maj 192024
 

Zacznijmy od kwestii wychowania. Moja matka zawsze chciała, żebym był grzeczny. I ja rzeczywiście byłem taki, jak chciała. Pragnęła też, by ubierał się według jej gustów, a z tym było już gorzej. Najgorzej jednak było z wizytami i prezentacjami rodzinnymi na różnych publicznych forach. I ta kwestia dotyczyła nie tylko mnie, ale całego pokolenia. Najlepiej by było, żeby dzieci nic nie mówiły, albo mówiły to, co rodzice dla nich zaplanowali. No i żeby były miłe i grzeczne. Ja przeważnie nic nie mówiłem, jak byliśmy w gościach. Na szczęście wychodziliśmy rzadko, więc męka ta była doraźna i zwykle krótkotrwała. Wychowałem się właściwie sam, a po trosze z kolegami z ulicy. Co miało wiele wad, ale dziś mogę śmiało powiedzieć, że ku rozpaczy mojej matki, nie było chyba w całym moim życiu ani jednego momentu, w którym mógłbym powiedzieć, że byłem miły. W sensie takim, w jakim rozumiały to wszystkie matki w tamtych czasach. Grzeczny tak, byłem taki właśnie, bo to było minimum, na którem mogłem sobie pozwolić, bez ryzyka, że moja osobowość ulegnie całkowitej destrukcji. Miły nie byłem nigdy. I ta przypadłość, jakże dla mnie szczęśliwa, towarzyszyła mi przez wiek dojrzewania i młodość, a także w dorosłym życiu. Pragnę w tym miejscu przypomnieć, że panował w Polsce terror, polegający na tym, że należało całować kobiety w rękę. Ja jestem wysoki, więc kiedy do tego dochodziło, a stojąca naprzeciwko mnie pani była niska, głowa moja musiała pokonać tak znaczną odległość, że czułem się jakby ktoś włożył ją do lufy armatniej, wycelował w niebo, ale dał za mały ładunek prochu. I ona, ta głowa – miast wylecieć wysoko – wytoczyła się z tej lufy i poleciała na dół. Nienawidziłem całowania w rękę i wykonałem ten gest kilka ledwie razy w życiu. Za każdym razem ofiarą tych operacji padała jakaś nauczycielka. Na szczęście w pewnym momencie nadeszły czasy kiedy można było podawać kobietom dłoń, tak jak to się czyni wszędzie. To była wielka ulga.

Każdy się już zapewne domyślił, że przez całe życie źle znosiłem ludzi miłych i szarmanckich. Nie mogę powiedzieć, że mnie oni irytowali, bo było to coś znacznie gorszego niż irytacja. Ludzie szarmanccy i mili ustawiają się bowiem zwykle w roli arbitrów i pośredników. Podczas gdy każdy wie, że wszelkie wiążące porozumienia zawiera się bezpośrednio. Dotyczy to absolutnie wszystkich dziedzin życia. A skoro tak jest, a ja do tego sądzę, że spostrzeżenie to jest dostępne wszystkim i każdy rozumie, że to prawda, przyjąć należy, że ktoś może tych miłych i szarmanckich zwyczajnie tresować, a potem wypuszczać na świat Boży, żeby czynili zło. Tak to widzę. Są to osobnicy i osobniczki, bo znałem kilka naprawdę miłych kobiet, które miałem ochotę zamordować po pięciu minutach rozmowy, dla których nie ma takiej świętości, co by się nie dała zbrukać. Do tego na końcu zawsze próbują triumfować, a jeśli im podstawimy nogę, zamieniają się w fałszywych biedniaszków, w takie bałwanki domagające się współczucia. Łamanie kołem to, wierzcie mi, za mało, żeby ich nauczyć moresu.

Wnioskując dalej dochodzimy w końcu do konkluzji, że zachowania szarmanckie mają wyłącznie praktyczne zastosowanie w towarzystwie, a gdy przyjrzymy się im bliżej, okazuje się, że są wymierzone w kobiety. Chodzi o to, by się obronić jakoś przed ekspansywnością kobiet, albo żeby je wykluczyć z omawiania kwestii istotnych. Są też zapewne inne jeszcze powody, dla których mężczyźni próbują być szarmanccy, ale ja widzę tylko te dwa.

Ostatnio obserwowałem, jak prezes Jarosław prezentował swoją szarmanckość wobec Anity Gargas. Nazwał ją damą. I wskazał, że tamci, czyli Tusk i reszta, nie zasługują na przebywanie w jej towarzystwie. Albo jakoś podobnie to brzmiało, nie jest to aż tak istotne, bo w byciu szarmanckim chodzi tak naprawdę o wazelinę, ale podaną z miodem i sztuczną orchideą, dla ozdoby. Gargasowa puściła to mimo uszu, co było – tak to odebrałem ­­- dość upokarzające dla prezesa. Jak cała ta szarmanckość zresztą. No i wskazało na rzecz dość istną – pomiędzy prezesem a mediami nie istnieje żadne bezpośrednia, wiążąca komunikacja. To zaś oznacza, że nic nie da się zaplanować, nikt nikomu nie wierzy, a wszystko toczy się jak w dziecięcej zabawie o nazwie „Zgaduj zgadula”. Kaczyński jest prezesem u siebie, a Sakiewicz u siebie. Tak to chyba wygląda. Szarmancki prezes reprezentował ten pierwszy wariant bycia miłym – chciał się przed Anitą G. obronić i jednocześnie dać jej coś, czego ona pragnęła, ale nie w takich wymiarach, jak to sobie wymarzyła.

Mamy szczęście, że jesteśmy na swoim portalu, bo w takim salonie24 zleciałaby się tu masa trolli, żeby mi tłumaczyć, iż oszalałem ze szczętem, bo prezes pokazał po prostu, że jest dżentelmenem. Być może mam jakieś złe rozeznanie, ale nie mogę sobie przypomnieć żadnej kobiety, która by się domagała, na pewnym etapie relacji, zawodowych, towarzyskich, powiedzmy, że wspólnotowych, by koledzy byli wobec niej dżentelmenami. Oczywiście nikt nie lubi chamów, ale wszyscy rozumiemy, że nie o to teraz chodzi. Istotne jest, że tworzy się środowisko i ono jest zhierarchizowane według zdolności, umiejętności i specjalizacji, przyrodzonych bądź wyuczonych, a nie według tego, kto jest milszy, czy według tego, że kobiety są trochę inne i trzeba to podkreślać na każdym kroku. Bo to jest wykluczenie, z którym tak dzielnie walczą feministki. Kolega, z którym wczoraj omawiałem ten temat, zwrócił uwagę, że bez szarmanckości feminizm nie istnieje, albowiem to jest jedyna opresja z jaką feministki mogą walczyć, pozostając jednocześnie kobietami. Jeśli tworzą wspólnotę zawodową lub jakiś zespół z mężczyznami nie ma potrzeby, by o cokolwiek walczyć. A jeśli mężczyźni nie są szarmanccy, tylko przemocowi, to feministkom nie pozostaje nic innego, jak porzucić rolę kobiece i rwać sztachety z płotu. Dlatego też trzymają one sztamę z rozmaitymi dziwadłami rodzaju męskiego, bo oni im gwarantują szarmanckość na najwyższym poziomie i złudzenie triumfu. Dlaczego tak czynią? Ponieważ nienawidzą kobiet i chcą zająć ich miejsce.

To szczęście, jak powiadam, że nie jesteśmy na obcym portalu, bo wszyscy trolle, jacy się tu pojawią zostaną natychmiast usunięci bez jednego słowa wyjaśnienia.

Idźmy jednak dalej. Przyszło mi wczoraj do głowy, że organizacje wspólnotowe, które zamiast planów groźnych dla wroga realizować zaczynają plan wzajemnych uprzejmości, podkreślanych za każdym razem jako część tradycji, formacji intelektualnej lub politycznej, skazane są na zagładę. Obym się mylił, ale wszystko na to wskazuje. Do tego zamieniają się w zbiorowiska histeryków, których zadaniem jest już tylko autoprezentacja, co jest dziś bardzo widoczne w PiS. No i w mediach, które wspomagają tę partię. Wobec takich postaw prezes nie ma innego wyjścia jak tylko demonstrowanie swojej szarmanckości.

Zadziwiające jest też to, że każdy zwolennik PiS czuje się w obowiązku protestować przeciwko prowokacyjnemu chamstwu zwolenników KO, czynnych w mediach społecznościowych. To jest nieprawdopodobne, albowiem tamci specjalnie to chamstwo demonstrują, a potem patrzą jak im przybywa lajków. Dudusie Fąferscy z PiS zaś, w swoich garniturkach i krawatach, bronią postaw godnych dżentelmena. Przypomnę w tym miejscu, że prawdziwy Duduś dojrzał do człowieczeństwa dopiero jak przejechał z Poldkiem całą Polskę z Krakowa nad morze, a potem jeszcze, przez parę dni, mieszkał w cygańskim obozie. No, ale ta historia jest literacką fikcją. Nasi mają inny problem. Ilość kobiet, wobec których należy być szarmanckim jest coraz większa. Pani Popek co jakiś czas prezentuje na twitterze różne swoje negliże, Magda Ogórek schowała się gdzieś, ale należy się spodziewać, że niebawem znów się pojawi. Dorota Łosiewicz prezentuje się, jak dawniej u Karnowskich, a pani Sieweryniuk też jakiś tam kawałek tortu medialnego ma. Wszystkie one oczekują, że zostaną wtajemniczone w nowy plan. Prezes jednak z jakichś powodów uporczywie jest szarmancki. Czyżby chciał je z czegoś wykluczyć?

Ma koniec chciałbym złożyć podziękowania. Moja żona kupiła parę tygodni temu na allegro grzyba do robienia kombuczy. Złożyła małe zamówienie, a dostała duże. Długo się zastanawialiśmy co było tego przyczyną, bo nie obejrzeliśmy dokładnie pudełka. Wczoraj dopiero to zrobiliśmy. Na dnie była kartka z i podziękowaniami dla mnie za codzienną pracę. Okazało się, że sprzedawcy kombuczy i innych frykasów to nasi czytelnicy. Bardzo dziękuję za ciepłe słowa i za prezenty. Zachęcam wszystkich do zajrzenia na stronę www.kameleonkulinarny.pl

Przypominam też, że tylko dziś i chyba jutro można zapisać się na konferencję organizowaną przez Fundację im. Jana Olszewskiego

  5 komentarzy do “Czy szarmanccy mężczyźni nienawidzą kobiet?”

  1. Dobra rada – będę milczał. Bo albo Gabriel wyleje mnie z blogu, albo muzy wyleją mnie z kąpieli 😉

  2. Kobiety też powinny się dostosować do nas, a nie tylko my do nich.

    https://youtu.be/ks6HyMPl_g8?si=0_oyBwH0U0-GqIDT

  3. Ps. Znany redpilowiec Roman Warszawski cytuje naukowców, że kobiety po 50-tce będą wkrótce najważniejszą grupą społeczną i polityczną, dlatego warto się przygotować. Ignorancja nikogo nie usprawiedliwia.

    https://www.youtube.com/live/bIsCZqn6Y6c?si=Q3sg4XAVylPxlaoR

  4. Dorota Hawryluk miałaby duże szanse w wyborach prezydenckich dla Ukropolin, dlatego Prezes też chce mieć swoje „klacze”, na które mógłby postawić, ale nie wie, jak to zrobić.

    Sprawa książki o Izabeli Pek wyjaśniona: głównym celem Pińskiego jest Prezes.

    https://youtu.be/8a3q6VNxmYU?si=qwk87oN9TssjPlH2

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.