sty 142022
 

Wysłuchałem wczoraj fragmentu jakiegoś starego wywiadu, który człowiek nazwiskiem Zych prowadził z Lisickim. Myślę, że dopiero teraz w całej jaskrawości dotarło do mnie jak ważną rolę pełniły blogi polityczne. Jeśli mieliśmy czterystu blogerów różnej klasy, wśród których dominowało dziesięciu liderów, to w całym wielkim obszarze politycznej dyskusji nie mógł się ostać dłużej żaden fejk ani prowokacja. Nawet jeśli ci blogerzy cały czas byli zwalczani przez administrację za pomocą fałszywych kreacji ściąganych ze świata dziennikarskiego, albo podstawianych w osobach znajomych właścicieli salonu24. To nie miało znaczenia. Wystarczyła niewielka w sumie grupa, która nie bawiła się kłamstwem i kokieterią. Przejdźmy jednak do konkretów. Wczoraj na portalu WP pojawiło się zdjęcie premiera zmierzającego gdzieś korytarzem i napis – Uchodźcy mieli przysłonić polexit. Kliknąłem w to i pojawiła się reklama pralki Whirlpool. Potem powtórzyłem to raz jeszcze i wyszło to samo. Jeśli więc została zadekretowana gdzieś narracja, że PiS chce polexitu, choć wiemy, że nie chce, to będzie ona grzana na chama i nie ma siły, która by ten proceder wstrzymała. Myślę, że dwa dni szyderstw na blogach załatwiłoby tę sprawę na cacy. Twitter nie pomoże, albowiem ilość wpisów, jaka się tam przewala przez cały czas unieważnia to medium, jako siłę sprawczą. Dlatego blogerzy musieli odejść. Częściowo oni sami są winni swojej marginalizacji. Wyjaśnię to, a będzie to wyjaśnienie także odpowiedzią na pytanie, dlaczego my tutaj nie możemy pełnić takiej funkcji, jak kiedyś salon. Otóż salon był powszechnie akceptowanym tłem, w którym mogli się spotkać politycy i dobrzy autorzy z sieci. Ci autorzy uważali, że pisanie w tym samym miejscu, w którym piszą dziennikarze to jest nobilitacja. I dalej tak uważają. Byłem jedyną osobą, która nie widziała w tym żadnej nobilitacji, a czasem wręcz degradację. Parę razy wymieniałem uwagi z blogerką elig, która mi tłumaczyła, że ona nie chce robić tych wszystkich rzeczy, które ja robię, albowiem chce sobie tylko popisać. I tu tkwi problem. Słowo jak pamiętamy czasem staje się ciałem, a do tego ma swoją wagę. Ujęcie tematu inne niż standardowe, dokonane z wprawą i logiką dewastuje trwale i nieodwołalnie nawet bardzo przemyślną propagandę. Tego się ludziom wyjaśnić nie da, bo oni chcą sobie tylko popisać, albo pokiwać się w rytm tych samych co zwykle melodii. I każdy kto im da taką możliwość będzie uważany za dobroczyńcę. Przypomnę w tym miejscu złośliwie, mając w pamięci wyczyny popularyzatorów historii, że w Oświęcimiu też była orkiestra umilająca więźniom pobyt.

Błędem blogerów była wiara w to, że dziennikarzom zależy na tym, by promować dobre teksty. Wierzyli oni także i nadal wierzą w to, że chodzi o to, by w miłej atmosferze przyjacielskiej dyskusji dochodzić do jakichś wniosków.

Powtórzę – kilka tekstów wysokiej jakości może rozwalić paradygmat propagandowy, a na pewno poważnie go nadwyrężyć. I parę takich cudów się dawniej w salonie24 dokonało. Dziś – na co wskazuje reklama pralki pod tekstem o polexicie – wracamy do czasów sprzed istnienia blogów politycznych. Być może wrócimy do czasów jeszcze dawniejszych, na co wskazuje choćby aktywność profesora Friszke, wczoraj tu zalinkowanego. Możemy nawet wrócić do czasów kiedy nie będzie wolno mówić o Katyniu, a przecież większość z nas te czasy pamięta. Odsuwamy jednak myśl o tym nucąc piosenkę – jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie…

Wróćmy teraz do początku i zdradźmy o czym mówił Lisicki. Otóż wskazywał on, że od lat sześćdziesiątych uniwersytet przestał pełnić rolę wszechnicy, a stał się miejscem, gdzie produkowana jest lewicowa propaganda. Jak na konserwatywnego myśliciela katolickiego, to trochę słabo, albowiem uniwersytet przestał pełnić rolę wszechnicy, kiedy przestał być instytucją kościelną, a nie w latach sześćdziesiątych. Potem Lisicki ubolewał, że lewica, mówiąc o wolności słowa i tolerancji, wprowadza jawny zamordyzm i to jest coraz bardziej widoczne. No, ale na szczęście można o tym mówić i Lisicki mówi. Powinni puścić z offu jakąś melodyjkę, żeby mógł się jeszcze pokiwać w rytm. Myślę sobie, że tacy mózgowcy jak Lisicki od dekady walczący z lewicową propagandą, mogliby już ogłosić jakieś pierwsze sukcesy, a niechby były nawet dyskusyjne, a nie pieprzyć bez przerwy o tym, jak ich lewica dusi, tłamsi i nie pozwala na wolność słowa. To koledzy Lisickiego z konserwatywnych redakcji, przywiązani do wartości liberalnych zadusili blogosferę polityczną, a dziś płaczą, że nie ma wolności. Ani Lisicki, ani żaden z nich nie chce żadnej wolności, bo ta wolność byłaby dla nich niczym tlen dla organizmów beztlenowych. Zginęliby wszyscy od razu. Lisicki chce, by umożliwiono mu bredzenie o szkole frankfurckiej, again, again, and again…Bez przerwy. Przed dekadę, a nawet krócej, można bowiem opracować nie jedną ale kilka strategii komunikacyjnych, które unieważnią założenia wszystkich lewicowych szkół z frankfurcką na czele. Tylko, że ani Lisicki, ani żaden inny myśliciel nie postrzega kontynuatorów tej szkoły i lewicy w ogóle, jako zła. To jest po prostu ich lustrzane odbicie. Wrogiem i złem jesteśmy my, albowiem nie mamy stosownych certyfikatów, a zabieramy głos, stawiamy pytania, odwracamy pojęcia, potrafimy pisać w przeciwieństwie do Lisickiego i jego kolegów ubijających pianę z powtarzalnych treści, a do tego mamy audytorium. Dlatego właśnie nie warto walczyć o wolność słowa, bo to jest semantyczna pułapka, w którą wpadają wszyscy. Oznacza ta formuła bowiem tyle, że każdy kto walczy musi najpierw wskazać zagrożenie. Następnie zaś – nie może być inaczej – musi opisać i zareklamować swoją bezsilność. Po cóż by było walczyć, gdyby była siła? To tamci mieliby wtedy problem. Na koniec zaś tego mechanizmu, dostaje pakiet argumentów contra, które w istocie są reklamą i potwierdzeniem mocy przeciwnika. To jest główne zadanie Lisickiego i jego kolegów. W tym czasie profesor Friszke zawraca Wisłę kijem i idzie mu to całkiem składnie. Próby polemizowania z nim podjęte w ramach jakichś programów IPN, dyskusji prowadzonych przez Woyciechowskiego, w których biorą udział Jan Żaryn i Leszek Żebrowski nie mają żadnego sensu, albowiem umacniają tylko narrację Friszkego i czynią ją równoprawną. Jedynym sensownym argumentem przeciwko bredniom, które tu były zalinkowane tu wczoraj jest Cherezińska. Nie wiem kto jej pozwolił na napisanie książki o Brygadzie Świętokrzyskiej, ale takie pozwolenie z pewnością było. Książka ta była szeroko reklamowana na zasadzie – skoro nie ma nic innego nie będzie to, a Cherezińska jest przecież wybitną autorką. To jest nędzna autorka, promowana przez środowisko, które nie chce sukcesu, chce wzmocnienia swoich wrogów. Pani ta zaczynała karierę od książki Byłam sekretarką Rumkowskiego, a potem chwaliła się publicznie znajomością z Szewachem Weissem. Sprawa jest więc prosta – jeśli ktoś udzielił pani Eli uwierzytelnień na napisanie tej książki, trzeba zapytać Friszkego, czy czasem nie był to prof. Weiss. To powinno mu zamknąć gębę na dłużej. Żadne inne argumenty nie wchodzą w grę. Gadanie zaś o wolności słowa, w chwili kiedy poza słupami dziennikarskimi nie mającymi nic do powiedzenia, stymulującymi jedynie emocje za pomocą coraz bardziej zdewaluowanych treści, jest absurdem. Przestańcie walczyć o wolność słowa, zacznijcie publikować ważne dokumenty i dyskutować o nich we własnym gronie, czyńcie to póki jest internet. Nie oglądajcie się na profesorów, na ich wiekopomne publikacje, których nikt nie czyta i czytał nie będzie, a nawet jeśli to nie będzie wiedział z kim o nich potem gadać, ani po co. Jeśli któregoś dnia tamci zapukają do waszych drzwi, uzbrojeni, choćby tylko w nakaz przeszukania, będziecie wiedzieć, że naprawdę, ale to naprawdę walczyliście o wolność słowa. Innych nagród w tej walce nie ma, i dobrze jest nie robić sobie z tego tytułu złudzeń. Wolność słowa to wasza wolność, nie wolność artysty na scenie czy sławnego autora z akademii na prelekcji poświęconej Brygadzie Świętokrzyskiej.

  19 komentarzy do “Czy warto walczyć o wolność słowa”

  1. Dzień dobry. Pewnie tak jest, ja o tych sprawach wiem niewiele, przyjmują zatem na wiarę. Ale skoro mam taki dystans outsider’a to mogę wpomnieć o tak zwanych sprawach rudymentarnych. Otóż niezależnie od tego co ten termin aktualnie znaczy, warto żeby jednak znajdował się on w tak zwanym obiegu. Choćby po to, żeby ktoś kiedyś, za dwa, trzy pokolenia, usłyszawszy wrzask „wolność słowa!” nie wstrzymał na chwilę gumowej pały i nie zapytał unosząc krzaczaste brwi: „a co to, k-wa, jest?!”

  2. The Spy Who Would be Tzar

    The Mystery of Michal Goleniewski and the Far-Right Underground by Kevin Coogan. XX wieczna Dymitriada.

  3. kiedyś przez 40 lat walczyliśmy o pokój na świecie, teraz walczymy o wolność słowa, ale niby na czym walczymy, na  platformach społecznościowych, które należą do prywatnych firm, bezmyślnie klikamy i akceptujemy warunki użytkowania, a potem się dziwimy, że nie jest tak jak  to my byśmy chcieli , aby było.

    co do salonu24 to czytałem tam dużo, ale się skończyło

  4. ten -Legion- Cherezińskiej był przereklamowany, utknęłam na którejś, chyba 50 stronie i mimo że ;leżał na stoliku przy poduszce to jakoś nie …, na szczęście ktoś pożyczył … i może przeczyta

  5. zobaczcie jak to szybko leci

    gdzieś tam w Am. pn. ukazało się info że chyba Pegasus, że w Polsce,, że podsłuchiwany niejaki Brejza nieznany nikomu i ktoś z prokuratorów, i zaraz potem ktoś załatwia  Grodzkiemu spotkanie z papieżem, kompetencje komisyjne w problemowych sprawach  ma sejm, ale Grodzki /pobłogosławiony przez papieża/ zrobi komisję Pegasusa w senacie i już zaraz przyjadą ludzie z UE.

    idzie to biegiem ale ciekawe kto nakręca ten mechanizm, że on tak /na oko/ składnie się prezentuje

  6. O wiele ciekawsze jest to, kto się daje w te pułapki łapać

  7. wpada ten na kogo została zastawiona, tyle że rozsądny się z tego wywinie o ile w pułapce nie wkalkulowano dekapitacji

  8. wpada ten na kogo została zastawiona, tyle że rozsądny się z tego wywinie o ile w pułapce nie wkalkulowano dekapitacji

  9. https://youtu.be/Xrg2O8TDb7k

    Ja tego nie oglądałem bo nie znalazłem w sobie odwagi ale sądząc po tytule to znajduje się tu odpowiedź na pytanie.

  10. trochę obejrzałam, ale heca, panie nie bedą mogły /w razie braku wolności słowa/ uprawiać zawodu czyli dziennikarzenia, a co robili dziennikarze przez 40 lat PRL?

    znany a dziennikarstwa i dyplomacji i serialu o swojej żonie – dziennikarz Passent to z czego żył z dziennikarstwa,

    dziennikarstwo było i będzie tyle że może zmieniać się jego powiedzmy jakość, … a jak miłe panie Mołek i Michalik nazwą sytuację uniemożliwienia kandydatowi na prezydenta wypowiedzenia się przed jego elektoratem, .,.. no  wszyscy w świecie przeszli do porządku dziennego nad tą sprawą, nic się nie stało … inna jakość

    świat się nie zawali kiedy one będą dziennikarzy ani wtedy kiedy one już dziennikarzy nie będą

  11. 100 lat temu nikt nie przypuszczał że definicja prawdy się zmieni … a się zmieniła i co

    wolności słowa w PRL nie było a ludzie tłukli się o zakładanie w kioskach Ruch – teczek w kioskach na gazety

    o prawdę , wolność słowa zawsze warto się starać ale nie z upozowanymi na damy prorokiniami dużymi, średnimi i małymi jak panie M i M

  12. Na temat kłamstwa fruwającego wokół ani bekną… chyba trzeba sobie kupić packę.

  13. ” Przestańcie walczyć o wolność słowa, zacznijcie publikować ważne dokumenty i dyskutować o nich we własnym gronie, czyńcie to póki jest internet.” To wymaga wysiłku, umiejętności i czasu. Dyscyplina dla długodystansowców. A tak trochę nazwisk, trochę cytatów i dużo emocji i torcik gotowy. 

  14. Kurze znoszącej dla PiS złote jajka została podsypana sybstancja, co spowodowało iż kura przestała znosić jaja i nie nadaje nawet na rosół.

    Pani Bogna została ministrem w Kancelarii Prezydenta. Pan Igor gawędzi zaś o armii z dr Bartosiakiem w której nie przewidziano głębokiej reformy służb specjalnych i jego cywilnego ramienia – czyli dyplomacji.

  15. Pan Prezydent ma wyraźnie inne plany niż PiS. Myśli, że ta kura będzie jego, ale się pomyli… Zmiana doradców wyjdzie mu bokiem.

  16. bardzo dobry fragment przeciw wolności hałasu – też się cieszę że bohater notki wpisał się  w kłopoty rodzinne pana sędziego i dzięki temu dostał niski wymiar kary, teraz społeczeństwo jest ciche , ale kiedyś tranzystory czyli Szarotki bardzo zatruwały wypoczyn plażowy

  17. ​Cherezińska była promowana także przez Leszka Żebrowskiego. Z wypowiedzi, którą wrzucam poniżej wynika, że był on jej konsultantem historycznym przy pisaniu tej książki. https://www.youtube.com/watch?v=thQ9ua5ehL4

  18. To było dawno temu. Wiem, Leszek napisał pozytywną recenzję tej książki. Eska też się nią zachwycała. Ja mam inne zdanie.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.