lut 232021
 

Władysław Tatarkiewicz napisał kiedyś książkę zatytułowaną Dzieje sześciu pojęć. Nigdy jej nie przeczytałem, albowiem filozofia interesowała mnie słabo. Nie potrafiłem też odnaleźć w sobie przekonania, że warto tracić czas na tę lekturę. Sam pomysł jednak, by pisać dzieje pojęć podobał mi się bardzo i podoba mi się do dziś. Jest on jednak eksploatowany bardzo słabo. Nikt na przykład nie napisał do dziś dziejów hipokryzji, a szkoda, bo byłaby to książka rozchwytywana i wielokrotnie wznawiana, książka, na której można by zrobić majątek. No, ale chętnych na ten majątek nie widać. Za to sama hipokryzja ma się zadziwiająco dobrze, a w dodatku pleni się tam, gdzie nikt jej nie szuka. Jakby tego było mało, jest ona wręcz ostentacyjnie „nie szukana” przez ludzi, którzy zawodowo zajmować się powinni wskazywaniem stanowisk jej występowania. Ja wiem, że pisanie o hipokryzji w dzisiejszych czasach jest trochę dziecinne, ale naprawdę, wierzcie mi, przestanę to czynić kiedy tylko dziennikarze w Polsce przestaną zarzucać hipokryzję duchownym. Zresztą – i tak niewiele o tym piszę. Dziś mnie naszło, albowiem w ostatnich dniach przez media przeleciała niczym meteor informacja, że przyrodnia córka Woody Allena opisała szczegóły swoje pożycia z tym człowiekiem. Dziecko to zostało adoptowane, jak wiele biednych dzieci pochodzących z krajów trzeciego świata. Przygarnęli je bardzo majętni ludzie, których rozpoznawała połowa mieszkańców globu, składając przy tym bardzo podniosłe deklaracje. I nikomu nie przyszło do głowy, że jest to para niedostymulowanych emocjonalnie wariatów, którzy – co niewykluczone – mogli działać w porozumieniu. Tej kwestii się rzecz jasna nie podejmuje, albowiem ona nie wchodzi w zakres obowiązującej definicji słowa hipokryzja. Motywacje bogatych, amerykańskich rodzin adoptujących biedne dzieci są zawsze szczere i szczytne, nie podlegają także dyskusji. Omawia się jedynie intencje i zachowania tych osób, którym się dzieci odbiera, albo organizacji mających w statucie wpisaną opiekę nad sierotami, takich jak zakony i inne organizacje kościelne. Osoby przejmujące opiekę na sierotami są poza jakąkolwiek kontrolą. Nawet wtedy kiedy dzieci te dorosną i opowiadają o piekle, które przeszły.

Wszyscy mniej więcej pamiętają jak to było – Dylan Farrow (dziewczynka) opowiedziała, a teraz powtórzyła to raz jeszcze, że jej ojczym molestował ją kiedy miała 7 lat. Eksperci sądowi zaprzeczyli jej słowom, ale ona nie zrezygnowała. Przez media przetoczyła się dyskusja, która, jak zwykle w takich sytuacjach odbiła się od bandy z napisem – wyłudzenie odszkodowania. Całość zaś afery została spięta zwornikiem promocji. Tym bowiem była dla Allena ta historia – promocją upadającej gwiazdy, która nie jest w stanie zaprezentować już niczego interesującego. Woody Allen ma dziś prawie 90 lat, jego filmy zestarzały się i nie wywołują już w nikim żadnych emocji. Nowe produkcje to gnioty, a więc można przypuszczać, że ponowne odgrzanie sprawy molestowania to próba powrotu na scenę. A jeśli nie to, to chęć wspomniana już chęć wyłudzenia. Mnie w tych aktorsko-reżyserskich historiach zdumiewa zawsze jedno – wszyscy się dobrze bawią i nawet jak cierpią, to jest to udręka trochę plastikowa. Nie ma żadnego mechanizmu, który by tych ludzi skazał na zapomnienie, rozumiane jako kara. A tak się dzieje, na przykład z duchownymi, podejrzewanymi lub oskarżonymi o molestowanie. Ich ofiary nie są badane przez zespoły ekspertów sądowych, mające wykluczyć molestowanie, a oskarżenia wystarczą za cały dowód. W przypadku Allena, który ożenił się przecież ze swoją inną adoptowaną córką, którą ta wariatka Mia Farrow przywiozła z Korei jest inaczej. Można się temu nie dziwić i poprzestać na stwierdzeniu, że Allen jest Żydem i nikt dokładnie nie wie jakie zakulisowe powiązania łączą go z najbardziej wpływowymi ludźmi Ameryki. A skoro jest tym Żydem, to na pewno nie pójdzie siedzieć. Przed więzieniem chroni go też opinia zespołu biegłych. No, ale Hollywood zna przypadki zboczonych Żydów, których zapuszkowano i nie było od tego odwołania. Nie można więc tak lekko szafować argumentem rasowym. Myślę jednak, że trochę można. Hollywood, to Hollywood, a Nowy Jork to Nowy Jork, i nikt nie jest w stanie dokładnie zmierzyć jaka jest gęstość hipokryzji w jednym i drugim mieście. Nie ma bowiem na ten temat stosownych publikacji. Myślę, że nowojorska hipokryzja jest ze sześć razy gęstsza od kalifornijskiej, a w dodatku całkowicie nieprzejrzysta. Głos więc adoptowanego dziecka, które jest już dorosłe, a do tego tak samo niemoralne i zdeprawowane jak jego przybrani rodzice, nie liczy się wcale. Najbardziej interesująca w tym wszystkim jest motywacja Dylan. Jeśli nie widzi ona szans na przejęcie po Allenie, który nie jest przecież wieczny, ani kawałka spadku, wybrała dobry moment na to, by spróbować mu wyrwać przed śmiercią jakoś grosz. No, ale jej pozycja jest niezwykle słaba. Po co więc to czyni?

Osobiście uważam, że Woody Allen jest starym zboczeńcem, a jego obsesje manifestowały się w każdym filmie, który wyprodukował. Było to tolerowane, albowiem reżyser mrugał do nas okiem i mówił – he, he, jesteśmy tacy sami. No więc pora powiedzieć, że nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy. Wszystko zaś co uznawane było kiedykolwiek za jakiś wyraz sympatii dla tego człowieka, było po prostu wymuszeniem, jakiego system dopuszczał się na widzach. Nie bardzo wiadomo w imię czego, skoro taki Polański musiał z USA uciekać, mimo tego, że jego ofiara machnęła już na wszystko ręką.

Warto wspomnieć także o tym, że żadne z dzieci przez długi czas nie utrzymywało z Allenem kontaktu, nawet ten biedny Mojżesz, który miał być jego biologicznym dzieckiem, ale matka stwierdziła w końcu, że to jest chyba jednak syn Sinatry. Dopiero kiedy skończył 36 lat, zaczął przyznawać się do Allena. Myślę, że powodowało nim czyste wyrachowanie. Los koreańskiej żony reżysera nie jest mi znany, ale mam dziwne przeczucie, że pani ta ustawiła się dobrze i jest całkowicie zabezpieczona. Azjaci nie dadzą sobie zrobić krzywdy, nawet jeśli mają naprzeciwko siebie całą nowojorską diasporę wzmocnioną zespołami eksperckimi z różnych dziedzin.

Co nas to wszystko obchodzi, zapyta ktoś. W zasadzie nic, poza tym, że może być użyte jako argument w dyskusji z Sekielskim. Jestem jednak pewien, że nie będzie, albowiem tacy jak Sekielski są na takie numery przygotowani. Nie na darmo przecież wybrali zawód filmowca. Nic im się stać nie może, podobnie jak Allenowi, który otrzymał swego czasu w Cannes nagrodę specjalną – palmę palm. Prócz niego dostał ją jeszcze tylko jeden człowiek, także zboczeniec – Ingmar Bergmann. Trzeba więc zadać to ciężkie pytanie – dlaczego świeccy dewianci mają chodzić po wolności i dostawać nagrody mimo swoich win, a duchowni podejrzani o różne niepiękne czyny mają być skazani na zapomnienie? Może im też trzeba otworzyć wrota do kariery. Cóż to w końcu jest za problem dla ministra Glińskiego dotującego filmy według prozy Witkowskiego.

  12 komentarzy do “Czy Woody Allen pójdzie siedzieć czyli dzieje pewnego pojęcia”

  1. Interesujące jest to, że tak wiele planet obraca się wokół seksualności. Jest to chyba najbardziej ekspresywna (czyli chcąca wydostać się na zewnątrz) nasza cecha. Popycha do działania. Zarówno na niwie artystycznej, jak i religijnej a także, o czym pisał Gospodarz – niwie rewolucyjnej. Efekt tych moich przemyśleń jest komiczny: zaczynam się zastanawiać, czy moja ponadstandardowa działalność (dowolna) nie jest wynikiem jakichś moich fobii, braków itd?

  2. Dzień dobry. Pamiętam taki stary (angielski..) dowcip; kto to jest hipokryta? – to uczeń, który mówi, że z przyjemnością chodzi do szkoły. No i jeszcze dobre wychowanie – podobno wynalezione przez Francuzów – również zakłada oszczędne gospodarowanie szczerością. A Allen i jego rodacy – cóż, naród handlowców, w tej dziedzinie prawda ponad wszystko nie prowadzi do sukcesu. No a my, gdzie jesteśmy? To już trochę zależy, do jakiej tradycji kto się przyznaje, ale w masie – cała ta amerykańska mentalność to dla nas ciało obce i o tym warto pamiętać. My lubimy Amerykę, zaśmiewamy się na sitcomach, wzruszamy na westernach, ale życie wśród tych ludzi byłoby naprawdę nie do zniesienia. Inna planeta.

  3. Drobna uwaga – Amerykanie rozpoznają swoją „elitę” po 2 faktach – zaadoptowane dziecko kolorowe i kariera jak meteoryt.

    Zazwyczaj dziecko jest gwałcone przez przyjaciół i znajomych „rodziców ” (vide córka Stefana Szpilberga, która oficjalnie w wieku 17 lat rozpoczęła karierę producentki porno).

    A tak samo zazwyczaj pieniądze „rodziców” znikają po śmierci („nic nie zostawię dzieciom”), znikają to od początku należały one do banków sponsorujących karierę gwiazdy.

    Historycznie najgłośniejsza jest postać JPMorgana, który wywołał skandal. W trakcie procesu spadkowego okazało się, iż człowiek, który był właścicielem USA, dysponował zaledwie w 17% własnym majątkiem. Reszta pieniędzy zarządzanych przez JPMorgana należała do the Bank of England.

  4. No właśnie. To było te drugie pytanie 🙂 Myślę, że dobra rada w tej sytuacji to: nie zastanawiać się zbyt dużo nad sobą.

  5. PSS: autobiografia z życia dzieci elity USA?

    Historia córki 2 mega-gwiazd literatury SF…

    https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4885460/the-last-closet-the-dark-side-of-avalon

  6. Portfel i rozporek nawracają się na samym końcu. Dlatego atak „złego” lub złych idzie po tej linii. Jak widać najprościej uderzyć po obu naraz czynnikach. Warto by spisać tych wszystkich bogaczy którzy deklarują e nic nie zapiszą swoim dzieciom. To oznacza tylko że nic nie mają, to słupy tylko.

  7. Zdaje się że kiedyś też Bil Gates obiecywał że nic nie zostawi dzieciom.

  8. Gates od czasu do czasu czasu daje znać o tymo że nic nie ma a te pozory które ma, mogą mu zostać z dnia na dzień odebrane. Mówi więc o jedzeniu jakichś syntetycznych brwi albo wprost własnoustnie pije wodę odcedzony z kupy.

  9. Ciekaw jestem ile filmow Allena obejrzałeś od początku do końca i na czym opierasz twierdzenia, że produkuje gnioty, ktorych nikt nie chce oglądac? Naleze do fanow tworczosci Allena i zupelnie sie z Toba tutaj nie zgadzam. Nie twierdze oczywiscie, ze Allen nie ma na koncie wszystkich tych strasznych historii o ktorych piszesz, ale twierdzenie, ze dzieje sie to specjalnie, aby zwiekszyc sprzedaz nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistoscia, bowiem filmy Allena wciaz sprzedaja sie nienajgorzej bez jakiejkolwiek skandalizujacej otoczki. Na koniec dodam rowniez ze chociaz rozdzielam dzielo od jego tworcy i nauczylem sie patrzec na wszelkie nieuporzadkowanie w zyciu osobistym gwiazd ze te typy tak mają (bo w przeciwnym razie niewielu artystow by sie ostalo), to mimo wszystko nie dostrzegam rowniez w tworczosci Allena postaw do stwierdzenia, ze jest zboczencem, ktorego sklonnosci mqnifestuja sie w kazdym filmie.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.