sty 142023
 

Czuję się coraz silniej zainspirowany lekturą, choć na czytanie mam mało czasu, bo kończymy nawigatora i zaraz zabieram się za następnego. Przeglądałem wczoraj, co tam jest w sieci napisane o śmierci Sokratesa, którą absorbujemy zwykle przez opisy poetyckie. I powiem Wam, że się zdziwiłem. Nie przeczytałem ani całego Ksenofonta, ani Platona – Obrony Sokratesa, a jedynie wszystko po łepkach. Myślę, że sposób w jaki odbieramy okoliczności śmierci Sokratesa polega na tym, że większość osób, które o tym mówią, czuje się jak Sokrates i choć pewnie dokładniej niż ja przeczytały one wszystko co o nim napisano ni cholery z tego nie zrozumiały. Ludzie ci bowiem podeszli do lektury z założeniem, że będą czytać o sobie i będą się wzruszać w tych momentach, które sobie wcześniej zaplanowali, albowiem cała sprawa została im zrelacjonowana albo na studiach, albo w czasie jakichś niby-uczonych dysput, które wiedli w towarzystwie podobnych sobie ambicjonerów i wrażliwców.

Pierwsza sprawa – to co po Sokratesie zostało napisane jest ręką wielbicieli Sokratesa. O czym nie trzeba nikogo przekonywać. A jako takie nie, ma wartości dowodowej. To jest pogańska apologetyka, w której miejsce bóstwa zajmuje Sokrates. Możemy oczywiście przekonywać siebie i innych, że dwaj najważniejsi autorzy – Platon i Ksenofont byli obiektywni i chcieli przekazać nam prawdę. Skąd ta pewność, poza tym, że mamy odruch, by sądzić, że ludzie ci nie mają żadnych osobowościowych skaz, albowiem w ten sposób pakowane są nam do głów i serc pakiety treści z napisem „filozofia starożytna”. Ciekawe co by powiedział o nich sam Sokrates, gdyby był na naszym miejscu. – Wiem, że nic nie wiem – zapewne. To tylko przypuszczenie, ale nic w tej historii nie jest pewne, więc nie należy obawiać się przypuszczeń.

Zacznijmy od działalności Sokratesa. Była ona publiczna. Człowiek, który ma wyuczony zawód, jest po ojcu rzeźbiarzem i kamieniarzem chodzi codziennie na rynek i tam wygłasza jakieś tezy. Po co? Nie wszyscy tak czynią, albowiem gdyby tak było zgromadzenie ateńskie musiałoby wysłać hoplitów-zomowców, żeby usunęli całe to towarzycho z agory, albowiem przestała by ona pełnić przypisane jej zwyczajem funkcje. Stała by się starożytnym Tik-tokiem, a na to chyba nikt nie był w tamtych czasach gotowy. Sokrates stoi na tej agorze w południe, co jak należy wnosić z tekstu Ksenofonta, jest momentem szczytowej aktywności obywateli Aten. Przychodzą oni tam, by coś załatwić, a także by posłuchać co mówi Sokrates. Nie jest on bynajmniej postacią nieznaną. I teraz poproszę o wyjaśnienie bieglejszych od siebie, jak w takiej oligarchicznej strukturze, gdzie tajne rady i związki decydują o wszystkim, a monety z wizerunkiem sowy przechodzą z rąk do rąk w tempie nieznanym nigdzie w ówczesnym świecie, ktokolwiek śmie zwracać uwagę na faceta, który deklaruje, że nie ma w ogóle majątku i jeszcze do tego nim pogardza? To znaczy – w mojej ocenie – że pan ten odprawia na agorze pewien rodzaj teatru, za czyimś pozwoleniem. Jest do tego na tyle pewny siebie, że kiedy go oskarżają i ma możliwość zasugerowania zgromadzeniu kary, jaką chciałby ponieść próbuje się wygłupiać. Tak to zrozumiałem, być może błędnie. Załóżmy więc, że Sokrates manifestował swój spokój i obojętność dla spraw świata tego, albowiem udzielono mu gwarancji. Nie wiemy, kto ich udzielił, ale przywykliśmy sądzić, i jego to o wiele głębiej wrośnięte w niektóre mózgi i serca niż wiara w mękę i śmierć Chrystusa, że Sokrates był człowiekiem, który sam jeden – nie posiadając majątku, wpływów, za to mając znaną w całym mieście żonę wariatkę, porządkował młodym Ateńczykom całe uniwersum. Tak oczywiście mogło być, ale czy na pewno w Atenach? Co my w ogóle wiemy o tym mieście poza pewnym obrazem tyleż świetlistym, co zamglonym, który przekazują nam różni współcześni, uwiarygodnieni przez nie wiadomo kogo, bajarze, w typie księdza Guza? W zasadzie niewiele. A o tym, by jakiś znawca starożytności zabrał się za rozmontowanie jednego z postawionych Sokratesowi zarzutów szczegółowych nie może być nawet mowy. Wszystko bowiem, co w tej sprawie zostało poruszone, opiera się na ogólnikach nacechowanych emocjami.

Przyjrzyjmy się temu co o takich okolicznościach napisał Ksenofont:

 

Wszak było wiadomo, że zostawszy członkiem rady i złożywszy przepisaną dla tego urzędu przysięgę, której jeden punkt brzmiał, iż zgodnie z prawem urząd swój sprawować będzie, Sokrates nie chciał, jako przewodniczący w zgromadzeniu narodowym, pomimo sarkania ludu i gróźb wielu wpływowych osobistości, zezwolić na głosowanie, gdy naród wbrew prawu nastawał na to, aby od razu za jednym głosowaniem skazać na śmierć Trasylla, Erasinita i wszystkich ich towarzyszów. Przeciwnie, stawiał on wyżej wierność przysiędze, niż schlebianie ludowi wbrew sprawiedliwości i uchronienie siebie od gróźb. Był bowiem przekonany, że bogowie mają pieczę nad ludźmi nie w ten jednak sposób, jak większość ludzi, która mniema, że jedne rzeczy są wiadome bogom, inne zaś nie. Sokrates sądził przeciwnie, że bogowie wiedzą o wszystkim, i o tym, co się mówi i czyni, i o tym, co się w ukryciu zamyśla, że wszędzie są obecni i dają ludziom swe objawienia we wszystkich ludzkich sprawach.
Dziwnym jest więc dla mnie, jakim sposobem Ateńczycy dali się przekonać, że Sokrates nie ma zdrowego pojęcia o bogach — on, który ani słowem, ani czynem nigdy nic bezbożnego nie popełnił, lecz przeciwnie tak mówił i postępował, jak mówiłby i działałby człowiek, który jest w najwyższym stopniu pobożny i za takiego jest uważany.

Co bezsprzecznie wynika z tego fragmentu? Że lud sarkał i że były jakieś wpływowe koła, które oburzały się na postawę Sokratesa w czasie głosowania na wyrokiem śmierci dla Trasylla i Erasinita. Reszta to opinie Ksenofonta. Kim byli wymienieni ludzie? Bardzo poważnymi osobistościami – dowodzili flotą w czasie jednej z potyczek morskich Wojny Peloponeskiej. Zwyciężyli, ale nie pogrzebali zmarłych, co było występkiem przeciwko bogom i zgromadzenie musiało ich ukarać. Prawo przewidywało, że każdy z oskarżonych ma się bronić z osobna, ale wspomniane tu wpływowe koła oraz lud domagali się zbiorowego wyroku dla wszystkich. To zaś oznacza, że próbowano dokonać jakiejś sądowej wendetty. Radzie przewodniczył Sokrates i się na to nie zgodził. Następnego dnia wylosowano nowego przewodniczącego rady i zapadł wyrok skazujący. Nie wiem czy został wykonany, ale ponoć Ateńczycy się opamiętali i wkrótce oskarżyli samych oskarżycieli. Nie znam więcej szczegółów, ale widzimy, że w czasie tego procesu ujawniła się walka stronnictw, w której najważniejszym narzędziem był lud. Ten zaś domagał się przede wszystkim, by nie drażnić bogów, albowiem to oni, a nie Sokrates, porządkowali ludowi uniwersum. Możemy więc założyć, że zarówno panteon jak i lud traktowany był przez oligarchię oligarchiczną, a także oligarchię populistyczną instrumentalnie. Sokrates zaś znalazł się, jak to się czasem mawia, między wódką, a zakąską. Czy był tego świadom? No raczej, w końcu był przenikliwym filozofem. A jeśli był świadom, a odstawiał takie sztuki, jak komiczny wymiar kary, który dla siebie zaproponował (tak to interpretuje, choć pewien nie jestem), lub popadał w głupie upory, to znaczy, że był człowiekiem zaburzonym, i nie rozumiał – jak to wczoraj ujął ojciec Wincenty – okoliczności politycznych.

Przejdźmy teraz do głównych zarzutów. A raczej do jednego, bo o tym drugim jeszcze nie doczytałem. Sokrates nie czcił tych bogów, których czciło państwo. Ksenofont upiera się, że był to argument wymyślony, albowiem Sokrates publicznie składał ofiary bogom i ostentacyjnie śpiewał hymny. Okay, rozumiemy to, ale rozumiemy też płaskość tego argumentu i jego naciągany charakter, szczególnie jeśli porównamy go z zarzutami postawionymi zwycięskim kapitanom ateńskiej floty. Złamali boskie prawo, nie pogrzebali zmarłych. Być może nie było czasu na to, albo zmarli potonęli w morzu, albo nie dało się ich wyciągnąć z wody, albo stało się jeszcze coś innego. Reasumując – okoliczności operacji wykluczyły wypełnienie woli bogów. I co? Jajco – garnek z cykutą, bo prawo jest prawem. Rozumiemy, że jest to argument polityczny, a wspomniani kapitanowie należeli do jednego ze stronnictw, które w wyniku wygranej bitwy zdobyło przewagę. Było to zapewne stronnictwo posiadające wpływy w armii, a więc to drugie – i nie mówcie mi, że nie – musiało składać się z kapłanów. Jeśli więc Sokrates opowiedział się za armią, przeciwko kapłanom, oni musieli mieć bardzo dobre argumenty, by go oskarżyć. I obrona Sokratesa w wydaniu Ksenofonta jest po prostu dziecinna, a wskazuje na to okoliczność, że ani razu – Platon także – nie wymienia jakich to bogów miał czcić Sokrates, że zawleczono go za to przed sąd? Wydawać by się mogło oczywistością wymienienie ich imion. No, ale nikt tego nie czyni pozostając przy ogólnikach, a skoro tak, to zadajmy pytanie – dla kogo Ksenofont i Platon napisali swoje wspomnienia o Sokratesie? Nie dla siebie z pewnością, ale dla ludu. Ten zaś był narzędziem w rękach stronnictw podobnie jak nieistniejący bogowie olimpijscy.

Kiedy odbywała się cała ta afera z Sokratesem? To są ostatnie lata Wojny Peloponeskiej, którą Ateny przegrały. Naprawdę? A u w niedługi czas przed klęską ostateczną mamy zwycięską bitwę morską, a na dodatek aferę polityczną, bo zwycięzcy kapitanowie zawleczeni zostali przed sąd pod absurdalnym z dzisiejszego punku widzenia zarzutem. – Nie można tego oceniać z dzisiejszego punktu widzenia – zawoła ktoś. A Sokratesa to można? A czyni się tak notorycznie. Ateny nie przegrały wojny w polu, nie przegrały jej także na morzu. Klęska Aten była klęską doktrynalną czyli ostateczną. Podstawy istnienia państwa zostały zakwestionowane i rzucone na łup wrogom. Ci zaś nie występowali otwarcie przeciwko Atenom, udrapowali się w szaty zatroskanych i przejętych losem państwa i jego obywateli mędrców. Kto chciał dobrze? Przywykliśmy myśleć, że ludzie stojący za Sokratesem, czyli Platon i jego środowisko. No, ale oni – co łatwo udowodnić – utrzymali się u władzy po wojnie, a ich pozycję zakwestionowali dopiero ludzie wynajęci przez Filipa Macedońskiego. Musieli oni położyć na szalę ciężkie bardzo argumenty, a ich wyrazicielem był Arystoteles. Gra odbywała się na nieznanych dzisiejszym półgłówkom politycznym poziomach, a stronnictwo perskie, którego początek w Atenach musi wiązać się z Demokrytem i atomistami, używało w niej argumentów o nie dającym się dziś zrozumieć stopniu subtelności, przeważnie skutecznych. Trzeba było lądowej armii i decyzji, a także doktryny wyrażonej zrozumiałym dla wszystkich Greków językiem, by złamać wpływy tego stronnictwa.

Ktoś powie, że tytuł dzisiejszego tekstu nijak się ma do jego treści. To jest błędne myślenie – on jest jak najbardziej właściwy, albowiem znacznie poprawi klikalność.

To be continued.

 

  8 komentarzy do “Czy Sokrates był Owsiakiem starożytności?”

  1. „stoi na tej agorze w południe, co jak należy wnosić z tekstu Ksenofonta, jest momentem szczytowej aktywności obywateli Aten” – chyba tak między październikiem a kwietniem, powiedzmy? Bo w cieplejszej połowie roku, to jest pora sjesty.

  2. Proszę zgłaszać obiekcje do Ksenofonta

  3.  

    Sokrates był jednak człowiekiem odważnym, Owsiak nie wypiłby cykuty.

  4. Nie wiemy co dokładnie wypił Sokrates i jakie rzeczy pijał w życiu Owsiak

  5. Owsiak by zwiał, a Sokrates został i wypił to co miał wypić. Chcieli mu pomóc w ucieczce, ale ten się uparł i został.

  6. Tak napisali jego przyjaciele, jak było naprawdę, nie wiemy

  7. Sokrates był żołnierzem, z Ksantypą sobie też radził. Ja stawiam na odwagę.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.