kw. 172023
 

Wczoraj zrobiłem krótki przegląd kanałów w TV. Mam ich niewiele, bo się zgapiłem jak była ta zmiana w nadawaniu i zostało mi raptem ze sześć. I tak, w dzień święty na jedynce leciał film „Trzej muszkieterowie” z Michaelem Yorkiem, wyprodukowany gdzieś w latach siedemdziesiątych. Na dwójce gala konkursu „Polskie serce pękło”, dalej jakieś numery o sprzedaży antyków, serial „Czterej pancerni i pies”, kabarety, a na TVP Historia film „Mayerling” z Omarem Sharifem. No, a wieczorem na jedynce znów Szlimakowska. Zapewne już się domyślacie, co mnie zdziwiło. Mamy ten konkurs, ogłoszony przez marszałek Witek, konkurs, który jest jej inicjatywą. Jest on wielką i pieczołowicie przygotowaną demonstracją dobrych chęci. Chodzi w nim o to, by młodzież wypowiedziała się twórczo na temat Katynia. Zaangażowano weń szefów wszystkich najważniejszych resortów. Oni siedzą na widowni, gra orkiestra wojskowa, a dzieci biorące udział w konkursie są nagradzane. Pochodzą one z różnych części Polski, ale głównie z Mazowieckiego, Podkarpackiego i Lubelskiego. Widać, że są przejęte, podobnie jak ministrowie. Czarnek wygłasza piękną przemowę, to samo Błaszczak. Dzieci, niektóre ubrane dość ekstrawagancko, podchodzą po odbiór nagród. I wszystko wygląda pięknie. Jest to ważna i dobrze przygotowana impreza, nie ma żadnej obsuwy, ani momentów komicznych. Nagrodzone piosenki są od razu wykonywane, a nagrodzone obrazy od razu prezentowane. Nie pokazano nagrodzonych scenariuszy lekcji, ale może to i lepiej, bo nikt nie byłby w stanie ocenić ich merytorycznej wartości. Tak, jak nikt nie jest w stanie ocenić wartości scenariusza filmu, przed jego realizacją. Konkurs ten w żaden sposób nie przypominał innych organizowanych przez tak zwaną prawicę konkursów. Nie było tam najbardziej zasłużonych „swoich”, którzy musieli dostać jakiś całkiem bezwartościowy gadżet z gipsu, jakąś złotą rybę, czy coś podobnego. Nie przemawiał Wolski, nie było Pietrzaka i jego żartów. Wszystko było bardzo serio, a wartość tego konkursu polegała na tym, że najważniejsi urzędnicy w państwie stanęli wobec młodzieży i nagrodzili jej wysiłki. Jeden moment tylko obudził moją czujność. Oto w pierwszym rzędzie zauważyłem pana Matyszkowicza, prezesa TVP, osobę wielce zasłużoną, znaną nam wszystkim z programu propagującego literaturę współczesną, a zatytułowanego „Chuligan literacki”. Pan Matyszkowicz siedział zamyślony i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w scenę. Ciekawe o czym myślał? Może o wieczornej emisji serialu „Polowanie na ćmy”? Który chyba nawet kiedyś zachwalał, a na pewno wydał zgodę na jego emisję. Może myślał o tym, czy serial ten, podobnie jak konkurs „Polskie serce pękło” trafi do młodzieży? Któż to może odgadnąć? Na pewno nie ja.

Wieczorem zasiadłem, jak co tydzień, do oglądania przygód Szlimakowskiej. Myślałem, że już nic mnie tam nie zaskoczy, ale się pomyliłem. Scenarzystki, mniemam, że one, bo Holewiński chyba nie jest aż tak operatywny, chciały za wszelką cenę, w każdej scenie wyeksponować postaci kobiece. Jest ich tam tyle, we wszystkich widocznych planach, że postaci męskie są ledwie zarysowane i nie mają nawet imion, które dałoby się zapamiętać. Wszystkie kobiety współpracują ze sobą w najlepszej zgodzie, nawet w momentach bardzo dramatycznych. Osią tych wszystkich inicjatyw i poczynań jest oczywiście madame Szlimakowska. Zacznę jednak od Ivette czyli Aleksandry, głównej bohaterki serialu. Z przyczyn nie rozpoznanych musi ona znów zmienić mieszkanie. Piszę – nierozpoznanych, bo przez uporczywe komunały wkładane w usta wszystkich grających w tym serialu dziewczyn, człowiek traci orientacje i nie może zrozumieć dlaczego i w jakich kierunkach w ogóle rozwija się akacja. Koleżanka z burdelu znajduje jej nowe mieszkanie u swojej rodziny. Są, to rzecz jasna, biedni Żydzi, którzy mieszkają na tak zwanej kupie, z gromadą dzieci. W jednym pokoiku ojciec zajmuje się reperowaniem butów, a w drugim śpią dzieci i tam też będzie spała Ivette. Dwie dziwki z najbardziej luksusowego bajzlu w mieście szukają lokalu u żydowskiego szewca. Niesamowite i niepojęte. Prócz bowiem szlachetności kobiet serial ma ambicje, by pokazywać szlachetność i dobroć Żydów. Oni, nawet Winawer król sutenerów, jak podejrzewam, chcą przychylić nieba wszystkim. No, ale zły Grun i jeszcze gorszy Markgrafski im w tym przeszkadzają montując jakieś prowokacje. Jakby tego było mało, scenarzystki wpadły na pomysł, by w serialu umieścić możliwie dużo cytatów z innych, znanych filmów. O „Rozważnej i romantycznej” już pisałem. Dziś pora na serial „Ja Klaudiusz”. Myślicie, że nie da się umieścić cytatu z powieści Gravesa w serialu o burdelmamie żyjącej w Warszawie pod moskiewską okupacją? Dzieciacy….Życia nie znacie i możliwości polskich kobiet zaangażowanych w poprawianie historii i podnoszenie sobie samooceny. Było tak. Jeszcze w pierwszym odcinku Szlimakowska wyrzuciła za drzwi jedną ze swoich dziwek, bo ta akurat zachorowała na syfilis. No, a branża jest bezlitosna. W tym odcinku widzimy jak badający dziewczyny doktor pojawia się znów z tym samym zadaniem. One stoją w kolejce, potem kładą się na drewnianym stole, rozchylają nogi, a on nurkuje między tymi nogami i coś tam mruczy pod nosem. Ostrzega, że będzie szczypało i smaruje każdą po kolei jakimś mazidłem. Bardzo to były malownicze widoki. Akurat nie było żadnej chorej, ale po zakończonym zabiegu doktor mówi, że ta wyrzucona za syfilis próbowała się otruć fosforem z zapałek, ale za mało zażyła i biedaczka dogorywa gdzieś w jakiejś cuchnącej norze. Szlimakowska pyta po co doktor jej o tym opowiada. On zaś przewraca oczami i udziela wymijających odpowiedzi. Na sam koniec odcinka widzimy jednak, jak Szlimakowska przechodząc przez brudne jak sumienie żandarma podwórka, nie zaczepiana przez nikogo, w swojej sukni wartej najmarniej 1500 rubli srebrnych, trafia do izby gdzie ta syfilityczka leży. Nie wygląda ona dobrze, oj nie. Na twarzy Szlimakowskiej maluje się współczucie, a na twarzy syfilityczki nadzieja. Oto przyszła jej prawie-matka, która ulży teraz tym strasznym cierpieniom. No i Szlimakowska patrząc czule na swoją byłą już pracownicę, wyciąga jej spod głowy brudną jak woda w kałuży poduszkę, a następnie kładzie jej ją na twarz i dusi. Zupełnie jak pretorianin Tyberiusza w serialu „Ja Klaudiusz”. Można? Oczywiście, że można. Dla silnych, zdecydowanych i bezkompromisowych kobiet nie ma rzeczy niemożliwych. Obstawiam, że w ostatnim odcinku któraś z nich – albo Szlimakowska, albo Nastazja rzuci się pod pociąg, jak Anna Karenina. Nie może być inaczej. Ktoś też, najpewniej Grun, palnie sobie w łeb. Tak, jak arcyksiążę Rudolf w powtarzanym do porzygania filmie „Mayerling”.

Duszenie było na koniec, ale wcześniej było jeszcze lepiej. Szlimakowska nie może sprzedać burdelu i wyjechać do Biarritz, bo gdzieś „we świecie” żyje jej mąż. I on jest współwłaścicielem nieruchomości. No więc zaprzyjaźniona z burdelmamą pobożna Rosjanka Nastazja wpada na pomysł taki – upija żonę sędziego śledczego, z którym pracuje jej mąż, a ta ma przekonać swojego ślubnego, by za pieniądze sfingował odnalezienie w Wiśle topielca, który okaże się być tym mężem Szlimakowskiej. A być może też upozorowane zostanie wrzucenie do Wisły konkretnego topielca, na przykład jednego ze złych alfonsów. I nikt nie ma wyrzutów sumienia. Dlaczego? Bo silne kobiety nie mogą sobie pozwolić na takie głupstwa. W końcu trzeba walczyć o sprawę, o niezależność osobistą, o Biarritz, o socjalizm, o uwolnienie żydowskiej narzeczonej z rąk alfonsów, o Polskę wreszcie. A w takich walkach polskie serce nie może pękać, jak w tych głupkowatych konkursach dla dzieci. Trza twardą być, nie miętką. I kiedy tak patrzyłem na rozwój wypadków w tym odcinku zatęskniłem całym sercem za powagą i logicznymi rozwiązaniami akcji w innym serialu, tym wiecie o przygodach rozbójnika Rumcajsa. Więcej tam bowiem było realizmu niż w przygodach Szlimakowskiej.

Ponieważ Józef, narzeczony Ivette, okazał się być niewiernym, ona nawiązuje romans z tym socjalistą, co to najpierw razem z nim dzieliła pokój. Nie wiem, jak się ten gość nazywa, albowiem tyle jest wątków, cytatów i spraw towarzyskich do załatwienia w tym serialu, że takie rzeczy człowiekowi umykają. Sam pogrom, czyli tytułowe polowanie na ćmy, wygląda jak gra w klipę na zamkniętym podwórku. Grupy żydowskich i chrześcijańskich bojówkarzy podchodząc pod okna burdeli i czekają aż ktoś wyrzuci na podwórko jakieś osoby nadające się do zabicia lub przynajmniej skopania. Cały koncept tego serialu, jak zapewne i koncept książki Holewińskiego, oparty jest na jednym całkowicie fikcyjnym opisie pociętej nożami prostytutki, którą opisała prasa. Dziewczyna miała stać prosto, a spod ciasno zawiązanego gorsetu miały wypływać jej wnętrzności. To jest nie do wykonania, nawet przez zawodowych rzeźników z Nalewek. No więc tu pokazali normalnie jakąś panią z rozprutym brzuchem. Od tego widoku Ivette zemdlała, a ten Franek czy Jurek wyniósł ją na rękach i od tego zaczęła się ich miłość. Z przyczyn nie do końca rozpoznanych, bo wszystko dzieje się w około i każdy zna każdego, rodzina porwanej do burdelu panny młodej nie może jej odnaleźć. Choć nowy partner Ivette trafia na nią bez trudu i nawet zaprzyjaźnia się z alfonsami, którzy ją przetrzymują. No, ale to tylko na pokaz, bo w rzeczywistości chce ją uwolnić. Tylko, że to pokażą dopiero w następnym odcinku. Ciekawe jakim cytatem się posłużą? Mam nadzieję, że nie ze „Skrzypka na dachu”.

  20 komentarzy do “Czy Szlimakowska trafi do młodzieży?”

  1. Tymczasem, jak ujawnil w Sejmie minister Czarnek, Rafal Trzaskowski organizuje za pieniadze z budzetu miasta pogadanki, ktore maja przekonac sluchaczy, ze praca sexworkerek jest fajna i pozyteczna, jak kazda inna, np. pieczenie chleba.

    Moze doprowadzimy do tego, ze za dwadziesia lat Warszawa bedzie tak wygladac:

    https://youtu.be/81Vzh7z3bMQ

  2. To samo czyni TVP pokazując odzyskiwanie niepodległości w burdelu

  3. bij mnie katuj , ja wybaczę wszystko Ci jak bratu ….

    jak ja się cieszę że nie mam TV

    Ale tak na marginesie to jestem ciekawa czy ta bohatersko znosząca wielokrotne stosunki płciowe  -Ivette – w końcu złapała brzydką chorobę, bo nawet dżentelmen się syfa nie boi, dżentelmen go ma , a ona ….

  4. Podobno w aptekach juz nawet penicyliny brakuje. Po wprowadzeniu systemu socjalistycznego zabraklo w Polsce plesni?

  5. To w ogóle nie wchodzi w grę. Takich rzeczy nie można pokazywać

  6. Pan Dariusz Szymc zycha  szefem , czy to ten  sam  pan co był członkiem SLD …

    a kiedy pani Podesta zrozumie że jej obowiązkiem jest dbać o dobro UE

  7. W ramach wylacznych kompetencji Niemcy decyduja co i skad ma byc przywozone do Polski, ale na wszelki wypadek rozwijaja juz drut koczasty na walach nad Odra i Nysa. Przyjezdzajace do Niemiec Polki maja byc zdrowe – bedzie Kontrolle!

  8. W czasach „medycyny reprodukcyjnej” takie rzeczy, jak na filmie sa mozliwe tylko w Polsce, ale nie w Niemczech!

    https://www.dhmd.de/pl

  9. Dzień dobry. Nie wiem, bo nie oglądam, ale podejrzewam, że wątków z Klaudiusza, szczególnie zaś z Klaudiusza i Messaliny jest tam więcej, choć ona podobno była tylko amatorką, nie przyjmowała zapłaty w gotówce przynajmniej, a jeśli już, to tak, dla fanu, nie z przymusu ekonomicznego. Zróbmy jak Graves, tylko gorzej – chciałoby się sparafrazować, ale ta przypadłość to zasada tfurczości w naszym biednym kraju. No i jeszcze jedna parafraza; nie zwracajmy na nich uwagi, może sobie pójdą. Nie pójdą, niestety.

  10. Nie, bo mają gwarancje Matyszkowicza

  11. Mogliby wprowadzic z „Ja, Klaudiusza” watek jakania sie, ktory jest zawsze smieszny, tylko czy na pewno IM chodzi o to, zeby nas rozbawic?

    Bo nie wiem, czy Pan wie, ze nastepny etap po tym, jak praca seksualna bedzie juz legalna i opodatkowana, to bedzie kasa fiskalna dla Panskiej zony?

    https://youtu.be/fSu5W0BtXG8

  12. Odpowiedz do Pana KNECHTA rzecz jasna!

  13. Pan chce celowo kogoś obrazić? Jeśli nie to radzę przeprosić

  14. Przepraszam.

  15. Chodzilo mi o to, ze stosunki malzenskie tez beda reglamentowane i kontrolowane na przyklad poprzez czipy umieszczone gdzies tam. Na razie brzmi to, jak S-F, ale kto wie…

     

    Znajoma Ukrainka bedac u mnie specjalnie puscila taki serial, gdzie koncept polegal na tym, ze trzeba powstrzymac sie od seksu, a za kazde zblizenie, pocalunek itp. traci sie pieniadze z konta. Ubawilismy sie setnie ogladajac zmagania bohaterow, ktorzy byli monitorowani przez kamery i mikrofony, ale teraz uswiadomilem sobie, ze to sie sklada w pewna logiczna calosc.

    https://www.netflix.com/de/title/81504299

  16. miało być nazwisko Dariusza Szymczychy jako  szefa polsko -ukraińskiej izby współpracującej w obszarze rolnictwa  ,   dawnego lewicowca a teraz nie wiem

  17. Przypomniał mi się wybitny wypierd (bo nie wykwit) „polskiej” kinematografii pt „Szamanka”. Przez pierwsze 20 minut, w stanie silnego napięcia poznawczego i skupienia uwagi, usiłowałem zrozumieć „dlaczego i w jakich kierunkach rozwija się akcja” kątem oka obserwując ludzi masowo opuszczających salę. Szczęściem wkrótce doszedłem do wniosku, że to chyba nie „… człowiek traci orientację”, tylko taki był TFUrczy zamysł scenarzysty. Wtedy odprężyłem się i zacząłem cieszyć kolejnymi scenami – niepowiązanymi ze sobą – ale za to malowniczymi i pełnymi absurdalnego lub czarnego humoru. Do tej pory pamiętam dwie (już pod koniec, gdy kino było prawie puste). W jednej (chyba wcześniejszej) kobieta gwałci mężczyznę (grał go p. Bogusław Linda, w tamtych czasach głównie grający twardzieli). W innej scenie owa pani rozbija zgwałconemu potylicę i łyżką wyjada mu coś z czaszki, zapewne mózg – na żywca zresztą, bo wyjadany intensywnie ruszał wtedy gałkami ocznymi. Jeśli scenarzystki „Polowania” nie oglądały „Szamanki”, to mam nadzieję, że byłem pomocny w ich poszukiwaniu inspiracji. Mogą nie dziękować.

  18. W tekście przewija się wątek bajzelmamy i domu rozpusty. Skojarzyło mi się to z niedawno zasłyszaną historią o pierwszym zakładzie pogrzebowym w Warszawie ulokowanym w kamienicy po wdowie po Scheiblerze. Właściciel zakładu wystosował do władz miasta prośbę o usunięcie z kamienicy przybytków płatnej rozkoszy. Władze odpowiedziały, że przecież może on przenieść siedzibę firmy do innej kamienicy w Śródmieściu, wolnej od takich sąsiadów. Wtedy on odpowiedział, że w Śródmieściu nie ma takiej ani jednej.

    Pointa była taka, że zepsucie obyczajów w tej formie było celem polityki rosyjskich władz zaborczych, prowadzonej w celu oczywistym.

  19. Też to oglądałem i po raz pierwszy w życiu myślałem że zwymiotuję .To był film nasycony taką obrzydliwością że trudno podobnego szukać w historii kina.Scenariusz Gretkowskiej.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.