lis 292022
 

Jako dziecko bardzo lubiłem oglądać serial „Saga rodu Palliserów”. Kiedy przypomniałem sobie jego początek, o czym chyba tu już pisałem z pięć lat temu, uderzyła mnie jedna rzecz. Oto główny bohater, przyszły deputowany do Izby Lordów Plantagenet Palliser idzie złożyć wizytę jakiejś rudej, odzianej w dziwny strój i szapoklak, małpie z bokobrodami. Jest to najważniejszy przedstawiciel rodowej arystokracji w całej okoliczny i chyba najważniejszy przedstawiciel partii Wigów, która w końcu zniknęła ze sceny, zastąpiona przez Partię Pracy. Scena jaka rozgrywa się przed pałacem, w czasie jakiegoś garden party, przypomina żywo tę, którą pamiętamy z komiksu Tytus, Romek i A’tomek, kiedy to zbójcy snują swoje fantastyczne plany napaści na kupiecką karawanę.

Potem wszystko w tym serialu wygląda inaczej i widzimy tam już wyłącznie splendor i wielkość zarówno rodziny, jak i monarchii. Nikomu nie trzeba tłumaczyć jaka była rola arystokracji brytyjskiej w sukcesie imperium. Inna niż rola arystokracji polskiej w zachowaniu tradycji pod zaborami. Tego wielu ludzi nie chce zrozumieć, albowiem PR jacy komuniści zrobili polskiej arystokracji jest tym zestawem formatów poza który żaden aspirujący, polski inteligent, nawet uważający się za bardzo bystrego, nie wyjdzie.

Jak nas poinformował jeden z blogerów, 5 grudnia odbędzie się w Gdańsku uroczysty pochówek Mieczysława Jałowieckiego i jego żony Zofii z Romockich Jałowieckiej. I to jest dobra wiadomość, mam na myśli państwowy charakter uroczystości. Nie zauważyłem jednak, by zaproszono tam jakiegoś przedstawiciela rządu, choćby wiceministra kultury. Szkoda, bo Mieczysław Jałowiecki był niedościgłym wzorem dla ludzi, którzy piastowali i piastują posady państwowe. Jego postawa, dyscyplina, odwaga, stanowczość, powinny być omawiane na lekcjach historii i wychowania obywatelskiego. Mieczysław Jałowiecki, był tym człowiekiem, który rozumiał rację stanu w sposób właściwy. Można się oczywiście obawiać, że państwowy charakter uroczystości zostałby wykorzystany przez antyrządową propagandę, albowiem ojciec Mieczysława Jałowieckiego był rosyjskim generałem. Na takie rewelacje sformatowany przez socjalistów patriotyczny target nie jest przygotowany. Podobnie, jak nie jest przygotowany na słuchanie gawęd o Edwardzie Woyniłłowiczu i Hipolicie Milewskim. To są rzeczy nie do przyjęcia dla ludzi eksploatujących formaty patriotyczne i snujących swoje „poważne myśli o Polsce”. Przypomnę jeszcze tylko, na szybko, że Atanazy Raczyński, brat Edwarda, był pruskim dyplomatą. To są rzeczy wiadome, ale nie podnoszone w trosce o to, by tak zwany prosty człowiek nie dostał jakiegoś fiksum dyrdum.

O postawach i zatrudnieniach naszych ulubionych, polskich arystokratów pisałem już wiele i nie ma sensu się powtarzać. Mieczysław Jałowiecki potrafił wytyczyć linię kolejową. Milewski postawił teatr w Wilnie z własnych funduszy, a Wojniłłowicz założył bank. Wszystko to ludzie ci uczynili w warunkach i okolicznościach nader trudnych. Mieczysław Jałowiecki  miał w sumie najłatwiej, był przedstawicielem Wileńskiego Banku Ziemskiego, miał ojca generała i w dodatku był spokrewniony z Piłsudskimi. Milewski ten bank ziemski zwalczał ogniem i żelazem, ale to nie zmieniało faktu, że obaj panowie czynem i słowem wielce zasłużyli się dla społeczności lokalnej i narodu. Jałowiecki kupił Westerplatte i przekazał je Polsce. To są sprawy, o których należałoby mówić i to są postawy, które trzeba upowszechniać. Taka wizja arystokracji rodowej nie przeciska się jednak do mózgów wyborców i ludzi zainteresowanych historią, albowiem oni wierzą w mafię. Tak to trzeba nazwać. Ludzie wierzą, że polska arystokracja trwała i ewoluowała w okolicznościach takich samych jak arystokracja brytyjska. To jest oczywista nieprawda. Warunki były dużo trudniejsze, a żyjący w zaborze rosyjskim, majętny Polak, narażony był przede wszystkim na konfiskatę majątku. I ryzykował w zasadzie zawsze. Te majątki padały zwykle łupem urzędników. Z nimi zaś, chcąc nie chcąc, musiał polski posiadacz wchodzić w jakieś interakcje. I to nie pasuje niestety to wizji patriotyzmu, jaką mają w głowach całe pokolenia. Ludziom zaś, którzy lansują inną wizję nie przeszkadza wcale, że ich rodziny to byli ci właśnie urzędnicy, którzy dewastowali własność i życie publiczne w Polsce, pod różnymi fałszywymi pretekstami, ale nie nosili rang carskich czynowników, ale po prostu należeli do PZPR. Każdy musiał się kiedyś w swoim życiu nasłuchać o dobrych działaczach partyjnych, co chcieli dobrze dla kraju, ale im nie wyszło, bo system był zły. To są i były brednie.

Za ich finał można uznać fotografię, którą ostatnio opublikował magazyn Viva, na której widać prezydenta Kwaśniewskiego z żoną i jakimś kundlem. Para prezydencka przebrana za rodową arystokrację właśnie, siedzi na sofie robiąc przy tym miny takie, jakie prol z awansu kojarzy zwykle z wielkim państwem. Pies zaś siedzi obok i wygląda jakby się uśmiechał. To jest jawna uzurpacja i próba zawłaszczenia tradycji, której się w dodatku nie rozumie dogłębnie. Tłumaczenie roli arystokracji i szlachty w ogóle ludziom, którzy pochodzą z tak zwanych nizin, nie ma najmniejszego sensu, albowiem oni uprawiają swoje mitomanie, a socjaliści już dawno ich przekonali, że bez nich nie byłoby Polski. Co oczywiście nie jest prawdą. Nie było Polski, a chłop pokornie służył w armiach zaborczych i ani pisnął. Bo co miał zrobić panie?! Brat Hipolita Mielewskiego, Ignacy, skonfliktowany z gubernatorem wileńskim i okradziony z majątku, nie wzbudza już takich emocji, bo „na biednego nie trafiło”. Tak jakby współczucie i zrozumienie należało się tylko osobom o kreślonych dochodach lub tym, którzy ich w ogóle nie mają.
Ja jestem osobiście w dość komfortowej sytuacji pisząc te wszystkie herezje, albowiem w zeszłym roku zleciłem zbadania mojego drzewa genealogicznego ze strony ojca. Doszliśmy do końca XVIII wieku. I dalej już nie drążyliśmy tematu, albowiem wszystkie pokolenia przodków były takimi samymi analfabetami, żyjącymi w tej samej wsi i żeniącymi się z innymi przedstawicielami miejscowego plebsu. Pierwszym, który czytał i pisał jednocześnie w tej rodzinie był mój ojciec. On też wyjechał jako jeden z pierwszych z tej wsi.

Okoliczności te uwalniają mnie od wszelkich socjologicznych uwikłań i mogę stawać po tej stronie, po której chcę, nie mam przy tym przymusu, by przebierać się za kogoś kim nie jestem, nie byłem i nigdy nie będę.

Szlachta i arystokracja w Polsce czerpała swoją siłę z kilku źródeł, z tradycji, czyli postaw wobec okoliczności zwykle jej nie sprzyjających, z wiary i z majątku. Nawet jeśli pozbawiono ją tego ostatniego, zawsze zostawała tym ludziom pamięć o przodkach i wiara. Komuniści, w drugim już pokoleniu, ci z najwyższych półek partyjnych, próbowali ich naśladować, tak jak to dziś czyni Kwaśniewski z żoną. W sposób komiczny i wywołujący parsknięcia.

Nie wiem, jak wy, ale ja nie mogę się oprzeć wrażeniu, że współczesny nam aparat urzędniczy, szczególnie ten od kultury, usiłuje w swoich postawach nawiązywać do rodowej arystokracji. Szuka też przy tym różnych uwierzytelnień. No to spróbujmy porównać te dwie grupy. Niestety nie możemy nic powiedzieć o przodkach urzędników państwowych, albowiem w większości ich biogramów nie ma śladu nie tylko po dziadkach, ale nawet po rodzicach. Jeśli chodzi o pieniądze, to urzędnicy rozdają je i fundują różne rzeczy, ale są to pieniądze nasze, czyli nie-urzędników i nie-arystokratów. Czasem rzeczywiście przeznaczają je na dobro wspólne i ja, teraz przynajmniej, nie mam zbyt wiele powodów, żeby się ich postawą irytować. Najgorszej jest z wiarą, bo od czasów Wałęsy, każdy poważniejszy mitoman podnosi sobie samoocenę za pomocą symboli religijnych, które zawłaszcza. Tak, jak to ostatnio miało miejsce w przypadku Miłosierdzia Bożego. Zaraz po ogłoszeniu wyników tego zbójeckiego konkursu – być może to tylko moje wrażenie – ruszył jakiś festiwal uzgodnień z zakresu, co jest, a co nie jest polskością. Sieć jest pełna doniesień na temat polskości w redakcji Rokity, Jastrzębowskiego i innych ludzi pozbawionych ojców i dziadków, którzy wzięli na swoje barki trud tłumaczenia nam, maluczkim, z czym winna nam się kojarzyć polskość i jak fantastyczna jest to cecha. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której Plantagenet Palliser tłumaczy podobne rzeczy swoim pracownikom. Zostałoby to chyba uznane za jedną z najcięższych obelg, gdyby brytyjski arystokrata rozpoczął podobną akcję wśród utrzymywanej przez siebie biedoty.  Podobnie byłoby w Polsce, gdzie socjaliści już by zadbali o odpowiednie nagłośnienie takich poczynań. Teraz jednak jest inaczej. Ludzie znikąd biorą na siebie trud przewodzenia narodowi i wyjaśniania mu czym i kim naprawdę jest. No, a przede wszystkim kim są oni – ludzie znikąd, którzy nagle znaleźli się w miejscach, gdzie się ich wcale nie spodziewaliśmy.

  17 komentarzy do “Czy ludzie na państwowych etatach mogą zastąpić rodową arystokrację?”

  1. Dzień dobry. Ha, cóż, Panie Gabrielu, Trzeba sięgnąć do istoty naszego obecnego państwa, a jest nim sojusz. Za komuny, kiedy inna była stylistyka propagandy, nazywano go robotniczo-chłopskim, choć w istocie zawsze był urzędniczo-bandycki i taki pozostał do dziś, choć odgrywa się różne przedstawienia o kolejnych rzekomych odzyskaniach wolności, tym razem już na dobre, numeruje się Rzeczypospolite jak nie przymierzając Francuzi – republiki. Istotą naszego państwa, zbrodnią założycielską rzec by można jest rabunek. O szczegółach wie Pan więcej niż ja, dodać tylko mogę, że niegdysiejsi współuczestnicy rabunku mogą sie nie cieszyć, bo oni sami są następni w kolejce. Nie ma już arystokracji z jej majątkami, nie ma więc kogo okraść, ale można wleźć na kark ludowi pracującemu miast i wsi i to się właśnie odbywa, a PIT coroczny niech będzie najlepszym tego symbolem, Co do tego dobra wspólnego – to trochę polemizowałbym, bo to bardzo cienka warstewka rozsmarowana na grubej pajdzie korupcji i złodziejstwa, której na imię budżet państwa. A niech ono przepadnie, jak mawiała moja babka w napadzie irytacji…

  2. Najgorzej na tym wszystkim wychodzą awansowani na inteligentów średniorolni chłopi. Mogą tylko udawać, że nic się nie stało i podpisywać kolejne cyrografy

  3. – i to jest właśnie przykład brytyjskiego know-how. Rekrutuje się biedaków i męty społeczne na pretorian systemu. Tym się akurat centrala nie różni od terytorów zamorskich. A na przykrywkę robi się serial o Plenty’m i Glencorze. Ładna kobieta, trzeba przyznać…

  4. – no jak to? Przecież to główna bohaterka serialu. I to słynne wyznanie; „Przed laty pobraliśmy się z rozsądku, gdybyśmy mieli decydować dziś – zrobilibyśmy to z miłości”. Cała Polska normalnie płakała. Żadne PISF’y nie mają do tego startu. Nie ta liga. Prowincja po prostu.

  5. Byłem bardzo mały, a telewizor u babci miał może ze 23 cale

  6. – takie były czasy. Ale żeby popatrzyć na Glencorę to ludzie potrafili do sąsiadów chodzić, co mieli kolorowy telewizor…

  7. Ja bym, trochę może na marginesie, zaproponował nieco inny podział (zamiast tu ferowanego podziału „arystokracja rodowa vs plebs”). Mianowicie podział na ludzi posiadających skrupuły i pozbawionych takich „wad”. Nie wiem czy taki podział jest tożsamy z podziałem na posiadających sumienie tudzież go pobawionych, ale coś może być na rzeczy. Twierdzę przy tym, że taki podział jednak istnieje nie tylko wśród plebsu, ale także wśród tych wyżej postawionych, więc wszelkie uogólnienia w tej materii narażone są na możliwość popełnienia  błędu. Oczywiście łatwiej jest wymienić szlachetne postawy wśród przedstawicieli arystokracji. Plebs natomiast niezmiernie rzadko miał ku temu okazję, jeśli nawet pominąć niezmiernie niskie prawdopodobieństwo trafienia do annałów historii.

  8. Myślę, że myli się pan całkowicie, od czasów rewolucji antyfrancuskiej wszyscy piszą wyłącznie o szlachetności plebsu. Ta jest bowiem bardziej autentyczna i nie zakłamana. Te argumenty podnoszone są najczęściej. Szczytowym punktem tej obłudy były dzieła Victora Hugo i Eugeniusza Sue, ale potem też format ten święcił sporo triumfów

  9. Cóż, zgadzam się z Panami obydwoma… Tak zwane skrupuły można mieć albo nie i w zasadzie nie zależy to od kondycji majątkowej. Prawdą jest, że odkąd zniszczono tradycyjne społeczeństwo i na jego szczycie – przynajmniej teoretycznie – postawiono warstwy nie nadające się do tego całkowicie – dorabia się im legendę i pisze o ich naturalnej szlachetności. To oczywiste bzdury. To już bardziej prawdziwy jest rozpowszechniony wśród tych ludzi pogląd, że „skrupuły” to luksus, na który ich nie stać. Prawdą jest też – jak sądzę – że w warstwach zamożniejszych, nie zmuszanych biedą do zachowań „bez skrupułów” – są one może nieco bardziej w modzie…

  10. O właśnie – dobrze, że Pan na to zwrócił uwagę. Miałem tu poniekąd na myśli, iż chyba nie powinniśmy „dla równowagi” popadać w przesadę w ocenie arystokracji wzorem „antyfrancuskiego” podnoszenia pod niebiosa walorów plebsu.

  11. Mój samotny głos uważa pan za popadanie w przesadę?

  12. Sorry, faktycznie jest Pan osamotniony na forum tzw. głównego nurtu. Choć odnosiłem wrażenie, że tak nie jest. Zapewne za sprawą tych aspirujących, których Pan tutaj tak bezlitośnie (i słusznie) obnażył. Ale nie jest tak na Pańskim własnym forum, czyli tutaj i na SN, gdzie chyba tylko ja próbuję czasami oponować w niektórych sprawach, wydających się być kontrowersyjnymi.

  13. Niestety, poglądy i postawa Gospodarza są bardzo osamotnione. Nie licząc bywalców tutejszego forum wszędzie właściwie mamy to samo; zestaw poglądów i przekonań zaprojektowanych dawno temu pod egidą GZP. I nikt właściwie nie zdaje sobie z tego sprawy. A jak już ktoś zacznie sobie zestawiać fakty i słowa i coś mu w końcu nie sztymuje, to zażywa się go panaceum uniwersalnym – czyli II RP, której zrobiono legendę, na którą raczej nie zasługiwała. I jesteśmy ugotowani. Z jednej strony – socjalizm, za to z drugiej – socjalizm. I tak możemy się kręcić za własnym ogonem ad mortem… Jedyne wyjście z tego chocholego tańca jest tutaj.

  14. Panie Coryllusie, dobrze jest jeśli w życiorysie wymienia się imię ojca czy dziadka, W większości jest schemat”: urodził się i zaraz skończył studia.

  15. Za I RP był naród szlachecki i reszta, za II i III biurokracja i reszta. Schemat, ta dychotomia,  nie zmienia się. Szlachta traktowała, a biurokracja traktuje swoje interesy (ekonomiczne, polityczne, kulturalne, wszelakie) jako kwintesencję polskości, natomiast „reszta” stara się jakoś urządzić. Za I RP spoiwem była „wolność szlachecka” jako istota systemu politycznego, za II i III RP tym spoiwem ideowym jest socjalizm. Dlatego treści propagowane na tym forum nie mają „wzięcia” w „górnych warstwach” społeczeństwa, bowiem są one istotnym zagrożeniem, zanegowaniem fundamentów tego układu.

  16. Dobry dzikus i zła cywiliazacja to koncept Russa, wulgarna kopia Genezis

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.