lip 302020
 

W najbardziej kapitalistycznych narodach robi się jak wiadomo dużo interesów, ale stara się tam wytworzyć największą, możliwą ilość dóbr materialnych, choćby po to, by dostarczyć tym interesom namacalnych elementów.

Emanuel Małyński „Nowa Polska”

Mam nadzieję, że tak, ma także nadzieję, że wszystkie grupy związane ze służbami, koncentrujące się wokół kultury głęboko i uporczywie myśl taką pielęgnują. Oznaczałoby to bowiem, że ludzie ci są całkowicie poddani presji zewnętrznej i nie są w stanie wymyślić dla siebie żadnego status quo, które umożliwiłoby im realizację marzenia najważniejszego – dziedziczenia wpływów. Los bowiem arystokracji, szczególnie rosyjskiej, ale także niemieckiej, pokazuje, że dziedziczenie jest złudzeniem. Ludzie zaś, którzy wierzą w międzynarodowy charakter pewnych grup i – co ważniejsze – w międzynarodową lojalność, są skazani na zagładę.

Oczywiście, jest najpewniej tak, że nasza rodzima służbowa arystokracja wierzy w to iż jest w istocie arystokracją, ale odsuwa od siebie myśl o zagładzie i odsunięciu od wpływów, a także zanegowaniu dziedziczenia. Nic bowiem, póki co nie wskazuje, że takie kataklizmy mogłyby nastąpić. No, ale jeśli chodzi o arystokrację rodową, było dokładnie tak samo. Ludzie ci nie wierzyli do ostatnich minut swojej egzystencji, że można ich będzie tak po prostu zebrać wszystkich do wora, a ten wrzucić w odmęty Oceanu Lodowatego. I dokładnie tak samo jak ci nasi, dzisiejsi, grzeszyli oni pychą, jeśli zaś akurat brakowało im pychy, a sami siebie uważali za ludzi bystrych i wrażliwych, próbowali kokietować siły rewolucyjne, już to uprawiając chłopomanię, już to finansując czerwone gadzinówki. Były to dawne czasy i dziś pycha i kokieteria, zwana przez zainteresowanych, nie wiedzieć czemu, przenikliwością wyraża się pewnie inaczej. Ja nie wiem jak, ale pewnie komentatorzy będą mogli wskazać takie okoliczności i odpowiednio je nazwać.

Jak ktoś tu ostatnio słusznie zauważył, nie można budować państwa i społeczeństwa, oddając wszystkie dziedziny życia w pacht tajniakom. Po pierwsze dlatego, że oni wcale tego nie chcą, po drugie dlatego, że uważają się za arystokrację, ta zaś musi się czymś wyróżniać i do czegoś dążyć. Owo dążenie zaś jest pułapką, póki co umykającą opisom i zmysłom samych zainteresowanych. No, a nie po to zastawia się pułapki, by zwierzyna się z nich wymknęła.

Przyroda działa w ten sposób, że grupy organizmów wyraźnie wyróżniające się na tle innych są zwykle pożerane, przeżywają zaś te, które się do czegoś lub kogoś upodobnią. Zwykle chodzi o to, by upodobnić się do wroga. Czy taka zależność zachodzi wśród powiązanych ze służbami ludzi kultury w Polsce. Nie. Oni się upodabniają do swoich własnych aspiracji, a potem – przeważnie w dniu pogrzebu, jednego z drugim, który odbywa się na wojskowych Powązkach, obnażona zostaje pretensjonalność tych aspiracji. Polega to zwykle na tym, że ktoś był lub nadal jest prawie jak…Prawie jak Paul Newman, prawie jak Rupert Murdoch, prawie jak koziołek Matołek…Owo prawie, determinuje całą formację, która rozlokowana jest według dość czytelnego klucza we wszystkich ideowych i budżetowych opcjach jakie są widoczne.

Najciekawszą zaś demaskacją, jaką możemy obserwować w tych grupach jest wymiana charyzmatów w chwilach kryzysu. Obecnie, na przykład, osadzeni niczym pąkle na poszyciu statku, przedstawiciele organizacji niejawnych domagają się współczucia za to, że w swoim poprzednim wcieleniu robili różne głupstwa na rozkaz i brali za to wynagrodzenie. Rzecz jasna, nie można o tym napisać wprost, bo należy wszystkie ich deklaracje traktować serio, ale to właśnie jest kolejny moment, który wskazuje, że ludzi tych czeka los dawnej arystokracji, za którą się zresztą uważają – do wora i pod lód. Ja się nawet cieszę, bo obojętnie kto by nie przyszedł po nich, ogólny poziom rozrywki w kraju z pewnością podskoczy i ludzi łaknący rzeczywistej strawy duchowej i intelektualnej odnajdą w nowej ofercie coś dla siebie.

Nie można jednak za bardzo szydzić, samemu sobie nie stawiając wymagań, a może nawet i zarzutów. Te zaś sformułować można następująco – jak to się stało, że dziś za osobę poszkodowaną przez komunę uchodzi, także we własnym mniemaniu, Manuela Gretkowska? Kobieta, która, jak wieść gminna głosi, jeszcze w roku 1989 obnosiła się z partyjną legitymacją? Dlaczego przez dekady całe za nawróconego katolika uchodził taki Tekieli, człowiek modelowo wręcz niewiarygodny, którego aspiracje usatysfakcjonowałyby w dawniejszych czasach sześciu dramaturgów pokroju Moliera? Jak to się dzieje? Otóż bierze się to z niepewności nas wszystkich, ta zaś wypływa z wychowania, które odebraliśmy. To znaczy nie potrafimy zrobić sami z siebie nic, jeśli nie zostaną nam udzielone gwarancje. Te zaś są udzielane wybrańcom, w dodatku na takim podkładzie, żeby nikt, kto choć trochę kuma tak zwaną czaczę, nie zorientował się iż wszystko jest ustawione, a każdy wysiłek w związku z tym mija się z celem.

To, że ta banda niedorobieńców uważa się za arystokrację jest po części naszą winą, albowiem my, dzieci Peerelu, oczekujemy przede wszystkim akceptacji, zrozumienia i współczucia, w dodatku oczekujemy go na sucho, to znaczy przed podjęciem jakichś działań, mających – w założeniu przynajmniej – uwolnić nas od lęków i ludzi, którzy je produkują. To jest wynik wychowania, które odebraliśmy w szkołach, te zaś zaprowadził na naszym terenie senator Nowosilcow, o czym już było.

Po podbudowie teoretycznej pora na zajęcia praktyczne. Jak wyglądałby nasze relacje z tajniakami, gdyby je przenieść w rzeczywistość powieści przygodowych i awanturniczych? Tak oto: każdy mniej więcej kojarzy bohatera nazwiskiem Martin Eden, zdarzyło nam się już tu kiedyś tę postać omawiać. Każdy pamięta, jak trudna była droga Martina do świata ludzi cywilizowanych, a pierwszą przeszkodą na tej drodze był gość o ksywie Cheeseface. On zawsze czatował na Martina i zmuszał go do bójki na pięści. Było to kłopotliwe, ciężkie i ciągnące się długo doświadczenie. Z każdym jednak dniem Martin wiedział, że zyskuje przewagę, a Cheeseface słabnie i koniec tych przygód może być tylko jeden – pewnego dnia Cheeseface dostanie taki łomot, że zleci z nabrzeża do brudnej wody w doku i będzie miał dużo szczęścia jeśli uda mu się wypłynąć. I tak się, o ile pamiętam, stało. Z nami jednak jest inaczej. Jeśli w ogóle uda nam się zwrócić na naszą działalność uwagę, natychmiast pojawiają się naśladowcy, którzy robią prawie to samo co my, ale bez zrozumienia istotnego sensu tych działań. Tak, jakby Cheeseface wynajął gościa prawie identycznego jak Martin, żeby tamten łaził za nim krok w krok i robił podobne rzeczy. W naszym przypadku pojawiają się pisarze markujący myślenie, inni, markujący warsztat, albo blogerzy, popisujący się znajomościami z politykami i wykonujący jakieś dziwne ewolucje, których bez grubego zabezpieczenie wykonać się nie da.

Jeśli zaś spróbowalibyśmy dać im po mordzie, zadzwoniliby na milicję, na uniwersytet, gdzie rezydują zaprzyjaźnione autorytety, do mediów i Bóg jeden wie, gdzie jeszcze, a wszystko po to, by powiedzieć nam, że co prawda opowiadamy fajne historie, ale nie o to chodzi. Istotne jest bowiem to, że oni odziedziczyli teren na którym stoimy. Ponieważ jednak nie można tego ujawnić, albowiem czar niezwykłości, która ich otacza pryśnie i wyjdzie, że wszystko jest ustawione na chama, musimy im po prostu uwierzyć na słowo i się podporządkować. Jeśli tego nie zrobimy, powiedzą o nas coś brzydkiego, albo udadzą, że nas nie ma. Chyba nie mamy innego wyjścia, jak jednak kopnąć ich tę tłustą dupę i wepchnąć do wody w doku. Bo żaden z nich Cheese, a już na pewno nie face, no i jednak żadna arystokracja intelektu.

  21 komentarzy do “Czy tajne służby w Polsce są jak dawna arystokracja?”

  1. Podział odbywa się bardziej subtelnie w/g hierarchii  wziętej wprost z carskiej Rosji,
    gdzie system służby państwowej, cywilnej i wojskowej ujęto w jednolity schemat przewidujący 14 stopni (rang, po rosyjsku czynów), według których mogli awansować urzędnicy i oficerowie. Został wprowadzony w roku 1722 i przetrwał do upadku caratu. Otrzymanie wysokiej rangi dawało prawo zdobycia szlachectwa (najpierw osobistego, przy wyższych rangach – dziedzicznego), awans powyżej 5. szczebla umożliwiał też dostęp do cara (audiencji udzielano tylko od 4. stopnia). Tabela w ciągu blisko 200 lat była wielokrotnie nowelizowana.
    Aby być arystokracją nie wystarczą same gwiazdki na pagonach ☺

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Tabela_rang

  2. Sajnóg niebawem zyska prawo do wizyt w kancelarii prezydenta. Nowosilcow rulez!

  3. Dziś nie ma pychy i kokieterii nazywanej przenikliwością. Nie ma już bowiem nikogo (mówię o grupach społecznych), kto miałby dużo do stracenia.

    Pyszni są ci, co zabrali tamtym, niegdyś pysznym, wsadzili sobie pod zadek i siedzą na tym (powyżej opisał ten proces Gospodarz). Oni nie mogą być kokieteryjni, bo nie widzą na horyzoncie nikogo, kto mógłby im to spod zadka wyciągnąć (o czym pisał Gospodarz). Nie mogą więc być kokieteryjni, nie wiadomo nawet, czy oni to umio.

    Kokieteryjni zaś są ci, którzy chcieliby się załapać na jakąś grzędę troszeczkę poniżej tamtych, co już siedzą. Nie jest to jednak przenikliwość, ale rozpacz.

    Jak zatem można nazwać czytelników Coryllusa? Dziady, jak pisał Reymont, dzielą się na dwie grupy: proszalne i te, co do świętych miejsc chodzą. Mamy więc wybór.

  4. taka arystokracja w edukacji (nie wyczerpująca problemu):

    –  senator Nowosilcow

    – redaktor „Kuźnicy” i twórca IBL-u i też minister Stefan Żółkiewski

    – polonistka urodzona w Mońkach prof Maryśka Janion wierny sługa Żółkiewskiego

    – ministrowie edukacji transformacyjnej (chyba dewastujący edukację ?)

    – obecnie dla odepchniętych od władzy i kasy czyli dla kontestujących/anarchizujących Gretkowska (imienia nie wymienię bo mnie po prostu śmieszy tak jak imię Arabella) –

  5. Może jednak się dostosowywać, uelastyczniać jak się obecnie mawia, czasami proszalny a czasami chodzący, zawsze to jakiś wybór.

  6. nie wystarczą same gwiazdki na pagonach

    Po naszemu powinno być : „na naramiennikach„. Pagon to jest po rosyjsku.

  7. Nie przesadzaj!

    „Pagon” rzeczywiście jest zapożyczeniem z języka rosyjskiego, ale jest jak najbardziej poprawny. Mówisz 'Weekend”? „Smartfon”? „Komputer”? „Pagon” znalazł również swoje miejsce w słowniku PWN ☺

  8. Rozwiąże sprawę epolet.  Brzmi najlepiej.

  9. Ciekawe czy ona nie ma w papierach innego imienia

  10. Biorąc pod uwagę konteksty, wybrał Pan trafnie. Pagon.

  11. Mam wszystko, czego może chcieć uczciwy człowiek –
    Światopogląd, wykształcenie, młodość, zdrowie,
    Rodzinę, która kocha mnie, dwie, trzy kobiety,
    Gitarę, psa i oficerskie epolety!

    https://www.youtube.com/watch?v=nKoqGkB9l3A

    W dowód uznania ☺

  12. Nic na to nie poradzę, że lubię język francuski. I nie obrażę się na ten język wiedząc np., że biegle nim władał Nowosilcow i setki innych stupaków.

  13. Za lat 20, jestem pewna, będą uczyć o Tekielim, Sajnogu i flupach, jak dziś o Towiańskim (może już i dziś uczą, kto wie). I wtedy ktoś przeczyta teksty Coryllusa, jak ja dziś listy Krasińskiego. Posłuchajcie, co Krasiński pisze o nierozgarniętym rejeńcie z Wilna:
    „O Towiańskim nowych szczegółów pełno się dowiedziałem. Był rejentem w Wilnie,słynął zawsze z poczciwości, ale wcale nie z rozumu. Kiedy Nowosilcow w Wilnie towarzystwo „Promienistych”, indagował,nękał i tłumił,był tam Mianowski, doktór,który dość podle się spisywał, służył mu i braci własnych wydawał — powszechne przeciw temu człowiekowi oburzenie powstało. Kiedy ten człowiek nagłą rażony śmiercią umarł, on jeden tylko z całego miasta Wilna poszedł za jego trumną na cmentarz. Stąd zaraz urosła wonczas legenda, że przez wdzięczność, z mąk czyśćca dusza owa zawróciwszy, pokazuje się naszemu rejentowi. Rejent już wtedy zapadł w jakieś mistyczne usposobienie; później się ożenił. Odtąd uważano, że się stał innym człowiekiem,potężnym w naukę, w rozum coraz wyższy i w urok wszechmocny nad ludźmi, magnetyczny, prawdziwie promienisty. Ile razy się rozłączył od żony, wracał do dawnego stanu mierności. Ile razy był z nią razem i mieszkał, odzyskiwał swoją potęgę, którą kilka razy wywarł na oskarżonych sądzie,zmuszając ich czarowniczo prawie do wyznania zbrodni. Wreszcie wybrał się nasz rejent z żoną i dziećmi w świat. On sam twierdzi, że widział się z najwyższymi urzędnikami, rządzącymi losem państw po Europie i z nimi rozmawiał. Tymczasem,kiedy siedział w Dreźnie,gdzie długo przebywał, mówią niektórzy,co go tam znali, że uwiódł biedną dziewczynę i był ojcem dziecka. Prawdziwa historia pana Towiańskiego taka, o ilem mógł się o niej dowiedzieć,—lecz nie myśl,że od naszego poety,co krótkie miecze Rzymian rodzi za pomocą strof 8-mio wierszowych, — nie, skądinąd — od Witolda (Czartoryskiego). Ów prorok był urzędnikiem w Petersburgu, tam czworo dzieci zostawił, sam z żoną się wybrał i szedł przez Litwę, aż przybył w Poznańskie, tam osiadł na czas i opowiadał swoje słowo. Założył towarzystwo tajemne dam, którego celem być miało przyspieszenie przyjścia ducha, ale wymagał od nich,by się spowiadały jemu, jakby księdzu katolickiemu, i wszystkich tajemnic swoich go panem uczyniły. Stało się; wtedy zaczął sypać im zdradne słowa w uszy, grozić wydaniem tego, co się był dowiedział,słowem,za dotrzymanie sekretu żądał nagrody.
    Jednak trzeba na tym świecie zarazem i niczemu nie wierzyć, i wszystkiemu. Na tym świecie, mówię, bo nad tym światem, jedna tylko droga: wszystkiemu. Trzeba tu umieć nic za wcześnie nie odrzucać, a zarazem niczego łapczywie nie chwytać — mądrym być trzeba,szczególnie kiedy głos boży od bieguna idzie!”
    https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/listy-wybrane.pdf

    Trochę skróciłam, cały list do Delfiny na stronie 272

  14. Heniu, czy to aby nie Ebenezer?

  15. Zostawmy romantyzm i zwróćmy się do realizmu, zostawmy niemiecki idealizm, polski mesjanizm, Towiańskiego itd. i nie traćmy czasu. Tak zrobił kiedyś Cieszkowski, oddając się konkretnej pracy, Krasiński nie zdołał, choć  czynownik 4 rangi, bo  za słabe miał zdrowie. Następne kilka miesięcy przesądzi jak się ułożą sprawy, więc trzeba grać takim pionkami, figurami jakie kto ma. Filozofia  czynu albo śmierć.

  16. Z wywiadu z Jackiem : ” Jako artysta nie mogłem szukać miejsca w strukturze społecznej czy politycznej. Z drugiej strony, w polskiej tradycji romantycznej, norwidowskiej jest zaangażowanie artysty w sprawy społeczne jako obowiązek obywatelski. A wychowanie dziadka komunisty sprawiło, że te sprawy zawsze mnie bardzo interesowały.”

  17. Tadziu, to nie on ale ma zadatki ☺

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.