wrz 042018
 

Poruszę tu dziś, pod tym jakże frapującym tytułem kilka ważnych kwestii. Najpierw jednak opowiem o swojej wczorajszej przygodzie. Przeprowadzka się nie udała. Ktoś tu musi wyjątkowo brzydko o mnie myśleć. Rozwaliłem nowiutką oponę i nowiutką felgę o nowiutki kant krawężnika. Dobrze, że wolno jechałem. Znów się wszystko przesunie w czasie trochę, ale nic to, najważniejsze, że pętającym się po ulicy kotkom i pieskom nic się nie stało.

Przez tą przygodę, wściekły jak nie wiem co, nie spałem przez pół nocy i zastanawiałem się jak to jest, że publikacje naukowe, ciekawe i z istoty nadające się do dyskusji nie są właściwie widoczne. Mam na myśli dziedziny, które nas tu interesują, czyli głównie historię, ale już nie historię sztuki na przykład, która jest niezwykle malowniczą fikcją wymyśloną dla potrzeb imperialnej doktryny Niemiec. Przyszło mi do głowy, dość oczywiste porównanie świata akademickiego do hodowli szczepów bakterii w wielkim laboratorium. Nie wszystkie się do czegoś przydadzą, ale hodowla musi funkcjonować, bo nie można zawęzić spektrum eksperymentu. Bakterie nie mają pojęcia do jakich zadań je przeznaczono i przeżuwają wesoło tę papkę, na której jej usadzono, prowadząc czasem ze sobą jakieś dyskusje, ale częściej milcząc. Większość bowiem bakterii już od dawna zdaje sobie sprawę, że lepiej milczeć, wtedy po cichutku dojść można do tych paru stówek więcej w ramach etatu i jakichś dodatkowych ekstra godzin ze studentami, plus oczywiście pożywka czyli granty, na których pracuje się po to, by eksperyment się powiódł.

Uściślijmy teraz co ja rozumiem poprzez prowincjonalne ośrodki akademickie. Mam na myśli wszystkie uniwersytety w Polsce, łącznie z Krakowem i Warszawą. Ich państwowy charakter jest czysto teoretyczny, albowiem w rzeczywistości większość zatrudnionych tam ludzi nie rozumie po co została zatrudniona, co to jest państwo, jak działa i dlaczego miejsce ich pracy to uczelnia państwowa. Rozumieją oni tyle, że są pieniądze do wzięcia i trzeba się łączyć w jakieś szczepy i plemiona, żeby uzyskać dostęp do tych pieniędzy. Trzeba też uprawiać codzienne wazeliniarstwo, żeby ów dostęp uzyskać, a także zajmować się innymi upokarzającymi czynnościami, o których człowiek wolny i decydujący o sobie nie ma nawet pojęcia.

Teraz mała dygresja. Jak już pisałem nie raz powinienem zwolnić, ale nie mogę. Przez to, że nie mogę wjeżdżam samochodem tam gdzie nie powinienem i opowiadam rzeczy, których teoretycznie mówić nie powinienem. Podczas ostatnich nagrań radiowych robionych na zapas musieliśmy jedno skasować, bo ja się tam bardzo silnie upierałem, że Norwegia jest w Unii. Józef coś mi tam próbował sugerować, ale kto by tam wariatowi wytłumaczył, że nie ma racji. Kiedy się zorientowałem było już za późno i można było ten materiał wyrzucić do kosza. Tak to bywa w życiu. Jedna rzecz mnie przy tym zastanowiła, i być może właśnie po to Pan Bóg kazał mi wtedy opowiadać te głupoty. Jak to jest, że Norwegia nie będąc w Unii, jest w Schengen, a do tego paraliżuje zdrowy rozwój społeczeństw unijnych poprzez tak zwane fundusze norweskie, przeznaczone w całości na deprawację? Jaka wobec tego jest rzeczywista rola organizacji znanej pod nazwą Norwegia? I kto nią zawiaduje w rzeczywistości, bo chyba nie Norwegowie. Jeśli jest tak jak myślę, czyli Norwegia to przedsionek Wielkiej Brytanii, w którym zostawia się zabłocone gumowce, to sytuacja po Brexicie może wyglądać ciekawie. No, ale nie chcę tego ciągnąć dalej, bo znów palnę jakieś głupstwo. Nie wiem czy uczelnie są zasilane z funduszy norweskich, ale z jakich by nie były, sytuacja jaką tam zastajemy nie wygląda ciekawie. Ja z głupia frant zainteresowałem się wydawnictwami, które drukują dysertacje naukowe i je teoretycznie dystrybuują. Z istoty sprawa ma się tak, że nie wszystkie wydawnictwa naukowe do dystrybucji się nadają, mam tu na myśli dziedziny humanistyczne. Nikt bowiem po nie nie sięgnie, nawet ci, którzy teoretycznie powinni być nimi zainteresowani. Są jednak takie, które każdy z chęcią wziąłby do ręki, ale one są wrzucane do jednego wora z tą przerobioną przez bakterie pożywką. Jak działają wielkie wydawnictwa zajmujące się produkcją prac naukowych, skąd biorą budżety i jak wypracowują zyski wolę nie myśleć, bo nic innego poza przymusem zakupu i przymusem finansowania nie przychodzi mi do głowy. Bakterie muszą mieć powody do radości, ale nie mogą być one zbyt wielkie stąd duża ilość tytułów, poruszających zabawne nieraz tematy. O co chodzi założycielom hodowli możemy się tylko domyślać. Nie wiemy tego z całą pewnością, ale założyć możemy, że nie chodzi im o wydawanie książek, które interesują nas tutaj. One jednak są wydawane i gdzieś tam przepadają. Stąd właśnie misja nasza wzbogaci się o dodatkowy aspekt – będziemy wyławiać te książki i je sprzedawać, a jeśli się uda to także wydawać w lepszym niż to czynią wymienione wyżej oficyny anturażu. To się na pewno uda, wielokrotnie już to ćwiczyliśmy. Jest tylko jeden problem, nie wiemy czy autorzy się zgodzą. Przywiązanie do hodowli, która daje im pożywienie i jaki taki spokój wewnętrzny, może wziąć górę w ich sercach i umysłach. Zobaczymy jak będzie.

Po co to będziemy czynić? Czy nie wystarczy nam lans i falowanie w rytmie tych samych co zawsze prądów i drżeń? Chyba nie, mnie na pewno nie wystarczy, a jak z innymi to nie wiem. Nie wystarczy albowiem ilość demaskacji, odkryć, których dokonują coraz to nowsi i lepiej wyglądający odkrywcy spisków osiągnęła już gęstość zgniłego banana. Nie możemy w tym tkwić. Nie możemy też pozwolić się zdegradować, a na to jesteśmy narażeni ciągle. Redaktor Mazurek chyba do dziś nie przeprosił nikogo za określenie „blogerska tłuszcza”, a Ziemkiewicz nie przeprosił mnie za określenie „nędzny blogerzyna’. Przypomnę teraz formułę, którą już tu prezentowałem, a która musi być kiedyś wyryta w marmurze – książka składa się z autora, grafika, treści, wydawcy i działu promocji. Nie składa się z kartek zadrukowanych byle czym, jak to się zdaje wydawcom druków akademickich. To pomyłka. Żeby podnieść znaczenie książki opierając się o tę formułę musimy podnieść znaczenie autora, grafika i treści. O wydawcę się nie martwcie, on sobie poradzi. To nam się nie uda, bez podniesienia znaczenia naszego rynku czyli wszystkich czytelników, a dokonać tego możemy tylko poprzez wydobycie się z tej imaginacyjnej nędzy, w której producenci i odbiorcy treści uznawanych za prawicowe i patriotyczne zostali osadzeni przez hodowców bakterii. Tak to widzę.

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  16 komentarzy do “Czy prowincjonalne ośrodki naukowe to hodowla bakterii?”

  1. Na spotkaniu w Zielonej Górze jest sporo o tym, co w dzisiejszej notce

    https://www.youtube.com/watch?v=uf4qqrjiyyU

    https://www.youtube.com/watch?v=XAlqMjuBZug

  2. Wczoraj niesmialo wrzucilam info o nagraniach, ale nie bylo odzewu..

  3. „Przeprowadzka się nie udała. Ktoś tu musi wyjątkowo brzydko o mnie myśleć.”

    Ja bym to jednak zinterpretowala inaczej: dobre sprawy zawsze napotykaja na wiele przeszkod po drodze.

  4. „Jest tylko jeden problem, nie wiemy czy autorzy się zgodzą. Przywiązanie do hodowli, która daje im pożywienie i jaki taki spokój wewnętrzny, może wziąć górę w ich sercach i umysłach.”

    „Jak działają wielkie wydawnictwa zajmujące się produkcją prac naukowych, skąd biorą budżety i jak wypracowują zyski wolę nie myśleć, bo nic innego poza przymusem zakupu i przymusem finansowania nie przychodzi mi do głowy.”

    Jest tutaj spora grupa pracownikow naukowych, mogli by uchylic rabka tajemnicy.

  5. Zgrywającą się na pokój, nagrody i pomoce Afryce Norwegię prowadzi US Army. Większość sprzedawaną przez tą organizację „lewej” broni, idzie właśnie przez Norwegię.

    https://www.youtube.com/watch?v=ylWyr5W70VM

    Wspominała o tym pierwsza Kay Griggs, w wywiadzie prowadzonym dla źródeł kościelnych przez pastora Ricka Strawcuttera.

    https://www.tnp.no/norway/panorama/5498-arm-export-increases-keeping-norway-in-top-20-arms-exporter-list

    From 2014 to 2015, Norway doubled exports of defense materials to these three countries. In 2015, Norway sold military equipment for $ 139 million to Saudi Arabia, United Arab Emirates, Qatar and Kuwait

    Ergo: Norwegia nie tyle może być prowadzona przez Brytanie, ale potencjalnie mieć rolę Irlandii na zlecenie USA.

  6. Bezzwrotne fundusze norweskie dostępne są nie tylko dla uczelni, ale także dla innych placówek naukowych, a nawet dla…
    Warto zajrzeć na tę stronę i dowiedzieć się co Norwegia finansuje lub zamierza finansować.

    http://www.eog.gov.pl/strony/dowiedz-sie-wiecej-o-funduszach/poznaj-zasady-dzialania-funduszy/trzecia-edycja-funduszy-norweskich-i-eog-poznaj-wstepne-informacje/

  7. Właśnie ja wtedy zauważyłem. Dzięki za to info

  8. OT

    Slucham pogadanki w Zielonej Gorze, w pewnym pojawia sie tam watek archiwow w Stambule, panowie wymieniaja sobie luzne informacje, etc.  Wiec z tej inspiracji, przy okazji niezobowiazujacych poszukiwan-  i obok tematu – trafilam na ciekawe informacje o polskiej „lekarce okulistce”, zyjacej w XVIII wieku.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Regina_Salomea_Pilsztyn

    Przebiegam na szybko publikacje roznych autorow na jej (Pilsztynowej) temat, wszystko opisywane raczej w duchu „miedzykulturowosci”, „zafascynowaniu Orientem”, „prekursorstwa w emancypacji kobiet”, ale tak sie zastanawiam:  moze cos ciekawego z coryllusowego punktu widzenia z tych pamietnikow jednak daloby sie wyluskac…?

    W jednym z opracowan tych pamietnikow (wyraznie pro-multi kulti, i pro-muzulmanskim, na moje oko), zatytulowanym: „Polka w osiemnastowiecznym Stambule. Rzecz o Reginie Pilsztynowej i jej postrzeganiu Imperium Osmanskiego”, przy okazji tych kulturowych dywagacji, pojawia sie taki fragmencik:

    „Nie tylko utrzymywała się sama z profesji przynależącej do męskiego świata, ale również dodatkowego zarobku szukała w procederze, który nawet z dzisiejszej perspektywy wzbudza szereg kontrowersji. Mowa tu oczywiście o handlu niewolnikami. Na kartach „Procederu podróży i życia mego awantur” Pilsztynowa wspomina tylko o jednym takim incydencie (niewykluczone jest, że było ich więcej), gdzie „stargowała” u jednego Turczyna czterech mężczyzn i jedną kobietę. Oczywiście, działaniu kobiety nie towarzyszyły żadne szlachetne pobudki, a wykupionych jeńców traktowała jak swoją wlasność („wzięłam moich niewolników do siebie” [Pilsztynowa 1952, s. 69]). Wypuściła ich dopiero wtedy, gdy otrzymała należną zapłatę.”   

    W przypisach autorka artykulu (Katarzyna Zielinska) dodaje:. „Do grona wyzwolonych należeli: Karol Jarowina, Teodor Cotner, Antoni Jerementiny (oficerowie), Józef Fortunatus de Pilsztyn (porucznik) oraz jedna dama porucznikowa, której godności nie wyjawia.”  Jeden z tych wykupionych, Pilsztyn, zostal pozniej jej mezem.

    Tu w onetowskim stylu:

    http://podroze.onet.pl/ciekawe/polska-diablica/3j9wc

    Ale najciekawsza  jednak z wiki ta wzmianka:

    „Do niedawna jej dalsze losy po roku 1760 były nieznane, ale Dariusz Kołodziejczyk ustalił,w roku 1763 Pilsztynowa pracowała jako lekarka w haremie chanów krymskich i była informatorem rosyjskiego konsula w Bachczysaraju Aleksandra Nikiforowa.”

    W bibliografii umieszczono tytul dziela, w ktorym autor umiescil te informacje (Dariusz Kołodziejczyk, The Crimean Khanate and Poland-Lithuania: International Diplomacy on the European Periphery (15th-18th Century). A Study of Peace Treaties Followed by Annotated Documents, Lejda, 2011). Po angielsku, oczywiscie. No, szkoda, ze sie przed nami maluczkimi takie dziela cenzuruje czyli wpuszcza do zamknietego tylko obiegu.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Dariusz_Ko%C5%82odziejczyk

  9. A! Jednak znalazlam. Ktos litosciwy skopiowal kilka stron ze swietnego artykulu prof.Dariusza Kolodziejczyka „Na tropach Salomei Pilsztynowej: glosa do zyciorysu”. Tam pan prof. rozwija watek poszukiwan i natrafienia (w roznych archiwach) na slady aktywnosci pani Salomei po okresie, ktory opisala w pamietnikach. Polecam

    http://www.academia.edu/34970137/_Na_tropach_Salomei_Reginy_Pilsztynowej_glosa_do_%C5%BCyciorysu_in_W_cieniu_wojen_i_rozbior%C3%B3w._Studia_z_dziej%C3%B3w_Rzeczypospolitej_XVIII_i_pocz%C4%85tk%C3%B3w_XIX_wieku_ed._by_U._Kosi%C5%84ska_D._Dukwicz_and_A._Danilczyk_Warsaw_2014_pp._215-229

  10. Może poczekamy, aż oficjalnie Gospodarz wrzuci?
    Może był ze swoim kamerzystą i dopiero będzie wrzucone na PGR.

  11. Pewnie tak. No ale skoro tamte sa wrzucone przez lokalna tv, to tez mozna obejrzec. Po wrzuceniu jednak na PGR zaraz w pierwszym dniu zrobi sie po 2 tys odslon:)

  12. „fundusze norweskie, przeznaczone w całości na deprawację”

    A z drugiej strony jest Społeczny Ruch Zapotrzebowania Wiary z siedzibą w Norwegii. Chyba, że obie korzystają z jednego źródła? Ale tak tylko głośno myślę…

  13. Raven ostatnio prosił żeby nie wrzucać linków wcześniej, więc proponuję żeby się tego trzymać.
    Poza tym to nagranie wrzucone przez tv lubuszan ma słabą jakość dźwięku. Nie ma żadnego szerszego tytułu, opisu i chyba nawet nie jest otagowane, tak jakby ktoś z biegu wrzucił.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.