paź 092022
 

Wszyscy chyba zdają sobie sprawę, że to co dzieje się w polskich samorządach, a mam na myśli nie tylko wielkie miasta, ale także te całkiem przeciętne, a nawet małe, można określić ukochanym zwrotem Adama Michnika – pełzający zamach stanu. I dziwię się, że nikt tego jeszcze nie zrobił, choć mamy tylu mędrców na pierwszej linii wojny propagandowej. Sprzeciw samorządów wobec władzy centralnej, w sprawach tak kluczowych, jak dystrybucja opału w czasie kryzysu i zimy, kwalifikowany być powinien jako zdrada stanu. Nie jest. Dlaczego?

Wielokrotnie zgadzaliśmy się co do kwestii dotyczącej sposobu w jaki PiS mógłby przekonać wyborców w dużych miastach, żeby głosowali na przedstawicieli tej partii. I za każdym razem dochodziliśmy do wniosku, że PiS takich sposobów nie ma. To znaczy podejmowane są jakieś próby, ale one są boleśnie przewidywalne i standardowe. W zasadzie udała się tylko jedna, a i to połowicznie, a czy się naprawdę udała, pokażą dopiero wybory. Oto w każdym dużym mieście mamy lokalne gazety, które powinny dawno zdechnąć, bo nikt ich nie czyta, ale istnieją. Na stołku naczelnego siedzi tam przeważnie dziennikarz związany z PiS, który – w domyśle – ma robić PR partii. W rzeczywistości ludzie ci usiłują uzasadnić jakoś swoje istnienie na twitterze. Być może coś wymyślą przed wyborami, ale raczej bym na to nie stawiał, bo kampania trwa cały czas i nie ma na co czekać. Kraków i Poznań, dwa najbardziej jaskrawe przykłady takiego mechanizmu, gdzie naczelnymi największych lokalnych gazet są panowie Mucha i Wybranowski, jak głosowały z przekonaniem na PO, tak czynią to dalej. I nie ma siły, żeby to zmienić. Tak się przynajmniej wydaje. Oczywiście można obarczyć odpowiedzialnością za sukces jednego człowieka lub zespół i potem go z rozliczyć z efektów, ale nie o to chodzi. PiS zainteresowana jest tym, by efekty były – mam nadzieję – a nie tym, kogo tu rozliczyć za ich brak. Ten drugi mechanizm charakterystyczny jest dla organizacji, które zamierzają się zahibernować i trwać w formie przetrwalnika wyrzucając co jakiś czas na zewnątrz tych, którzy nie okazali się dość lojalni lub popełnili jakiś grzech wobec zastygłej już całkiem hierarchii.

Media lokalne, konkretnie gazety, nie odmienią wyniku wyborów samorządowych. Już lepiej, gdyby PiS zainwestował w dyrektorów domów kultury, bo ci na pewno są z odpowiedniego klucza, czego nikt jeszcze chyba palcem nie wskazał. Prócz tych dyrektorów należałoby obsadzić swoimi ludźmi placówki muzealne i wszystkie instytucje, które zajmują się przekazywaniem informacji bezpośrednio. Być może to już nastąpiło i nie ma efektów, ale w takim razie oznacza to jedynie tyle, że nie tam odpowiednich ludzi, albo nie są oni całkiem przekonani co do swojej misji. Jeśli w Krakowie wygrywa Majchrowski i ma za sobą cały, niebanalny przecież, establishment, to partia rządząca powinna mieć przymus wręcz zmiany tej sytuacji. Przymus prawdziwy, a nie wyplatanie dyrdymałów o demokracji. I nie jest z pewnością tak, że głosujący na Majchrowskiego bogaci i wpływowi mieszkańcy Krakowa nie mogą znaleźć godnych przeciwników, którzy opowiedzą się przeciwko nim. Takie rzeczy są do zrobienia bez histerii i szaleństw. Tylko, że potrzeba czegoś więcej niż uspokajająca sumienia jedna bieda-gazeta. Kraków zresztą nie jest tu najlepszym przykładem, bo – sądzę – Majchrowski ma jakieś powiązania z PiS i może sobie rządzić do samej śmierci, bazując tylko na układach towarzyskich. O wiele gorzej jest z Warszawą i Gdańskiem. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak to jest możliwe, że PiS nie może zdobyć władzy w Warszawie. To są dla mnie rzeczy niepojęte i, jak już wielokrotnie pisałem, wiąże się to w mojej ocenie z obstrukcją wewnątrz partii. To znaczy po wyznaczeniu kandydata z PiS, wszyscy inni, którzy uważali się za lepszych kandydatów, a także popierające ich środowiska, odmawiają udziału w wyborach. Prezes zaś nie ma narzędzi, żeby tę bandę zdyscyplinować. Jedyne co robi propaganda partii rządzącej, to wskazuje na niegodziwości Trzaskowskiego i liczy na to, że one wstrząsną wyborcami, którzy postanowią odsunąć go od władzy. Tymczasem w Warszawie wszystko pracuje na sukces tego człowieka. Przede wszystkim ulica, gdzie mieszkańcy stolicy przywykli wymieniać poglądy, a także redakcje miejscowych gazet, bo tu niestety nie udało się wprowadzić żadnego swojego człowieka. Nie ma też żadnego wyrazistego lidera, który już teraz, jasno by się określił, że chce rządzić w Warszawie i byłby do zaakceptowania przez niektórych mieszkańców. Kandydata PiS wskaże zapewne przed samymi wyborami i będzie to ktoś równie przypadkowy i niewiarygodny, jak Patryk Jaki.

Wspomnę jeszcze o tym, zasygnalizowanym na początku niewielkim sukcesie. Oto w Gazecie Lubuskiej, starej komunistycznej gadzinówce, jest od dłuższego czasu nowy naczelny. Okoliczności się tak ułożyły, że pan ten miał kilka dobrych momentów w związku z postawą lokalnego samorządu wobec skażenia Odry. Pani marszałek kłamała na wizji i to – mam wrażenie – wstrząsnęło mieszkańcami na tyle, żeby spore ich grupy będą się zastanawiać kogo poprzeć z wyborach. No, ale do nich jeszcze ponad rok i nie wiadomo co się w międzyczasie zdarzy. Wcześniej zaś będą wybory parlamentarne.

Podkreślmy raz jeszcze – ta cała samorządność i małe ojczyzny, to są formaty propagandowe, służące wyjmowaniu kawałków Polski spod władzy centralnej i podporządkowywaniu ich innej władzy – w Berlinie. Nie ma bowiem czegoś takiego, jak samodzielne organizacje samorządowe, pochodzące z wyborów. Takimi złudzeniami można karmić niektóre, co bardziej oderwane od rzeczywistości emerytki.

Ja zaś na koniec mam jeszcze jedną kwestię do rozważenia. Czy prócz samorządów, Niemcy przekupują w Polsce jeszcze inne instytucje? Na przykład spółki skarbu państwa? Jak jest z samorządami wszyscy wiemy – jest ustawa o samorządach, która obliguje je do określonych działań. Ich przedstawiciele jednak mają to w nosie i przenoszą istotę swojej misji w sferę propagandy i emocji nakręcanych przez media. A jak jest ze spółkami skarbu państwa? Ktoś wie?

  6 komentarzy do “Czy resorty są tak samo sprzedajne jak samorządy?”

  1. W Warszawie władza Czaskowskiego i poprzedników opiera się i opierała na rozbudowanym aparacie urzędniczym. To prawdziwa armia i żyją jak pączki w maśle…

  2. To jest pytanie do ABW. Ale szwabska agentura w SSP brzmi bardzo prawdopodobnie. Skoro kacapska była wśród kontrolerów lotów. Jeszcze jeden ciekawy szczegół mi się nasunął z ostatnich dni: po zapowiedzi Asasina (jesli dobrze pamiętam) podatku od nadmiernych zysków spółek energetycznych, „wolne media” dostały pierdolca, że z giełdy „wyparowało 47 mld” (czy coś w ten deseń). Faktycznie była jakaś drobna korekta kursów niektórych akcji ale taka rzędu 2%, co się zdarza bardzo często i z byle powodu. Zresztą w skali obrotów GPW, 47 mld zł to jest „na waciki”.

    Więc może być tak, że agentura w spółkach manipuluje informacjami aby wpływać na kursy ich akcji, którymi ktoś spekuluje. Ciągnie zyski i ma budżet łapówkowy. Follow the money.

  3. Można gdybać, ciekawi mnie, czy jest tendencja wzrostowa wyborców PIS-u. Żadne programy nie pomogą, jeśli dalej będą lekceważyć i obrażać, grupy społeczne, które mogą być przysłowiowym „języczkiem u wagi”, w przyszłych wyborach. Ile procent społeczeństwa nie zwraca uwagi, na to kto rządzi, tylko na poprawę bytu, dawajcie „igrzysk i chleba” i będzie w porząsiu.

  4. Z kandydatem PiS na prezydenta Wawy jest rzeczywicie slabo.

    Może powinni postawić na Marka Jakubiaka, cokolwiek o nim sądzimy. Elektorat PiS karnie zagłosuje, młodzi mężczyżni lokujący oszczedności w kryptowaluty, trochę korpoludków, panie lubiące mężczyzn z wąsem…

  5. To poparcie byłoby nadal na poziomie 40% gdyby nie globalna recesja oraz inflacja naprawdę na poziomie koło 30%, tego nie da się zaglaskac spotami wyborczymi i pączkami z kawą dla wyborcy. PiS musi zacząć działać naprawdę a nie pozorowac… Jak widać wojna tuż za granicą nie gromadzi narodu przy władzy, jak pewnie liczył na to Morawiecki z Kaczyńskim.

  6. Jak dla mnie Czesław Bielecki był dobrym kandydatem na stanowisko prezydenta Warszawy, miał wizję, miał plan gotowy . chodziło mu o to, aby komunikacyjnie stolica stała się naprawdę miastem europejskim z pełnym dostępem do tego co ma najciekawsze dla turystów. Ale chyba sukcesu nie odniósł, bo Pani bufetowa miała jak wiadomo lepszy plan jak wykazała komisja Jakiego .

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.