo poszukiwali młodych mężczyzn w zasadzie bez żadnych umiejętności. Każdy więc wiedział z góry, że nie należy dzwonić pod telefon zamieszczony w ogłoszeniu, które wyróżniało się swoim ubóstwem, a do tego jeszcze anonsowało, że ci co za nie zapłacili potrzebują gamoni.

Przez moment myślałem, że te numer jest specjalnie tak przeprowadzony, żeby wszyscy widzieli, a jednak się zgłaszali, świadomi tego na co się piszą. Kiedy jednak zdarzało mi się rozmawiać z ludźmi, którzy byli policjantami, byłymi policjantami, albo przeszli na emeryturę w młodym bardzo wieku, co ich z miejsca definiowało, mogłem zauważyć, że byli jak te ogłoszenia – całkowicie i od razu czytelni. Oczywiście są zapewne w służbach ludzie, których za nic na świecie byśmy z tymi służbami nie skojarzyli, ale ich raczej nie werbowano przez ogłoszenia w prasie.

Podsumowując, można rzec, że spora część osób pracujących w strukturach niejawnych dostała się tam, albowiem chciała wyrównać pewne deficyty. Niestety, zamiast je wyrównać tylko je spotęgowała, czego może nie było widać w trakcie pełnienia obowiązków służbowych, ale po przejściu w stan spoczynku już tak. Szczególnie widać to w przypadku kobiet. Samodzielnych, energicznych, dynamicznych i samotnych, albo obarczonych dzieckiem, z którym sobie nie radzą w sposób totalny. Nie radzą sobie także z karierą, którą właśnie zakończyły i szukają jakichś innych spełnień. Te zaś nie mogą być zrealizowane z powodów oczywistych. Nic nie da im już takiego kopa, jaki dawała praca. No i ich hierarchia wartości jest, nie mówię, że w każdym przypadku, ale w wielu, całkowicie zaburzona. Do tego dochodzi świadomość własnych możliwości i siły, których otoczenie nie posiada, ale też i nie jest świadome, w związku z tym ich samoświadomość jest po nic, bo nie można ich wykorzystać, ani w dobrej, ani w złej wierze. Prowadzi to do skomplikowania relacji z otoczeniem, traktowania tegoż otoczenia jak bandy głupków niczego nie rozumiejących, do demonstrowania widowiskowej bardzo pogardy, a także do chorobliwego skąpstwa. Jeśli ktoś bowiem był i jest nadal przekonany o swojej wyjątkowości i ma na to różne certyfikaty oraz stosowne znajomości, nie będzie wydawał bez sensu pieniędzy na jakieś głupkowate książki. To są sprawy oczywiste. Może co najwyżej okazać autorowi trochę życzliwego, podszytego nieszczerością, zainteresowania.

I teraz najważniejsze, w zasadzie od trzech dekad żyjemy w świecie otwarcie promującym takie postawy, szczególnie wśród dziewczyn. I to jest naprawdę niezwykłe. Żyjemy w świecie promującym tak zwane równe szanse dla kobiet i mężczyzn, a to znaczy – w mojej, być może błędnej ocenie – że żyjemy w świecie kreowanym przez oszustów matrymonialnych. Czyli takie osoby, które dużo obiecują, kradną, a następnie znikają, albo mówią, że ich źle zrozumiano. Co jest przedmiotem kradzieży? Czas oczywiście. I jest to czas należący do kobiet, którym wmawia się, że powinny robić karierę i poświęcać się realizowaniu swoich pasji. Wszyscy wiemy jakie są kobiety – zaangażowane i waleczne, ale kiedy już się zaangażują przestają rozumieć ironię, a także okoliczności. I stają się łupem oszustów. Ci ograbiają je z czasu i wysyłają potem na emeryturę, jeśli akurat mówimy o służbach, albo do domu gdzie leczą pijaków, jeśli mamy na myśli korporacje. Kiedy takiej zaangażowanej w karierę i pracę pani, przytrafi się po drodze dziecko, będzie ono wychowane zgodnie z najwyższymi standardami, czyli tak, jak żadna normalna matka nigdy nie potraktowałaby swojego dziecka. Po czym, kiedy dziecko osiągnie wiek, który matka uzna za dojrzałość, zostaje ono porzucone i skierowane na identyczną drogą, jaką przeszła jego rodzicielka.

Przy tym wszystkim, czego jesteśmy wszak świadomi, bo gdybyśmy nie byli, nie toczyłyby się w sieci nieustające dyskusje o demografii, pragniemy zwiększyć dzietność – a to za pomocą 800+, a to za pomocą obniżenia podatków. I wszyscy się dziwią, że to nie działa jak należy. Nie może działać, bo żeby coś sprzedać, a to jest wszak oferta, trzeba trafić z naszymi propozycjami do serc i umysłów. Te zaś są zainfekowane i infekowane codziennie bredniami antymacierzyńskimi. Nie wystarczy publikacja uroczych fotek młodej mamy z pięcioma córkami jak aniołki. Nie odwrócicie globalnego trendu w ciągu pięciu, ani nawet dziesięciu lat. To się nie uda. Najgorsi są oczywiście ci, którzy twierdzą, że trzeba skasować 800+ bo ono nic nie daje. Może poczekajmy ze dwie dekady i wtedy zacznijmy orzekać czy to świadczenie jest potrzebne czy nie? Niestety jest ono elementem walki politycznej i jego krytyka jest kierowana do nowych roczników wchodzących w życie kobiet, które poszukują spełnienia w ramach i standardach wyznaczonych im przez plemię matrymonialnych oszustów, czyli głównie mężczyzn, ale też dysfunkcyjnych kobiet, których emocje nie są szczere. Są pułapką. Jeśli zaś chodzi o szczerość emocji, które są dla kobiet w pewnym wieku wartością największą, nic nie jest tak wartościowe jak emocje własnego dziecka. Tego jednak właśnie się kobietom odmawia. W miejsce miłości dziecięcej stawiając jakieś kursy czy inne, pardon, pierdolety. I tak w kółko. Na różne promocyjne pomysły wpadano w Polsce w ciągu ostatnich dekad. Na szczycie absurdu stanęła i stoi tam nadal kampania społeczna znana z hasła – bo zupa była za słona. Dołączony był do niego plakat z jakąś posiniaczoną panią i zapłakanym dzieckiem. W istocie była to kampania antymacierzyńska, na którą wydano masę pieniędzy. Nie było zaś w ciągu tych 30 lat wolnej Polski żadnej kampanii promującej macierzyństwo. Jeśli była, a ja jej nie widziałem, przepraszam. Tylko pokażcie mi choć jeden jej fragment.

Przy braku kampanii promującej macierzyństwo rozwijają się energicznie kampanie promujące wojnę. Są one opłacane, albo prowadzone przez pożytecznych idiotów. I nie ma mowy, by je zatrzymać, bo ludzie, którzy się w nie angażują, to ci sami, co w latach dziewięćdziesiątych zadzwonili pod numer podany w rzucającym się od razu w oczy, ubogim ogłoszeniu. Potem poszli na spotkanie i tam ich doceniono. Dziś zaś, będąc na emeryturze, dzielą się swoimi doświadczeniami z czytelnikami i widzami i opowiadają, co należy zrobić w obliczu wroga z nożem w zębach, który zamierza pozabijać nasze dzieci. Ewentualnie mówią, że dzieci te, pierwsze roczniki wychowane we względnej zasobności, bez deficytów językowych i technologicznych, mają iść na wojnę w obronie ojczyzny, którą reprezentują oni – emerytowani funkcjonariusze. A co z waszymi dziećmi kochani? Jak się uczą? Gdzie są i czy wasze żony są jeszcze przy was, czy rzuciły was w trakcie odwyku?

Konkluzja – jeśli chcecie szczęścia narodu, jego zasobności i bezpieczeństwa, nie możecie słuchać wojennego pieprzenia pijaków i matrymonialnych oszustów. My zaś nie możemy tolerować w przestrzeni publicznej wykluczających się wzajemnie, a finansowanych z naszych podatków przekazów propagandowych. Albo macierzyństwo, albo wojna. Musimy się na coś zdecydować. Do wojny zaś lepiej przygotowywać się po cichu. Wskazując, jak ważne w naszym życiu są kobiety rodzące dzieci.

Na dziś to tyle. Pamiętajcie o naszych książkach i konferencji

https://basnjakniedzwiedz.pl/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/

Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

  9 komentarzy do “Czy Lara Croft mogłaby być matką?”

  1. podobno kobiety w  swoich odpowiedziach ankietowych, na pytanie mniej więcej tej treści

    „Czy chciałabyś  mieć dzieci?”

    odpowiadają:

    „Tak, ale nie mam komu urodzić „

  2. tu jest problem, że ta  połowa populacji nie chce wchodzić w nudne kłopoty dnia codziennego , dla nich najgorsza własnie ta – zwyczajność-

    (to mija po do 45 roku życia ale wtedy  jest już za późno)

  3. Słusznie, bo też i cała ta propaganda godzi w mężczyzn, zajmujących się dziś pierniczeniem głupot podczas siedzenia w fotelu

  4. jak przekonać mężczyzn że dzieci są fajne ?

  5. Najpierw trzeba go przekonać, że on sam się do czegoś nadaje. Bo na razie to wie, że jest fajny, ale nie wie dlaczego. Wszyscy mu to mówią. Im bardziej jest dysfunkcyjny, głupkowaty i im bardziej sobie z niczym nie radzi tym jest fajniejszy i więcej akceptacji w różnych środowiskach znajduje.

  6. GW w tamtych czasach nie przyjęła mojego niewinnego ogłoszenia w dziale dam pracę.
    Odmowa była krótka:
    „Nie można dać takiego ogłoszenia.”
    Takie skojarzenie mnie naszło gdy przeczytałem na pewnym blogu w SN:
    „Nie możesz komentować pod tym artkułem” 😉
    Czy łączy obu dyrektorów tego z GW i tego z SN? – podejrzewam, że kozia bródka 😉

  7. Każdy bredzić może, jeden trochę lepiej drugi trochę gorzej 😉

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.