sty 132023
 

Fraza z piosenki Andrzeja Garczarka o Raskolnikowie, zapada głęboko w duszę – nie ma żartów z filozofią, moja ty Pietrowna Zofio…Tylko czy rzeczywiście nie ma? Czy może cała ta filozofia nadaje się do rzucania za psami i na wyściółkę do zimowych butów?

Jak wszyscy wiedzą, moim ulubionym hobby są podejmowane co jakiś czas, kończące się za każdym razem katastrofą, próby robienia sześciu rzeczy na raz. I choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów, nie ma takiej siły, która by powstrzymała we mnie to pragnienie. Dociekanie zaś jego przyczyn jest na szczęście skazane na klęskę. I oto wczoraj, próbując przez ostatnie tygodnie różnych lektur, związanych z różnymi planami, powróciłem do znanego nam już Gore’a Vidala. Jego nazwisko zupełnie przypadkiem rymuje się z nazwiskiem Peire Vidal, co uważam za okoliczność silnie inspirującą. Nie czas teraz jednak, by budować jakaś narrację na ten temat, co innego jest dzisiaj ważne. Gore Vidal, który pochodził z samego środka amerykańskiego establishmentu, był autorem, który nie miał wahań. Napisał na przykład książkę pod tytułem Na żywo z Golgoty. No i sławną, omawianą tu już „autobiografię” Juliana Apostaty. Ktoś tu zaś ostatnio wspomniał, że Gore Vidal miał bezpośredni dostęp do prezydenta Kennedy’ego i tłumaczył mu jak ma on interpretować różne ważne wydarzenia w prezydenckim i międzynarodowym otoczeniu. I teraz porównajcie pozycję Vidala z pozycją współczesnych autorów prozy gejowskiej, którzy nawet nie wiedzą o jego istnieniu. Ono w ogóle ich nie obchodzi, albowiem uważają, że propozycja, którą dostali pewnego dnia – napisania książki lub książek, została im złożona, albowiem są naprawdę wyjątkowi. Taka przypadłość zdarza się nie tylko autorom-gejom, ale także innym osobom, oddalonym znacznie i od świata autorów i tego drugiego. No, ale w omawianym przypadku wygląda ona szczególnie żałośnie. Jeśli oczywiście wziąć pod uwagę cała tradycję takiej literatury, która zaczyna się w starożytności, a potem mamy do czynienia z naśladownictwami, mającymi stworzyć okoliczności legitymujące władzę i wpływy ośrodków i lobbies naprawdę poważnych. Takich, z których wywodził się Gore Vidal. Nie ma z tym nawet co porównywać naszych rodzimych gamoni ze Śmiszkiem i Biedroniem na czele.

Gore Vidal był człowiekiem dobrze poinformowanym i solidnie wzmocnionym poprzez środowisko, z którego wyszedł. Miał też wpływy na inne środowiska, nie postrzegane dziś wcale jako mające jakiś związek z establishmentem. Na przykład na beat generation. Ilość i objętość jego książek świadczą, że na pewno nie pracował sam. Miał do pomocy zespół, który gromadził informacje i były to z całą pewnością informacje prawdziwe, choć nie we wszystkich przypadkach potwierdzone. Vidal miał do tego na tyle przytomności, by trzymać się z daleka od narzucających się oczywistości, które z ochotą podchwyciliby wszyscy aspirujący autorzy, zainteresowani  podkreśleniem tego, jak są wyjątkowi i jakie szczególne więzi łączą ich z kulturą antyku i ówczesnymi obyczajami.

Gore Vidal napisał książkę Creation, przetłumaczoną na polski jako Stworzenie Świata, której bohaterem jest perski poseł w Atenach. Już samo to zestawienie – perski poseł w Atenach i tytuł – Creation, powinny pozapalać w jakoś tam świadomych głowach wszystkie kolorowe, nie tylko czerwone lampki. Akcja rozgrywa się tuż przed wybuchem Wojny Peloponeskiej, a główny bohater, znajduje się w obozie konserwatystów Tukidydesa, choć jego sympatie wyraźnie skłaniają się ku Peryklesowi. Powodem jest Anaksymenes, który w przekonujący, choć bezbożny sposób, tłumaczy powstanie świata.

Przeczytałem ledwie kawałek, ale jestem pełen podziwu dla ludzi, zbierających informacje dla autora. Zajrzałem do polskiej wiki, żeby przekonać się, co tam jest o Anaksymenesie, a przede wszystkim o Demokrycie, który jest siostrzeńcem i powiernikiem niewidomego i starego narratora. I powiem Wam, że nic tam nie ma. Są jedynie podstawowe założenia ich filozofii. Każdy kto choć raz zetknął się, choćby w szkole, z filozofią starożytną i z historią starożytną, a także mitologią starożytną, na pewno zauważył że próby wyjaśnienia arche świata mają się nijak do bogactwa mitów, legend i do polityki prowadzonej przez samych Greków. Wariatom, którzy na studiach chcieli być Sokratesami i przychodzili na wydział wystrojeni w dziwne łachy, wydawało się, że Ateny były pełne tańczących myślicieli. I taka wizja dominuje w wielu głowach. Dlatego radzę Wam byście przeczytali Stworzenie świata. Kilka spraw z głowy stanie na nogach. Demokryt jest związany z dworem w Suzie. A w obiegowej opinii lata za „śmiejącego się filozofa”. Jego dziadek był właścicielem największych kopalni srebra w Tracji. Nie sądzę, by Vidal to zmyślił, choć informacji tej nie można potwierdzić w całym wielkim Internecie. Zapewne została ona wykreowana i wzmocniona dzięki dokładnej kwerendzie w Bibliotece Kongresu, a może też kilku innych, które odwiedzili ludzie Vidala, albo on sam. Anaksymenes, który ma wesprzeć Peryklesa, zostaje przed demos oskarżony i zdradę i sympatyzowanie z Medami, co kończy się wygnaniem i śmiercią. Dla Vidala w oczywisty sposób nienaturalną, ale dla „miłośników filozofii starożytnej”, pełną głębokich znaczeń nie pochodzących ze świata, ale wprost z głębiny ich umysłów.

Ponieważ nie potrafiłem do tej pory połączyć postaci filozofów z chronologią zdarzeń, co – myślę – dręczyło nie tylko mnie, jestem tą książką lekko zszokowany. Sokrates jest młody, w zasadzie to rówieśnik Demokryta, Anaksymenes jest starszy od nich o pokolenie. Sokrates jest kamieniarzem, bez wpływu na cokolwiek i nie wiem jeszcze jak to się stanie, że zostanie nauczycielem Platona. Chronologia żywotów różni się bardzo od chronologii poglądów, które na podstawowym kursie filozofii przedstawiane były, jako podlegające pewnej ewolucji. To jest błąd metodologiczny, czyli tak zwana, pardon, gówno prawda. Bo jeśli wszystkich ich ustawimy w szeregu, jednego po drugim. Jeśli do tych prób wyjaśnienia arche świata, jakże absurdalnych i nie mających znaczenia, dodamy wszystkich stryjów zarządzających kopalniami srebra i jego przerobem, wszystkie matki Hetery mające wpływ na osobistości władające finansami, czy choćby hodowlą owiec w Atenach, jeśli dodamy do tego stałą obecność perskich pieniędzy i perskiej dyplomacji w każdej polis czy to w Attyce, czy na Peloponezie, cała ta filozofia, jak nam ją tam wbijali do głów na studiach, przestanie mieć sens. I odetchniemy z ulgą, albowiem okaże się, że to nie my jesteśmy durniami. A na pewno nie wszyscy.

Na koniec chciałbym poświęcić słów kilka problemowi deprecjonowania tak zwanej beletrystyki i wynoszenia tak zwanej literatury naukowej. Oto Matka Scypiona napisała drugi tekst i szermierce hiszpańskiej, która – co dla wielu ludzi było jasne, ale akurat nie dla nas – połączona była z tańcem. I przez to połączenie, oraz regularność i swobodę ruchów szermierza, który przesuwa się zgodnie z dźwięczącą mu w uszach melodią, była niezwykle skuteczna. Dla przeciwnika zaś stanowiła zestaw komunikatów niemożliwych do interpretacji. I teraz wyobraźcie sobie, że zjawia się ktoś i mówi – e, koleś z tym tańcem to jakieś bzdury! Odklejmy to od miecza i niech szermierz chodzi po prostej w tę i nazad, skupmy się na zadawaniu ciosów, tak będzie lepiej. Czym to się skończy? Wiadomo czym. Gwałtowną śmiercią. Tak by było w szermierce, ale w publicystyce jest inaczej. Książki naukowe, czyli motyle z oderwanymi skrzydłami i odnóżami są przedmiotem adoracji i zachwytu środowisk hermetycznych. Istotne pytanie brzmi – czy środowiska te, na przykład w Polsce, mają jakiś wpływ na cokolwiek, tak jak to było ze środowiskiem, z którego wywodził się Gore Vidal? To już zależy kto za nimi stoi – czy dwór w Suzie, czy hodowcy owiec z Aten. I czy król Persji Artakserkses raczy akceptować istnienie tych hierarchii.

Zostawiam Was z tym pytaniem. I nie mówcie mi, że produkcja okaleczonych formatów, albo głupkowatych i bezsensowych sekwencji zdań wyjętych z kontekstu, ma – samo w sobie – znaczenie przy tworzeniu silnych i ważnych lobbies.

  4 komentarze do “Czy rzeczywiście nie ma żartów z filozofią?”

  1. Dzień dobry. Brzmienie nazwiska, dźwięczące a to widzeniem a to widłami, każe mi wątpić w kierunek perski, ale to tylko mój słuch, taki tam zmysł przydatny w tańcu. Z filozofią istotnie żartów nie było, co usiłował nam przekazać autor piosenki. W ogóle mało było rzeczy z których można było wtedy bezpiecznie żartować, taka akurat atmosfera panowała na dworze tu rządzącym i chyba nadal tam panuje. Dobrze, że nas przełączyli pod inny dwór, to sobie możemy pożartować, choć trochę – hermetycznie. Filozofowie zaś są jednym z narzędzi w rękach ludzi walczących na śmierć i życie z Kościołem. Przeszli oni zabieg nazywany kiedyś „brązownictwem”, zamieniono ich w pomniki, choć w czasach kiedy żyli traktowani byli przez ludzi tak jak dzisiaj przedstawiciele medycyny alternatywnej. Czci im nie oddawano. Co innego my, absolwenci, żeby nie powiedzieć produkty szkoły po-KEN-owskiej. Ciężko będzie się z tego wymyć, ale trzeba próbować…

  2. I tak to się właśnie mniej więcej plecie. Diogenes z Synopy był synem bankiera , Platon by potomkiem króla Aten którego przodkowie wodzowali pod Troją, Heraklit był potomkiem króla Efezu, Tales  z Miletu był potomkiem królów Teb i Tyru itd. itp.

  3. filozofię mogli ubierać w słowa ludzie bogaci i dobrze nich świadczy, że nie tylko zjadaniem ryb i zajmowaniem się chłopcami i dziewczynami były ich największą przyjemnością tylko rozumienie rzeczywistości było najprzyjemniejsze jak zauważył Platon.

  4. Szanowny Panie w Pana wykształceniu brakuje filozofii realistycznej i to negatywnie rzutuje na Pana twórczość, brak jej elegancji i jest nie do strawienia przez prostych ludzi , brak jej piękna wielka szkoda, bo ma Pan niebanalne pomysły niestety widać tu brak tzw wykształcenia klasycznego.
    Na filozofii realistycznej nabudowany jest tzw Tomizm. Na razie nie ma nic lepszego.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.